18. Stracona Siódemka
- Ty żyjesz.
To były pierwsze słowa Isaaca, kiedy obudził się w lofcie w swojej własnej pościeli. Uparłam się, że nie pójdę spać i nie wrócę do Tower. Pilnowałam go cały czas. Przespał dobre trzydzieści sześć godzin nie licząc drogi, którą przespał na tylnym siedzeniu własnego samochodu.
- Ty też. – powiedziałam. – Nie wstawaj. – poprosiłam.
Razjel i Maureen zostali w motelu, żeby go sprawdzić. Rano zdali klucze i dopiero wrócili. Ja i Isaac musieliśmy szybko się stamtąd ewakuować, dlatego najszybciej jak się dało wpakowaliśmy Isaaca do samochodu i z Lydią za kierownicą ruszyliśmy w drogę powrotną.
Wolałam wyprzeć z pamięci tamtą noc, ale nie mogłam. Patrzyłam na śpiącego Isaaca i krew mnie zalewała, kiedy tylko pomyślałam o tym, jak bestialsko Will wykorzystywał tajemnice, które Isaac mu powierzył.
Złapał mnie kurczowo za rękę kiedy chciałam się podnieść.
- Przepraszam.
Zmarszczyłam czoło.
- Wiem o Allison. – rzuciłam krótko. – Ja się nigdzie nie wybieram, i obiecuję, że nie umrę już ani razu, aż do późnej starości. Do tego czasu, będę twoją kotwicą.
W jego oczach pojawiła się iskierka.
- Przyniosę ci herbatę i coś do jedzenia. – wstałam, ale Isaac zatrzymał mnie, znów pociągając za dłoń. – Na dole są Scott z Derekiem.
- Zejdę tam. – powiedział i odrzucił z siebie kołdrę. – Daj mi dwadzieścia minut.
- Jasne.
Zeszłam na dół, kiedy Isaac poszedł do łazienki. Scott i Derek siedzieli na sofie pogrążeni w rozmowie. Nawet mnie nie zauważyli. Przemknęłam obok nich w drodze do kuchni. Włączyłam wodę na herbatę i czekałam cierpliwie, aż Scott nie zawołał mnie do salonu.
- Musimy dokładnie dowiedzieć się, co stało się w gorzelni.
- To był Jeremy.
- Ale przecież, sama go zabiłaś. – Derek wstał i zaczął krążyć po lofcie.
- No tak. Dlatego to jest jeszcze bardziej przerażające. – naciągałam rękawy mojej bluzy na dłonie i walczyłam z mdłościami, które pojawiały się na wspomnienie ponownego widoku Jeremy'ego.
- Może to Will miesza ci w głowie.
- Ale Malia i Theo czuli zapach krwi, którą wysmarowany był Jeremy. Musiałby mieszać w głowach nam wszystkim w tej samej chwili, a Malia na początku była w lesie sama. – skuliłam się na fotelu i oparłam brodę na kolanach. – To możliwe, żeby Will przywrócił Jeremy'ego w jakiś magiczny sposób?
- Albo to w ogóle mógł nie być Jeremy. – zasugerował Scott, co natychmiast spotkało się z moją dezaprobatą.
Podskoczyłam z miejsca i stanęłam wyprostowana.
- Wiem, jak wygląda Jeremy. – mój głos był nienaturalnie wysoki. – Wiem, jak wygląda osoba od której właściwie to wszystko się zaczęło, Scott!
- OKAY! Musiałem spróbować. – Scott spacyfikował z wysoko uniesionymi rękami. – Willa nie było w mieście kiedy umarł Jeremy ale...
Przerwało mu skrzypnięcie drzwi windy. Do loftu weszła Maureen z Razjelem. Oboje wyglądali na wyjątkowo z siebie zadowolonych. Maureen niosła pod pachą gruby tom oprawiony w czerwoną, elegancką skórę. Rzuciła go na kawowy stolik z hukiem.
- Isaac się obudził? – kiwnęłam głową twierdząco. – Super. Chyba wiemy o co chodzi Willowi.
Poczekaliśmy, aż Isaac przyjdzie. Wszyscy powitali go przyjaźnie i kiedy już usiadł na fotelu, ja umościłam się na jego kolanach, zakładając rękę za jego szyją, bawiłam się jego włosami. Nakręcałam jeden kosmyk na palec, odkręcałam go i tak w kółko.
- To, że Will jest związany z mitologią nordycką zawęża nam krąg poszukiwań, prawda? – zaczął Razjel stając przed nami. – Mówiłaś, że Ethan nie żyje, no nie? – spojrzał nam nie. Potwierdziłam. – I faktycznie, może nie żyć, więc nie jest dla nas zagrożeniem. Ale nie znacie mitu o Forsetim.
Wszyscy zgromadzeni patrzyli na Razjela i Maureen z twarzami nieskalanymi myślą, i kręcili głowami. Ja też kręciłam głową i też miałam twarz skalaną myślą.
- Forseti to bóg sprawiedliwości, syn Baldura i Nanny. To on rozsądzał spory i był najmądrzejszy w całym Asgardzie. Nie dało się go przekupić, ale wierzono, że odpowiednie ofiary złożone mu, są w stanie złagodzić jego wyrok i zmienić wolę. – kiedy Razjel kontynuował, Maureen szukała ryciny. Był przedstawiony jako młody, urodziwy mężczyzna siedzący na tronie i wydający wyrok. – Wierzono, że złożenie ofiar wywoływało przychylność Forsetiego. Will chce złożyć takie właśnie ofiary.
- Przynajmniej tak podejrzewamy. – dodała Maureen pełnym powagi tonem. Odszukałam rękę Isaaca i mocno ścisnęłam jego palce. – Ofiary składano z ludzi. Córki. Kochanka. Płaczki. Przywódcy. Anioła. Wojowniczki i Buntownika.
- A tu ma wszystkich. – wymamrotał pod nosem Derek. – Tylko po co on chce składać te ofiary?
- Chce coś odzyskać.
- Jak Darach. – Isaac odezwał się po raz pierwszy i koło mojego ucha. Nie miałam pojęcia kim jest Darach, ale nie wydawał mi się być niczym przyjemnym. – Pamiętacie ofiary? Opiekunowie. Filozofowie. Uzdrowiciele. Wojownicy i Dziewica.
Derek warknął, a Maureen spojrzała na niego ze zrozumieniem. Natychmiast się wyprostowała i podeszła do Hale'a. Zignorowałam to i patrzyłam na Isaaca, który kontynuował.
- Rozwiązałem to z Allison. To takie same ofiary.
- Tylko, że dwie mu umknęły. – Razjel wskazał na mnie i Isaaca. Wciskałam się w niego jak mogłam, tak, że między nami nie został już nawet milimetr przestrzeni dla powietrza. – Córka i Kochanek. Oboje zwialiście mu sprzed nosa. Wywinęliście się śmierci.
- To chyba nie będzie szukał kolejnych, dopóki nas nie załatwi, nie? – zamrugałam, jakby to miało mi pomóc lepiej zrozumieć.
- Chciałbym powiedzieć, że tak. To by nam ułatwiło sprawę, ale nie wiem. Tego jeszcze nie rozszyfrowaliśmy.
- Wiemy kto jest w niebezpieczeństwie. – Maureen stanęłam obok brata. Co chwilę spoglądała na Dereka, jakby upewniała się, czy nic mu nie jest. – Córką jesteś ty, Rosalie. Isaac to Kochanek. Płaczka to Lydia, Przywódcą jest Scott...
- Razjel to Anioł, prawda? – Isaac obejmował mnie ramieniem tak, jakby chciał mnie ochronić przed całym światem. Razjel kiwnął głową. – Maureen, jesteś Wojowniczką.
- Nie wiemy tylko, kto jest Buntownikiem. Koleś jest w niezłym niebezpieczeństwie, bo nawet nie wie, że chodzi o niego.
- A to nie może być dziewczyna? Dajmy na to, Malia?
- Mitologia Nordycka jest dość ścisła. – Razjel zamknął książkę i usiadł na stoliku kawowym. – Jeśli mówi Buntownik, to chodzi o faceta. Gdyby to była ona, pisałoby Buntowniczka. Tu nie ma miejsca na domysły. – wsparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach, jakby nad czymś myślał.
- Lydia wie?
- Pomogła nam to rozszyfrować. – odpowiedziała Maureen. – Twój ojciec to psychopata Rosalie.
- Nie musisz mi mówić. Był gotów mnie zabić, żeby tylko Ethan dostał moje zdolności. – w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. – A co jeśli chce odwołać wyrok śmierci Ethana?
- Nie wiem, czy tylko dla Ethana byłby gotów zrobić coś takiego.
- Cóż, dla Ethana zabił mnie. – uniosłam rękę do góry, w celu przypomnienia. – Tylko po co zabijałby Ruth, bo to pewnie on.
- To mogli być Łowcy. Tylko, kiedy myśleliśmy o Łowcach, to sprawdziło się w twoim przypadku. Możemy przypuszczać, że Will trzyma na swojej smyczy i pijawki i myśliwych z łukami.
- Aaron powiedział mi, że Zimni są zdziesiątkowani. – przypomniało mi się. – Will musiał czymś dopchnąć swoje szeregi.
- Ruth mogła tylko odwrócić naszą uwagę, albo jakiś Łowca mógł zabić ją przez przypadek. – Scott zastanowił się chwilę. – Tak czy siak, wiemy, kto jest w niebezpieczeństwie. No, oprócz Buntownika. Może to ty, Derek?
- Myśleliśmy nad tym, ale szanse są małe. To ktoś inny. – Maureen kręciła się teraz po lofcie, intensywnie myśląc. – Ktoś inny, ale ktoś kto nie jest nam obcy. I musimy go szybko znaleźć.
KOCHANI! Jak się podoba? Powiem wam, głowa pracuje mi na najwyższych obrotach. Shapeshifter to będzie ogień!
Buziaki, i enjoy xXxXXx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro