Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1: LIV


Podobno ciekawość, to pierwszy stopień do piekła... A przynajmniej do kłopotów.

Sherin postanowiła rano złożyć w Lunie niespodziewaną wizytę, a to co zobaczyła w biurze przewodniczącego wprawiło ją w osłupienie... A następnie w irytację. Wyciągnęła telefon z tylniej kieszeni jeansów. I włączyła kamerę, nagrywając scenę. Sabrina kiedyś powiedziała, że nie sztuką jest mieć dobrą kartę, a użycie jej w odpowiednim momencie. Uśmiechnęła się półgłębkiem. Strzeż się, panie przewodniczący, pomyślała.

~*~

Nim wybiła ósma Sharon już była na nogach przygotowując lekkie śniadanie dla siebie oraz Holmesa. Nic wielkiego, zwykłe, pożywne kanapki i zielona herbata.

Usłyszała pukanie w framugę, odwróciła się i zmarszczyła brwi.

- Tak wcześnie na nogach? - zapytała zaskoczona.

- Idę do biura - odparł poprawiając mankiet. Skinęła głową, ale po jej minie było widać, że nie jest zadowolona.

- Proszę chociaż zjeść śniadanie - powiedziała, mijając go w przejściu.

Weszła po schodach w celu przebrania się. Ostatnim razem, kiedy Sherin odwiedziła Mycroft'a zostawiła jej kilkanaście rzeczy. Sharon nawet podejrzewała, że w zwykłej walisce zmieściła pół jej szafy.

Wybrała zwykłe, czarne leginsy, i dłuższą, jeansową koszulę na pseudo-złote guziki. Czerwone włosy, na których widać już było odrosty w kolorze ciemnegoblondu spięła w długi warkocz.

Powoli zeszła ze schodów trzymając się barierki i po drodze zajrzała do kuchni sprawdzając, czy Mycroft zjadł chociaż połowę śniadania. Zjadł nawet ,,odrobinę" więcej. Uśmiechnęła się lekko.

- Widzimy się w biurze, panie Holmes - rzuciła wychodząc.

~*~

- A mi się zawsze wydawało, że to Mer pierwsza wyjdzie za mąż - powiedziała Liliana.

Sherin spojrzała na nią unosząc brew znad lampki wina. W drugiej ręce trzymała pierniczek w lukrze.

- To nie nasza wina, że nie wiedzieliśmy - odparła. - Mark nikomu nie powiedział, że ma dziewczynę, a teraz wyskakuje ze ślubem - dodała, kątem oka zerkając na zaproszenie leżące obok niej na stoliku.

- Rita i Mark mają przyjemność zaprosić Meredith Clark na uroczystość złożenia ślubów małżeńskich - przeczytała. - Dnia 24 lutego bieżącego roku - dodała opuszczając kilka linijek.

- Dziwne, że tak się z tym śmieszą - powiedziała Lily.

- Niekoniecznie - odparła na to Sherin. - Nie wiadomo ile trzymali zaręczyny w tajemnicy.

- Ktoś z was w ogóle wie kim jest ta tajemnicza Rita? - zapytał Leon. Wszystkie trzy panie wzruszyły ramionami, upijając łyk czerwonego wina.

- Ale ja bym chciała być na jej miejscu - westchnęła Lily. Sherin zakrztusiła się zaskoczona. - To znaczy... Nie, że akurat z nim, ale... no... w ogóle jako panna młoda - wyjaśniła zażenowana. Sherin odwróciła wzrok.

- W sobotę są walentynki - zmienił temat Leon. - Co chciałybyście odemnie dostać, drogie panie?

- Paczkę pierniczków lukrze - powiedziała Charpentier.

- Pierścionek - odparła Liliana. - A najlepiej zaręczynowy - wymamrotała do siebie, co nie umknęło uwadze blondynki.

- Bukiet róż - westchnęła Mer. - Takich herbacianych - dodała. - I najlepiej bez kolców, oraz tyle, żeby zmieściły się do wazonu... Wiesz którego, byłeś u mnie... Wiesz, prawda?

Sherin spojrzała na nią z rozbawieniem. Na usta cisnął jej się szeroki uśmiech, ale powstrzymała się i tylko uniosła kąciki ust.

- Nie nakręciłaś się za bardzo? - zapytał Leon, śmiejąc się.

- Aż tak to widać? - zapytała zerkając na każdego pokolei. Policzki pokrył jej szkarłatny rumienec.

Lil uśmiechnęła się w odpowiedzi, a Sherin pokiwała głową. Leon natomiast dopił swoje wino do końca tak szybko, jakby chciał zrobić wszystko byle tylko na nią nie patrzeć. Uwadze Charpentier nie umknęło nawet to, że panna Clark coróż na niego zerkała. Uśmiechnęła się półgłębkiem. Czyżby szykowała nam się kolejna para?,pomyślała.

~*~

Czerwonowłosa szybkim krokiem pokonywała korytarze instytutu, tylko na chwilę zaglądając do swojego biura. Spotkanie członków zarządu miało się odbyć za dziesięć minut, a ona nie mogła się spóźnieć.

Spóźnienie - oto czego nienawidziła u siebie i u innych. Sama w życiu spóźniła się tylko kilka razy, ale znała osoby, które spóźniłyby się na własny ślub, choćby tylko dla zasady.

Wchodząc do pomieszczenia napotkała wpatrzone w siebie niebieskie tęczówki. Inni nie zwracali na nią najmniejszej uwagi. Zajęła swoje stałe miejsce.

- Skoro wszyscy już są przystąpmy do sprawy...

- Może na początek wyjaśnijmy domniemane samobójstwo Mycrofta Holmesa - przerwał przewodniczącemu jeden z członków. Reszta pokiwała głowami.

Sharon uniosła kąciki ust. Mills nienawidził gdy ktoś mu przerywał, prawo do tego miała tylko jego rodzina, Holmes'owie, i Sherin, której autorytet oraz wpływy były nie do podważenia.

- Ktoś proponuje potencjalnych sprawdzów? - zapytał. Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na Sharon.

- Po moim wyjściu rano z biura pana Holmesa nikt go nie odwiedzał... Aż do popołudnia kiedy to stracił przytomność - odparła bez mrugnięcia okiem. - Lady Charpentier dostała wcześniej wiadomość, że Holmes ma zamiar popełnić samobójstwo na moście, a tym czasem kiedy weszłam tam poraz drugi gościła u niego moja ciotka Syllia. Zaraz po jej wyjściu stracił przytomność - dodała.

- Podejrzewasz więc, że sprawcą jest twoja ciotka? - zapytała najstarsza z członków zarządu. Czerwonowłosa wzruszyła ramionami.

- Napił się herbaty, to mógł być każdy.

Obecni pokiwali głowami. Przewodniczacy westchnął cicho.

- Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, przejdźmy do ważniejszych spraw...

~*~

Hej, skarby ;*

Kilkanaście dni temu napisałam notkę informującą, ale chyba wam się nie wyświetliła...

Pisałam w niej, że zapraszam na grupę na facebook'u ,,Epickie fragmenty", która ma na celu zintegrowanie nas - pisarzy. Chcesz się podzielić ciekawym fragmentem swojej pracy? Śmiało! Chcesz je zareklamować? Czemu nie. No... I jeszcze kilka innych zastosowań ;)

Zapraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro