Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One

Odkąd pamiętam, ona zawsze była w pobliżu. Widziałem ją bawiącą się za płotem na swoim podwórku, najczęściej w niewielkiej, drewnianej piaskownicy. Lubiłem ją, mimo że była cztery lata młodsza ode mnie. Miała w sobie mnóstwo energii i radości. Była małym, wesołym promyczkiem w naszej dzielnicy. Moja malutka sąsiadka - Frederica.

W jeden z upalnych dni w Australii zająłem miejsce na tarasie i szukałem zajęcia dla siebie. Wszyscy moi kumple byli tego dnia zajęci. Nick pojechał do babci do Wollongong, Kasper uczył się surfować z bratem, a ja nudziłem się okropnie. Co ośmiolatek mógł zrobić kreatywnego i to sam w tak upalne popołudnie? Wtedy nie przychodziło mi nic innego jak nudzenie się na tarasie i gapienie w chmury.

W pewnym momencie usłyszałem dziwny hałas, a zza drewnianego płotu wyłoniła się czyjaś głowa, na której widniała burza loków, a raczej sprężynek.

- Cześć, Ashton! - usłyszałem.

- Rica, zejdź z płotu, bo spadniesz i zrobisz sobie krzywdę. - zwróciłem czterolatce uwagę.

- Przyjdziesz się ze mną pobawić? - spytała starając wychylić się jeszcze bardziej.

- Nie chce mi się za bardzo. - mruknąłem.

Upał był dobijający. Termometr wskazywał około 40°C, co oznaczało australijskie lato w pełni. Nie miałem pojęcia skąd w mojej malutkiej sąsiadce tyle energii. Wszyscy wokoło nie podzielali jej entuzjazmu.

Kilka minut później zauważyłem dziewczynkę obok siebie na tarasie. Jej brązowe włosy sięgały do ramion, a cera była bardziej śniada niż zwykle, oczywiście dzięki słońcu. Zielone oczy były pełne radości. Ubrana w fioletową bluzkę na krótki rękaw i w takim samym kolorze spodenki stała naprzeciwko mnie. Sam jej widok wzbudzał we mnie pozytywne odczucia. Nie dało się powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy, gdy tylko ją widziałem.

- Mama wie, że tu jesteś? - spytałem, przypominając sobie, że czterolatka nie może sobie ot tak wyjść na osiedle bez niczyjej opieki. Mimo że to była osiedlowa ulica, nadal poruszało się po niej bardzo dużo samochodów.

- Nie. Wymknęłam się. - odparła konspiracyjnie.

- Nie wolno ci wychodzić z podwórka bez wiedzy mamy. - powiedziałem patrząc na nią karcąco.

- To chodźmy do mnie i nawet się nie zorientuje, że wyszłam.

Spojrzałem na nią i cicho westchnąłem. Nie mogłem jej odmówić. Może nawet nie chciałem?

- Jesteś cwana jak na swoje cztery lata. - zaśmiałem się i podałem jej rękę.

Przeszliśmy przez mój dom, bo ta droga była o wiele krótsza, niż przez całe podwórko. Niestety, nie udało nam się przemknąć obok mojej mamy. Będąc małym dzieckiem miałem wrażenie, że posiadała jakiś szósty zmysł. Zawsze wiedziała, gdy się przemieszczałem, mimo że robiłem to wręcz bezszelestnie.

- Cześć, Frederica. - powiedziała obserwując nas z kuchni.

- Dzień dobry! - odpowiedziała dziewczynka, a ja pociągnąłem małą w stronę drzwi.

- Dokąd idziecie?

- Idę ją odprowadzić i chwilę się z nią pobawić. - wytłumaczyłem i zanim usłyszałem kolejną serię pytań pociągnąłem małą sąsiadkę za rękę w stronę jej domu.

Tak jak przypuszczałem, jej mama właśnie wyszła na zewnątrz, żeby poszukać swojej córki. Nie wyglądała na zachwyconą.

- Jest ze mną, pani Rodriguez. - powiedziałem.

Młoda, brązowowłosa kobieta spojrzała karcąco na córkę. Frederica była do niej bardzo podobna - wyglądała jak jej niewielka kopia.

- Kochanie, ile razy ci powtarzałam, że nie możesz jeszcze wychodzić sama na ulicę? Mówiłam ci, że jak idziesz do sąsiadów, to masz mi o tym mówić.

- Przepraszam, mamo. Poszłam tylko po Ashtona. - Rica zrobiła swoje smutne spojrzenie i jej mama przestawała być zła. Serio, jak ona to robiła?

- Następnym razem lepiej przyjdź po mnie i pójdziemy po Asha razem, zgoda? - spytała matka dziewczynki, na co czterolatka energicznie pokiwała głową.

Od zawsze chciałem mieć młodszą siostrzyczkę, żeby się nią zajmować. Frederica po części spełniała moje małe marzenie. Nasze mamy bardzo się przyjaźniły - obie były samotnymi rodzicielkami. Dość często spędzały razem czas, więc Rica zawsze była blisko mnie. Nigdy nie przeszkadzała mi jej obecność.

Mojego ojca nie znałem, Rica też nie. Tylko jej przykład jest bardziej tragiczny. Tata czterolatki był z nią jeszcze do pierwszego roku życia. Jako podróżnik wyruszył na wyprawę życia w Alpy i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Zero kontaktu od trzech lat. Pani Rodriguez sprzedała wcześniejszy dom i kupiła dużo mniejszy na przedmieściach. I tak została naszą sąsiadką. Zawsze ją lubiłem, ponieważ była ciepłą osobą, podobnie jak moja mama. 

- Przygotuję dla was lemoniadę, dzieciaki. - powiedziała pani Rodriguez.

Jakby nie patrzeć, miałem dwa domy. W każdym dbano o mnie i się troszczono. Mama Frederici była ważna w moim życiu. Krępowałem się mówić do niej "ciociu", bo z tyłu głowy cały czas miałem nieprzyjemną myśl, że tak naprawdę nie jesteśmy rodziną. Gdy byłem o wiele starszy zwracałem się do niej po imieniu - Irene. Chociaż to również zajęło mi dużo czasu.

Frederica koniecznie chciała się bawić tamtego dnia w piaskownicy. Na szczęście znajdowała się ona o tej porze w cieniu, który padał z jednego z drzew w ogrodzie. Usiadłem na brzegu, a następnie sięgnąłem po pierwszą z brzegu łopatkę oraz wiaderko.

- To w co chcesz się bawić? - spytałem.

- Zbuduj zamek! Ty robisz najlepsze. - powiedziała podekscytowana.

- Dobrze. Ma to być zamek dla kogoś konkretnego? Jakiejś księżniczki?

- Nie. Tam będą mieszkać nasze mamy i oczywiście ty i ja. - odpowiedziała rezolutnie.

- Zamek dla naszej czwórki? Brzmi całkiem fajnie.

Frederica przyglądała mi się, jak robię babki z piasku. Uważała, że jestem w tym mistrzem i sama też chciała takie tworzyć. Naśladowała dokładnie każdy mój ruch, ale jej babki dość szybko się rozpadały. Była z tego powodu zawiedziona.

- Jeśli chcesz, żeby twoja babka ci wyszła, musisz użyć piasku, który znajduje się trochę głębiej i nie jest taki suchy, rozumiesz? - powiedziałem, na co ona energicznie kiwnęła głową i wróciła do pracy.

Obserwowałem Fredericę, która w skupieniu wykonywała swoje zajęcie. Była przez cały czas cicho. W pewnej chwili wypowiedziała jednak zdania, które zawsze wydawały mi się mądre i nie mogłem uwierzyć, że taka mała dziewczynka powiedziała coś takiego.

- Aby stworzyć najlepszą babkę trzeba użyć piasku, który jest głębiej. Podobnie jest z nami. Najlepsze jest w nas to, co znajduje się bardzo głęboko w każdym z nas. - odezwała się nagle, a mnie zamurowało.

Myślałem przez dłuższą chwilę nad sensem jej wypowiedzi. Byłem bardzo zdziwiony, ale też pod wielkim wrażeniem.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - spojrzałem na czterolatkę.

- Nie pamiętam. To po prostu było w mojej głowie. - wzruszyła lekko ramionami i wróciła do zabawy.

Przez resztę dnia, którego spędziliśmy na zabawie, nie powróciliśmy do tego tematu. Jakby wypowiedziane przez nią słowa nigdy nie istniały.

Ta wypowiedź głęboko zapadła w mej pamięci. Od tamtej pory tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że Frederica jest niezwykłą istotką. Chociaż zdałem sobie z tego sprawę wiele lat później.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro