Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Sen

Podziękowałam Breaden za kawę. Zaprosiła mnie na pogaduchy jeśli jeszcze będę kiedyś w Redding. Pojechaliśmy z Issacem do długiej ulicy wypełnionej sklepami z ubraniami. Spędziliśmy może godzinę na przeszukiwaniu półek H&M w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na zimę. Kupiłam kremowy sweter z szerokim golfem i parę jeansów. Isaac zrezygnował i opuścił mnie pod pretekstem potrzeby sprawdzenia czegoś w samochodzie. Skorzystałam z okazji i przeszłam się do Victoria's Secret. Kupiłam jedwabną piżamę składającą się z luźnej lawendowej koszulki i krótkich spodenek. W międzyczasie zaczęło padać.

Wróciwszy do samochodu odkryłam że Isaac tak naprawdę słuchał muzyki. Wrzuciłam zakupy na tylne siedzenie i niezgrabnie wgramoliłam się na miejsce pasażera.

- Dłużej się nie dało? – mruknął przekręcając kluczyk w stacyjce.

- I tak się spieszyłam. Do domu? – spojrzałam na zegarek który błysnął na panelu. Dwudziesta.

- Czas najwyższy.

Ruszyliśmy przed siebie w stronę Beacon Hills niewiele rozmawiając. Słuchałam raczej płyty która akurat leciała. Nie skupiałam się na słowach. Raczej na melodii na której wystukiwaniu o kolano, złapałam się po pięciu minutach. W samochodzie było ciepło, a ja po prostu zaczęłam odpływać.

W jednej chwili było mi obojętne, czy Isaac siedzi obok czy nie. Czy przez jego chorą jazdę sę rozwalimy. Poczułam błogi spokój który po prostu na mnie naszedł. Zasnęłam.

Kiedy otworzyłam oczy siedziałam na szkolnych schodach prowadzących na trzecie piętro. Było ciemno, a białe świetlówki nawalały przez co ich słabe migotanie drażniło oczy. Podniosłam się czując nagły chłód owiewający moje nagie ramiona. Byłam w samej piżamie którą kupiłam. Było to realistyczne. Na tyle na ile mogło być realistyczne siedzenie w szkole, w piżamie. Tylko niewielka cząstka mojego mózgu podpowiadała mi że śnię. Czułam się dziwnie. Przeczuwałam że coś złego mogło się stać, nie wiedziałam jednak co. Ruszyłam korytarzem prowadzącym na biologię i zatrzymałam się wpół kroku słysząc za sobą kroki innych ludzi. Przywarłam do szafek. Były to ciężkie kroki z metalicznym pobrzękiem. Zza rogu wyszli oni. Chłód przerodził się w strach. Panikę. Szli równo we trzej. Mieli maski. Razem z nimi nadszedł dźwięk tykania, i przesuwania się trybików. Cofałam się w miarę jak się zbliżali. Nagimi stopami biegłam po szkolnej podłodze wiejąc przed nimi. Odwróciłam się. I zamarłam. Zniknęli, ale tykanie nie umilkło. Sala od biologii rozszerzonej była otwarta. W miarę jak się do niej zbliżałam tykanie było głośniejsze i głośniejsze.

Stali nad jakimś chłopakiem. Mruczeli coś. Wyglądem odpowiadał opisowi z książki. Chudy, cherlawy dzieciak o rudych włosach i bladej skórze widział na ramieniu Genetyka bezwładnie. Minęli mnie, ale mnie nie zauważyli. Zupełnie jakbym nie istniała. Chciałam go uratować, chciałam za nimi biec. Ktoś jednak złapał mnie za ramię i nie mogłam się ruszyć.

Siadłam wyprostowała na łóżku. Zadziwiające było to, że łóżko znajdowało się w moim pokoju i należało do mnie. Nie śniłam już. Zastanawiałam się tylko jak się tu znalazłam. Przez chwilę starałam się przypomnieć sobie jak się tu znalazłam, ale oddychając ciężko i mając jeszcze obraz Genetyka pod powiekami było to trudne.

Pamiętałam że zasnęłam w samochodzie Isaaca. Chyba mnie tu przyniósł, wiec powinnam mu dziś podziękować. Z takim zamiarem wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Umyłam się analizując swój sen. Jeśli o to im chodziło, to nocne koszmary nie były aż takie strasznie żebym zaraz nie mogła przeczytać całej książki. Kiedy ciepła woda zmyła całą noc z mojego ciała, wyszłam spod prysznica i owinęłam się wokoło piersi ręcznikiem. Umyłam zęby, wilgotne włosy rozczesałam i poszłam do pokoju. Ubrałam się w cokolwiek co wygrzebałam z szafy i zrezygnowałam z makijażu. Zeszłam na dół. Mama siedziała w kuchni i piła kawę. Kiedy usiadłam naprzeciwko niej przy małym kuchennym stoliku, uśmiechnęła się tylko i podsunęła mi talerz z kanapkami.

- Późno wczoraj wróciłaś. – zauważyła. – Może wróciłaś to za dużo powiedziane.

Spłonęłam rumieńcem i ugryzłam kawałek chleba z serek i pomidorem.

- No wiesz, miło z jego strony że pozwolił ci spać i że wniósł cię aż na piętro. – uśmiechnęła się. – Uroczy chłopak.

- Gadałaś z nim?

- Niewiele. Pytał tylko czy Scott zostawił samochód przed osiemnastą. No kiedy wróciłam do domu o dwudziestej toyota stała na podjeździe. Potrzebuję tylko kluczyków.

- Nie zostawił ich w schowku, albo we wlewie?

- Nie. Sprawdzałam też doniczkę, wycieraczkę a także parapet i pod kamieniem obok werandy. Nigdzie nie było kluczy. Może ty je masz? – uśmiechnęła się.

Skończyłam śniadanie zastanawiając się gdzie Scott mógł zostawić klucze do samochodu. Wróciłam po torbę do pokoju i wrzuciłam wszystkie książki. Mój egzemplarz Doktorów Strachu leżał tam gdzie powinien, czyli w szufladzie w biurku. Spojrzawszy przez jedno z okien dostrzegłam Stilesa. Siedział w swoim pokoju, z nosem przylepionym do szyby i wymownym uśmiechem. Uniósł rękę, na jego placu zalśnił kluczyk od toyoty.

- Znalazłam klucze! – krzyknęłam.

Złapałam moją torbę i zeszłam na dół gdzie Stiles już czekał. Uśmiechał się głupkowato a na otwartej dłoni uniesionej ponad żywopłotem trzymał kluczyki.

- Dzięki. – mruknęłam odpierając od niego moją własność.

- Jedziesz ze mną? – uśmiechnął się. – Nie musiałabyś czekać na mamę która jest jeszcze nie gotowa.

- Podglądasz moją mamę?

- Mam dość instynktu samozachowawczego by tego nie robić. – westchnął. – Ale chciałbym go czasem nie mieć.

- Ohyda. Zaraz wrócę. – obróciłam się na pięcie i poszłam zostawić klucze na werandzie. Powinna je znaleźć mimo swojego roztargnienia.

Ze Stilesem jechaliśmy w ciszy. Raczej unikałam jego wzroku po tym jak przyznał się że gdyby był odrobinę gorzej wychowany, podglądałby moją mamę. Obleśnie, strasznie, nigdy w życiu. Przyjdzie mi podziękować szeryfowi za to że wychował go jak go wychował i jest tylko lekko szalony ale nieszkodliwy.

Pod szkołą mimo wczesnej pory było już dużo uczniów. Scott i Kira rozmawiali o czymś z Isaacem przy jego samochodzie. Opuściłam jeepa Stilesa i we dwoje poszliśmy w ich stronę.

- Naprawdę chciałbyś podglądać moją matkę? – spojrzałam na niego z ukosa.

- Tak. Ale mój tata ma śmiercionośną broń, a ona zapewne potrafi się strasznie wydzierać. Wyobraź sobie co by było, gdyby zobaczyła podglądacza przyklejonego do szyby w jej łazience. – uśmiechnął się niewinnie. – Cześć.

Postanowiłam że Isaacowi podziękuję na WOS-ie więc miałam kilka godzin żeby przemyśleć jak to ubrać w słowa. Zleciały zadziwiająco szybko, jak zawsze kiedy chciałam żeby się ciągnęły w nieskończoność. Na lunchu, po raz pierwszy mniej więcej rozumiałam o czym mówili. Tym razem chodziło o Dereka, faceta którego wczoraj odwiedziliśmy. Scott nie miał pojęcia że Derek siedzi w Redding, a Isaac wyglądał, jakby w ogóle nie miał zamiaru go uświadamiać.

Po lunchu, wstałam szybciej by zajrzeć jeszcze do swojej szafki. Grzebałam po dnie w poszukiwaniu szczotki bo moje włosy do łopatek postanowiły się poplątać w najmniej odpowiednim momencie.

- Hej. – coś trzasnęło o otwarte drzwi mojej szafki.

Isaac opierał się o nie w niedbałej pozie i z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie tylko T-shirt i czarny sweter. Ponownie ubiór nie pasujący do dzisiejszej pogody. Było przenikliwie zimno, a jak doszłam do wniosku, na sto procent nie miał w szafce kurtki.

- Cześć. – uśmiechnęłam się znów zadzierając głowę by na niego spojrzeć. – Dzięki za wczoraj.

- Miałaś koszmary? – pochylił się ku mnie z wyrazem konsternacji na twarzy.

- Czemu pytasz?

- Bez większego powodu. – wzruszył ramionami. – Byłem ciekaw, bo miałem wrażenie ze w samochodzie spałaś dość niespokojnie.

- Zwykłe koszmary nocne. Nic co by mi się już nie śniło. – przekonywałam bardziej siebie niż jego. Chyba podziałało na nas oboje bo Isaac przestał pytać a ja miarowo zaczęłam się uspokajać.

Razem ruszyliśmy na WOS. Siedliśmy w swoich ławkach, a Isaac po raz kolejny przysunął się blisko mimo że Stealson nie zarządził pracy w grupach.

Z czasem zaczęłam zauważać że robił to coraz częściej. Widziałam że w pewnym momencie starał się zasłonić mnie całą, tak by ktokolwiek kto wejdzie przez drzwi, nie mógł mnie zobaczyć. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to przez to że bez makijażu na który ostatnio nie miałam czasu, wyglądałam tak niekorzystnie że tylko mi pomagał, czy było to coś więcej, coś czego ja nie rozumiałam ale potrafiłam się nijak do tego dostosować bo kiedy robił tak co lekcję, zaczęłam przyzwyczajać się do ciepła ciała Isaaca i towarzyszącemu mu zapachu deszczu oraz drogich perfum.

w4=



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro