Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Three

Uwielbiam wiosnę. Wszystko budzi się do życia, jest coraz cieplej, okolica staje się piękniejsza i nagle problemy oraz zmartwienia schodzą na dalszy plan. Wiosna oznacza również coraz dłuższe dni i więcej grania w koszykówkę z chłopakami.

Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Odwołano mi dwie ostatnie lekcje, dzięki czemu mogłem zjeść obiad w domu. Mama akurat miała wolne, więc mieliśmy okazję zjeść posiłek razem. Przez nasze obowiązki rzadko znajdowaliśmy na to czas, dlatego cieszyłem się na wspólny posiłek oraz towarzyszące temu rozmowy. Po obiedzie obiecałem skosić trawnik. Lubiłem to zajęcie. Odprężało mnie, chociaż nie do końca pojmowałem jak.

Gdy byłem zajęty wykonywaniem swoich obowiązków, zauważyłem Fredericę, która bardzo szybko szła w stronę domu ze spuszczoną głową. Wiedziałem, że coś z nią było nie tak. Zostawiłem koszenie trawy na później i od razu udałem się pod drzwi sąsiadów.

- Rica, otwórz, to ja, Ashton. - powiedziałem pukając do drzwi.

Po kilku minutach pojawiła się 10-latka. Zauważyłem, że ma napuchnięte oczy od płaczu. Jej kręcone włosy pozostawały w ogromnym nieładzie, dlatego co chwilę odgarniała je do tyłu. Posłała w moją stronę sztuczny uśmiech, jakby chciała mi pokazać, że wszystko jest w porządku. Nie dałem się nabrać.

- Chyba musimy porozmawiać. - stwierdziłem patrząc na dziewczynkę.

Wszedłem za nią do środka i usiadłem na kanapie w salonie. Frederica zajęła dalsze miejsce. Wyglądała na bardzo załamaną. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Zawsze tryskała energią, dużo się śmiała, a w tej sytuacji była swoim przeciwieństwem.

- Powiesz mi, co się stało? - spytałem, a ona pokręciła przecząco głową.

Próbowała walczyć z emocjami, jednak po chwili z jej oczu lały się łzy niczym z wodospadu. Zbliżyłem się do Frederici i przytuliłem ją mocno. Czułem jak cała się trzęsła, a jej szloch stawał się coraz głośniejszy. Pozwoliłem jej się wypłakać, zasmarkać nawet moją ulubioną koszulkę. Czekałem jednak, aż w końcu powie mi, co się stało.

- Czemu płaczesz? - spytałem spokojnie delikatnie głaszcząc ją po plecach.

- W mojej klasie się ze mnie śmieją. - odpowiedziała łamiącym się głosem.

- Dlaczego?

- Bo... jestem jedyną, która nie ma dwójki rodziców. Czemu ja? - spytała, po czym znowu zaniosła się płaczem.

Myślałem, że takie docinki ze względu na sytuację rodzinną nie powinny mieć już miejsca. Sam męczyłem się z czymś podobnym, ale znacznie wcześniej. Rozumiałem sytuację Frederici. Przecież ona nie ma wpływu, czy wychowuje ją dwójka rodziców, jeden, dziadkowie, czy jacyś inni opiekunowie. Najważniejszy jest fakt, że ktoś ją kocha i się o nią troszczy.

- Jak miałaś cztery lata, to stwierdziłaś, że twoja mama musi mieć nadprzyrodzone moce, jest taką supermamą. - zacząłem. - Dlatego nie potrzebna jest pomoc drugiego rodzica. Sama to wymyśliłaś.

- Serio? - zdziwiła się, biorąc głębszy oddech od dłuższej chwili. 

- Serio, serio. Zawsze patrzyłaś na świat w inny sposób, okruszku. Nie jesteś sama w takiej sytuacji, pamiętaj o tym. Nie musisz daleko szukać przykładu. - wskazałem na siebie. -  Kim jest osoba, która sprawiła ci przykrość? - spytałem.

- Ma na imię Archie. Dokucza wszystkim, ale ostatnio uwziął się na mnie. Wiem nawet dlaczego. Raz zwróciłam mu uwagę, że nie powinien być niemiły dla drugiej osoby. Od tamtej pory dokucza głównie mi.

Wiedziałem, że nie zostawię tej sytuacji. W mojej głowie zrodził się plan i miałem pewność, że go zrealizuję.

- Może pójdziesz do mnie do domu? Twoja mama pewnie wróci późnym wieczorem z pracy, nie powinnaś siedzieć sama. Chodź. - pociągnąłem ją za rękę w stronę drzwi. - Moja mama upiekła ciasteczka z kawałkami czekolady.

- Dzięki, Ash. - powiedziała wycierając malutką dłonią twarz od łez.

- Nie ma za co. Zawsze do usług. - uśmiechnąłem się do niej.

Gdy tylko przekroczyłem próg domu i miałem pewność, że Frederica jest zajęta rozmową z moją mamą, wziąłem telefon stacjonarny i zadzwoniłem do Nicka. Do planu, który zrodził się w mojej głowie, potrzebowałem większego wsparcia.

- Halo?

- Nick? Tu Ashton. Przekaż Kasperowi, że nie idziemy jutro na pierwszą lekcję.

- Idziemy na wagary? - spytał podekscytowany kolega. 

- Nie, idziemy zrobić dobry uczynek.

- Wiesz, Ash, czasami zastanawiam się, czy znasz pojęcie dobrej zabawy. - westchnął. -  Niech ci będzie. 

- Super, bądź o siódmej trzydzieści na naszym boisku.

- Przyjąłem. Do jutra.

Następnego dnia spotkałem się z kolegami w umówionym miejscu. Zdradziłem im dokładnie plan działania, na który oboje przystali. Następnie ruszyliśmy w stronę podstawówki, do której chodziła Frederica. Doskonale znaliśmy ten budynek, bo jeszcze nie tak dawno sami tam uczęszczaliśmy. Gdy tylko pojawiliśmy się w szkole podstawowej, rozpoczęliśmy poszukiwania konkretnej klasy. Nie zajęło nam to dużo czasu. Bez problemu odszukaliśmy również chłopca, który dokuczał Frederice. Rządził wszystkimi na korytarzu. Mały, rudy, wredny 10-latek. Od razu do niego podeszliśmy. Widzieliśmy, że trochę się wystraszył, a największe wrażenie zrobił na nim Nick, który był w tamtym czasie naprawdę wysoki.

- Ty jesteś Archie? - spytałem spokojnie, a on raz kiwał głową, że jest, a raz, że nie jest.

- Zdecydujesz się w końcu? - spytał zniecierpliwiony Kasper. - Ty jesteś Archie? - tym razem uzyskaliśmy twierdzącą odpowiedź.

Odciągnęliśmy chłopca na bok, żeby z nim porozmawiać. Czułem, że pójdzie dość łatwo, bo rudowłosy chłopak wcale nie miał ochoty spędzać swojego czasu z nami.

- Słyszałem, że dokuczałeś Frederice. - zacząłem. - Kojarzysz pewnie Fredericę, prawda? - chłopiec nic nie mówił tylko kiwał głową. - Nie podoba mi się, że jej dokuczasz. Masz ją przeprosić i jeśli jeszcze raz dowiem się, że sprawiasz jej przykrość, to inaczej wtedy porozmawiamy. - powiedziałem spokojnie. - Zrozumiałeś? - Archie ponownie kiwnął twierdząco głową i głośno przełknął ślinę.

- Spadaj stąd. - mruknął Nick, a rudowłosy uciekł do klasy. - I po sprawie. Na dziś wyczerpałem limit dobrych uczynków. Chodźmy coś zjeść, pomaganie innym jest strasznie wyczerpujące. - zażartował.

Wróciliśmy do naszej szkoły na drugą godzinę lekcyjną. Akurat każdy z nas był w zupełnie innej klasie. Ja nudziłem się na historii, Nick męczył się z matematyką, a Kasper z chemią. Moje nudzenie się na lekcji przerwała wizyta dyrektora. Starszy mężczyzna rzadko ruszał się z gabinetu, chyba że w przypadku poważnej sprawy, dlatego wywołał spore zamieszanie.

- Ashton Irwin, proszę ze mną. - usłyszałem.

Jeszcze większy szum w klasie spowodowało moje wyjście. Raczej byłem porządnym uczniem. Nie uczyłem się źle, byłem w szkolnej drużynie koszykówki i mimo szalonego towarzystwa moich kolegów, byłem postrzegany jako ten rozsądniejszy.

Spokojnie wstałem, zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Na zewnątrz czekali już Nick i Kasper. Nikt z nas nie wiedział, o co chodzi, dopóki nie weszliśmy do gabinetu dyrektora i zobaczyłem znajomą mi nauczycielkę ze starej szkoły. Oskarżono nas o znęcanie się nad młodszymi. Rudowłosy Archie z płaczem doniósł wychowawczyni o naszej wizycie. Któryś z nauczycieli nas widział i rozpoznał. Nie potrzebowali wiele czasu, aby dowiedzieć się, do jakiej szkoły trafiliśmy. Wysłuchałem wszystkiego, o co mnie oskarżali. Potem przedstawiłem swoją wersję wydarzeń. Dwie godziny spędziłem w gabinecie dyrektora, żeby wyjaśnić całą sprawę. Udało mi się wygrać starcie ze stoickim spokojem. Zadowolony wychodziłem z gabinetu dyrektora.

- Stary, powinieneś zostać prawnikiem. - powiedział Kasper. - Masz taką gadkę, że wygrałbyś wszystko. - koledzy poklepali mnie po plecach.

- Ashton. - dyrektor zaczepił mnie, kiedy opuszczałem jego gabinet. - Następnym razem zgłoś taką sprawę w szkole nauczycielom. Nie musiałeś tego załatwiać na własną rękę. Jednak cieszę się, że zareagowałeś.

- Chyba widział, pan dyrektor, że w szkole mojej sąsiadki nawet nie mieli pojęcia o tym, co się u nich dzieje. - powiedziałem i wróciłem na resztę moich zajęć.

Podobno szkoła ma być naszym drugim domem. Szkoda, że to nadal były tylko puste słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro