Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Seven

Tamte lato pamiętam doskonale, bo było bardzo upalne. Australijczycy odetchnęli z ulgą, gdy luty skończył się na dobre i nastał chłodniejszy marzec. Jesień zbliżała się nieubłagalnie, ale nikt nie narzekał z tego powodu. Lato wykończyło każdego. Ponad 40°C w cieniu to był koszmar nie tylko dla ludzi, ale również zwierząt. Cieszyłem się, że nie musiałem wracać w ten ukrop do domu. Mój stary pick-up nie wytrzymałby tego.

Około południa zaparkowałem na znanym mi podjeździe. Rozejrzałem się po okolicy, która o tej porze była bardzo spokojna. Dzieciaki w szkole, dorośli w pracy, niektórzy spali po nocnych zmianach. Tęskniłem za widokiem swojego osiedla. Z domu mojej mamy wyszła dobrze znana mi sąsiadka. Gdy tylko mnie zobaczyła, o mało nie krzyknęła z wrażenia. Pokazałem jej, żeby była ciszej, bo chcę zrobić niespodziankę swojej mamie. Kobieta podeszła do mnie i mocno przytuliła.

- Tak dawno cię nie widziałam, Ashton.

- Ciebie też miło widzieć, Irene - odparłem. - Mama zajęta?

- Nie uwierzysz, ale robi porządek w starych fotografiach. Przegląda twoje zdjęcia. Strasznie się za tobą stęskniła. Nie miałeś czasem przyjechać w przyszłym tygodniu?

- Miałem, ale jestem szybciej - odpowiedziałem. - A jak tam Frederica?

- Jak to Frederica. - machnęła ręką Irene. - Szkoła, dom, książki - powiedziała. - Kończy o pietnastej zajęcia - dodała, jakby czytała mi w myślach. - Wybacz mi, Ash, chętnie bym z tobą pogadała, ale czeka mnie jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w domu, a o 16 muszę iść do pracy.

Irene wyglądała na bardzo przemęczoną. Doskonale znałem jej  sytuację od mojej matki. Pani Rodriguez miała problemy finansowe i od pół roku w weekendy chodzi dodatkowo do drugiej pracy. Podziwiałem ją, bo nie pokazywała, że jest jej ciężko i nie poddawała się.

Wszedłem cicho do domu i pierwsze co, to poczułem zapach ulubionego ciasta, a następnie usłyszałem składankę hitów mojej mamy z lat 80-tych. Rodzicielka siedziała na kanapie w salonie. Wszędzie porozwalane były stare fotografie. W dłoniach trzymała jedną, na której miałem osiem lat i spałem z ulubioną figurką Batmana.

- Byłem całkiem słodki na ośmiolatka - powiedziałem, a moja mama pisnęła z przerażenia.

Potem był krzyk radości, przytulanie, a następnie dostałem po głowie za to, że ją przestraszyłem. Gdy trzymałem ją w swoich ramionach, zdałem sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniłem. W końcu moja mama była moim autorytetem. Silna kobieta, pracowita, ciepła, która, mimo wielu upadków w swoim życiu, nie poddała się. To właśnie moja mama.

Domowy obiad to kolejny podpunkt na mojej liście pod tytułem: ''Za czym tęskniłem, gdy przebywałem w Brisbane''. Zadowolony usiadłem przy stole z moją rodzicielką i w końcu razem zjedliśmy posiłek. Tak jak za szkolnych lat - rozmowom przy stole nie było końca.

Po obiedzie udałem się na stare boisko. Dawno nie grałem w kosza i bardzo za tym również tęskniłem. Jakież było moje zdziwienie, gdy zastałem Nicka i Kaspera siedzących na boisku. Z nimi miałem okazję się widzieć. Przyjechali do mnie do Brisbane na Sylwestra. To był świety koniec i jakże genialny początek nowego roku. Graliśmy przez jakąś godzinkę, gdy zorientowałem się, że zbliża się piętnasta. Nie mogłem sobie tego odpuścić - bardzo chciałem pojechać po Fredericę do szkoły.

Nie widzieliśmy się przez dziesięć miesięcy. Poza kilkoma wiadomościami tekstowymi tygodniowo, nie za bardzo wiedziałem, co się u niej dzieje. Tęskniłem za tym dzieciakiem. Brakowało mi jej nietypowych przemyśleń na temat otaczającego ją świata czy sarkastycznych uwag dotyczących mojego wyboru dziewczyn, a takżi Obrażania się za wytykanie jej wieku czy wzrostu. Dlatego odpaliłem auto i ruszyłem pod szkołę Frederici. W międzyczasie włączyłem jedną ze składanek Coldplay, którą akurat w tamtym czasie uwielbiałem.

Po dziesięciu minutach parkowałem pod liceum Rici. Nie uczęszczałem do tej szkoły - była ono typowo humanistyczna, a ja należałem bardziej do ścisłowców. Wiedziałem jednak, że jest to jedna z lepszych szkół średnich w tym mieście. A moja sąsiadka właśnie uczęszczała do ostatniej klasy. Czas strasznie szybko leciał. Przecież nie tak dawno bawiliśmy się razem w piaskownicy.

Kilka minut po piętnastej zauważyłem brązowe loki gdzieś w tłumie uczniów. Chciałem od razu wysiąść z auta i przywitać się, jednak zatrzymał mnie widok jej twarzy. Dostrzegłem jak prawą dłonią szybko ociera łzy z policzków. Wyglądała inaczej niż zwykle - była nieobecna, przygaszona. To mnie trochę zaniepokoiło. Poczekałem aż zacznie przechodzić przez parking. Wtedy wysiadłem z auta i ją zawołałem. Była zdziwiona moim widokiem.

- Ash? Co ty tutaj robisz? - spytała zszokowana.

- To było naprawdę miłe powitanie - odparłem kąśliwie. - Przytulisz mnie chociaż? - spytałem i rozłożyłem szeroko ramiona.

Potem trzymałem tą drobną istotkę w swoich ramionach. Oparłem brodę o czubek jej głowy przy okazji odgarniając burzę lokowatych włosów.

Po chwili oboje siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w stronę naszego osiedla. Długo zastanawiałem się, czy zapytać ją, dlaczego płakała. Tym bardziej, że Rica była wyjątkowo milcząca. Zwykle buzia jej się nie zamykała.

- Coś się stało, okruszku? - spytałem.

- Nie, wszystko gra - odpowiedziała patrząc na drogę.

- Jesteś tego pewna? Widziałem, że płakałaś - dodałem, a ona cicho westchnęła.

- Sokole oko Irwin czuwa - mruknęła. - Wszystko jest w porządku, po prostu jestem ostatnio przemęczona.

- Na pewno?

- Tak, tato, na pewno. - wywróciła oczami.

Jej zapewnienia wcale mnie nie uspokoiły. Zachowywała się dziwnie. Głos z tyłu głowy mówił mi, że minęło sporo czasu, mogła się przecież zmienić w ciągu tylu miesięcy. Ja akurat w to nie wierzyłem. Próbowałem dopytać ją na temat jej domniemanego przemęczenia, ale zbywała mnie typowymi odpowiedziami: szkoła, nauka, mało snu.

Gdy zaparkowałem swój samochód na podjeździe przed moim domem i udałem się za Fredericą do niej, zauważyłem nagłą zmianę jej zachowania. W ciągu sekundy stała się radosna i promienna.

- Cześć mamo, wróciłam! - krzyknęła jak tylko przekroczyła próg domu.

- Cześć kochanie, jak w szkole? - usłyszałem Irene z jej sypialni.

- To co zwykle - odparła Frederica.

- Jak dobrze widzieć was znowu razem - powiedziała pani Rodriguez pojawiając się w korytarzu. - Kochanie, zupę masz na kuchence, ja muszę już lecieć do pracy. Nie siedź do późna nad książkami. Musisz się wyspać na jutro. - Irene pocałowała swoją córkę w czoło. - Lecę, dzieciaki. Do zobaczenia!

Po jakże entuzjastycznym pożegnaniu, Rica udała się do kuchni i zabrała się za podgrzanie zupy. Znowu zachowywała się tak samo, jak u mnie w aucie. Wiedziałem, że ta radość była świetną grą aktorską.

- Może mi wytłumaczysz, o co tutaj chodzi? - spytałem.

- Chcesz zupy? - dziewczyna udała, że nie słyszała mojego wcześniejszego pytania.

- Rica, do cholery, nie denerwuj mnie. Co jest grane?

- Nic, odpuść sobie. Po prostu jestem zmęczona. Mama ma dużo problemów na głowie, nie musi wiedzieć, że ostatnio chodzę przemęczona. Daj na luz, Ash.

Przyglądałem jej się przez dłuższą chwilę. Nadal czułem, że okłamuje mnie i nie miałem pojęcia, dlaczego to robi.

- Dzisiaj idę do Nicka na oglądanie meczu NBA. Może się do nas przyłączysz?

- Muszę się uczyć, Ashton. Mam strasznie dużo roboty. A chciałabym się chociaż na chwilę zdrzemnąć, bo inaczej nie nauczę się tego wszystkiego - westchnęła.

- Dobra. To odezwę się jeszcze. - odparłem i wyszedłem z jej domu żegnając się krótkim uściskiem.

***

Przez cały mecz nie mogłem przestać myśleć o mojej sąsiadce. Miałem mnóstwo dziwnych uczuć w sobie odkąd odebrałem ją ze szkoły. Czułem, że dzieje się coś złego. Jeszcze trochę, a zmienię się w emocjonalny kłębek nerwów. Patrzyłem jak najlepsi koszykarze grają doskonały mecz, ale myślamy nadal byłem w domu Frederici. Nie wytrzymałem i sięgnąłem po telefon. Odebrała za trzecim sygnałem.

- Tak, Ash?

- Jak ci idzie nauka? - starałem się, aby mój głos brzmiał normalnie i to pytanie wcale nie bylo związane z moim zamartwianiem się.

- Jakoś... - westchnęła. - Dzwonisz, żeby mnie skontrolować?

- Nie, chciałem ci zaproponować odpoczynek. Możesz do nas wpaść, dużo cię jeszcze nie ominęło.

- Nie mogę. Doskonale o tym wiesz - odpowiedziała.

- Brzmię jak nadopiekuńczy ojciec? - spytałem nagle.

- Troszkę - zaśmiała się lekko. - Nie spinaj się, Ash. Pouczę się pewnie do jedenastej, a potem pójdę spać. Mama wróci po północy, nie chcę, żeby zastała mnie nad książkami i prawiła mi kazanie na temat ważności snu i odpoczynku.

- Dobra, wierzę ci. W takim razie już ci odpuszczam.

Po szybkim pożegnaniu wróciłem do oglądania meczu.

- Gadałeś z Fredericą? - spytał nagle Nick.

- Tak, a co?

- Dawno jej nie widziałem - powiedział przyjaciel. - Ostatnio zachowuje się... jak nie ona.

- Też mam takie wrażenie - odparłem.

- Lepiej jej się przyjrzyj. Coś nie tak jest z tym dzieciakiem.

Słowa brązowowłosego tylko utwierdziły mnie w moich domysłach. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. I przez cały czas układałem w myślach plan działania, który pomógłby rozwiązać całą sytuację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro