Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: XXXII

Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że pisząc ,,przyjmuję tylko komentarze", otrzymuję tylko gwiazdki. Przesłanie jednak było jednoznaczne.

Dedyk dla: serafina20 Samodzielnaaa JuliaWolak3 Azykea mrspowerless m_a_r_t_a_a Mekalie IdiotkaShiro Wisienka0909 KlaudiaWiniarska3 NeverAda SiostraJacksona nadzialilka Lukin1234 alice--baskerville Shine-Tusu Magda0312 1Angeloo1 Hansamunaoo Sibhonne gabinetu nikczemnafoka PorcelianQueen HanaKim12 Imfraise YoshimiAnn czekolada10 lalka09 colar345 KuroiNigatsu nanasz14
I wszystkim, którzy czytają ten fanfik... Ujawnijcie się! W jakikolwiek sposób ;) Chcę was poznać...

Krótki Maraton Czas Start!

~*~

    Ku jej zaskoczeniu Moriarty zmienił cel.

— A ja myślę, że kłamiesz, i dokładnie wiesz kim jest ta słodka, mała dziewczynka — powiedział.

    Anika gniewnie zmarszczyła brwi, ale reszta agentów włącznie z Sherin zachowała niewzruszony wyraz twarzy.

— Doprawdy? Zabawne — dodała, krzyżując ramiona.

   Moriarty wykonał nieokreślony ruch wolną ręką.

— Wiesz, to dziwne, że nie znasz córki francuskiego przewodniczącego. Za kłamstwa się płaci.

   W tej samej sekundzie Sherin zasłoniła sobą dziewczynkę. Moriarty się zawahał.

— Nie wstyd ci, Jim?

  Uniósł brwi.

— Dlaczego ma mi być wstyd?

— Celujesz do bezbronnej dziewczynki — odezwał się nienaganną angielszczyzną agent z Tokio.

— Jesteś psychiczny — dodała Hiszpanka.

— A tacy są najgorsi — wtrąciła swoje trzy grosze Amerykanka, którą poznała w Atlancie.

— Członkowie Luny bezbronni? — Prychnął. — To aż nierealne.

— Ona nie jest członkiem Luny — syknęła Charpentier.

    Anika drżała ze strachu, a Sherin doskonale zdawała sobie sprawę dlaczego. Sama by się tak zachowała w jej wieku.

   W sali wrzało. Nikt nie przewidział takiej opcji, a już napewno nie przewodniczący.

— Skończ to przedstawienie, Jim. Zrobiło się nudno. — Zaśmiał się. — Jesteś psychiczny — zacytowała Hiszpankę.

     Wycelował w jej lewe ramię. Syknęła kiedy kula drasnęła jej rękę, i rzuciła mu gniewne spojrzenie. Sherlock w auli zacisnął pięści.

— Debil — wysyczała.

— Puść nas wolno i bezszemrania, to nie zrobimy ci krzywdy — powiedział Gregory. Węgier.

— A co wy możecie mi zrobić? — zakpił.

   Jak jeden mąż agenci wycelowali w niego broń. Wszyscy oprócz Aniki i Sherin. Jego ochroniarze zrobili to samo z każdym z nich.

— Grasz nam na nerwach, Moriarty. My mamy przewagę, my ustalamy warunki.

— Słucham. — Uśmiechnął się kpiąco.

— Wycofasz się ze swoimi marionetkami. Dasz nam spokój na przynajmniej miesiąc. Puścisz nas teraz wolno i bez szwanku. — Chciał coś powiedzieć, ale uniosła wolną dłoń w geście milczenia. — I daruj sobie zbędne komentarze.

— Żegnam, lady Charpentier — warknął.

~*~

   Zaraz po wejściu do loży z Aniką została — dosłownie — prawie uduszona, przez mocny uścisk Holmesa.

— Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? — szeptał. — Nigdy więcej cię do niego nie puszczę.

— To moja praca, Holmes — odparła. — Za bardzo bym się bez niej nudziła.

— Nie będziesz się więcej narażać. — Zacisnął dłonie na jej nadgarstkach, kiedy próbowała odejść.

   Całe szczęście, że zarząd i przewodniczący byli zajęci sobą. Zaczęłyby się niewygodne pytania.

— Dlaczego? — Zmarszczyła groźnie brwi.

— Bo za bardzo mi na tobie zależy.

~*~

— Nie rozumiem jakim cudem mogłaś tak zranić się gałęzią - powiedział John, opatrując jej ramię.

— Mówią, że przyciagam kłopoty na kilometr. — Machnęła wolną ręką. — Na dodatek jestem straszną niezdarą.

— Ale tak głęboka rana? To jest nierealne.

    Sherlock siedział w fotelu z ponurą miną, mówiącą tyle co: Oboje wiemy, że to nie wina gałęzi.

    Watson skończył bandażować jej ramię, i kazał go nie nadwyrężać, a następnie pożegnał się z nimi i wyszedł. Sherin natomiast rozłożyła się na kanapie, i romyślała, patrząc w sufit. Za to Sherlock zamknął się w swoim Pałacu pamięci i nie wyszedł z niego aż do późnej nocy.

— A miałam pooglądać sobie przedstawienie — odezwała się niespodziewanie. — Moriarty psuje mi wszelką rozrywkę. Czemu my nie robimy czegoś takiego Mirze? Należy jej się za te wszystkie lata. — Ziewnęła. — Jestem taka zmęczona.

— Nie możesz tam pracować.

— Mogę. Jestem pełnoletnia. — Zmarszył brwi.

— Dwa lata temu miałaś siedemnaście, a jednak tam pracowałaś, jak to możliwe?

   Spojrzała na niego unosząc brwi.

— Miałam ci załatwić zlecenie. — Zmieniła temat.

— Jak to możliwe? — powtórzył, podchodząc do niej, i patrząc z góry.

   Nie odezwała się. Zamknęła oczy i odpłynęła w głąb swojego umysłu. Nikt nie miał tam wstępu. Jedynym jak dotąd minusem było to, że zwykle zaraz potem miała koszmar i wysoką temperaturę.

   Obudziła się następnego ranka przykryta kołdrą w sypialni Holmesa. Pokręciła głową z lekkim uśmiechem.

  On naprawdę robi to z przyzwyczajenia,  pomyślała.

   Dotknęła czoła. Było ciepłe, ale nie gorące. Temperatura musiała spaść w nocy.

   Wzięła którąś z białych koszul Holmesa, sięgała jej do półuda. Pamiętała, że wczoraj zaraz po powrocie założyła przykrótki top, oraz czarną, rozkloszowaną spódnicę. Teraz wyjęła ją na wierzch, i na boso weszła do salonu.

   W salonie czekała na nią mała niespodzianka. Sherlock siedział w fotelu, to oczywiste, ale oprócz niego obecny był również Sherrinford, który teraz gwizdnął przeciągle.

— Spotykamy się po raz pierwszy od lat, a ja znów widzę cię w koszuli Sherlocka — powiedział. — Dziwnym trafem wtedy też to było nasze pierwsze spotkanie.

— W co ty grasz? — zapytała, ignorując jego pytanie. Przechylił głowę w bok.

— A o co ci konkretnie chodzi? Grałem w życiu w różne gry; karty, rosyjska ruletka...

— Dobrze wiesz o co mi chodzi — odparła spokojnie. — Może powinnam inaczej sformuować pytanie: kim jesteś, czym się zajmujesz, i w co grasz ryzykując życie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro