2: IX
Zapraszam na kolejną ,,książkę” o Sherlocku. T: ,,Śmierci Zwiastunka”.
~∆~
Czułam na sobie wzrok większości uczniów z mojej szkoły. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jest to spowodowane moim nowym wyglądem.
Wzięłam głęboki wdech, i niewzruszona — a przynajmniej tak mi się wydaje — ruszyłam do sali chemicznej. W połowie korytarza przyłączył się do mnie Leander, ale nic nie powiedział. Wyciągnął tylko swój notatnik, który, jak zauważyłam, zawsze nosi przy sobie, napisał coś, a następnie wyrwał kartkę, podając mi ją. Nieco zdziwiona przyjęłam ją, i postanowiłam przeczytać ją dopiero w klasie.
~*~
Obcasy jej ulubionych butów stukały miarowo o kamienną podłogę. Jedynym oświetleniem była co trzecia migająca lampa na sufucie. Sherin podejrzewała, że jeszcze trochę i zgaśnie, kiedy spowrotem się zapalała.
Na końcu długiego korytarza znajdowały się drzwi, prowadzące do... No właśnie. Instytut Luny ma tajemnice nawet przed swoimi członkami, i tylko zarząd, oraz przewodniczący wiedzieli, czym się teraz zajmuje. Wyjęła zza bluzki klucz na łańcuszku, i przekręciła go w zamku. Metalowe drzwi wydały przeciągłe jęknięcie, kiedy je otwierała.
Koliste pomieszczenie było całkowiecie zacienione, i tylko reflektory oświetlały jego środek. Na metalowym podeście stał nieruchomo człowiek... A właściwie byłby nim, gdyby nie był mechanicznym tworem najlepszych inżynierów. Na razie tylko głowa miała tworzywo ,, skóro-podobne”. Powoli zamknęła drzwi, i skierowała się do jednego ze stolików laboratorijnych, gdzie siedziała Sharon.
— Prace wielu miesięcy odnoszą skutki — powiedziała czerwonowłosa. Wciąż miała ten sam nawyk w farbowaniu blondu, co kiedyś. — Nasz mechaniczny przyjaciel zaczyna wyglądać jak człowiek.
Sherin klasnęła w dłonie, a następnie podbarła się pod boki.
— Kilku letnie plany rządu, zostaną wykonane w przeciągu kilku miesięcy.
— Swoją drogą jestem ciekawa, po co rządowi android.
~*~
Spotkajmy się w biblotece na długiej przerwie.
Taką wiadomość odczytałam na lekcji. Szkolna biblioteka była moim azylem. Półki i podłoga były z ciemnego drewna, tak samo jak biurko bibliotekarki.
Krążyłam bez celu po półkowych korytarzach, aż w końcu trafiłam na dział historyczny. Od niechcenia wyciągnęłam pierwszą lepszą książkę, która okazała się być przewodnikiem po Londynie z XIX w.
— Myślałem, że bardziej interesuje cię Francja niż Anglia, a tu proszę, taka miła niespodzianka.
Odwróciłam się do niego plecami i odłożyłam książkę na miejsce.
— Co takiego masz mi do powiedzenia? — zapytałam, mając nadzieję, że od razu nawiąże pytanie do okoliczności spotkania.
Bez słowa sięgnął do torby i wyciągnął z niej gruby, zniszczony tom. Wytrzeszczyłam oczy, on widząc to, uśmiechnął się półgłębkiem i otworzył ją na pozornie przypadkowej stronie. Podszedł kilka kroków i pokazał mi jej wnętrze. W środku znajdowała się mała książeczka, w zielonej okładce, zniszczonej przez lata. Podał mi ją z szerokim uśmiechem, najpewniej spowodowanym moim zaskoczeniem.
Przekartkowałam kilka stron i natrafiłam na małą notatkę.
Loto — organizacja przestępcza działająca od 1957r. na terenie Włoch i stopniowo rozpowszechniająca się na tereny wschodniej i zachodniej europy — czytałam. — Wciągu czterdziestu lat zterronizowała kraje takie jak: Włochy, Francja, Grecja, Niemcy, oraz Wyspy Brytyjskie, a zwłaszcza Anglię. Do dziś Państwa te nie dowiedziały się kto stał za działaniami terrorystycznymi na terenie ich kraju, oprócz Francji. Stworzyła ona organizację o nazwie Nénuphar, co znaczy ,,lilia wodna". Miała ona na celu eliminację Loto.
Na dole niebieskim długopisem dodano: Podejrzewamy, że lady Sherin jest członkiem ,,lili".
~*~
Sherlock siedział w fotelu naprzeciwko Mycrofta z herbatą w jednej i złożoną kartką w drugiej ręce. Starszy brat patrzył na niego z nieprzeniknioną miną, próbując odgadnąć dokładny cel spotkania w jego biurze.
— Więc...?
— Chce wiedzieć wszystko. — Zamachnął się kartką.
Mycroft głęboko westchnął.
— Ale na jaki temat? Nie mogę ci pomóc, nie znając problemu.
— To nie jest żadem problem. Jestem ciekaw, co oznacza ta kartka — wyjaśnił.
Mycroft wyciągnął rękę, a Sherlock podał mu kartkę z drobnym wahaniem.
Kartka była grubsza niż na początku mu się wydawała, i bardziej kremowa. W każdym z czterech rogów wybity był sierb księżyca razem z jakimiś floresami. Kartka A5 w poziomie miała tylko jeden, pogrubiony ciąg liczb i cyfr.
-5B13/14,0
— Cóż... — zaczął ze zmarszczonymi brwiami. — Obawiam się, że jeśli wiadomość była do Sherin, to tylko ona to rozszyfruje.
— Koperta była datowana na trzy miesiące temu — dodał młodszy z Holmesów. — Od tamtej pory regularnie znikała w poniedziałki od 14 do 16. Czy przypadkiem rząd nie zlecił czegoś specjalnego organizacji?
— Nic mi o tym nie wiadomo — odparł bez mrugnięcia okiem.
— Aha.
Wstał, poprawił marynarkę, i włożył kartkę do kieszeni. Wyszedł bez słowa, ale z planem prawie doskonałym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro