2. X
Hej, hej, hej :D
Poproszę o kometarze bo w obecnej chwili potrzebuję motywacji.
Coś czuję, że ten tom skończy się o wiele szybciej niż poprzedni, ale nie martwcie się... Mam w planach trzeci ;)
Nie przedłużając... Miłej lektury :*
I miłej nocy ;)
~Beti
~∆~
Zaśmiała się, i przechyliła w fotelu, omało co nie wylewając wina z kieliszka.
— Chcesz mnie upić? — zapytała. — Obawiam się, że to raczej nie możliwe, wiesz? Przez lata mój organizm tak bardzo przyzwyczaił się do tego trunku, że niemal w ogóle już na mnie nie działa. — Zaśmiała się ponownie. — Co chcesz wiedzieć? — zapytała z niewinnym uśmiechem, i zatrzepotała rzęsami.
Sherlock miał niewyraźną minę. ,,Plan prawie doskonały" był do niczego. Wyjął z kieszeni marynarki kartkę i pomachał jej nią przed oczami. Sherin nagle spowarzniała.
— Grzebałeś w moich rzeczach?
— Przypadkiem leżała na wierzchu — odparł niewinnie.
— Zaraz po otwarciu szkatułki, tak?
Jakby niechcący upuściła kieliszek, tworząc tym samym czerwoną plamę, która powstała zaraz obok tej z przed laty. Westchnęła.
— To było bardzo niegrzeczne z twojej strony. I właśnie z tego powodu niczego się nie dowiesz — dodała.
Wstała nieco chwiejnie i skierowała się do sypialni. A Sherlock? A Sherlock uświadomił sobie, że blefowała.
~*~
Westchnął głęboko.
— Ach, mój drogi, już zbliża się czas, kiedy nasza mała Aurelia odkryje tajemnicę. — Uśmiechnął się przebiegle. — Aż nie mogę się doczekać — powiedział do trzymanego w ręce pluszaka.
Miś był w kolorze ciemnej czekolady, z ochlapłym uchem, i czarną przepaską na prawym oku.
— Jak myślisz? W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo będzie zszkowana? Bo widzisz... ja stawiam na jedenastkę.
Odchylił głowę i zaśmiał się szaleńczo, rzucając maskotkę za siebie.
~*~
Następnego dnia było już lepiej. Co prawda ludzie nadal się na mnie gapili, ale w dużo mniejszym stopniu.
Jeżli wziąć pod uwagę moją poprzednią aktywność na lekcjach, a teraz... Ktoś mógłby pomyśleć, że nagle stałam się przygłupem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo ciotka Sherin potrafi narzucić komuś swoją wolę. Miała w sobie coś takiego, co kazało ludziom zadowolić ją w każdym aspekcie.
I coś jeszcze nie dawało mi spokoju. Czy naprawdę możliwym było... nie, jest, żeby ona była jedną z ,,lili”? Sam fakt, że świetnie posługuje się bronią niczego nie dowodzi, wszak to przecież umie każdy w Lunie. Ale... ciotka ma również wiele sekretów, a ja chciałabym je wszystkie odkryć, jednak obawiam się, że każdego dnia przybywają wciąż nowe.
Spojrzałam kątem oka na idącego obok Leandra, i skrzywiłam się ledwo dostrzegalnie. To przez niego mam teraz takie głupie dylematy.
— Naprawdę myślisz, że Sherin mogłaby być jedną z nich? — zapytałam. Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
— Nie jestem pewien, ale ktokolwiek wcześniej napisał tę notatkę, musiał mieć stosowne argumenty.
Mogło mi się wydawać, ale ulica, którą wracałam ze szkoły, jeszcze nigdy nie była tak spokojna. Strasznie powoli zbliżaliśmy się do punktu docelowego; zbyt wolno. W pewnym momencie przestałam już nawet słyszeć szum, za to za plecami głośne kroki butów. Jedna, dwie... Nie, trzy pary.
W następnej chwili nie czułam już nic.
~*~
Blondynka patrzyła na niego wściekłym wzrokiem, a on walczył ze sobą wewnętrznie aby się nie skulić. Z krwawiącą wargą i brwią, oraz fioletowym sińcem pod okiem wyglądał już wystarczająco żałośnie.
— Przestań na niego patrzeć, jakby był winny całej sytuacji — nie wytrzymał w końcu Torancy.
— A nie jest? — zapytała z niedowierzaniem. Zgromił ją wzrokiem.
— Tylko wacali ze szkoły, a napadła ich trójka dorosłych mężczyzn. Naprawdę myślisz, że piętnastolatek da im radę sam?
— Ja w jego wieku już przechodziłam taką sytuację — odparła spokojnie. — I wygrałam.
Starszy Torancy westchnął ciężko.
— W jego wieku miałaś już wyszkolenie.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Chcesz powiedzieć, że w wolnych chwilach nic nie robisz, aby go cokolwiek nauczyć?
— Umie cokolwiek — przedrzeźniał ją.
— I są tego efekty. — Wskazała dłonią chłopaka, a następnie skrzyżowała ramiona. — Jeszcze wtedy nie podjęłam decyzji, ale teraz już znam odpowiedź. — Nim skończyła obaj już wiedzieli co powie. Młodszy przełknął ciężko ślinę. — Twój syn, oraz jego koleżanka, która brała udział w kłamstwie, nie mają prawa więcej pojawić się w Lunie. Ani teraz, ani w przyszłości. Na najbliższym spotkaniu ogłoszę to oficjalnie, a ty... — wskazała palcem Phillipa — ...masz zrobić wszystko by odnaleźć moją bratanicę — dokończyła, po czym odwróciła się, i wyszła z sali konferencyjnej, kierując się do wyjścia z Instytutu.
Jak narazie miała tylko jeden pomysł, gdzie w tej chwili znajduje się jej córka.
~*~
Obudziłam się w jakimś pokoju w przyjemnych barwach, dwoma fotelami, stolikiem, kominkiem, w którym wesoło iskrzył się ogień, oraz miekkim łóżkiem na którym leżałam.
Na jednym z foteli zobaczyłam mężczyznę, który wpatrywał się we mnie z radosnym uśmiechem.
— Nareszcie się obudziłaś, Aurelio — powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro