Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: LVI

Hej, skarbki!
Na początku życzę wam duuużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, duuużo czasu na czytanie książek, aby nauczyciele byli mniej wredni i podwyższyli wam oceny na semestr (i koniec roku naturalnie), duuużo prezentów (ten rozdział to mój prezent dla was, możecie się odwdzięczyć komntarzami ;) ), oraz duuużo śmiechu w nadchodzących feriach (i śniegu! Nie zapominajmy o śniegu!)
~ BeataSk ;*

~*~

Wszystko szło zgodnie z planem.

Sherin ubrana w jasną, malinową sukienkę i botki na grubym obcasie, siedziała w kawiarni pijąc herbatę z ciotką Sharon. Tylko uśmiechnęła się kpiąco do swoich myśli, słuchając paplaniny Syllii. Już ostatniej.

- I co ona na to? - zapytała.

- Powiedziła, że prędzej się zabije niż wyskoczy przez to okno - odparła Syllia.

- Niefortunie dobrane słowa. - Wzięła mały łyk herbaty, i kątem oka zerknęła na zegar wiszący na beżowej ścianie.

Niedługo powinni tu być, pomyślała.

- Słyszałaś o tym weselu za półtora tygodnia? - zapytała starsza kobieta. Skinęła głową.

- Oczywiście. Dostałam zaproszenie - dodała.

- Podobno...

W tym momencie rozprysło jedno z okien i do wnętrza pomieszczenia wskoczył jeden z lotosjan. Syllia już się podnosiła, kiedy drugi z nich skutecznie jej to uniemożliwił. Dopiero teraz zrozumiała, że rozbicie szyby miało tylko skupić na sobie uwagę.

Ostatnim co zobaczyła był satysfakcjonujący uśmieszek Sherin.

~*~


Stanie przy oknie w biurze Holmesa stało się dla Sharon tradycją. Niedość, że był to doskonały punkt obserwacyjny, to jeszcze Mycroft nie widział jej twarzy przy zadawaniu kłopotliwych pytań.

- Jaki masz problem, panno Davis? - zapytał, siadając za biurkiem. Pokręciła głową.

- Nie mam żadnego, panie Holmes.

- Sherin twierdzi co innego.

Zwinęła lewą dłoń w pięść na ułamek sekundy, a następnie ją wyprostowała.

- Umowa była jasna: żadnych pytań niezwiązanych z moją pracą.

Zacisnął usta w wąską kreskę.

- Niemniej nalegam.

Odwróciła się gwałtownie w jego stronę.

- Jakim prawem?!

Powoli wstał i okrążył swoje biurko.

- To źle, że chcę pani pomóc? - odparł spokojnie.

Zatrzymał się kilka kroków przed nią i poprawił garnitur. Sharon podejrzewała, że zrobił to tylko dlatego, ponieważ nie wiedział czym zająć ręce.

- Źle, jeśli druga osoba tego nie chce.

- Ach, tak? Więc proszę chociaż powiedzieć z jakiego powodu chodzisz zachmurzona odkąd cię poznałem.

- A jeśli i tego nie chcę? - Uniosła zaczepnie głowę.

Mycroft już otwierał usta aby odpowiedzieć, ale przeszkodziło mu gwałtowne otworzenie się drzwi. Po chwili okazało się kto był tego sprawcą.

- ...jest zajęty. - Dobiegł go głos ochroniarza.

- Straszne! - odparowała Sherin, i mocno trzasnęła drzwiami przed jego nosem.

Następnie odwróciła się w ich stronę i otrzepała oscentacyjnie dłonie. Holmes uniósł brew, a czerwonowłosa przechyliła lekko głowę.

- Nermal mnie wkurza, Mycroft - powiedziała kierując te słowa do niego, ale patrząc na przyjaciółkę. - Wciąż tylko: ,, Pan Holmes jest zajęty", ,,Nie może tam pani wejść", ,,Czy była pani umówiona?"... - przedrzeźniała go. - Oszaleć można! - krzyknęła, niezważając na ich kwaśne miny.

Usiadła z gracją na swoim ulubionym fotelu i założyła nogę na nogę, patrząc na nich wyczekująco. Sharon objęła się ramionami, jakby było jej zimno.

- Sherin... - zaczął Mycroft. Blondynka wyciągnęła w jego stronę wskazujący palec i zrobiła oburzoną minę.

- Właśnie chciałeś zmusić moją przyjaciółkę do mówienia rzeczy, o której wolałaby zapomnieć - przerwała mu.

- Nie miałem zamiaru...

- Kłamiesz! - wrzasnęła.

Mycroft drgnął, a Sharon zacisnęła powieki. Charpentier wstała z fotela i zbliżyła się do nich.

- Ostrzegam cię, Holmes, jeśli się dowiem, że zmusiłeś moją przyjaciółkę do czegoś... na co nie miała kompletnej ochoty... - podniosła głos i zrobiła nieokreślony ruch dłoni. - Przyjdę tu, a co się wtedy z tobą stanie... Wolisz nie wiedzieć, Mycroft - ostatnie zdanie niemal wysyczała.

Następnie odwróciła się do nich plecami i już miała wyjść, kiedy przypomniała sobie, po co tak naprawdę przyszła.

- Syllia nie żyje. Zabili ją ludzie Loto - dodała, i wyszła z biura.

~*~

Biuro Mycrofta nie było jedynym miejscem, które dzisaj chciała odwiedzić Sherin. Musiała jeszcze kupić sukienkę na nadchodzący ślub przyjaciela.

Tym razem zdecydowanie celowała w suknię do kostek i w ciemnej barwie. W tym celu wybrała się do swojego ulubionego sklepu mieszczącego się w jednej z galerii. I tym razem nie mogła się zdecydować od razu.

Do jej rąk trafiła najpierw piękna, czerwona suknia z niezliczoną ilością tiulowych skrawków, oraz złotym paskiem oplatającym talię trzy razy.

Druga suknia była ciemnogranatowa i Sherin z czystym sumieniem mogła porównać ten kolor do nieba podczas letniej burzy. Miała marszczony gorset, i lekko zdobiony dół.

Ostatnia z sukni, które jej się spodobały, była w kolorze królewskiej purpury. Oprócz ciasnego gorsetu w kształcie serca i paska wiązanego z tyłu w wielką kokardę, nie miała nic więcej do zaoferowania.

Blondynka już miała wybrać tę granatową, kiedy w oko rzuciła jej się jeszcze inna sukienka. W nagłym olśnieniu zabrała ją do przebieralni i przejrzała się w lustrze. Była idealna dla niej. Lekka, zwiewna, i niekrępująca ruchów. Uśmiechnęła się z zadowoleniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro