1: V
W ciągu tygodnia Sherin zaklimatyzowała się już na dobre.
Sherlock nie miał wstępu do sypialni z wyjątkiem poranków, i wieczorów, kiedy wybierał ubrania — oczywiście przesiąknięte perfumami dziewczyny. Jako, że dziewczyna nie była rannym ptaszkiem (jak raczył napomknąć tydzień temu Holmes), miał okazję obserwować jak śpi. Wyglądała wtedy jak bezbronne i niewinne dziecko, a przecież nie była dzieckiem, ani tym bardziej bezbronnym.
W ciągu tego tygodnia zaskoczyła go dwa razy. Raz, gdy powiedziała wszystko, co wie o trupie. Naturalnie dedukcję zostawiła jemu, ale zdziwił się, że tyle wie o przypadkowym człowieku. Drugi raz zaskoczyła go śmiałą teorią na temat tego zabójstwa.
Pokręcił głową, próbując odgonić myśli. Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna, a do tego arogancka. Wyszedł z sypialni.
Niedługo później dziewczyna zjawiła się w kuchni. Nie zwróciła uwagi na to, że jest ciągle w piżamie, a w pomieszczeniu nie jest sama.
Pierwszym, co zrobiła było wsypanie do filiżanki trzech łyżeczek cukru, następnie włożyła saszetkę z herbatą owocową, i zalała wciąż gorącą wodą.
Usiadła przy zagraconym stole ciągle trzymając filiżankę w dłoni — oczywiście uprzednio wyrzucając saszetkę — zaczęła ją powoli sączyć. Mężczyźni obok przyglądali się jej ze zdziwieniem, gdy piła, gapiąc się nieprzytomnie w ścianę naprzeciwko. John odchrząknął.
— Dobrze się czujesz, Sherin?
— Yhym. — Otrzymał zdawkową odpowiedź.
— Na pewno?
— Yhym.
— Myślisz nad czymś? — Nie dawał jej spokoju.
Odstawiła z trzaskiem filiżankę, i powoli odwróciła się w jego stronę. Spojrzała mu prosto w oczy, zbierając myśli.
— Jeżeli jeszcze raz zapytasz mnie, czy myślę, przysięgam, że będziesz musiał zająć się swoją twarzą.
Odwróciła się z powrotem, i wzięła do ręki filiżankę. Już miała wziąść łyk, kiedy od drzwi dobiegło głośne ,,Dzień dobry". Upuściła filiżankę, a w momencie, w którym Holmes wstał, schowała się za nim.
Sherlock był tak zaskoczony jej zachowaniem, że w pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że dziewczyna jest w piżamie. Dzięki swojej drobnej posturze była całkiem niewidoczna.
Doktor Watson okazał się wspaniałomyślny i wyszedł przywitać gościa... a może raczej klienta. Młodego klienta.
— Dzień dobry — powiedział doktor. — W czym mogę pomóc?
— Nazywam się Eryl Davis. — Uścisnął dłoń Watsona. — Przychodzę tutaj prosić o przysługę. Wczoraj w nocy ktoś próbował mnie zabić. Oczywiście wiedziałem, że od kilku dni ktoś mnie obserwuje, ale nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji.
— Idź się przebrać, Sherin — powiedział cicho Sherlock.
— Mądrala. Niby jak mam przejść do sypialni?
— O, to całkiem proste. Wystarczy, że odwrócę jego uwagę, a ty szybko przemkniesz za jego plecami. Gotowa? — Kiwnęła głową. — Akcja ,, Dama w opresji" rozpoczęta.
~*~
Zaraz po zamknięciu drzwi sypialni, Sherin opadła na łóżko. Pomyślała, że właśnie tak kończy się jej wczesne wstawanie.
Wyjęła z walizki czarne jeansy, a z szafy białą koszulę. Perłowy guzik na samej górze koszuli zostawiła odpięty, dzięki czemu na pierwszy rzut oka było widać jej naszyjnik w kształcie księżyca, z którym nigdy się nie roztawała. Włożyła swoje ulubione, czarne szpilki, a włosy — jak prawie zawsze — zostawiła rozpuszczone.
Wychodząc z pomieszczenia dostała sms. Nie fatygowała się jednak by go przeczytać. Stwierdziła, że sms nie zając, i nie ucieknie.
W salonie oczywiście zastała już tylko Johna i Sherlocka. Klient powiedział swoje, i wyszedł. Sherin rozłożyła się na kanapie obok Sherlocka, kładąc mu nogi na kolanach, a sama położyła głowę na poduszce.
Chciało jej się spać. Było dopiero po ósmej rano, a Sherin trudno jest się do czegoś szybko przyzwyczaić.
Sherlock sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
Pewnie jest w swoim pałacu pamięci — pomyślała.
— Jest nowa sprawa, czy pan socjopata jej nie przyjął? — zapytała Watsona.
— Przyjął. Po prostu teraz myśli jak złapać niedoszłego zabójcę — dodał.
— Przyłapać na gorącym uczynku — powiedziała bez zastanowienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro