Rozdział 15
Stoję, przed dziwami mojego nowego pokoju, w którym będę mieszkać jeszcze 4 lata jak, się dowiedziałam rano. Za mną stoi jakiś strażnik, który miał mnie tu odprowadzić. Pukam lekko i słyszę „proszę". Gdy wchodzę do pokoju widzę blond loki szukające czegoś w jednej z szaf. Ciuchy latały we wszystkie strony. Pokój był nawet duży miał wszystko po dwa, dwa okna pośrodku, szafy, biurka, łóżka, komody. Ściany pokoju były pomalowane na łososiowy kolor. Tyle mojego szczęścia, że nie jakiś intensywny róż. Szczerze mówiąc był nawet ładny. Po środku był okrągły dywanik, o tym samym kolorze. Gdy dziewczyna wreszcie wyłoniła, się mogłam dostrzec jej prawie dziecięcą urodę i szeroki uśmiech.
- Boże, ty jesteś moją nową współlokatorką tak? Jejku jak się cieszę, że nie będę już sama — skacze wokół mnie i zaczyna przytulać. Teraz naprawdę wyglądała jak dziecko, bardzo szczęśliwe dziecko. - Proszę nie okaż, się tylko wredną suk.ą
- Yy... postaram się — mówię zakłopotana jej śmiałym wyznaniem.
- Och dobrze. Za chwilę śniadanie. Gdzie są twoje rzeczy ? Masz już plan lekcji ? Może będziemy na kilku lekcjach razem. Było by świetnie ! - ile w tej dziewczynie entuzjazmu i energii. Aż zaczyna mi się udzielać.
- Moje rzeczy przyniosą później. A plan kiedy dostanę ?
- A pewnie, ktoś ci je przyniesie podczas śniadania. Kto jest twoim mentorem? Moim jest Brian Lockom uczy szermierki - co? Nic nie rozumiem ? Nikt mi jeszcze o tym nie mówił.
- Chwilkę, bo nie łapię. Mentor? Lekcje szermierki? Naprawdę nie rozumiem — czuję jakby była najgłupszym dzieckiem, na świecie któremu trzeba wszystko tłumaczyć.
- Jejku ty naprawdę mało wiesz o naszej szkole — zaśmiała się — Mentor to osoba, która jest jakby naszym opiekunem. Coś w po dobie do rodzica, ale nie całkiem. Nauczyciel wybiera sobie osoby, którymi będzie się opiekował. Niektórzy nie mają nawet jednego, a inni dużo.
A jeżeli chodzi o lekcje szermierki to tak mamy je. Dokładnie to mamy wybór, lekcje szermierki lub zajęcia konne. Ale na te drugie ciężko się dostać, bo profesor Lora jest bardzo wymagająca i surowa jeżeli chodzi o dopuszczenie nas do koni. Niewielu się dostaje. Ja niestety byłam w tym większym gronie i popadłam. - powiedziała trochę smutniej — Dobra, a teraz proszę cię pomóż mi znaleźć niebieski sweterek.
Przeszukałyśmy połowę jej szafy i nareszcie natrafiłyśmy na niego. Jejku ile ta dziewczyna ma ciuchów. Na śniadanie miałam wybór płatki, budyń i jakieś kanapki. Wybrałam budyń czekoladowy. W czasie gdy jadłam dostałam plan. Miałam „ BIO"?
- Kate? Co to jest „BIO"? - pytam burzę loków
- A to jest Bezpieczeństwo i ochrona. Nie wiem z kim będziesz miała lekcję, ale będą ci tam mówili czego nie powinnaś robić i co cię osłabia. Nudy.. - zrobiła skwaszoną minę.
- To chyba bez stresu lekcja.
- Ta.. Pokaż, kto jest twoim mentorem — i kartki już nie było. Przez chwilę jakby szukała czegoś. Nagle z jej twarzy zeszedł z ust.
- Ej co jest? - pytam próbując dojrzeć co zobaczyła.
- Nic tylko masz niezłą mentorkę. Ma tylko jedną podopieczną. Bardzo zdolną swoją drogą. Bardzo rzadko kogoś bierze — mówi takim dziwnym tonem. Takim nierozpoznawalnym?
- Kto to — pytam ciekawa
- Profesor Morgan — mówi
- A jakże inaczej — mruczę pod nosem
- O, a tak swoją drogą mam nadzieję, że nie masz uczulenia na koty, bo mam pewnego rudzielca — uśmiecha się szeroko na wspomnienie kota
- Spokojnie nie mam. Nawet lubię koty — przyznaję szczerząc się jak głupia. Kiedyś po kryjomu przemyciłam jednego czarnucha. W gruncie rzeczy został odkryty i oddany do SCHRONISKA.
- To dobrze, bo to naprawdę miła ruda kulka.
- Fajnie, będę miała kogo trzymać na kolanach.
- Świetnie ! Dobra chodź, bo masz lekcje na końcu szkoły, a sama na pewno nie trafisz — zaśmiała się
*&*
Stwierdzam, nie potrafię pisać dłuższych rozdziałów XD Postaram się w tym tygodniu dodać jeszcze jeden
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro