Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: XIII



   Od wielu dni mnie nie odwiedzał. Przez większość czasu spałam, a jak już się budziłam, to śniadanie czekało na szafce nocnej, bym mogła je z ochotą spałaszować. Co na razie mogę stwierdzić, że pokój tutaj jest bardzo ładny, łóżko wygodne, a jedzenie przepyszne. I gdybym wciąż nie miała poczucia, że jestem tutaj przetrzymywana, to mogłabym  z czystym sumieniem przyznać, że czuję się tutaj komfortowo.

    Co prawda brakuje mi mojego dziennika, ale w życiu można się bez pewnych rzeczy obyć, prawda?

     Byłam zdziwiona, kiedy nagle usłyszałam szczęk zamka, i w drzwiach ukazał się niedawno poznany Jim Moriarty.

— Tym razem też chce pan zmącić mi w głowie? — zapytałam, patrząc na niego spod grzywki opadającej na jedno oko.

    Moriarty zaczął klaskać, i nogą zamknął za sobą drzwi. Brawa trwały sekundowo. Już po chwili ręce złożone miał za plecami, co poskutkowało napięciem się szarej marynarki, i ukazaniem zarysowanych mięśni. Bezwątpienia był bardzo silny... A jednak wolał wysługiwać się innymi — tak podejrzewam.

— Prawdziwa Sherin z krwi i kości — stwierdził z nikłym uśmiechem kogoś, kto wie więcej od ciebie.

— Ile razy będę musiała jeszcze powtórzyć, że Sherin...

— Jest twoją niebiologiczną ciotką, ble ble ble — przerwał mi, robiąc niezadowoloną minę. — Otóż wcale nie jest twoją ciotką — Wycelował we mnie palec wskazujący. — Tylko matką.

     Skamieniałam, a później gwałtownie zamrugałam oczami, na co wybuchnął gromkim śmiechem, łapiąc się za brzuch. Przez chwilę odetchnęłam z ulgą, która jednak nie trwała długo. Myślałam, że sobie żartował, a tym czasem naśmiewał się z mojej miny.

— Jeszcze nie zauważyłaś podobieństwa? — Przyjrzał mi się uważnie. — Ten sam mały, zadarty nosek, piękne niebiesko-szare oczy, i te cudowne, malinowe usteczka. — Przybliżył się, naruszając moją przestrzeń osobistą.

    Odsunęłam się szybko, i powoli pokręciłam głową.

— Nie może być moją matką. Ona...

— Za dobrze się z tym kryje, co? — Znów wpadł mi w słowo. Miałam wrażenie, że bardzo to lubi... A Sherin irytuje... Nie, ona nie dałaby sobie przerwać. — Niektóre jej cechy charakteru, też już ujrzały światło dzienne. — Zachichotał. — Tego też nie zauważyłaś?

     Zmusiłam się do spojrzenia mi w oczy, o dostrzegłam w nich szaleństwo, szaleństwo i rozbawienie.

— Wiesz, że twój ojciec ma jeszcze jednego brata? — zapytał. Pokręciłam głową. Nigdy o tym nie słyszałam. Uśmiechnął się krzywo. — A że twoja ,,ciotka" — zrobił cudzysłów — miała starszą siostrę, i ma n a d a l — zaznaczył — starszego brata? — I tym razem pokręciłam głową. Czułam się podekscytowana poznając chociaż drobne tajemnice Sherin.

— Dlaczego mi o tym wszystkim mówisz? — zapytałam, bo naprawdę mnie to ciekawiło. Zamyślił się.

— Czy nie mówiłem już na początku, że chciałem wyznać ci prawdę? Chyba wiesz, że nikt inny tego nie zrobi... — postawił pytanie retoryczne.

    Nastała chwila ciszy, podczas której wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. W końcu zachichotał obłąkańczo, i usiadł w jednym z foteli.

— Widzisz, oprócz Luny, istnieje również bliźniacza organizacja, konkurencyjna właściwie, o nazwie Mira, która kojarzy się ze słońcem. — Błąkał niewidzącym wzrokiem po pomieszczeniu. — I ta właśnie organizacja zabiła jej starszą siostrę Sabrinę. — Urwał na chwilę, po czym po kilku sekundach znów kontynuował. — Doprawdy, urocza z niej była dziewczyna.

— Zapewne wiesz, że twoja ciotunia — zakpił — jest z pochodzenia francuską. W tym kraju narodziła się inna organizacja, która zwalczała... hym... chyba mogę ją nazwać mafią, która z kolei narodziła się we Włoszech i niemal ją zdominowała. Ich ulubionym narzędziem jest katana — przerwał zamyślony. Zrobiłam wielkie oczy, ale nie wtrącałam się. Sherin trzymała jedną w sypialni! — Lubili nią obcinać wrogom głowy. — Uśmiechnął się psychopatycznie, ale natychmiast spoważniał. — Tak zgineli jej rodzice, a brat został porwany i zmieniony w jednego z nich.

   Zgarbione plecy zaczynały mnie już boleć, więc położyłam się na miękkim łóżku, przymykając oczy.

— Wiem kim jest ,,Loto" — odparłam. — Czytałam o tym w książce.

— Ach. — Klasnął w dłonie. — Czyli wiesz również, że Sherin należy do ,,Lili".

    Pokręciłam głową.

— Tam były same podejrzenia, ale teraz już wiem, że były prawdziwe. Czy to już wszystko co chciałeś mi powiedzieć?

— Jesteś obojętna? — zapytał zdziwiony. — Zero emocji? Myślałem, że będziesz wściekła, ponieważ aż dotąd nie znałaś prawdy.

    Wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie odczuwałam żadnej złości.

— Jeśli czegokolwiek nauczyłam się przez te lata przebywając z nią to, to, że jeśli cokolwiek ukrywa, to ma jakiś powód.

— Bardzo dobre wnioski — pochwalił mnie. — Przynależność do Lili jest dziedziczna, i nie miała wyboru wstępując do niej. Więc jeśli ktokolwiek dowiedział się, że ma córkę...

     Otworzyłam szerzej oczy.

— ...to ja też musiałabym do niej należeć — dokończyłam. Pokiwał głową wyraźnie zadowolony.

— Właśnie. A swoją ciążę ukrywała właśnie u mnie. W tym pokoju — dodał po chwili, i wyszedł.

     Po raz kolejny usłyszałam szczęk zamka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro