Rozdział 10
Idę na dół po schodach. Nie wiem ile spałam, ale jest ciemno za oknem i zimno. Pierwszy raz od jakiegoś czasu jest mi zimno. Dziwnie się czuję z tą świadomością. Moje nogi dotykają zimnej podłogi aż przechodzi mnie dreszcz. Nawet ciepły koc, którym jestem otulona nic nie pomaga. Gdy wchodzę do salonu, w który jak teraz się spostrzegłam jest kominek na kanapie siedzi cała rodzina i...... Pani Morgan.... Krew odpłynęła mi z twarzy. Czy to jej głos słyszałam, nie wiem. Jej oczy były cale czerwone, a twarz spuchnięta od płaczu. Spojrzała na mnie, a w jej oczach widniał strach, ból i chyba udręk. Mal zerwał się na równe nogi i podbiegł od razu do mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i dokładnie ją oglądał, ale ja ciągle wpatrywałam się w kobietę. Jej szare oczy mnie przerażały. Chłopak pociągną mnie na skażaną, kanapę a ja się w niego wtuliłam. Nie mogłam być na niego zła, przecież sama nie wiem czy to był sen czy nie. Obiecałam mu, że się postaram, a teraz oleję to wszystko. Jego rodzice wpatrywali się w nas. Wreszcie jego mama odważyła się i podeszła do nas. Jej ręka powędrowała na moje czoło.
- Jak się czujesz dziecino? - pyta miękkim aksamitnym głosem. Ma brązowe włosy i piwne oczy, ale nie jest podobna do Mala, bardzie do Lucasa czy raczej on do niej.
- Dziwnie. - odpowiadam tylko, a mój głos jest dziwnie stłumiony.
- Dziwnie to znaczy jak? - ta... zapomniałam, że jego mama jest lekarzem i to wszystko wyjaśnia.
- Pamiętam wszystko jak przez mgłę i jest mi zimno, a ja nigdy nie marznę. W głowie tak mi dziwnie... Nie potrafię tego wyjaśnić. - mówię, a ona robi dziwną minę
- Powinnaś jeszcze leżeć. Jesteś bardzo osłabiona, mogłaś stracić życie. A gdybyś teraz spadła ze schodów i złamała kark?- karci mnie surowym spojrzeniem takim jak na pewno karci swoich pacjentów.
- Właśnie, czemu mogłam zginąć ? Czemu jestem osłabiona?! Co się ze mną działo?! Chcę znać prawdę! - wstałam oburzona, podnosząc głos. Wszyscy wydali się zdziwieni moim wybuchem. Siedzieli jak osłupiali.
- Usiądź, a wszystko ci wyjaśnię. - jedyna osoba, której to nie zdziwiło jest Pani Morgan. Widziałam, że stara się być spokojna, ale targają nią jeszcze inne emocje. Posłusznie wykonałam jej polecenie krzyżując ręce na piersi.
- Może zacznijmy od tego, że twoi rodzice nie są twoimi rodzicami.
- A kto...? - przerwała mi.
- Jak będziesz mi przerywać niczego się nie dowiesz. Dla mnie też jest to trudne. Ona rodziła w tym samym czasie co twoja matka, ale w przeciwieństwie do niej ona nie chciała mieć dziecka, bo o ile mi wiadomo puściła się na imprezie. Głodowała, by nie urodzić dziecka i zgodnie z jej zamiarami dziewczynka umarła dzień po narodzinach. Tobie groziło niebezpieczeństwo, ponieważ bali się, że będziesz za silna i odziedziczysz moc po matce i ojcu. Korzystając z okazji, by cię uratować ona zamieniła cię z martwą dziewczynką i wyszło, że jej dziecko umarło, a ty żyłaś jak dotychczas normalnie. W dniu siedemnastych urodzin twoja moc się aktywowała i wybrał cię ogień.
- Chwilę, chwilę. Nie rozumiem jaka moc, jaki ogień ? - pytam ponieważ mam wielki mętlik w głowie.
- Różnie nas nazywają czarownicami, wiedźmami, przeklętymi, obdarzonymi.Twoja moc, którą zawsze miałaś, ale słabą aktywowała się. Jest pięć żywiołów. Duch, woda, ziemia, ogień, powietrze są one pojedynczo, ale także są złączone razem. Wyobraź sobie jak leżą na bokach pentagramu, a w środku są połączone. Pomyśl sobie, że to są duszyczki i każda z nich wybiera jednego nosiciela. Ci nosiciele mają potężną moc. Myślano, że ogień więcej nie wybierze nikogo, bo nie wybrał nikogo od parudziesięciu lat, ale on, na to wygląda, że czekał na właściwa osobę. Jesteś jego strażniczką. Zwykła czarownica musi się podeprzeć na czymś, by próbować kontrolować żywioł. Musi mieć dużo wody albo ognia, ale i tak to jest dla nich bardzo trudne i niewielu to potrafi. One nie lubią się łatwo dawać wykorzystywać, a ty możesz ognia używać bez wysiłku. Więcej ci powiem jak wydobrzejesz. - przez cały czas mówiła bardzo spokojnie, ale nerwowo chodziła po pomieszczeniu. Gestykulowała rękami. Rodzice chłopaka ulotnili się nie wiadomo gdzie, a my zostaliśmy we troje sami.
- Powiedz mi tylko kim są moi rodzice. - powiedziałam błagalnym głosem, w którym można było wyczuć, że zbiera mi się na płacz. Z całej wypowiedzi zrozumiałam tylko fragment o moich rodzicach nic więcej. Spojrzała na mnie lodowato i również tak się odezwała.
- Twój ojciec zginął ratując ciebie i twoją matkę, a jej nigdy nie spotkasz.
- Co!? - pisnęłam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro