Five
Każdemu zdarzyło się podpaść rodzicom. Ja również wpadłem kilka razy, mimo że byłem raczej grzecznym dzieciakiem. Złamałem żelazną zasadę mojej mamy: Żadnych imprez w tym domu. Planowałem domówkę od dłuższego czasu. Czekałem aż mama będzie miała nocną zmianę w pracy. Uprzedziłem sąsiadów, że będą u mnie znajomi. Dobre kontakty z sąsiedztwem ułatwiły mi organizację. Miałem pewność, że nikt nie doniesie na policję, że jesteśmy za głośno. Poza tym byłem pewny, że zapanuję nad wszystkim. W tamtym czasie Irene, mama Rici, mało sypiała, co oznaczało, że jak zaśnie, to nic ją nie obudzi. Z Fredericą również byłem dogadany, chociaż tu miałem największe problemy. Chciała uczestniczyć w imprezie, ale jej nie pozwoliłem. Obraziła się, jednak przekupiłem ją jakimś wyjściem na film.
W końcu mogłem zacząć żyć jak typowy licealista. Organizacja domówki była wskazana w moim przypadku. Byłem dość rozpoznawalny, ponieważ zostałem czołowym graczem w szkolnej drużynie koszykarskiej. Odkąd Nick był jej kapitanem, to wszyscy zwracali na nas uwagę. Przyszło paru znajomych, był również alkohol i bawiliśmy się świetnie. Jednak jedno mi nie wyszło - sprzątanie po imprezie. Nie wyrobiłem się czasowo, a w dodatku ktoś wylał piwo na dywan i smród był bardzo, bardzo silny. Mama naprawdę się wściekła i na następną jej nockę w pracy wylądowałem u sąsiadów.
- Skoro zachowujesz się jak dzieciak, to mam zamiar cię tak traktować - powiedziała zła i zadzwoniła do domu Rodriguezów.
Drzwi otworzyła mama Frederici, która wyglądała na bardzo rozbawioną całą sytuacją. Jej twarz delikatnie poszarzała i zgubiła również kilka kilogramów. Nie wyglądała najlepiej, ale jej uśmiech był nadal taki sam.
- Cześć, Irene - powiedziałem i wszedłem do środka.
Zająłem stałe miejsce na kanapie. Po chwili pani Rodriguez pożegnała się z moją mamą i wróciła do swoich obowiązków.
- Złamałeś najważniejszą zasadę, tak? - zaśmiała się. - Oj, Ashton. - Irene była bardzo rozbawiona.
- Gdybyś mnie zaprosił, to pomogłabym ci wszystko ogarnąć i posprzątać - usłyszałem Fredericę.
- Nigdzie byś nie poszła. - powiedziała jej mama, a Rica wywróciła oczami.
- Pogadamy jak podrośniesz, okruszku. - wytknąłem w jej stronę język.
Dziewczyna uderzyła mnie w ramię, a potem zaproponowała obejrzenie jakiegoś filmu u niej w pokoju. Sypialnia Frederici była nieduża, ale miała swój klimat. Ściany pokryte fioletową farbą fioletowe (Rica mówiła, że lawendowe, ale czy to właściwie jest kolor?), na której znajdowało się dużo plakatów. Najwięcej miejsca zajmowało duże łóżko przy oknie, obok stała również szafa, a naprzeciw łóżka znajdowało się biurko. Powyżej biurka zawieszony był mały telewizor. Na ścianie nad łóżkiem Rica powiesiła mnóstwo fotografii. Znajdowałem się na wielu z nich. Frederica chciała obejrzeć film z Johny'm Deppem, który leciał na jednym z kanałów. Było mi wszystko jedno, więc przystałem na propozycję sąsiadki.
- Czy na twojej imprezie byli Nick i Kasper? - spytała nagle 14-latka.
- Pewnie, że byli - odparłem nie odrywając wzroku od telewizora.
- A Dorothy? - dodała, a ja czułem, co się szykuje.
Dorothy była moją dziewczyną. Spotykaliśmy się od dwóch miesięcy. W szkole była cheerleaderką, więc dość często się widywaliśmy. Kiedy mieliśmy z chłopakami trening, cheerleaderki również przygotowywały się na sali. Miała długie, czarne włosy, niebieskie oczy oraz wysportowaną sylwetkę. Podobała mi się i lubiłem spędzać z nią czas. Była w porządku, chociaż nie czułem jeszcze "tego czegoś", o czym jest mowa w filmach o zakochanych. Liczyłem, że nabędę coś takiego z czasem. Jednak Frederica nie lubiła mojej dziewczyny i na każdym kroku o tym mówiła. Dorothy także wypowiadała się niezbyt przyjaźnie na temar Rici. Miałem powoli tego dość.
- Musimy znowu poruszać ten temat? To chyba oczywiste, skoro się spotykamy. - wywróciłem oczami.
- Jeszcze się spotykacie?
- Frederica, nie zaczynaj - powiedziałem zły. - Co ty do niej masz?
- Cóż, wiele rzeczy. Mam zacząć wymieniać?
- Może masz problem z tym, że teraz więcej czasu spędzam z nią niż z tobą? Jesteś zazdrosna?
- Nie jestem. Po prostu ona cała jest problemem, Ashton. Myślałam, że masz więcej rozumu i będziesz umawiać się z kimś bardziej inteligentnym. Poza tym, Dorothy jest fałszywa...
- Radzę ci przestać, chyba, że chcesz rozpętać kłótnię.
- Widziałam ją z jakimś kolesiem w kinie. I nie wyglądali na rodzeństwo czy przyjaciół...
- Wystarczy. - wstałem. - Mam dość słuchania tego wszystkiego. Musisz się z tym pogodzić, że ja i ona jesteśmy parą. Nie wszystko kręci się tylko wokół ciebie - dodałem i wyszedłem z jej pokoju trzaskając drzwiami.
Po przespanej nocy na kanapie u Rodriguezów, z samego rana udałem się do domu. To nie była pierwsza kłótnia pomiędzy mną a Ricą odkąd spotykałem się z Dorothy. Tylko ona jej nie akceptowała.
Przed południem usłyszałem dzwonek do drzwi. Myślałem, że to moja dziewczyna, bo byliśmy na dzisiaj umówieni. Jednak ujrzałem kogoś innego.
- Mogę wejść? - spytała, a ja przepuściłem ją w drzwiach. - Przepraszam. Nie chcę się z tobą kłócić - powiedziała zmieszana. - Po prostu... nie, nie było tematu, nie będę już nic mówić.- dodała. - Wybaczysz?
Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w szczelnym uścisku. Frederica była dużo niższa ode mnie, więc gdy tylko ją obejmowałem, ona zawsze opierała swoją głowę o moją klatkę piersiową.
- Czyli względna zgoda? - spytałem, a ona cicho mruknęła na potwierdzenie.
- Ja już pójdę, dzisiaj obiecałam pomóc mamie przy obiedzie - powiedziała i otworzyła drzwi.
Frederica wpadła prosto na Dorothy. Obie nie były zachwycone swoim widokiem, jednak Rica robiła dobrą minę do złej gry. Przywitała się z moją dziewczyną, po czym wyszła. Pocałowałem Dorothy, a następnie poszedłem z nią do swojego pokoju.
- Powinieneś zrobić porządek z tą małolatą - powiedziała zła.
- To znaczy?
- Zawsze się przy tobie kręci. Boże, ona jest taka irytująca. - wywróciła oczami.
- Przecież doskonale wiesz, że nasze mamy się przyjaźnią, ona mieszka obok i od zawsze spędzaliśmy razem sporo czasu.
- Ashton, nie jesteś niańką, mógłbyś w końcu się jej pozbyć.
- Ty mówisz poważnie? - zdziwiłem się. - Frederica jest również ważna w moim życiu...
- Bla, bla, bla, to przecież dziecko. Nic dziwnego, że ciężko było ci znaleźć dziewczynę, skoro ta smarkula ciągle się przy tobie kręci. Co ona sobą niby reprezentuje? Jest cholernie nachalna. Sorry, Ashi, ale jeśli chcesz być ze mną, to musisz się zdecydować. Albo ona albo ja.
- Słucham? Ty mówisz poważnie? - zdziwiłem się.
- Pewnie. - zarzuciła włosami. - Myślisz, że jesteś jedyny, który się mną interesuje?
Zdziwiła mnie jej wypowiedź. Zawsze była miła i słodka, lubiłem jej towarzystwo. Nagle okazało się, że nie znam dziewczyny, z którą się umawiałem. Z perspektywy czasu, uuznałem, że nie mam co się dziwić - znałem ją krótko.
- Jesteś pewna tego, co robisz?
- Jasne. Więc jaka jest twoja decyzja? Wybrałeś coś? - spytała.
- Oczywiście - odparłem i pomogłem jej wstać. - Żegnam.
- Słucham? - oburzyła się. - Rzucasz mnie? I to dla jakiejś smarkuli? To już podchodzi pod pedofilię! - krzyczała.
- Myślałem, że masz chociaż trochę rozumu, ale coraz bardziej się pogrążasz - zaśmiałem się.
- Obsmaruję cię w szkole, żadna laska cię nie będzie chciała. - groziła mi.
- Z tego strachu aż się trzęsę - kpiłem z niej. - Przestań pogarszać swoją sytuację i spróbuj z odrobiną godności opuścić mój dom.
Spoliczkowała mnie i wyszła z hukiem. Nie żałowałem. Przez całe życie nikt mi nie kazał wybierać. Każdy akceptował moją wyjątkową więź z Fredericą. Ona jest moją rodziną, może nie z krwi, ale nią jest. Decyzja była prosta.
Wieczorem udałem się do Frederici z jej ulubionymi lodami. Chciałem ją w ten sposób udobruchać. Akurat ona otworzyła mi drzwi.
- Spodziewałam się ciebie - powiedziała.
- Serio? - zdziwiłem się.
- Wyglądasz na dość szczęśliwego jak na chłopaka, który zerwał z dziewczyną kilka godzin temu - odparła i wzięła ode mnie pudełko lodów.
- Skąd wiesz?
- Miałeś otwarte okno w pokoju. Słyszałam cię u siebie w domu. Poza tym twoja była ma strasznie donośny głos - powiedziałablekko. - Ashton, nie żałujesz? - spytała nagle.
- Niby czego? Nie pierwsza i nie ostatnia nawiedzona, która była w moim życiu. - wzruszyłem ramionami. - Ciebie znam ponad 10 lat, okruszku. Miałbym zrezygnować z twojej obecności dla jakiejś panienki? Jeszcze mam trochę oleju w głowie.
- Miło to usłyszeć. Za parę minut będą tu twoi kumple. Mieliśmy cię wyciągnąć z domu, ale skoro już jesteś u mnie to możemy coś obejrzeć.
- Na ciebie zawsze można liczyć. - zaśmiałem się obejmując ją ramieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro