1: XXXVIII
Wiecie na co ostatnio wpadłam? Co byście powiedzieli na takie pytanka na poct
Podstawie opowiadania?
Np. Pytanie 1.
Co Sherin ma wygrawerowane na swoim ulubionym sztylecie. Itp...
Co wy na to? Opinia w komentarzach ;)
~∆~
Było mało chwil, kiedy Sherin płakała, ale jeśli już się to działo, trwało dłużej niż powninno.
Siedziała na łóżku w sypialni Holmesa, któremu wypłakiwała się w ramię, a który patrzył nieobecny na ścianę, gładząc jej rozpuszczone włosy.
~*~
Czerwonowłosa weszła bezpukania, co przez nikogo nie zostało zauważne... Prawie. Bliźniaki siedziały na pierwszych schodkach.
— Jest pani klientką? — zapytała dziewczynka, a następnie machnęła ręką nieoczekując odpowiedzi. — Nieważne. I tak dzisiaj jest zamknięte, proszę wyjść.
To było podejrzane. Nikogo nie było w domu — podejrzewała, że pani Hudson też nie ma — więc, dlaczego dzieciaki są same w domu. O ile sobie przypominała, Sherin miała przez miesiąc zaopiekować się swoim rodzeństwem z Rumunii, a ta dziewczynka wyglądem przypominała Katherine.
— Ty jesteś Laura, prawda? — zapytała. Dziewczynka zrobiła niepewną minę. — Posłuchajcie mnie uważnie — powiedziała, podchodząc bliżej. — Wasza siostra, to moja przyjaciółka. Muszę - zaakcentowała to słowo — się z nią spotkać.
— Jest zajęta — odparł chłopak.
— A gdybym powiedziała, że to sprawa służbowa?
— Sherin nie pracuje — odparli jednocześnie.
Sharon nachyliła się nad nimi, odsłaniając naszyjnik z sierpem księżyca, a potem uśmiechnęła zadowolona, widząc ich reakcje.
— Jest pani z...
— Cicho — uciszyła ją. — Nie krzycz. Nie wszyscy tu o nas wiedzą i nie powinni.
— Pan Holmes o was wie — odparł blondyn.
— To zrozumiałe — odparła wchodząc po schodach.
— Bo Sherin mu powiedziała? — zapytała Laura, odwracając za nią głowę.
— Nie. To więzy rodzinne.
~*~
— Dlaczego tak zareagowałaś? — zapytał w końcu. Pokręciła głową.
— Bo właśnie coś sobie uświadomiłam — odpowiedziała cicho.
Już chciał zapytać, co takiego, ale przeszkodziło mu pukanie do drzwi, chwilę później zza nich wyłoniła się gęsta, czerwona czupryna.
— Sherin? — zapytała. A kiedy dziwczyna na nią spojrzała zaczerwienionymi oczami, dokończyła — Potrzebuję twojej rady.
~*~
Kiedy Holmes wyszedł zostawiając je same, Sharon przekonała ją do wyjścia do jakiegoś nocnego klubu.
Zamaskowała opuchnięte, zaczerwienione oczy lekkim makijażem, pociągnęła usta różowym błyszczykiem, oraz rozczesała włosy. Z szafy wciągnęła rozkoszowaną, szafirową sukienkę do kolan, i krótkie czarne, jansowe spodenki. Na nogi założyła lakierowane koturny, a za pasek na udzie włożyła swój ulubiony sztylet.
Już w klubie wybrały kanapę najbardziej oddaloną od wejścia, i usiadły nie zwracając zbytniej uwagi na facetów obok.
— Słucham cię, Sharon — powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
Czerwonowłosa cicho westchnęła, przecierając oczy tak, aby nie rozmazać tuszu.
— Mills oświadczył, że mu się podobam.
Sherin zamarła. Nie od dziś było wiadome, że Sharon zawsze mówi prosto z mostu — podobnie jak Arthur — ale z całą pewnością nie spodziewała się czegoś takiego. Zamrugała oczami, kiedy poczuła, jak coś oplata ją w talii.
— Hej, laleczko — powiedział chłopak siedzący obok niej. — Może masz ochotę na drinka?
Chłopak, a właściwie już mężczyzna mógł mieć około dwudziestu dwóch lat. Był wysoki, i mocno z budowany, kiedy na niego spojrzała wykrzywił wargi w przyjaznym uśmiechu. Jego zielone oczy zaiskrzyły.
— Nie, ale dzięki. — Odwróciła się z powrotem w stronę niebieskookiej, która posłała w jej stronę łagodny uśmiech.
Od zawsze jej tego zazdrościła. Sherin mogła mieć każdego, a ona tego nie dostrzegała. Blondynka delikatnie ściągnęła dłoń bruneta ze swojej talii.
— No masz zamiar zrobić w związku z tym? — zapytała. Sharon dopiero po chwili zrozumiała do czego nawiązuje. Wzruszyła ramionami.
— Liczyłam na twoją radę.
— Oczywiście uprzednio odmówiłaś. — Wymieżyła w nią oskarżycielsko palec. Skinęła głową. — Jeśli miałabym być mściwa, to powiedziałabym o wszyskim jego żonie — oświadczyła.
— Może jeśli posunie się za daleko — odparła niepewnie.
— Za to ja zaraz będę mściwa, jeśli ten facet nie zabierze swojej ręki z mojej talii — powiedziała chłodno. Odwróciła się w jego stronę. — Słuchaj, koleś. Jestem już zajęta, dotarło?!
Chłopak jak oparzony zabrał rękę. Co z tego, że skłamała, grunt, że zadziałało.
— Ja też mam problem — powiedziała.
Davis uniosła brew.
Sherin ma problem, a to dopiero — pomyślała.
— Domyślam się, że to ma związek z trupem na dywanie?
Sherin z powrotem odwróciła głowę do chłopaka.
— Nic tu nie słyszeliście, a najlepiej w ogóle tu was nie było. Spadać — dodała.
Chłopcy jak oparzeni zerwali się z miejsc pod wpływem jej spojrzenia.
— Zgadza się — westchnęła. — Zdaje się, że przeszłość zdołała mnie dogonić.
Tym razem to Sharon zamarła.
— Ten trup, to... członek Loto? — Skinęła posępnie głową. — I boisz się o przyszłość. — Kolejne skinięcie.
— Uświadomiłam sobie, że się w nim zakochałam, i... Że nigdy nie będę mogła z nim być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro