Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: VIII

 

    Sherin nigdy nie robiła makijażu, ewentualnie malowała rzęsy. Nic więcej. Na spotkanie z Sebastianem też jakoś za specjalnie się nie szykowała. Została w tej samej koszuli i w rozpuszczonych włosach, ale za to zmieniła jeansy na skórzaną spódnicę. Szpilki założyła oczywiście swoje ulubione.

    Sherlock widząc, że wychodzi nie omieszkał wytknąć jej swojej dedukcji. Uśmiechnęła się w duchu.

    Gdyby tylko wiedział, co naprawdę kryje się pod hasłem ,,randka" — pomyślała — nigdy nie powiedziałby, że jestem pełna nadziei.

    Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem nad absurdalnością tego stwierdzenia.

     Wyszła z mieszkania, złapała taksówkę, rozsiadła się wygodnie, i podała adres. Po dwudziestu minutach powinna być na miejscu.

    Luna jest dużym, białym, wielofunkcyjnym budynkiem. Jeśli Sherin umawia się z kimś na spotkanie, to właśnie tam.

     Trudno określić czym tak naprawdę zajmuje się Luna. Prawnicy, inżynieria, artyści, agenci, kelnerzy, kucharze.

     W strefie restauracyjnej połowę stanowili agenci, a drugą bogaci mieszkańcy Londynu — niekoniecznie niewinni. Sebastian zaprowadził ją do ich stałego miejsca w rogu sali. Mogła stamtąd obserwować całą salę, jednocześnie nie zwracając na siebie uwagi.

— Jak tam na nowej drodze życia? — odezwał się.

— Nudno, krótko mówiąc. Nie ma żadnej porządnej zagadki, czy morderstwa, a to ostatnie było naszą robotą.

— Holmes wziął sobie do serca twoją radę?

— Widzę, że twoja znajomość mojej osoby idzie ci co raz lepiej. Nie wiem, ale mam taką nadzieje.

— Jak to zniosła Sharon?

— To jakieś przesłuchanie? — uniosła brew z nad kieliszka z winem. Upiła łyk.

— Ciekaw jestem po prostu — wyjaśnił. Wzruszyła ramionami.

— Nie byli ze sobą blisko.

— Sherin...? — Miał nieobecny wyraz twarzy.

— Hym?

— Czy to przypadkiem nie twój Sherlock stoi przy drzwiach?

— Musi mieć niezłe metody skoro tu trafił — odparła. — Żaden mój — dodała.

— A ja jestem twój?

— Nie drocz się ze mną — odparła, ale mimo to się uśmiechnęła. — Ty jesteś Monic.

— Monica ma wielu adoratorów. Dlaczego akurat ja? Masz urojenia, skarbie.

     Kopnęła go pod stołem w kostkę. Skrzywił się.

— Przepraszam. Masz kontakt z Sabriną?

— O tak. Konwersujemy po kilka godzin dziennie.

— Uwielbiam kiedy jesteś sarkastyczna. — Oparł na ręce głowę. Ona natomiast wyprostowała się na krześle.

— Twoja prawa, na piątej. Kobieta w fiolecie. Swoją drogą nie pasuje jej.

      Wspomniana kobieta wyjęła z torebki złożony kartonik i podała mężczyźnie naprzeciwko. Znali go. Był to Arthur Exupery. Trzydziestodwulatek z zawyżonym ego. Połowa agentów go nie lubiła, ćwierć nienawidziła, a kolejna ćwierćpołówka ich społeczności go ignorowała. Inaczej mówiąc: nie był lubiany, ale zrobi wszystko dla pieniędzy. I właśnie to zwróciło uwagę Sherin.

— Stawiam ci obiad, jeżeli znowu czegoś nie knuje.

— To kusząca propozycja, ale oboje wiemy, że kiedy się zakładasz jesteś pewna zwycięstwa. Podziękuję.

     Uśmiechnęła się lekko.

— Szkoda. Miałam ochotę na ten obiad.

— Zgrywasz się — powiedział, mrużąc oczy.

— Nie. Po prostu dawno nie obserwowałam ludzi. — Chciała coś dodać, ale przeszkodził jej dźwięk przychodzącego sms'a. — Przepraszam.

    Wyjęła telefon z torebki.

Od: Nieznany

Potrzebuje twojej pomocy
SH.

Zmieniono nazwę ,,Nieznany" na ,,Sherlock".

Do: Sherlock

Akurat. Przecież wiem, że jesteś w tym samym miejscu co ja.

Od: Sherlock

Nieładnie jest sms'ować z kimś na randce.

— Sherlock do mnie pisze, że potrzebuje pomocy, a kiedy mu odpisuje, odpowiada, że nieładnie jest pisać z kimś na randce. Dupek — dodała.

— Napisz mu, że mi to nie przeszkadza. Uwielbiam patrzeć na twoje reakcje.

     Podniosła głowę, patrząc na niego badawczo.

— Czy ty aby nie zwariowałeś?

— Na twoim punkcie? Chyba tak.

      Spuściła głowę. Nie chciała patrzeć w jego oczy pełne nadziei.

Do: Sherlock

Musisz mnie uratować. On się we mnie zakochał! R A T U J !!!

Od: Sherlock

Biedactwo. I co ja mam na to poradzić?

Do: Sherlocka

Jeszcze przed chwilą potrzebowałeś mojej pomocy.

     Nie odpowiedział. Szuja!

— Wszystko w porządku, Sherin? — zapytał Sebastian. Westchnęła.

— Myślę, że powinieneś zająć się Monic. Na mnie nie marnuj czasu. Dobranoc.

Wstała, zostawiła należne pieniądze za swoją kolację, i wyszła w ciemną noc.

     Nie bała się. Jako jedna z agentek była szkolona, w mniejszym lub większym stopniu była nią dzięki Mycroft'owi.

     Oficjalnie Luna była restauracją, firmą sprzedającą telefony komórkowe, firmą produkującą alkohole, czekoladki, soki, i kilka innych rzeczy spożywczych, firmą budowlaną, domem mody, i kilka innych. Nieoficjalnie wykonywali brudną robotę rządu — lub bogatych ludzi — na całym świecie.

      Kilka najważniejszych Instytutów Luna znajdowało się we Francji — Orlean, Polsce — Lublin, Hiszpania — Valladolid, Niemcy — Berlin, Anglia — Londyn, po za tym Tokio, Bukareszt, oraz Sztokholm.

Do: Sherlock

Gdzie jesteś?

Od: Sherlock

Za tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro