Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: LV


Buźka, kochani! ;*

Wybaczcie tak długą nieobecność, ale pisałam prace konkursowe (tak znowu) jedna o tematyce ,,Odwaga i rozwaga", którą możecie znaleźć już na moim profilu w ,,Opowiadania białego kruka" pt: ,,Zagrożony z wyboru", oraz dwie świąteczne.
Oprócz tych dwóch zapychaczy czasu miałam jeszcze słaby internet i przez większść czasu po prostu nie wyświetlały się moje prace.
Już nie przedłużając, rozdział dedykuje NeverAda
Miłego czytania ~BeataSk.

~*~


14 luty.


Kwiaty, czekoladki, czy drobny upominek? Co za różnica! I tak nienawidzi walentynek.

Wszystko, co wiązało się z serduszkami i słodkością, uważała za niegodnego uwagi. Wyznawała zasadę: kochasz? To okazuj to codziennie, a nie tylko w walentynki. Sherlock był tego samego zadania i ona to wiedziała. Mało tego! Było jej to na rękę.

- Czwartek, piątek, czy sobota? - mruknęła do siebie.

- Co? - Machnęła na jego pytanie ręką.

- Niedziala, poniedziałek, czy wtorek?

Holmes spojrzał na nią z uniesioną brwią. Dziś na sobie miała czerwoną, ściśle przylegającą do ciała sukienkę, oraz - jak zwykle - apaszkę, tylko, że zamiast niebieską, założyła w tym samym kolorze co sukienkę. Na nogach miała czarne szpilki.

- A może środa? - szepnęła, pocierając czoło. - Nie ma to jak środek tygodnia - dodała głośniej.

- Do czego?

- Wszystkiego - odparła, wchodząc do kuchni.

Sięgnęła po swoją ulubioną owocową herbatę i włożyła ją do kubka. Następnie zalała dopiero co zagotowaną wodą, odczekała chwilę, i wyrzuciła saszetkę. Jak zwykle wrzuciła dodatkowo trzy kostki cukru.

- ,,Wszystkiego", czyli?

- No, wszystkiego. Nie wiesz kiedy odpocząć? Zrób to w środę. Kot daje ci w kość? Wyrzuć go w środę. Zachciało co się gotować? Gotuj w...

- ...środę - dokończył. - Tak, tak, zrozumiałem.

- Świetnie! - Wyrzuciła w górę ręce z radosnym uśmiechem, jak mała dziewczynka. - Idę w środę do Leona i prawdopodobnie zostanę na noc - oznajmiła.

Zmarszczył brwi.

- Dziś jest środa.

- Widzisz? Nie czekaj na mnie.

Przyłożyła kubek do ust i podmuchała chwilę na herbatę zanim wzięła ostrożny łyk. Przymknęła powieki, rozkoszując się smakiem. Nie ma nic lepszego od gorącej herbaty w mroźne popołudnie.

- Zostawisz mnie samego? - Zapytał, obejmując ją w talii, kiedy wróciła do salonu. Wzruszyła lekko ramionami.

- A czemu nie? Jesteś już dużym chłopcem.

- Racja. Nie powinienem tak się rozczulać. Sentymenty psują mój charakter.

- Auć, zabolało - odparła niewzruszona, biorąc kolejny łyk.

- Co takiego?

- Narzekasz, że cię zmieniłam. Na gorsze - dodała. - A przynajmniej według ciebie.

Zmocnił uścisk.

- To nie tak mało zabrzmieć.

- Ale zabrzmiało - odparła obojętnie. - Gdzieś tam w środku nadal siedzi socjopata, który tylko czeka na znak aby wyjść z cienia i na nowo zapanować nad twoim umysłem, Sherlocku Holmesie.

~*~

- Sprawca nadal nie odkryty? - zapytał, uważnie jej się przypatrując.

- Nie - odparła, wyglądając przez okno jego biura.

Długie, czerwone włosy jak zwykle spięła w warkocz. Odkąt zaczęła u niego pracować czesze się tylko tak - ewentualnie w wysoki kucyk. Mimo, że była wysoka i tak nosiła szpiki... Czarne szpilki z długą cholewką. Leginsy i tunika. Elegancko i wygodnie. Złoty sierp księżyca połyskiwał na jej szyji.

- Ale spekulacje już powstały, prawda?

Nie odwróciła się, ani nie odpowiedziała. Nadal wpatrywała się nieruchomo w jeden punkt za oknem. Mężczyzna westchnął ciężko.

- Zdajesz sobie sprawę, że tamtego dnia, oprócz ciebie w moim biurze była tylko twoja ciotka?

Wreszcie się odwróciła, a na jej twarzy widoczny był ledwo skrywany gniew.

- To nie był jej pierwszy raz - odparła. - Wiele razy była ostrzegana, a jednak wciąż gra na dwa fronty... Najgorsze jednak jest to... - Teraz na jej twarzy zagościł tylko smutek. Pokręciła głową. - Nieważne. Rozwiąże ten problem, panie Holmes.

Wyszła z biura szybkim krokiem.

~*~


- Masz na myśli pozbycie się jej w delikatny sposób, ale nie przewidujesz konsekwencji - odparła Sherin.

- Co proponujesz?

- Proponuje skontaktować się z Jean'em.

~*~

Jean wpadł do ,,swojego" pokoju jak burza, a to za sprawą listu od siostry. Usiadł na łóżku i rozłożył kartkę.

Jean!

Nie będę pytać, jak zdrowie, bo znając ciebie jesteś zdrów jak ryba. Mam do ciebie prośbę... Właściwie, to ma ją moja przyjaciółka. Spotkajmy się na ,,wczesnej kolacji" w ,,parku śmierci".

Zamyślił się na moment. Nie bez powodu te cztery słowa zapisała w cudzysłowiu. ,,Wczesna kolacja" oznaczała godzinę przed zachodzem słońca, a ,,park śmierci" oznaczał park, w którym zginęła Sabrina.

Pokręcił głową. Co takiego chce jego siostra? Nie wiedział.

~*~


Nie widział jej dopóki nie podszedł bliżej. Samotna postać stojąca pod drzewem za bardzo wtapiała się w tło, by móc ją zobaczyć z daleka. Ubrana w granatowy płaszcz i czarne buty z długą cholewką doskonale się maskowała.

Uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła ręce, gdy do niej podszedł. Uścisnęła go mocno, jakby nie widzieli się przed lata.

- Jaka to sprawa, w której mam ci pomóc? - zapytał by przerwać narastającą ciszę.

Przechyliła lekko głowę na lewą stronę i uśmiechnęła się.

- Do tego będziesz musiał zwerbować swoich zaufanych kumpli.

- To aż tak poważne?

- Nie, to aż tak ważne.

- Zabawne. - Uśmiechnął się.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro