Ten
MAGGIE'S POV
Od około doby nie odbierałam telefonów od Ashtona oraz nie odpowiadałam na jego sms-y. Musiałam odpocząć od sytuacji, w której się znalazłam, dlatego z samego rana przemierzałam Sydney w poszukiwaniu ciekawych miejsc.
W czasie pobytu w Brisbane, o Frederice słyszałam rzadko - zaledwie kilka razy. Mój chłopak wspominał o niej przy okazji, gdy kontaktował się z rodziną, więc przez długi czas myślałam, że są krewnymi. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że siedemnastolatka oraz Ash tak naprawdę nie są ze sobą spokrewnieni.
Jak miałam nie być zazdrosna? Frederica i Ashton znali się od dawna, łączyła ich wyjątkowa więź i wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Poza tym dziewczyna była młoda i nie wyglądała jak typowa Australijka. Jej brązowe włosy były niczym sprężyny i pięknie się układały, do tego intensywnie zielone oczy, które nie są często spotykane oraz śniada karnacja, która dawała wrażenie wiecznie pięknej, opalonej skóry.
Doskonale wiedziałam, że jeżeli chciałam być w poważnej relacji z Ashtonem, musiałam mu zaufać. Jednak dzień wcześniej zazdrość wygrała z rozsądnym myśleniem. Dlatego od kilku godzin spacerowałam po mieście i obserwowałam wszelkie budynki, wieżowce, parki i przede wszystkim ludzi. Sydney było miastem wielokulturowym i bardzo swobodnym. Mijając różne osoby, oprócz angielskiego mogłam usłyszeć chociażby francuski, hiszpański czy chiński. Nikt nie przejmował się za bardzo swoim wyglądem, stawiano na wielki luz, wygodę i swobodę. To był duży plus tego miasta, bo nie przepadałam za sztywnymi zasadami i pośpiechem. Czasami warto było się zatrzymać i wziąć głęboki oddech.
Przechodziłam przy jednej ze szkół średnich, gdy zobaczyłam charakterystyczne brązowe loki. Frederica szybkim krokiem przemierzała parking mijając grupkę chłopaków. Miała na sobie bluzę z logo szkoły na piersi i rzymską dwunastką umieszczoną na plecach. Do tego ubrała jeansy i niebieskie trampki.
- Hej, to jeszcze nie koniec! - zawołał za nią jakiś chłopak, przez co dziewczyna jeszcze bardziej się spięła.
Postanowiłam zaryzykować: miałam jedyną okazję, żeby porozmawiać z siedemnastolatką sam na sam. Druga możliwość na wybadanie gruntu mogła się nie przytrafić, dlatego postanowiłam od razu zaczepić dziewczynę. Podeszłam do niej lekko zdenerwowwna.
- Cześć, Frederica - odezwałam się, wyrywając ją z zamyślenia. - Jestem Maggie, poznałyśmy się wczoraj.
- Tak, pamiętam, dziewczyna Asha - powiedziała.
- Znasz może jakąś dobrą kawiarnię niedaleko stąd? Napiłabym się kawy. Może byś mi potowarzyszyła? Ja stawiam - zaśmiałam się, chociaż brzmiało to bardziej nerwowo niż przyjaźnie.
- Jest jedna fajna miejscówka pięć minut drogi stąd. Wypijesz tam dobrą kawę.
Frederica zaprowadziła mnie do przytulnej knajpki, gdzieś z dala od zgiełku i tłumu ludzi, ale za to blisko małego parku. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi, niewielki dzwoneczek zadzwonił. Z zaplecza wyszła niewysoka, postawna kobieta w średnim wieku i przywitała się z nami. Zajęłyśmy miejsce na jednej z brązowych kanap w rogu kawiarni. Ciemne meble kontrastowały z jasnożółtymi ścianami. Czuć było ciepło i spokój bijące od tego miejsca. Wspomniana szybciej pani podeszła do nas i przyjęła zamówienie, proponując nam przy okazji kawałek ciasta dnia.
- W waszej szkole też trzeba nosić mundurki? - spytałam wskazując na bluzę, przy okazji próbując zacząć jakoś rozmowę.
- Niekoniecznie, ale dwunaste klasy najczęściej je noszą - odpowiedziała dziewczyna.
- Nie znosiłam szkolnych mundurków.
- Słuchaj, Margaret, doskonale zdaję sobie sprawę, że to spotkanie nie jest bezinteresowne - zaczęła, a ja nie mogłam ukryć zdziwienia. - Nie jestem najlepsza, jeśli chodzi o komunikowanie się z drugim człowiekiem, ale przystałam na rozmowę, żeby wyjaśnić parę kwestii związanych z Ashtonem. Wiem, że w takim celu się ze mną spotykasz.
- Skąd takie przypuszczenia? - spytałam, a ona westchnęła zrezygnowana. - Powiedział ci coś?
- Skądże. Po prostu, on ma... problemy z zamykaniem okien. Trudno nie usłyszeć paru rzeczy, gdy mieszka się obok. - wywróciła oczami. - Wiem, że się pokłóciliście wczoraj i to ja byłam powodem tej kłótni.
- Frederica, posłuchaj...
- Maggie, ja nic nie chcę od Ashtona - powiedziała stanowczo. - Odrzucając go, ranisz nie tylko jego, ale również siebie. Przecież doskonale widzę, że ci na nim zależy. Mnie i Asha łączy wspólna przeszłość, wychowywaliśmy się praktycznie razem. Oboje nie mieliśmy ojców, nasze matki pracowały, żeby nas utrzymać. Często zdarzało się, że zajmowały się dziećmi na zmianę. Zżyliśmy się ze sobą, to wszystko. W dodatku Ashton nadal traktuje mnie jak małe dziecko i jest do mnie wręcz jak nadopiekuńczy rodzic. Zawdzięczam mu naprawdę wiele. Nie skreślaj go przeze mnie. On nie jest taki jak inni kolesie. Chłopak ma naprawdę dobre serce.
- Wiem o tym... - westchnęłam. - Jednak zrozum mnie...
- Rozumiem - ponownie mi przerwała. - Nie byłaś jedyną, która miała do mnie zarzuty. - wzruszyła ramionami. - Ale jako pierwsza chciałaś ze mną porozmawiać. Szanuję to.
Posłałam w stronę siedemnastolatki uśmiech. Nie spodziewałam się takiej rozmowy z Fredericą. Była nieco speszona na samym początku, ale wyrozumiała. Chociaż podczas naszej podróży do kawiarni miałam wrażenie, że dziewczyna żyje w trochę innym świecie. Bywała nieobecna i zamyślona.
- To może opowiesz mi o jakiś zawstydzających historiach Ashtona? - spytałam, żeby rozluźnić atmosferę.
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Przez chwilę zastanawiała się, ale potem powiedziała:
- Co chciałabyś wiedzieć? - wtedy wiedziałam, że dogadałam się z nastolatką
***
Jeszcze tego samego wieczoru pojechałam do mojego chłopaka i pogodziłam się z nim. Na samym wstępie przeprosiłam go za swoje impulsywne zachowanie. Następnego dnia Ashton wpadł na pomysł, żebyśmy odwiedzili dom Pań Rodriguez. Tłumaczył, że pożyczył Frederice jakąś książkę i chciałby ją odebrać, a przy okazji poznam Irene, matkę nastolatki.
Pani Rodriguez była ciepłą i przesympatyczną kobietą. Powitała nas zimną lemoniadą oraz przepysznym ciastem. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Irene. Miała poczucie humoru, które okazywała na każdym kroku. Szybciej Ash wspominał mi, że pani Rodriguez ma problemy finansowe i pracuje dwa razy więcej niż kiedyś. Podziwiałam ją za to, bo nawet nie pokazywała tego, z iloma zmartwieniami mierzy się każdego dnia.
- Niestety dzieciaki, ale praca mnie wzywa - westchnęła. - Z chęcią bym sobie jeszcze z Wami pogawędziła. Rica wraca dzisiaj szybciej ze szkoły, więc pewnie minę się z moją córeczką, ale możecie na nią poczekać. Powinna być za kilka minut. A skoro ci zależy na tej książce, Ash, to idź jej poszukaj, pewnie leży gdzieś na stosie innych lektur na biurku w pokoju Frederici.
- To jak szukanie igły w stogu siana, ona strasznie dużo czyta - zaśmiał się.
- To prawda, pochłania książki niczym odkurzacz - zawtórowała mu kobieta.
Po pożegnaniu z Irene, mój chłopak zdecydował, że jednak poszuka tej książki i zniknął gdzieś w pokoju, zostawiając mnie samą. Westchnęłam cicho i zabrałam się za grę na mojej komórce z braku innych ciekawych zajęć. Kilka minut później w korytarzu pojawiła się Frederica, nawołując swoją matkę. Weszła do kuchni, po czym zdziwiła się na mój widok.
- Margaret? Cześć. Co ty tutaj robisz? - spytała przyglądając mi się. - Gdzie moja mama?
- Cześć, twoja mama wyszła już do pracy. - odpowiedziałam. - Czekamy tu na ciebie z Ashtonem.
- A gdzie on jest?
- Szuka swojej książki, którą ci pożyczył, w twoim pokoju... - powiedziałam, a dziewczyna wybiegła szybko z kuchni.
Potem usłyszałam głośny trzask drzwi, krzyk, po czym rozpętało się piekło...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro