Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 9

Do końca podróży pozostało zaledwie kilka godzin, gdy pierwsze promienie Słońca pojawiły się na finlandzkim niebie. W autobusie, którym podróżował Adam wraz z ekipą panowała senna, błoga cisza. Pierwsza taka chwila od czasu zniknięcia ich gitarzysty. Nerwowość i napięcie odeszły w eter na jakiś czas. Póki nikt się nie obudzi. Kilka minut później drzwiczki od kabiny otworzyły się, ukazując roztrzepane włosy i zaspaną twarz z lekko podkrążonymi oczami. Adam wolnym krokiem poczłapał do salonu, otworzył małą podróżną lodówkę, z której wyciągnął butelkę wody, po czym klapnął na wysłużoną kanapę, która skrzypnęła ostrzegawczo. Ułożył się na niej wygodniej, wolnym ruchem otwierając plastikową butelkę. Upił łyk, mając nadzieję, że przyniesie mu to pewną ulgę. Czuł się jednak coraz gorzej. Myśl, że Tommy z nimi nie zagra na tym koncercie i prawdopodobnie na pozostałych trawiła go od środka niczym kwas. Picie wody mu w tym nie pomagało. Odczuwał wyraźny dyskomfort i to nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Ciążyło to nad nim niczym czarna, burzowa chmura. W każdej chwili mógł wybuchnąć lub załamać się. Co się z nim do cholery działo?! Przecież do tej pory traktował blondyna wyłącznie w charakterze crusha i to mocnego. Nie potrafił się bez niego obejść. Tommy był najlepszym kumplem jaki kiedykolwiek się mu przytrafił. Mógł mu powiedzieć wszystko. (Może dlatego, że go kochasz? - odezwał się złośliwy głosik.)

- Och, zamknij się już. - żachnął się Adam, nie dostrzegając stojącego w progu Terrance'a. Ten patrzył się na niego z uniesioną brwią.

- Do kogo mówisz? - te słowa sprawiły, że wokalista podskoczył na kanapie. Niespodziewał się, że ktokolwiek wstanie przed celem podróży.

- Ja? Eeee....do nikogo. - mruknął, zażenowany Lambert, spuszczając wzrok na swoje dłonie trzymające w połowie pełną butelkę. - "No pięknie. Jeszcze pewnie pomyśli, że jestem wariatem gadającym sam do siebie." - pomyślał, zatapiając się w myślach.

- Adam, widzę, że coś się dzieje. I że ma to związek z Tommym. - zaczął ostrożnie Spencer, siadając tuż obok niego. - Jestem pewien, że wróci. Ochłonie i wróci. Pogadacie ze sobą i wszystko będzie okej. - dłoń tancerza wylądowała na ramieniu wokalisty, który spojrzał na nią, potem na przyjaciela. Smutek zionął z niebieskich oczu niczym ogień z paszczy smoka.

- Terr, ja za nim tęsknię. Cholernie tęsknię. I boję się, że go już nie zobaczę. Nie wiem czemu się tak czuję. Tommy to mój najlepszy przyjaciel. Zawsze nim był, ale...- tu przerwał mu czarnoskóry z delikatnym uśmiechem.

-...ale zakochałeś się od pierwszego wejrzenia. Tak, zauważyłem. - tancerz uniósł dłoń, żeby Adam mu nie przerywał, bo już miał taki zamiar. Wokalista zmarszczył brwi, lecz pozostał milczący. - Wszyscy to zauważyli. Sposób, w jaki na niego patrzysz...nawet najlepszy kumpel tak nie robi. Ty cały jaśniejesz, promieniejesz, gdy Tommy jest tuż obok Ciebie. - Terrance uśmiechnął się do niego, błyskając śnieżnobiałymi zębami. Adam rzucił mu ponure spojrzenie.

- To aż tak widać? - mruknął, dokańczając wodę. Czasem można było z niego czytać jak z otwartej księgi. Tak zawsze mówiła jego mama. Oraz brat, ale bardziej z czystej przekory. Terrance jedynie kiwnął głową, wciąż się uśmiechając.

- Owszem. I cholernie Ci zazdroszczę. - wyznał tancerz, kładąc głowę na ramieniu wokalisty.

- Czego? Nieodwzajemnionej miłości? Ciągłej walki o coś, co wiecznie mi ucieka? Uwierz mi, nie ma czego zazdrościć. - Adam odetchnął, przymykając powieki.

- Zazdroszczę tej miłości, która jest między Wami. Zrobiłbyś dla niego wszystko, prawda? - Lambert kiwnął nieznacznie głową na słowa Spencera. Miał rację. Tommy był wart wszelkich wyrzeczeń. Będzie walczył z każdym i każdą o serce i uczucia gitarzysty. Choćby miał nawet umrzeć.

- No widzisz. Daj mu trochę czasu. On wróci. - czarnoskóry zmienił pozycję i teraz siedział przodem do niego.

- Jesteś tego pewien? Znasz go. - Adam wciąż miał wątpliwości. Blondyn był jak wiatr: nieprzewidywalny. Nikt nie wiedział jak zareaguje.

- Adam, nie pękaj. Ty nie jesteś mu obojętny. Nie zostawi Cię. A teraz przestań biadolić i się ogarnij. Za niedługo będziemy w Helsinkach. A fani z pewnością nie chcieliby zobaczyć ich idola w takim stanie. - Terrance mrugnął do niego okiem.

- W jakim stanie?! - oburzył się wokalista, mrużąc oczy.

- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? - do pomieszczenia weszły Camila i Sasha, przecierając zaspane oczy. Obie w powyciąganych, różowych piżamkach.

- Terrance zasugerował, że wyglądam ohydnie. Jest aż tak źle? - Adam wskazał na siebie, ignorując chichot tancerza, który spadł z kanapy, tarzając się po podłodze. Sasha zlustrowała go od góry do dołu oceniającym spojrzeniem.

- Miał rację. Wyglądasz gorzej niż ja po mega balandze. Taka...mała panda z Ciebie, Lambert. - gromki śmiech wypełnił wnętrze autobusu. Wokalista wygiął usta w podkówkę.

- I ty, Brutusie przeciwko mnie? - zmrużył oczy, po czym uniósł nos do góry i wyszedł z iście godną pozazdroszczenia divie gracją. Po jego wyjściu Sasha, Camila i Terrance wybuchli bardzo zaraźliwym śmiechem.

- On nigdy się nie zmieni. - pokręciła głową Mallory, siadając na kanapie, podczas gdy Gray buszowała w lodówce.

- I za to go lubimy. Oby nigdy się nie zmienił. Ten show biznes to totalne gówno. - skomentował Terrance, rozkładając się obok dziewczyn.

- Co racja, to racja. Może coś zjemy? Umieram z głodu. - tancerka poklepała się po brzuchu, który zaburczał w proteście.

- Na co masz ochotę? Założę się, że to fińskie żarcie to...- Spencer nie dokończył zdania, gdyż zrobiła to za niego Sasha.

- To totalne gówno? Tak, tak. - kiwnęła głową, pochylając się nad jedzeniem. Camila jedynie się uśmiechnęła, zasłaniając się swoimi kruczoczarnymi włosami.

~~

Tommy obudził się, gdy tylko pierwsze promienie Słońca wpadły przez uchylone rolety prosto na jego twarz. Zamrugał powiekami, aby obraz się wyostrzył. Nie ruszył się ani o milimetr. Było mu ciepło i wygodnie pod grubą kołdrą pokrytą ciemnobrązową kapą. Spod pościeli wystawała tylko jego rozczochrana głowa i zaspane ślepia. Powoli do niego zaczęło docierać co zaszło między nim, a Saulim. Gdy tylko wspomniał dotyk na swoich biodrach, jego frywolne żarty, śmiech to aż ciepło mu się robiło, a i reakcja w kroczu nie pozostawała wiele do złudzenia. Lubił go. Jako przyjaciela i jako kogoś więcej. Czuł...pożądanie.

- Nie! - gwatłownie podniósł się do pozycji siedzącej, a blond włosy wpadły mu do oczu. Odgarnął je z twarzy, szybko oddychając. - Kurwa. - zaklął, drapiąc się po czole. Sauli był jego przyjacielem, kumplem do picia. Nikim więcej. A teraz...Adam wkradł się znów w jego myśli przez co poczuł się znacznie gorzej. Jakby go zdradził. Nie fizycznie, ale myślami.

- Thomas, śpisz? - nagle zza drzwi rozległ się przytłumiony głos Koskinena. Pewnie był już na nogach od samego świtu.

- Nie, nie śpię. Wchodź. - mruknął, opadając na poduszki. Drzwi się rozchyliły z cichym skrzypieniem i pokazała się w nich głowa blondyna, na którego wargach igrał uśmiech.

- Aww, uroczy. - Sauli wszedł głębiej, zamykając za sobą drzwi. Widok, który się przed nim ukazał, kompletnie go rozwalił. Rozespany Tommy, w jego pościeli, półnagi....To wystarczyło, aby wyobraźnia zaczęła pracować. Przygryzł wargę, aby nie jęknąć. Policzki Ratliffa delikatnie się zaróżowiły pod wpływem spojrzenia. Nie miał pojęcia co się działo w głowie Fina, ale zapewne nie były to grzeczne myśli.

- Nie jestem uroczy. Przestań tak mówić. - burknął Tommy, przygładzając kołdrę, ewidentnie unikając wzroku Koskinena.

- A jeśli nie przestanę to co? Uderzysz mnie? - Sauli skrzyżował ręce na swoim torsie, patrząc wyzywająco na gitarzystę.

- A czemu ty uważasz, że chcę Cię walnąć? To jakaś fińska przypadłość? Lubisz się bić? - uniósł brew, tarmosząc róg kołdry w dłoniach.

- Z Tobą? Nigdy. Nie uderzyłbym Cię. - wyznał cicho Sauli, przysiadając na brzegu łóżka. Tommy nie spuścił z niego wzroku ani przez moment. Brązowe oczy uważnie lustrowały sylwetkę błękitnookiego Fina. Ufał mu.

- Wiem. - odparł łagodnie, chwytając dłoń Sauliego. Ten odwzajemnił gest i lekko ją uścisnął. Dobrze, że w osobie Tommy'ego miał prawdziwego przyjaciela. - To co dzisiaj robimy? - szybko zmienił temat, odsuwając dłoń.

- Może małe zakupy w Helsinkach? Podróż zajmie nam dobre parę godzin, ale muszę coś kupić, a dostanę to tylko tam. Proszę? - Sauli zrobił oczka skrzywdzonego szczeniaczka. - Byśmy wyjechali już teraz. - dodał, przymilając się.

- No nie wiem. - Ratliff nie był pewien czy to dobry pomysł. W końcu mógł wpaść przypadkowo na Adama, który z pewnością znajdował się już w Helsinkach. A on nie miał ochoty się z nim spotkać. Nie teraz.

- Nie daj się dłużej prosić. To będzie zwykły przyjacielski wypad. Pobawimy się, pokupujemy coś. Może strzelimy po jakimś drinku. - tu Sauli mrugnął znacząco okiem. Mimo, że miał urlop to chciał się z Tommym zabawić. Przyda mu się zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.

- No skoro tak...Ale ostrzegam: nienawidzę przydługich zakupów. Jak będą trwać ponad godzinę to Cię zabiję. - ostrzegł go gitarzysta. Fin uniósł ręce w geście poddania śmiejąc się.

- No dobrze, dobrze. Tylko mnie nie zabijaj. - wciąż chichocząc wstał z łóżka. - I ogarnij się. Ja będę czekał w samochodzie. Nie każ mi na siebie długo czekać.- Tommy wywrócił oczami, opadając na poduszki. Szykował się ciężki dzień. Po wyjściu przyjaciela wstał z posłania, po czym wziął czarne obcisłe dżinsy, koszulkę z motywem Marilyna Mansona oraz swoje ulubione creepersy, które dodawały mu kilka centymetrów wzrostu. Wziąwszy jeszcze kilka przyborów do makijażu wszedł do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Będzie to długi dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro