3: V
No hej, chciałam tylko powiedzieć, że jestem rozczarowana notowaniami ostatniego tomu, i zachęcić was do obserwowania mojego profilu na Instaframie, który ma już — Uwaga!— trzy dni!
Obserwujcie, nie wstydźcie się mnie, ja nie gryzę.
Insta; bea._.sk
~∆~
Chodził od ściany do ściany z dłońmi przyciśniętymi do włosów, nie mogąc uwierzyć, że to mogły być tylko narkotyczne omamy.
Mycroft wodził za nim oczami, kręcąc główką od parasola. Jego mina wyrażała tylko i wyłącznie politowanie. Westchnął przeciągle, poprawiając się w starym fotelu.
— Ile razy ci mówiłem, abyś ich ze sobą nie mieszał? Ba! Abyś w ogóle ich nie brał. A później wydaje ci się, że w nocy przychodzi do ciebie zmarła ukochana!
Sherlock go zignorował, ilustrując wzrokiem całe pomieszczenie. Sherin z całą pewnością stwierdziłaby teraz, że: ,,Sherlock dostał oczopląsu". I zaśmiała się.
Właściwie właśnie to zrobiła. Będąc w nocy na Baker Street zdołała zamontować parę kamer, dzięki którym była nabierząco z nowymi sprawami.
— Jestem pewien, że tu była!
— Brednie. — Starszy Holmes, jak zwykle zbagatelizował sprawę. I już wiadomo, skąd Sherin podebrała to przyzwyczajenie.
— Powtórzę to ostatni raz, Mycroft. Ona tu była! Zostawiła coś, tylko nie pamiętam co.
— Chusteczkę, baranie! — Nie wytrzymała Sherin.
~*~
Jean za jej plecami po prostu musiał się zaśmiać.
— Naprawdę, siostrzyczko? Gadasz do ekranu...
Sherin skrzyżowała ramiona, obracając się w fotelu w jego stronę. W myślach zastanawiała się, czy wszyscy starsi bracia muszą być irytujący.
— Czyżbyś wreszcie gdzieś wyszła?
— Nic ci do tego. — Odwróciła dumnie głowę.
Podszedł do niej powoli, kręcąc głową. Nachylił się i objął ją ramionami, zamykając w szczelnym uścisku.
— Mmmm... — wymruczał. — Jak na kobietę po trzydziestce nadal masz jędrne cycki...
— Co za sukin...!
— Hej, hej! Wyrażaj się, moja damo! — Przycisnął ją do swojego torsu jeszcze mocniej, przez co jej piersi prawie dosłownie się rozpłaszczyły. Syknęła.
— Zdajesz sobie sprawę, że bym cię walnęła, gdybym tylko miała wolne ręce?
— Tak...
— Więc już nie mogę się doczekać, aż wypuścisz mnie ze swoich gorących uścisków — powiedziała z drapieżnym półuśmiechem.
Jean'a oblał zimny pot. Nagle zdał sobie sprawę, że dokuczanie młodszej siostrze wcale nie jest dobrym pomysłem. Szybko wypuścił ją z objęć, oddalając się na bezpieczną odległość. Nawet nie drgnęła. Z głośników laptopa wydarło się głośne ,,Bingo!", ale ona wciąż nie odwracała od niego wzroku. Poruszył się niespokojnie.
— Jak długo jeszcze chcesz zabijać mnie wzrokiem? — zapytał. — Myślałem, że twoja ciekawość jest bardziej dominująca niż chęć zemsty.
Nie odpowiedziała. Ruchem głowy wskazała mu drzwi, a następnie odwróciła się spowrotem w stronę ekranu.
~*~
Sherlock bez słowa wpatrywał się w jedwabną chusteczkę z inicjałami SSC, i która pachniała tak dobrze znanymi mu już perfumami.
Mycroft patrzył na nią zszokowany, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
— Mówisz, że się zestarzała? — zapytał szeptem, bojąc się naruszyć ciszę. — Tak naprawdę, to nigdy nie widzieliśmy jej martwego ciała. Nie tak do końca — dodał.
Sherlock pokiwał głową.
— Luna zabrała ją i skremowała, by na końcu oddać nam tylko urnę z prochami... Niekoniecznie jej.
— Co za perfidne kłamstwo! — krzyknął ktoś od progu.
~*~
Sherin podskoczyła na krześle, wlepiając oczy w ekran. Jego się tam nie spodziewała... O nie, nigdy w życiu.
Nawet ona nie mogła uwierzyć, jakim sposobem znalazł się tam najmłodszy z Holmesów... Starszego pokolenia oczywiście.
Miała wrażenie, jakby czas cofnął się o kilka lat wstecz. Oni znów sobie dokuczają, a François okazuje się wstrętnym brutusem. Zrezygnowana przypomniała sobie, że jednak nie wylała tego kwasu na twarz Sherrinforda.
— Luna naprawdę jest sprytna, prawda? — Dobiegł do niej głos Sherrina z głośników laptopa. — I Sherin z resztą też. Ułożyła niezły plan sfingowania własnej śmierci... Razem z Moriarty'm.
Sherin przyłożyła palce do skroni, i potarła je. Cholerny Holmes!, pomyślała. Jak zwykle któryś musi coś zepsuć w jej planie!
— Dlaczego mam wrażenie, że już nic nie zdoła mnie zaskoczyć? — zapytał Mycroft.
— Bo przez te lata przyjaźniłeś się z osobą, która zaskakuje na każdym kroku, i robi rzeczy, które są nie do przyjęcia w społeczeństwie, braciszku?
— Masz na myśli zabijanie ludzi? — dopytał Sherrinford. Sherlock pokiwał głową. — Ale zdajesz sobie sprawę, że ja też nie jestem święty?
— Uzupełnij.
Sherrinford niespiesznie przeszedł przez salon i usiadł na kanapie, uprzednio rozpinając guzik garnituru.
I zaczął opowiadać. O wszystkim, od samego początku. Jak trafił do Loto, zapoznał się z Jean'em — bratem Sherin — zaczął, w pewnym sensie, pracować dla Moriarty'ego, aż w końcu o wielkim planie Jima i szczegółach śmierci panny Charpentier.
— Musiała zniknąć na jakiś czas — dodał na koniec.
A Sherin z całą swoją pewnością mogła przyznać, że jej się to udało — aż do teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro