Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Nie wiem jakim cudem, ale siedzę w ostatniej ławce. Jakim cudem? U mnie w szkole najczęściej zajmowała to miejsce "elita" klasy. Dotarłam do klasy krótko przed dzwonkiem. Ta szkoła jest naprawdę olbrzymia, a ta sala znajduje się na drugim końcu szkoły. Kate ma po prostu motorek w du.ie. Byłam niemal ciągnięta za nią. Teraz gdy siedzę mogę odetchnąć.

- Dzień dobry wszystkim - wchodzi uśmiechnięta kobieta, o długich kasztanowych włosach zwiniętego w kłos na boku. Na pierwszy rzut oka ma trochę więcej, niż trzydziestkę. Przeczytała obecność na której już byłam pod numerem 8. Dziś w trafiłam na lekcję co nas osłabia. To chyba dobrze dla mnie skoro dopiero przyszłam, prawda?

- Jest to podobne jak u zwykłych ludzi. Narkotyki i papierosy w większej części osłabiają nasze moce, ale alkohol prawie całkowicie je blokuje. Nie tylko sami siebie trujecie, ale narażacie się na niebezpieczeństwo ze strony zmiennokształtnych. - przerywa ponieważ jakiś rudy chłopak podnosi rękę.

- Tak?

- Nie za bardzo rozumiem, o co chodzi z zagrożeniem ze strony zmiennokształtnych. Jestem tu dopiero od tygodnia i słyszałem tylko jakieś pogłoski o próbach porwania. - mówi piskliwym głosem, chyba ma mutację. Ledwo duszę śmiech i czuje, się jak moja twarz jest teraz cała czerwona.

- Oczywiście, Jesteście tu wszyscy od niedawna i nie wiedziałam, że nikt wam nie powiedział chociaż powinien - mówi trochę jakby zniesmaczona zachowaniem swoich znajomych z pracy - Zmiennokształtni od kilku lat chcą stworzyć hybrydę pomiędzy naszą rasą, a ich. Mają zamiar stworzyć w ten sposób coś jakby " super czarownicę" która będzie pod ich kontrolą. Zamierzają zniszczyć hierarchię pomiędzy rasami. Organizują porwania na samotnie czarownice by je potem zapłodnić i urodziły dzieci. Staramy się jak najbardziej zapobiegać taki porwaniom, ale nie zawszę to wychodzi - wzdycha ciężko, a ja nieświadomie podnoszę rękę. Jej wzrok teraz pada na mnie

- A co się dzieje jeżeli porwą kogoś - pytam zaniepokojona przypominając sobie tego wilka którego kiedyś widziałam przez okno.

- Staramy się je za wszelką cenę - mówi prostując się

- Ale...- drążę czując, że to nie koniec opowieści

- Nie zawszę nam wychodzi. Nieraz giną z ich rąk bo są dla nich nie odpowiednie nieraz my jesteśmy zmuszeni. Nie możemy dopuścić by się im udało bo powstanie anarchia, nie tylko po między nami ale także wszystkimi rasami i ludźmi. Sekret który był utrzymywany przez wieki. Znów zaczną się polowania na czarownicę, wampiry i wilkołaki.- dobra... czyli wampiry też istnieją. Dobrze wiedzieć.

- Co się dzieje z tymi, które nie zostają uwolnione.

- Albo same się uśmiercają, a jeżeli tego nie robią i zachodzą w ciążę umierają przy porodzie. Były już dwa takie przypadki i dzieci żyły przez dwa dni i umierały. - kręci smutno głową - Wracając do tematu. Początkujący muszą ostrożnie stosować swoją moc. Wasze organizmy nie są jeszcze przyzwyczajone całkiem do niej. Nadużycie może was osłabić, otumanić, a nawet starci świadomość. Ostrożnie używajcie swoich mocy. - widać było, że chce nas jakoś uspokoić ale nie za bardzo jej się to udało. Wiedziałam ze nie powiedziała że na te biedne dziewczyny także rzucają czar który je zabija. Ciekawi mnie ile osób tak zostało zabitych.

Z wytchnieniem wychodzę z klasy. Miała być to zwykła spokojna lekcja, a dla mnie jednak nie była. Coś kręci mnie w żołądku przez tą lekcję. Pierwszy dzień i takie coś. Idę do Kate która czeka na mnie pod klasą od angielskiego gdzie mamy razem lekcje.

- Chodź twoja mentorka mnie złapała i prosiła bym cie do niej przyprowadziła - mówi nadal się uśmiechając jak zawszę. Uradowana i pełna entuzjazmu ciągnie mnie pod korytarzu pełnym uczniów. Nie mam pojęcia jak mam teraz mówić do mojej mentorki. Specjalnie przybyła do mojej szkoły. Powiedziała mi tyle rzeczy, za które mam ochotę jej trzasnąć. Zatrzymujemy się pod samą 329, a ja już chcę uciekać.

- No już wchodź. Nie stój tak jak słup soli. Wchodź... - puka i wpycha mnie w drzwi, które otworzyła. Mało nie ląduję na środku jej gabinetu. Patrzę teraz na nią ze stalowym udawanym uśmiechem.

- Miło cię widzieć Eve. Chcę cię z kimś poznać i mam nadzieję, że się polubicie. Nie chcę by moje podopieczne się kłóciły - mówi miło, ale nadal w jej glosie można było wyczuć rozkaz. Chwilę później gdy usadowiłam się na kanapie wchodzi dziewczyna, o jakby czarnych oczach i farbowanych rudych włosach. Na twarzy miała chyba z tonę tapetu która sporo przyciemniała jej skórę. Dziwnie to wygląda ręce blade, a twarz pomarańczowa. Szczerze jej oczy mnie przerażały.

 Eve to jest Melisa. Melisa to Eve moja nowa podopieczna. Mam nadzieję że się polubicie i pomożesz jej się przystosować do nowej szkoły. Liczę na ciebie - popatrzałam na nią pytająco. Czy ona chce ze mnie zrobić takie dziwadło jakim ona jest? Chce by mi pomagała, a ja chcę jak najszybciej uciec. Melisa patrzy się we mnie jakby chciała mnie zabić gołymi rękami gdyby mogła.

- Oczywiście Pani profesor - mówi milutko i zwraca się do mnie tak samo, ale w jej wzroku czają się noże - Z chęcią oprowadzę cię po szkole.

- Mam szykować już sobie grób, bo coś czuję że moja śmierć będzie szybsza, niż teraz planowałam - zwracam się do Grace a jej mina zrzednie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro