Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: XXIV

Dedyk dla: Shine-Tusu

~∆~

    Nigdy nie ubawiła się bardziej.

    Mina Sherlocka, kiedy John poprosił go o bycie jego drużbą rozbawiła ją do tego stopnia, że spadła z kanapy. Niemniej jednak nadal się śmiała.

— Sher... Sherlocku... Ale ty wiesz... że milczysz? — zapytała między napadami chichotu. Spojrzał na nią zaskoczony, a następnie palną się dłonią w czoło. — To chyba znaczyło, że się zgadza — powiedziała do Johna, nadal się śmiejąc.

~*~

    W nocy jednak nie było już jej tak wesoło.

     Jak to zwykle bywa po koszmarach, człowiek pragnie poczuć bliskość drugiego człowieka, i tak było również w przypatku Sherin.

    Zeszła po schodach na dół mając na sobie tylko czarną koszulę zapinaną na guziki, no i oczywiście bieliznę. Okazało się, że Sherlock siedzi w ulubionym fotelu i najwyraźniej podróżuje po zakamarkach swojego umysłu. Nie chciała mu przeszkadzać, więc powoli się wycofywała, jednak jakimś cudem ją wyczuł.

— Jak już tu jesteś to zostań — powiedział, otwierając oczy.

— Jak...

— Perfumy — odparł na niezadane pytanie. — Przecież to takie oczywiste.

— Czekasz na gratulacje? — zapytała, siadając w fotelu (już nie) Johna.

— Nie.

— To...

— Czekam na wyjaśnienia.

— Odnośnie...? — Uniosła brwi. Przewrócił oczami.

— Z jakiegoś powodu postanowiłaś zejść z góry, przypuszczam, że było to spowodowane jakimś konkretnym czynnikiem. A co mogło spowodować taką reakcję u ciebie? — zapytał, marszcząc brwi.

— Jestem ciekawa, jak byś wyglądał z nosem clowna — powiedziała ni z gruszki ni pietruszki. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Ile masz jeszcze takich zdań? Piędziesiąt?

   Wzruszyła ramionami.

— Nie wiem. Wymyślam na bierząco.

— Chyba naprawdę nie masz co robić.

— A ty najwyraźniej masz skoro zarywasz noc — odparła na to.

   Pokręcił głową.

— Jako drużba mam wygłosić mowę.

— No to gratuluje — powiedziała z ledwo wyczuwalnym sarkazmem. Zamknął na chwilę oczy.

— Chodzi o to, że nie wiem jak się do tego zabrać.

— To proste. Powiedz coś prosto z serca.

— Ja nie mam serca.

— Każdy ma serce, tylko nie każdy zdanie sobię z tego sprawę. I go słucha — dodała zamyślona.

— A ty słuchasz serca?

— Moje serce milczy, nie jest zbyt rozmowne.

    Nastała cisza, oboje nie wiedzieli co teraz mogliby powiedzieć.

— Małam koszmar — powiedziała w końcu.

— O czym był? — W Sherlocku obudziła się natura detektywa.

— Nic ważnego. — Machnęła ręką. — Jakieś bzdury z dzieciństwa. — Sprawdzała go.

— Dzieciństwo jest ważne. — Zmarszczył brwi.

— Więc to w nim musiało się stać coś co sprawiło, że stałeś się tym kim jesteś — odparła.

— Skąd ten pomysł?

    Wstała z fotela i przeszła się po pokoju niczym prokurator.

— Panie i panowie, ten oto osobnik płci męskej podważa moją rację — powiedziała z usiesionym palcem wskazującym. — Uważam, że to zachowanie jest wręcz niedopuszczalne, i szybko powinno się zmienić — urwała patrząc na niego z góry. W jego oczach zauważyła ledwo widoczne rozbawienie. Więła głęboki wdech, wznawiając marsz. — Obecny tu Sherlock Holmes oskarżony o socjopatctwo... Jest w ogóle takie słowo?

— Raczej nie — odparł z lekkim uśmiechem. Wzruszyła ramionami.

— Więc teraz już jest. Wracając... Oskarżony o socjopatctwo przed upływem wyznaczonego terminu musi wyleczyć się z powyższej choroby, inaczej spotka go straszliwa kara.

— Jaka to będzie kara? — Parsknął śmiechem.

— Jeszcze nie wiem, ale napewno zapamiętasz ją na długo — odparła urażona. — Termin wyznaczam na 24 grudnia. Dokładnie w Wigilię.

— Mam się wyleczyć w tak krótkim czasie?

— Potrzebujesz motywacji — odparła na to.

    Przestała chodzić po pokoju i stanęła za jego plecami, kładąc dłonie na ramionach.

— Może kupię psa, jeśli ci to pomoże — szepnęła, muskając mu płatek ucha. Nie zareagował.

— A co z twoją bestią?

  Odchrząknęła prostując się, ale nie zabrała dłoni.

— François ma już swoje lata i...

— Zdechł? — zapytał z nadzieją.

— Miałam na myśli, że się okociła i nie chiałam jej zabierać od małych.

— Ile?

— Co ,,ile"?

— Ile jest tych małych bestii?

— Ach, jestem teraz właścicielką trójki ślicznych, puchatych kociaczków — powiedziała rozmażona.

   Przewrócił oczami mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak ,,małe bestie".

— Mycroft powiedział mi kiedyś o Rudobrodym — powiedziała po chwili. Chciał się zerwać z fotela, ale jej ręce skutecznie mu to uniemożliwiły.

    Wiedziała jaka może być jego rewakcja i zawczasu się przygotowała.

— Musiał naprawdę wiele dla ciebie znaczyć — kontynuowała. Ścisnął jej dłonie, które nadal znajdowały się na jego ramionach. Skrzywiła się. — A oto najlepszy tego dowód.

    Teraz już całkiem nad sobą nie panował. Zerwał się z fotela, i Sherin nawet nie zdołała zarejestrować, kiedy znalazł się przy niej, mocno trzymając za dłonie. Próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie.

— Puść! — syknęła.

— Nie.

— Puszczaj! — Zaczęła się wyrywać z jeszcze większą zawziętością.

   Odwrócił ją plecami do siebie i mocno trzymał w pasie.

— Cicho, obudzisz panią Hudson — powiedział. Kiedy nie zareagowała na jego słowa, podniósł ją i zaniósł do sypialni. — Teraz możesz sobie krzyczeć do woli, ściany są dźwiękoszczelne.

— Widzę, że świetnie się zabezpieczyłeś przed wścipskimi uszami — odparła już spokojnie.

    Wygładziła materiał koszuli i spojrzała na niego z groźnymi iskierkami.

— Jesteś całkowicie bezbronna, moja droga — powiedział. — Żadnej broni? Niedowiary.

— Zamilcz. Zamilcz i nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.

— Sama zaczęłaś wspominając o Rudobrodym.

— Przynajmniej dowiedziałam się co spowodowało twoją chorobę, o najmądrzejszy. — Wykonała kpiący ukłon. Zacisnął pięści.

— Czy musisz być taka...

— ...piękna, mądra, inteligentna, zadufana w sobie, irytująca, sarkastyczna, pewna siebie, napewno nie bezbronna? — przerwała mu. Zamilkł, a jego oblicze złagodniało.

— ...bez serca — dokończył.

— Musiałeś być bardzo przywiązany do tego psa — powiedziała. — A wiesz? Właśnie wyzwoliłam u ciebie pewną cechę. — Uśmiechnęła się złośliwie. Spojrzał na nią pytająco. — Złość.

~∆~

Dokładnie wczoraj stuknął mi miesiąc pisania tego ff.

Jesteście kochani <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro