1: VIII
Sherin nigdy nie robiła makijażu, ewentualnie malowała rzęsy. Nic więcej. Na spotkanie z Sebastianem też jakoś za specjalnie się nie szykowała. Została w tej samej koszuli i w rozpuszczonych włosach, ale za to zmieniła jeansy na skórzaną spódnicę. Szpilki założyła oczywiście swoje ulubione.
Sherlock widząc, że wychodzi nie omieszkał wytknąć jej swojej dedukcji. Uśmiechnęła się w duchu.
Gdyby tylko wiedział, co naprawdę kryje się pod hasłem ,,randka" — pomyślała — nigdy nie powiedziałby, że jestem pełna nadziei.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem nad absurdalnością tego stwierdzenia.
Wyszła z mieszkania, złapała taksówkę, rozsiadła się wygodnie, i podała adres. Po dwudziestu minutach powinna być na miejscu.
Luna jest dużym, białym, wielofunkcyjnym budynkiem. Jeśli Sherin umawia się z kimś na spotkanie, to właśnie tam.
Trudno określić czym tak naprawdę zajmuje się Luna. Prawnicy, inżynieria, artyści, agenci, kelnerzy, kucharze.
W strefie restauracyjnej połowę stanowili agenci, a drugą bogaci mieszkańcy Londynu — niekoniecznie niewinni. Sebastian zaprowadził ją do ich stałego miejsca w rogu sali. Mogła stamtąd obserwować całą salę, jednocześnie nie zwracając na siebie uwagi.
— Jak tam na nowej drodze życia? — odezwał się.
— Nudno, krótko mówiąc. Nie ma żadnej porządnej zagadki, czy morderstwa, a to ostatnie było naszą robotą.
— Holmes wziął sobie do serca twoją radę?
— Widzę, że twoja znajomość mojej osoby idzie ci co raz lepiej. Nie wiem, ale mam taką nadzieje.
— Jak to zniosła Sharon?
— To jakieś przesłuchanie? — uniosła brew z nad kieliszka z winem. Upiła łyk.
— Ciekaw jestem po prostu — wyjaśnił. Wzruszyła ramionami.
— Nie byli ze sobą blisko.
— Sherin...? — Miał nieobecny wyraz twarzy.
— Hym?
— Czy to przypadkiem nie twój Sherlock stoi przy drzwiach?
— Musi mieć niezłe metody skoro tu trafił — odparła. — Żaden mój — dodała.
— A ja jestem twój?
— Nie drocz się ze mną — odparła, ale mimo to się uśmiechnęła. — Ty jesteś Monic.
— Monica ma wielu adoratorów. Dlaczego akurat ja? Masz urojenia, skarbie.
Kopnęła go pod stołem w kostkę. Skrzywił się.
— Przepraszam. Masz kontakt z Sabriną?
— O tak. Konwersujemy po kilka godzin dziennie.
— Uwielbiam kiedy jesteś sarkastyczna. — Oparł na ręce głowę. Ona natomiast wyprostowała się na krześle.
— Twoja prawa, na piątej. Kobieta w fiolecie. Swoją drogą nie pasuje jej.
Wspomniana kobieta wyjęła z torebki złożony kartonik i podała mężczyźnie naprzeciwko. Znali go. Był to Arthur Exupery. Trzydziestodwulatek z zawyżonym ego. Połowa agentów go nie lubiła, ćwierć nienawidziła, a kolejna ćwierćpołówka ich społeczności go ignorowała. Inaczej mówiąc: nie był lubiany, ale zrobi wszystko dla pieniędzy. I właśnie to zwróciło uwagę Sherin.
— Stawiam ci obiad, jeżeli znowu czegoś nie knuje.
— To kusząca propozycja, ale oboje wiemy, że kiedy się zakładasz jesteś pewna zwycięstwa. Podziękuję.
Uśmiechnęła się lekko.
— Szkoda. Miałam ochotę na ten obiad.
— Zgrywasz się — powiedział, mrużąc oczy.
— Nie. Po prostu dawno nie obserwowałam ludzi. — Chciała coś dodać, ale przeszkodził jej dźwięk przychodzącego sms'a. — Przepraszam.
Wyjęła telefon z torebki.
Od: Nieznany
Potrzebuje twojej pomocy
SH.
Zmieniono nazwę ,,Nieznany" na ,,Sherlock".
Do: Sherlock
Akurat. Przecież wiem, że jesteś w tym samym miejscu co ja.
Od: Sherlock
Nieładnie jest sms'ować z kimś na randce.
— Sherlock do mnie pisze, że potrzebuje pomocy, a kiedy mu odpisuje, odpowiada, że nieładnie jest pisać z kimś na randce. Dupek — dodała.
— Napisz mu, że mi to nie przeszkadza. Uwielbiam patrzeć na twoje reakcje.
Podniosła głowę, patrząc na niego badawczo.
— Czy ty aby nie zwariowałeś?
— Na twoim punkcie? Chyba tak.
Spuściła głowę. Nie chciała patrzeć w jego oczy pełne nadziei.
Do: Sherlock
Musisz mnie uratować. On się we mnie zakochał! R A T U J !!!
Od: Sherlock
Biedactwo. I co ja mam na to poradzić?
Do: Sherlocka
Jeszcze przed chwilą potrzebowałeś mojej pomocy.
Nie odpowiedział. Szuja!
— Wszystko w porządku, Sherin? — zapytał Sebastian. Westchnęła.
— Myślę, że powinieneś zająć się Monic. Na mnie nie marnuj czasu. Dobranoc.
Wstała, zostawiła należne pieniądze za swoją kolację, i wyszła w ciemną noc.
Nie bała się. Jako jedna z agentek była szkolona, w mniejszym lub większym stopniu była nią dzięki Mycroft'owi.
Oficjalnie Luna była restauracją, firmą sprzedającą telefony komórkowe, firmą produkującą alkohole, czekoladki, soki, i kilka innych rzeczy spożywczych, firmą budowlaną, domem mody, i kilka innych. Nieoficjalnie wykonywali brudną robotę rządu — lub bogatych ludzi — na całym świecie.
Kilka najważniejszych Instytutów Luna znajdowało się we Francji — Orlean, Polsce — Lublin, Hiszpania — Valladolid, Niemcy — Berlin, Anglia — Londyn, po za tym Tokio, Bukareszt, oraz Sztokholm.
Do: Sherlock
Gdzie jesteś?
Od: Sherlock
Za tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro