20. Sinderella
Siedziałam w samochodzie Isaaca ze Scottem i Lydią, wysłuchując ich genialnego planu. Z tego co zrozumiałam, Banshee odkryła sposób by nie opuszczać miasta a załatwić Zimnych i mieć ogólny spokój. Zdążyłam zarejestrować informacje dość dokładnie by się do nich dostosować, i odnalazłam swoją część w planie. Mam trzymać się blisko Isaaca i osłaniać ich wszystkich naokoło w razie czego. Mam się po prostu wtopić w tło i działać niepostrzeżenie udając nastolatkę cieszącą się wieczorem ze swoim chłopakiem. Kiedy uświadomiłam im że to nie wypali, objęliśmy inną taktykę, mam się po prostu ukrywać w cieniach.
Podczas całej tej rozmowy spoglądałam na Isaaca, który oparty o maskę audi, rozmawiał o czymś ze Stilesem. Mam się go tylko trzymać, a będę bezpieczna. Tyle musiałam wiedzieć na pewno. Po piętnastu minutach opuściliśmy auto i ruszyliśmy w nierównych odstępach do wejścia. Podeszłam do Isaaca i złapałam go za nadgarstek.
- Nie podoba mi się to. – szepnęłam. – Kompletnie i nawet nie wiem co tam będzie.
- Jak upadniesz to ja cie złapię, tak jak na szpilkach, pamiętasz? – pokiwałam głową. – No właśnie. Jak nie dasz rady, ja rozszarpie komuś gardło. Jestem do tego zobowiązany jako twój chłopak.
Mogłabym się wykłócać o zakres jego obowiązków jako mojego chłopaka, ale czas na się skończył. Nim się obejrzałam, staliśmy w długim wygłuszonym korytarzu, prowadzącym zapewne na oblegany przez tłumy parkiet Sinderelli. Isaac podsunął swoją rękę do góry, dzięki czemu mogłam chwycić jego dłoń w naturalny i pokrzepiający sposób. Miałam wrażenie że w korytarzu nie było żadnego powietrza więc zatłoczona sala główna wydawała się być istną łąką pełną tlenu.
Na klub składała się pierwsza parterowa płyta na której tańczyli ludzie. W połowie była spowita dymem wymieszanym z mydlanymi bańkami które osiadały na ubraniach i włosach po czym utrzymywały się przez dobre kilkanaście sekund. Schody na uboczu prowadziły do wielkich antresoli. Po prawej stronie znajdował się bar, po lewej oszklono cały balkon i zrobiono coś na wzór loży. Przez szklany sufit widziałam ciemne niebo. Isaac pociągnął mnie w prawo, do baru.
Zasiedliśmy na wysokich stołkach przy końcu lady, w zacienionym miejscu. Mieliśmy stąd dobry punkt dla obserwatorów. Odwróciłam się tyłem do baru i omiotłam wzrokiem salę. Mimo wielu ludzi, dostrzegałam watahę bez problemu. Scott stał przy jednym z filarów otaczających parkiet. Niedaleko od niego Kira zaciągnęła do tańca jakiegoś chłopaka, Jackson przyczajony przy drzwiach, przypominał bardziej posąg niż dziewiętnastolatka. Lydia miała zająć rozmową barmana i wyciągnąć od niego jakieś informacje dotyczące właściciela klubu, do czego właśnie się zabierała, a Stiles wmieszał się w tłum jako jeden z pijanych nastolatków.
- Gdzie Liam?
- Został z Derekiem. – odpowiedział mi Isaac i ułożywszy delikatnie dłoń na moim kolanie, uśmiechnął się zadziornie. Oczywiście musiał stwarzać pozory, tylko flirtujemy a nie obmyślamy plan zniszczenia wroga. – Jeśli to on miałby być pierwszy, nie chcieliśmy ukrócać mu życia.
- Scott wie że Derek jest w mieście?
- O ile Stiles się nie wygadał, to nie. A to że Stilinski chlapnął jest bardzo prawdopodobne. Tak czy inaczej, nie daje tego po sobie poznać.
Pokiwałam głową i nawet na niego nie spojrzałam. Omiatałam wzrokiem calusieńką salę. Scott co jakiś czas unosił głowę by się upewnić że obserwuję wszystko dookoła i że jestem gotowa w razie czego. W jednej chwili, obok mnie usiadły dwie bladoskóre blondynki. Jedna miała na sobie siateczkową sukienkę i kozaki za kolano, a druga podarte szorty, błyszczącą koszulkę i białe szpilki czymś pobrudzone. Zaczęłam z nieskrywaną ciekawością przyglądać się plamom. Jedna z blondynek musiała to zauważyć, bo schowała nogi pod blat nerwowym ruchem.
- Isaac. – szepnęłam podnosząc się z miejsca na tyle by móc w miarę zgrabnie przełożyć przez niego nogę i okrakiem usiąść mu na kolanach. Jak zwykle mi nie wyszło, o mało się nie przewróciłam, ale chłopak zręcznie złapał mnie i usadził w zamierzonej pozycji.
Nachyliłam się, by wyglądało to jakbym całowała jego szyję.
- Ona ma krew na butach. Świeżą. – poruszyłam się ostrożnie. Oparłam głowę na ramieniu Isaaca by dokładniej przyjrzeć się strojom i twarzom blondynek.
Były irytująco perfekcyjne. Obie miały zadbane, zdrowe włosy do pasa, porcelanową skórę i długie pomalowane na granatowo paznokcie. Jednak ich oczy pozostawiały wiele do życzenia. Kiedy jedna z nich się odwróciła by rzucić na nas okiem, dostrzegłam ten sam obłęd, który krył się w oczach Beth.
Wampiry.
Zakręciło mi się w głowie. Musiałam złapać się karku Isaaca by nie zlecieć z jego kolan. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, a ja tylko markując wszelkie uczucia, jak to niegdyś miałam w zwyczaju, zaczęłam błądzić chłodnymi palcami po jego rozgrzanej skórze.
- Trzeba powiedzieć reszcie. – mruknęłam cicho przybliżając twarz do jego ucha.
Zsunęłam się powoli z kolan chłopaka i stanąwszy na prostych nogach, posłałam mu spojrzenie mówiące „księżniczka musi siusiu", i odeszłam w stronę szerokich schodów. Przechodząc koło Lydii jedynie myślą przekazałam jej informację. Złapała ją w lot, bo zdrętwiała i zmieniła ton podczas pogawędki z jednym z barmanów. Zbiegłam po schodach tylko modląc się by Jackson cały czas stał przy wejściu. Ku mojej uciesze, był tam, a na mój widok uśmiechnął się zawadiacko.
- Widziałem wasz pokaz. – zaśmiał się. Widząc moją twarz, nagle spoważniał i chwytając moją dłoń, pociągnął mnie na parkiet.
Leciał właśnie jakiś remix. Jackson przeciągnął mnie chyba przez pół parkietu, by zaraz silnym ruchem przycisnąć moje drobne ciało do swojego i zacząć rytmicznie poruszać biodrami.
- Co to ma być?
- Mów. Mamy wyglądać naturalnie. Pamiętasz?
- Isaac patrzy. – upomniałam go.
- Gdybym ci powiedział co Isaac wyprawiał jeszcze jakiś czas temu, to sama byś nie uwierzyła że on to on. – prychnął składając ręce na moich biodrach. – Mów.
- Wampiry. Dwa na górze. Jest ich więcej. – czułam jak małe lodowe igiełki przeszywają moją skórę w miejscach których Jackson nie dotykał. – Mogę się założyć że obstawiły klub.
- Prawdopodobnie masz rację. – obrócił mnie i spojrzał w górę. – Isaac prawie wypada przez barierkę. – jego twarz wykrzywił radosny uśmiech. Ręce zsunął na moje uda po czym chwycił mnie i posadził na swoich biodrach.
- Nie pozwalaj sobie. – pisnęłam.
- Sprawdzam tylko, ile może się wychylić. Całkiem nieźle mu idzie. Zaraz chyba pojawi się na parterze nie używając schodów. – Jackson roześmiał się gromko i opuścił mnie znów na podłogę. – Przekaż wiadomość myślami. Wampiry mają niewymownie dobry słuch. – ułożył ciepłą rękę na moich plecach. – Chodź. Zaprowadzę cię w bezpieczne miejsce.
Mimo jego poprzedniego zachowania, dałam się poprowadzić w stronę jak się okazało, toalet. W korytarzu oblanym niebieskim światłem było ciszej niż na samym środku parkietu a dudniąca muzyka ustąpiła jedynie basom odbijającym się od ścian. Zastanawiałam się kiedy Isaac wpadnie tu rozwścieczony ale udało mi się przesłać wiadomości szybciej niż przypuszczałam. Już po chwili kierowaliśmy się z powrotem na parkiet. W kolorowych światłach widziałam mnóstwo twarzy, ale widząc tę jedną, zatrzymałam się nagle, przez co Jackson wpadł na moje plecy. Ogłuchłam zupełnie wpatrzona tylko w tą bladą twarz chłopaka.
Pamiętałam te rysy ze wspomnień Jeremy'ego. Twarz anioła, blond włosy opadające na czoło, brązowe oczy i pełne usta. Przełknęłam głośno ślinę i ucieszyłam się że w Sinderelii muzyka gra tak głośno. Nikt nie mógł tego usłyszeć, nie mówiąc już o moim sercu które zaczęło walić jak młot. Chłopak wypijał właśnie wódkę, a jego wspólniczką od kieliszka był nie kto inny jak blond wampirzyca, Ruth. Nie kołysała się rytmicznie, tylko uśmiechała obnażając rząd białych, ludzkich zębów. W czerwonej, krótkiej sukience wyglądała olśniewająco, ale wydawała się być jeszcze bledsza niż zwykle. Z łatwością połknęła wódkę i ruszyła z kieliszkiem przez tłum, prosto do schodów prowadzących na antresolę.
- Mogłabyś się ruszyć?
- Carter. – jęknęłam. – On tutaj jest. Musze iść do Isaaca.
Wyrwałam do przodu przeciskając się przez ludzi. Nie zwracałam na ich gniewne, pijackie protesty, po prostu biegłam na tyle szybko by dotrzeć do Isaaca zanim rozpozna Ruth, lub co gorsza, nim ona rozpozna jego. Wydawało mi się że biegnę straszliwie wolno, jakby podłoga nie dawała mi odpowiedniego odepchnięcia. Schody majaczyły między ludźmi, gdy ktoś zastąpił mi drogę. Chłopak był barczysty i wysoki. Skóra opinała się na jego muskularnych ramionach. Na biały podkoszulek miał zarzuconą czarną marynarkę z wywiniętymi rękawami. Chwycił mnie oburącz i uniósł do góry.
- Sama wpadłaś w to bagno. Było nie lecieć po swojego chłoptasia. – uniósł mnie na wysokość swojej twarzy. Jego oczy były czerwone, usta wąskie a włosy raczej krótko obcięte. Wychwyciłam jedynie moment kiedy słyszałam z oddali krzyk Kiry i wycie Scotta. Potem chłopak skoczył do góry, nagle znaleźliśmy się ponad antresolami na czymś w rodzaju parapetu. W klubie pojawił się ogólny zamęt. Ludzie biegli do wyjścia i dopiero teraz mogłam odróżnić ich od opanowanych wampirów które tłoczyły się w małych grupkach na parkiecie i antresolach. Krzyk Stilesa przeciął powietrze.
Skupiłam się w sobie, by wytworzyć na tyle silne pole, by odepchnąć wampira. Musiałam się wycielić bo facet był wielki i odepchnięcie go nie było tak łatwe jak odepchnięcie Theo. Trzymał mnie w stalowym uścisku marmurowych ramion, a kiedy pierwszy prąd przebiegł przez moje ciało, postanowiłam rozniecić iskrę do prawdziwego wybuchu elektryczności. Napastnik wydarł się, i rozłożył ramiona właściwie odpychając się ode mnie. W efekcie stanęłam na krawędzi. Mogłam tylko liczyć na refleks wilkołaków lub na wózek inwalidzki, ewentualnie, na to, że Edythe kupi mi ładną trumnę. Rozłożywszy ręce poddałam się prawom grawitacji. Wolałam nawet nie patrzeć na domniemane miejsce mojego lądowania więc zrobiłam to tyłem, z zaciśniętymi powiekami.
Włosy poddały się wytworzonemu wiatrowi, czułam się jakbym leciała, jakbym była ptakiem który po raz pierwszy zerwał się do lotu. Grawitacja działa bez zarzutu, ziemi przyciągała mnie do siebie nieubłaganie. Trwało to dla mnie całą wieczność. Spadanie, chłód, wiatr, kropelki zimnego potu na czole, adrenalina. Wszystko działało jak należy. Jeśli miałam umrzeć, chciałam by stało się to właśnie w ten sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro