Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Seventeen

Późnym wieczorem siedziałem na ganku przed domem trzymając w dłoniach paczkę papierosów. Osiedle o tej porze było względnie opustoszałe. Póki trwał rok szkolny, dzieciaki nie pojawiały się na ulicy tak często. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a połowa księżyca zawitała na niebie. Uniosłem wysoko głowę, żeby na niego spojrzeć. Pojedyncze gwiazdy delikatnie migotały. Wyciągnąłem jednego papierosa, wsadziłem go do ust, po czym zapaliłem. Mocno się zaciągnąłem, żeby po chwili wypuścić dym ze swoich płuc. W końcu miałem chwilę, żeby się uspokoić. 

- Wiedziałam, że popalasz. 

Mama usiadła na ławce obok mnie, a następnie wyrwała używkę z mojej dłoni. Posłałem jej wrogie spojrzenie, jednak ona również nie wyglądała na zadowoloną. Patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem, przez co czułem się winny. 

- Przypominam ci, że jestem dorosły...

- I jako dorosła osoba postanowiłeś się truć? - spytała przerywając mi. - Po co to robisz, Ashton? Jeszcze nie tak dawno miałeś bardzo negatywny stosunek do papierosów. Jak długo to robisz?

- Od miesiąca raz na jakiś czas odpalam jednego. To jest cały czas jedna i ta sama paczka, którą kupiłem. Od jak dawna wiesz, że palę?

- Od wczoraj. Dałeś bluzę do prania i znalazłam paczkę papierosów. Odniosłam ją do twojego pokoju, bo liczyłam, że porozmawiamy na ten temat. 

- Mamo - westchnąłem - nie jestem uzależniony. 

- To dlaczego palisz? - spytała z wyrzutem. 

- Nie radzę sobie ze stresem, który ostatnio często mi towarzyszy. W najgorszych momentach sięgam po papierosa, żeby się odstresować. Dzisiaj dowiedziałem się tyle rzeczy na temat stanu Frederici, że ciężko mi się jakoś przystosować do nowej sytuacji. 

Mama przytuliła się do mnie, a ja mogłem poczuć jej znajomy zapach, który zawsze mnie uspakajał. Westchnąłem cicho pod nosem i cieszyłem się, że mam przy sobie najcudowniejszą kobietę na świecie. Kobietę, która miała w sobie naprawdę dużo siły i cierpliwości, żeby mnie wychować. 

- Nie możesz uciekać w używki, Ash, doskonale o tym wiesz. Jak sobie nie radzisz, to porozmawiaj z kimś: ze mną, z Maggie, z chłopakami. Nie chcę, żebyś się truł, zrozumiano?

- Właśnie besztasz mnie jak nastolatka - zaśmiałem się cicho, a moja mama mi zawtórowała. 

- Powiedz mi, że chociaż Rice da się pomóc. 

- Pani psychiatra ma już na nią pewien plan, dzięki któremu powinna poprawić się jej sytuacja. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Irene powiedziała, że jutro cię odwiedzi i porozmawiacie między innymi na ten temat. 

- Dobrze - odparła, po czym podniosła się z ławki. - Zapomniałam ci powiedzieć, że za jakiś kwadrans pojawi się tu twoja dziewczyna. Dzwoniła, ale zostawiłeś telefon w kuchni. - kiwnąłem głową, na znak, że przyjąłem. 

Schowałem paczkę papierosów z zapalniczką do kieszeni spodni. Spojrzałem jeszcze raz na okolicę, w której żyłem przez tyle lat. Cieszyłem się z tego, co miałem, bo wierzyłem, że wszelkie problemy zmierzają ku końcowi. Moje rozmyślania przerwał trzask bramki i uśmiechnięta twarz mojej dziewczyny, która niosła karton z dużą pizzą. Wszystko, co mnie dręczyło nagle przestało mieć znaczenie. 

***

Minął tydzień odkąd Frederica przestała uczęszczać na zajęcia w szkole. Ktoś na zmianę do niej zaglądał, kiedy Irene nie było w domu. Maggie również zaoferowała swoją pomoc. Moja dziewczyna podobnie jak Frederica uwielbiała książki i często wymieniała się nimi z Ricą, przez co miały wiele tematów do rozmów. Nauczanie domowe również przynosiło powoli efekty. Nastolatka w końcu zaczęła rozumieć matematykę. 

Któregoś piątkowego wieczoru Frederica odrabiała lekcje, a ja pomagałem jej z zadaniami, gdy tylko tego potrzebowała. Zauważyłem, że ostatnio odrobinę się uspokoiła. Powiedziała mi również, że od trzech dni przestała mieć koszmary, dzięki lekom, które przepisał jej lekarz. To był duży krok do przodu. W końcu mogła spokojnie przesypiać noce, przez co rano czuła się znacznie lepiej niż przez ostatnie miesiące. 

Głośne pukanie do drzwi przerwało naszą naukę. Ktoś strasznie się dobijał, co powoli zaczynało wyprowadzać mnie z równowagi. Poszedłem otworzyć, żeby zobaczyć dwie znajome twarze - Nicka i Kaspera. Obaj panowie po prostu weszli do środka, jakby wpadali tutaj od zawsze. 

- Hej, pomyliliście adresy? To nie mój dom, że możecie sobie wchodzić ot tak - powiedziałem. 

- Zdziadzieliście do reszty, czy co? - spytał Kasper. - Uczycie się matematyki w piątkowy wieczór? Wy dwoje przynudzacie bardziej niż moi dziadkowie, czas to zmienić!

Frederica przyglądała im się z zaciekawieniem. Dawno nie widziała moich kumpli, na których kiedyś wpadała praktycznie codziennie. Obaj wyglądali na bardzo podekscytowanych. Usiadłem obok mojej przyjaciółki, żeby dokończyć tłumaczenie jej zadania oraz całkowicie zlekceważyć tych dwóch idiotów, co wtargnęli. Mojemu duńskiemu przyjacielowi to się bardzo nie spodobało. Jednym ruchem zrzucił wszelkie podręczniki na podłogę.

- Czy ty do reszty zwariowałeś?! - wydarłem się na niego, a w tle usłyszałem cichy śmiech Nicka.

- Wychodzimy, emeryci, czas was wyprowadzić. Niedługo zwariujecie od siedzenia ciągle w zamknięciu. Dzwoń po swoją kobietę i lecimy. 

- Maggie dzisiaj pracuje w barze, ma nocną zmianę. - mruknąłem. 

Od pewnego czasu moja dziewczyna znalazła sobie nową, lepiej płatną pracę, ale spędzanie wieczorów wśród nachalnych facetów, którym trzeba podawać piwo, doprowadzało mnie do szału. Chociaż ona zapierała się, że wcale nie jest z nimi tak źle.

- To potem może ją odwiedzimy. A teraz zakładajcie buty na nogi, chyba że chcecie iść boso. 

- Dokąd idziemy? - spytała Frederica, która przez ten cały czas milczała. 

- Do cyrku, ludziska! 

- Po co mamy tam iść, skoro ty nam wystarczasz - parsknąłem. 

- On mówił o cyrku, a nie zoo - zauważyła Rica, przez co wybuchnąłem głośnym śmiechem. 

Na ustach mojej przyjaciółki zagościł szeroki uśmiech, a Nick razem ze mną naśmiewał się z niewzruszonego Kaspera, który pchał nas w stronę wyjścia. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, szczególnie, że chodziło tu o wyjście do cyrku, a nie klubu. Ostatni raz odwiedziłem to miejsce mając z osiem lat. 

- Zaraz, zaraz, zwolnij, koleś. To cyrk ze zwierzętami? - spytałem.

- Nie, bez nich, o czcigodni obrońcy zwierząt. - przyjaciel spojrzał wymownie na mnie oraz nastolatkę. 

- Ja to znalazłem - odezwał się Nick - a ten dureń się napalił, więc idziemy. 

Spacer naszą czwórką przypomniał mi dzieciństwo, kiedy to Frederica prawie wszędzie z nami chodziła, co drażniło blondyna. Tym razem sam chętnie przystaje na jej towarzystwo, nawet siłą wyciąga ją z domu. Chociaż od zawsze podejrzewałem, że Kasper skrycie lubi Ricę i wcale mu nie przeszkadzała.

Po dwudziestu minutach spaceru dotarliśmy do ogromnego, czerwonego namiotu, gdzie miał odbyć się pokaz. Udzieliło mi się podekscytowanie i cała atmosfera samego cyrku. Kupiliśmy bilety, po czym zajęliśmy miejsca na widowni. W międzyczasie Nick przyniósł nam popcorn. Gdy nagle światła zgasły, a na scenie pojawił się konferansjer, znowu poczułem się jak ośmioletni chłopiec w krainie magii. Żonglerzy, cyrkowcy na trapezach, ludzie na jednokołowych rowerkach przemierzali arenę, żeby oczarować publiczność. 

Frederica bardzo wczuła się w pokaz. Dawno nie widziałem tyle radości na jej twarzy. Najbardziej oczarował ją prawdopodobnie magik, który tuż przed nią stworzył różę dla dziewczyny. Kasper nie mógł się powstrzymać od komentarza, przez co wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. 

Po skończonym występie wracaliśmy pieszo do domu, po drodze zahaczając o boisko, na którym spędzaliśmy kiedyś prawie każdy dzień. Nick pobiegł do domu po piłkę, bo to właśnie on mieszkał najbliżej tego miejsca. Potem zaczęliśmy rzucać na zmianę do kosza. W końcu podzieliliśmy się na dwie drużyny i zagraliśmy mały mecz. Razem z Kasperem pokonałem Nicka i Fredericę, mimo że toczyliśmy równą walkę. 

Przed jedenastą dotarłem razem z przyjaciółką do jej domu. Była zmęczona, więc od razu poszła się kąpać. Czekałem na powrót jej mamy z pracy. Nie chciałem zostawiać Rici samej o tej porze. Irene wróciła kwadrans później, niezwykle zmęczona. Przywitałem się z nią i opowiedziałem jej, co działo się dzisiejszego dnia. Wyglądała na szczęśliwą, kiedy mówiłem jej o wyjściu do cyrku. 

- Także magik skradł serce Frederici, a róża od niego jest w wazonie w jej pokoju - powiedziałem, na co Irene zaśmiała się.

- Poszedłeś w odstawkę? - spytała, a ja udałem urażonego. 

- Wymieniła mnie na lepszy model. Pójdę się pożegnać z okruszkiem i lecę do siebie. To był intensywny wieczór - odparłem, na co mama Rici skinęła głową. 

Wszedłem do pokoju nastolatki, gdzie zastałem ją na łóżku z pamiętnikiem i długopisem w dłoni. Szybko coś notowała nie zwracając uwagi na otoczenie. Koło jej ręki leżał również telefon. 

- Przyszedłem powiedzieć dobranoc - powiedziałem, na co dziewczyna podniosła głowę i zamknęła notes. 

- Chłopaki mają zawsze świetne pomysły. Nawet te najbardziej szalone zwykle kończą się sukcesem. 

Usiadłem obok niej, a Frederica przytuliła się do prawego ramienia. Odgarnąłem z jej czoła opadające na oczy kręcone włosy. 

- Zdarza im się błysnąć inteligencją - zaśmiałem się. - Pamiętasz o tym, co mówiła pani doktor? Masz nie zaglądać na te wszelkie portale.

- Nie zaglądam - odpowiedziała szybko. - Drukowałam zdjęcia z telefonu. Mama dostała ostatnio podwyższę w pracy i kupiła mi drukarkę do smartphone'a, dzięki czemu obklejam całe ściany w zdjęcia. 

Rozejrzałem się wokoło i rzeczywiście spostrzegłem kilka nowych fotografii na ścianie. Na jednej z nich była Maggs, która przytulała się do książki, co wywołało u mnie śmiech. Na innej Frederica siedziała na fotelu i czytała jakąś powieść. Ściągnąłem oba zdjęcia i przyjrzałem im się z bliska. 

- Pozwolisz mi je zatrzymać? - spytałem, na co Rica skinęła głową. - Dzięki. Dobranoc, okruszku, śpij dobrze.

- Dobranoc, Ash. 

Pocałowałem w czoło moją przyjaciółkę, a następnie wyszedłem z jej pokoju trzymając dwa zdjęcia. Wszedłem do domu, gdzie panowała już względna cisza. Zamknąłem się w swojej sypialni, po czym schowałem obie fotografie do portfela razem ze zdjęciem mojej mamy. Teraz mogłem trzymać najważniejsze osoby w moim życiu zawsze blisko siebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro