Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: XLVI

   Trzy sprawy kochani...

1. Tak dla jasności: NIE USUWAM TEGO OPOWIADANIA!
 
    ( Taki śmieszek ze mnie, heheszki. )

    Równie dobrze mogłabym napisać, że siostra włamała mi się na konto, ale było by to kłamstwo. Bo ja przecież nie mam siostry. Prawdą jest, że chciałam sprawdzić waszą reakcję na tę wiadomość i jestem... Mile zaskoczona. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo zależy wam na mojej pracy :)

Imfraise - wie, że nie usunęłabym tego opka, bo przecież mówiłam jej, że planuje drugą część ;)

alice--baskerville i Vikusia27 - dziękuję za troskę (już wiecie, że nic się nie stało), a zwłaszcza Alice za dobrą radę ;)

czekolada10 - czyżbyś od początku wiedziała, że żartuje? XD

PorcelianQueen - nie wiedziałam, że aż tak związałaś się z główną bohaterką :D Zostałyście już przyjaciółkami?

colar345 i Wisienka0909 - moje drogie, groźby są karalne *grozi palcem*

Sibhonne NataliaHejda Jona_Joanna - już wiecie dlaczego :)

tristgutt - jesteś spostrzegawcza/y

_NeverTrustADuck_ - widzę, że dzięki mnie tworzą się tu spółki ;) xD

  2. W przyszłym tygodniu (04.11.) wypada dokładnie drugi miesiąc pisania tego ff i w związku z tym chcę dla was coś przygotować, ale kompletnie nie wiem co. Q&A już było i prawie nikt nie zadał pytań, ale mogę je zrobić jeszcze raz jeśli chcecie.

Podsumowując:

A) Q&A

B) Jakiś bonus.

C) Maraton

D) Coś innego. (Wasze propozycje)

       Proszę o komentarze, jeśli ich nie będzie, nie będę wiedziała, co zrobić!!!

3. Podziękowania.

     I właśnie w tym momencie powinnam przedewszystkim podziękować wam za cierpliwość, że dotrwaliście aż dotąd, więc... Dziękuję.

     Oraz dziękuję za:

• Za to, że odpowiadacie na pytania pod rozdziałami.

• Za to, że komentujecie.

• Za to, że chcecie to czytać.

• Za to, że chce wam się to czytać.

• I za to:

    Na prawdę bardzo wam dziękuję ;* 

    Buziaki dla wszystkich :*

  I już nie przedłużając zapraszam do czytania, i przedewszystkim komentowania ;)

Pozdrawiam

~BeataSk

~∆~

   Wróciła późno, a jego już nie było.

     I bardzo dobrze — pomyślała. — Nikt go tutaj nie zapraszał.

   W salonie nadal siedział Holmes studiujący dokumenty, choć Sherin sądziła, że to tylko pretekst.

— Same ze mną problemy — powiedziała, zwracając tym samym jego uwagę. Odłożył papiery na stolik.

— Ale przynajmniej nie jest nudno — odparł z lekkim uśmiechem, podchodząc do niej. — Gdzie byłaś? — zapytał, obejmując ją w pasie.

— Och, tu i tam. — Położyła dłonie na jego ramionach. — Wpadłam nawet na naszego starego znajomego, którego podobno obserwowałeś z dachu, kiedy przypierał mnie do ściany. — Zerknęła na niego spod grzywki opadającej na lewe oko. — Teraz boli mnie ręka — poskarżyła się.

— Która? — zapytał, ujmując delikatnie je obie, i całując najpierw prawą, później lewą. Uśmiechnęła się lekko.

— Wiesz... Szyja też mnie trochę boli, bo kiedy się odwracałam, musiałam ją nadwyrężyć.

   Nachylił się, i pocałował ją we wskazane miejsce. Zachichotała cicho.

— Czyżby lady Charpentier miała łaskotki? — Zaśmiał się. Zawtórowała mu.

— Możę trochę.

   Wsunął dłonie pod jej płaszcz, i połaskotał opuszkami palców. Cofnęła się odruchowo, naśmiewając. Miała cudowny uśmiech, taki... Szczery, jakby dopiero teraz na prawdę zdjęła maskę. Kiedy zrobił krok w jej stronę, ona o krok się cofnęła, i tak kilka razy, aż w końcu trafiła na ścianę.

— Oj, chyba jestem w pułapce — powiedziała z udawanym smutkiem. — Co pan z tym zrobi, panie Holmes?

— To chyba jasne, moja droga. — Zatrzymał się kilka milimetrów od jej twarzy. — Wykorzystam — szepnął w jej usta.

— Więc na co czekasz. — Rozłożyła szeroko ręce. — Wykorzystaj.

   Otwierając rano oczy, uświadomiła sobie o wydarzeniu z poprzedniej nocy. Na samo wspomnienie wybuchnęła radosnym śmiechem, zwracając uwagę Sherlocka, który momentalnie znalazł się nad nią.

— Co cię tak rozbawiło, hym...? — Próbował być poważny, ale widząc jej szeroki uśmiech, po prostu musiał go odwzajemnić.

    Przeciągnęła palcem wskazującym po jego nagim torsie, śledząc trajektorie, a następnie położyła dłoń na jego sercu. Biło jak szalone.

— Właśnie sobie uświadomiłam, że gdybyś nie miał tych dźwiękoszczelnych ścian, pani Hudson miałaby rozbudzoną wyobraźnie. — Spojrzała mu spowrotem w oczy, i zauważyła jego rozbawiony wzrok. — Co?

— Blefowałem, tu nie ma dźwiękoszczelnych ścian.

   Jej brwi uniosły się na ułamek sekundy, a później znów wybuchnęła śmiechem.

— Już widzę minę pani Hudson — powiedziała, nadal chichocząc.

   Przejechał dłonią wzdłuż jej nagiego ciała.

— Adler, to suka — powiedziała nagle. Zamarł, i spojrzał jej w oczy. Nadal była rozbawiona. — Zostawiła wspaniałego faceta, dla jakiegoś szaleńca. Cóż, jej strata — dodała z krzywym uśmiechem.

   Wsunęła dłonie w jego miękkie, kręcone włosy.

— Pocałujesz mnie wreszcie? — Pokręcił lekko głową. — A szkoda.

   Wyswobodziła się z jego objęć, i podniosła jego białą koszulę — bo oczywiście była najbliżej — i zapinając ją weszła do kuchni.

— O, cześć, John — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Dzisiaj czwartek, prawda? — Mówiła na tyle głośno, aby Holmes słyszał w sypialni.

  Watson skinął głową. Był... — trochę? — zaskoczony jej strojem.

— Wieczorem odwiedzam Mycroft'a! — krzyknęła.

— I co mu powiesz?! — Usłyszała.

— Wszystko!

~*~

   Grzeczna, ułożona dziewczyna siedząca w fotelu, i pijąca herbatę z członkiem rządu, i jego rodzicami. Bzdura. Żadna grzeczna.

     Odchrząknęła.

— Mycrofcie. — Wzięła łyk. — Zapomniałeś o naszej tradycji?

— A masz mi coś ważnego do powiedzenia?

   Kątem oka zerknęła na jego rodziców, siedzących na kanapie i uważnie się jej przyglądających.

— Twoja mama by się ucieszyła — powiedziała, jakby jej tutaj nie było.

— Jesteś w ciąży, słonko? — zapytała z szerokim uśmiechem.

    Spojrzała na nią chłodno.

— Nie. — Odwróciła się do Mycroft'a i poruszyła ustami ,,Mam nadzieję". Skrył uśmiech.

— Chodź, Sherin, mam wrażenie, że moi rodzice muszą trochę poplotkować.

— Sprawdź, może Sherlock stoi za drzwiami.

— Jakoś wolę nie sprawdzać — odparł. Zachichotała.

~*~

— Mam ci opisać dokładny przebieg? — zapytała przy partyjce szachów.

— Wiem, że lubisz nazywać rzeczy po imienu, ale to raczej wasza prywatna sprawa.

— Chcesz być wujkiem, czy ciocią? — zapytała z szerokim uśmiechem. Uniósł brew.

— Może być i to i to — odparł wracając do gry.

— Nie wysilaj się. Szach Matt.

    Zerwała się z miejsca, i podskoczyła kilka razy po całym pomieszczeniu.

— Co ci znowu strzeliło do głowy? — Zatrzymała się na chwilę.

— Wygrałam z tobą! Wygrałam z Mycroftem Holmesem! Ha! Klękajcie narody!

— Klękajcie narody nad szaleństwem mojej siostry — mruknął do siebie.

   Podniósł się z westchnieniem męczennika, i złapał ją za ramiona.

— Co znów piłaś? — zapytał, potrząsając nią.

— Herbatę. Przecież widziałeś. — Pokręcił głową, patrząc jej w oczy. — Co?

— Mój brat osiwieje z twojego powodu.

— Stresik czy zdenerwowanie? — zapytała, a po chwili dodała: — To pierwsze do mnie nie pasuje, a drugie pasuje, tyle, że bardziej do Andersona.

~∆~

    I tak na dodatek fragment ,,Epicka miłość do pianisty”

    Rozdział VI

— Musiałeś to zrobić?! — krzyknęła na niego. — Może raczej powinieneś bardziej pilnować swojej dziewczyny!

   Rodzeństwo wymieniło rozbawione spojrzenia. Pomyłka to nic, ale dwie pomyłki w jednym zdaniu, to już jest zabawne. Beatriz wykrzywiła swoje czerwone wargi w sztucznie łagodnym uśmiechu, i spojrzała na nią swoim najbardziej wrogim wzrokiem, co nijak pasowało do uśmiechu.

— W gwoi ścisłości, moja droga — powiedziała spokojnie. — To — wskazała kciukiem za siebie — nie jest mój chłopak, a jego — wskazała palcem bruneta — walnęłam ja.

      Dziewczyna zrobiła minę w stylu ,,i ja mam ci uwierzyć?". Beatriz wzruszyła ramionami, co miało znaczyć ,,a co mnie to obchodzi?". Blondynka rozejrzała się po tłumie neutralnym wrokiem.

— Nie macie co robić? Naprawdę? Niebywałe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro