Chapter 8
Od kilku godzin autobus wraz z Adamem i jego zespołem pruł do przodu połykając kolejne kilometry dzielące ich od celu przeznaczenia. Chcąc zabić czas, Terrance wraz z Sashą, Brooke, Monte i Camilą grali w karty na prowizorycznie rozłożonym stoliczku. Taylor spał smacznie na kanapie, cicho pochrapując. Adam nie wyszedł ze swojej kabiny ani razu mimo usilnych starań Pittmana i Wendle. Również się nie odezwał. Po prawie godzinie prób poddali się. Teraz siedzieli z ponurymi minami, rzucając co jakiś czas kartą. Sytuacja między ich szefem i przyjacielem, a gitarzystą, który również był dla nich bliski wpływała też w pewnym sensie na nich. Czuli się podle i smutno widząc jak złe stosunki panują między nimi.
- Ja tak nie mogę. Dosyć. - Terrance rzucił wszystkie karty na stoliczek, wstając. Napięcie źle na niego wpływało. Powoli miał tego dosyć: tego nerwowego napięcia i ponurej atmosfery. Sasha i Brooke uniósły głowy, patrząc na niego ze zrozumieniem. Ta sytuacja też im kompletnie nie odpowiadała. Nigdy nie dochodziło do poważniejszych konfliktów między nimi, a jak już się kłócili to godzili się po 15 minutach. Czarnoskóry tancerz zaszył się w kącie, zakładając słuchawki na uszy i zamykając oczy. Totalnie się odciął od tego smutku i przygnębienia.
- Ja chyba też nie mam do tego głowy. - odezwała się cicho Camila, kładąc ostrożnie karty na płaską powierzchnię stolika.
- Nie dajmy się zwariować. Tommy w końcu pójdzie po rozum do głowy i wróci. A wtedy skopię mu dupsko. Jeśli uda mi się to przed Adamem. - Monte zmarszczył brwi, zbierając karty i układając je w równy stosik. Jego pedantyzm uwidaczniał się zwłaszcza w stresujących sytuacjach.
- Miejmy nadzieję, że wszystko się wyjaśni. A teraz się prześpijmy. Na zmęczone głowy nic nie wymyślimy. - Brooke wstała z nieco wysłużonej kanapy i udała się do odrębnej kabiny przeznaczonej dla żeńskiej części zespołu. Sasha i Camila również się pożegnały i poszły spać, zostawiając Montego sam na sam z własnymi myślami.
W tym samym czasie tuż za zamkniętymi drzwiami kabiny Adam siedział z podkulonymi nogami na łóżku, obserwując zmieniający się za oknem krajobraz. Siedział tak od początku podróży i nie zamierzał tego zmieniać. Dziura w jego sercu pozostawała zbyt wielka. Dlaczego fakt, że ukochana osoba Cię już nie chce docierała do niego w tak powolnym tempie? Już wolał, aby to uderzyło z całą siłą i przestało tak cholernie boleć. A tak to przeżywał potworne katusze, myśląc o blondwłosym gitarzyście. Ta męka zdawała się nie mieć końca.
Co robi?
Gdzie jest?
I z kim przebywa?
Jak się czuje?
Martwił się o niego. Nie, to za mało powiedziane. Strach i niepokój zżerały go od środka mimo, że minęło dopiero kilkanaście godzin od zniknięcia Tommy'ego. Aż robiło mu się niedobrze od tego uczucia. Żołądek skręcił się w słupeł i nie chciał się rozplątać.
- Tommy, gdzie ty jesteś? Daj chociaż znak, że z Tobą jest wszystko okej. - mruknął sam do siebie z obrazem uśmiechniętego blondyna w głowie. Po kolei odtwarzał w głowie ich wspólne momenty: ich bliskość podczas wspólnych seansów, chwile, gdy chwytał go za dłoń, bo zobaczył straszną scenę na ekranie, jego śmiech, pocałunki na scenie. Wszystko ukazywało mu się w szczątkowych wersjach coraz szybciej i szybciej aż zlały się w jedną plamę. Zamrugał powiekami. Wspomnienia zniknęły. Przeczesał palcami włosy, wydymając wargi. Chyba zaczynał wariować.
-"Czy to miłość czy zwyczajne zadurzenie?" - z tą myślą opadł na łóżko, zamykając ponownie oczy. A przecież obiecał sobie, że nie zakocha się/zadurzy w hetero. A takim z pewnością był Tommy. Ale czy napewno? Sam przyznał, że jest zmęczony twierdzeniem, że jest hetero i preferowaniem dziewczyn. Ale mógł to też powiedzieć pod presją, prawda? Albo by pobawić się jego uczuciami. Przecież tak łatwo zbałamucić geja, który ma wyraźną słabość do obiektu swych uczuć.
- To jakaś chora gra. Muszę Cię odnaleźć, Tommy. Za wszelką cenę. - szepnął sam do siebie, rozmyślając nad tym przez resztę wieczoru.
~~
Po godzinnym spacerze, na który Sauli wyciągnął Tommy'ego siłą, mężczyźni wzięli gorący prysznic, po czym zalegli na kanapie z kubkami gorącej herbaty w rękach. Było jeszcze względnie wcześnie, żeby pójść spać, więc puścili telewizję. Leciał jakiś horror, więc blondyn przekonał kumpla, aby z nim go obejrzał.
- Jesteś pewien? Dobrze wiesz, że nie lubię horrorów. - Sauli siedział z ręką założoną nonszalancko o oparcie kanapy, gdy Tommy nachylił się ku stoliczkowi, aby położyć na nim w połowie pełny kubek.
- Choć ten jeden raz, Sauli. Potem zrobię co zechcesz. - Ratliff zrobił oczy szczeniaczka. Wiedział, że Fin mu nie odmówi. I miał rację. Koskinen wywrócił oczami.
- No dobrze, już dobrze. Tylko nie patrz się już tak na mnie. - pokręcił głową z uśmiechem patrząc jak gitarzysta bierze w posiadanie pilot i włącza horror. Lecz potem dotarło do niego to co powiedział Tommy. - Dosłownie wszystko? - Blondyn obrócił się do niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Co dosłownie wszystko? - nie rozumiał tego, co rzekł do niego Sauli.
- Zrobisz wszystko o co Cię poproszę? - blondyn uniósł brew, lekko rozbawiony. Gitarzysta nieco pobladł. I po co to mówił?
- Prawie wszystko. A to jest różnica. - mruknął, opierając się plecami o miękko-twarde oparcie kanapy. Czuł się jeszcze bardziej niezręcznie niż przed paroma minutami.
- Wiem, co słyszałem. Może w najbliższym czasie to wykorzystam...- głośno zastanawiał się Fin, popijając herbatę.
- Już wolę nie pytać w jaki sposób to zrobisz. - potrząsnął głową Tommy, próbując skupić się na fabule filmu. Ta rozmowa była kompletnie do niczego. Nic sensownego nie wniosła.
- I dobrze. Może Cię zaskoczę. - odpowiedział Koskinen, uśmiechając się do siebie. Gitarzysta tego nie skomentował, patrząc na ekran, lecz nie rozumiejąc nic z tego co się działo. Myślami dryfował w zupełnie innym kierunku. Co porabiał Adam? Czy martwił się o niego? Może się wściekał? Mimo, że nie było go z nim kilka godzin to zdążył się stęsknić. Ociupinkę. Tęsknił za jego czarnymi miękkimi włosami, za przenikliwymi niebieskimi oczami, pełnymi piegowatymi ustami oraz bosko wyginającym się ciałem. W głowie nadal tkwił mu obraz poruszających się sugestywnie w rytm muzyki bioder. Przez cały czas myślał o wokaliście, o ich wzajemnych relacjach. Jak to możliwe, że wszystko się zepsuło przez jego głupie wyznanie? Ale z drugiej strony mógł swobodnie odetchnąć. Kumulowanie emocji w sobie nie było dobrym pomysłem i mogło się skończyć niekontrolowanym wybuchem.
- Uff, nareszcie. Nienawidzę horrorów. Po raz ostatni dałem się przekonać. - głos Sauliego dobiegł do niego jak spod wody. Okazało się, że film się skończył i na ekranie wyświetlały się napisy końcowe.
- Ale spędziłeś ten czas ze mną. Coś za coś, Koskinen. - Tommy odpędził niepotrzebne myśli, uśmiechając się blado do przyjaciela.
- No fakt. Opłacało się przemęczyć. W takim towarzystwie...- Fin ziewnął szeroko, przeciągając się. Powoli zmęczenie ogarniało jego ciało i umysł. - Nie wiem jak ty, ale ja zaraz padnę.-
- Awww, ktoś tu się zmęczył? - Tommy zaczął się z nim droczyć, śmiejąc się.
- Ty potrafisz wykończyć nawet najbardziej odpornego Fina. - Sauli wywrócił oczami, uśmiechając się. Dobrze, że był chociaż w dobrym humorze i nie myślał za dużo o Lambercie. Z jednej strony był zły na wokalistę za to, że doprowadził jego kumpla do takiego stanu, a z drugiej szansa na zdobycie blondyna stała dla niego otworem.
- Dzięki za komplement. Na dzisiaj chyba starczy słodzenia. - Ratliff jednym kliknięciem wyłączył telewizor. W pomieszczeniu zapadła ciemność.
- Powiedz mi, dlaczego tak nie lubisz komplementów? To normalna rzecz. - lśniące błękitne oczy Fina lustrowały postać gitarzysty. Nie było w nich żadnej zimnej nuty, teraz zdawały się roztapiać pod wpływem ciepła.
- Jakoś mnie krępują. Nie jestem przyzwyczajony do słuchania takich rzeczy. No dobra, czas iść spać. Jutro też jest dzień to pogadamy o moich wadach. - po tych słowach wstał z kanapy i udał się po schodach na górę gdzie zapewne znajdowała się sypialnia Sauliego i pokój gościnny. I miał rację. Za barierką oddzielającą schody od przestrzeni między pokojami znajdowały się drzwi. Jedne do jednego pokoju, drugie do drugiego.
- Powinieneś się przyzwyczaić. Jesteś tego wart. - Tommy niespodziewał się, że usłyszy głos Fina tuż przy uchu. Podskoczył, obracając się gwałtownie.
- Musisz się skradać? I z czego cieszysz japę? - warknął, słysząc w ciemnościach chichot.
- Bo z pewnością musisz wyglądać słodko kiedy jesteś wystraszony jak mały kociak. - Tommy po omacku uderzył go w brzuch. Koskinen jęknął cicho.
- Nie jestem wystraszonym małym kociakiem. - burknął, chowając zaciśnięte dłonie w pięści do kieszeni obcisłych jak druga skóra dżinsów. Ugh, jak on nienawidził Sauliego w tym momencie.
- No nie denerwuj się, Thomas. - imię Tommy'ego wypowiedział z wyraźnie wyczuwalnym fińskim akcentem, co w pewien sposób się podobało gitarzyście.
- Nie gniewam się. Po prostu...- zawahał się z odpowiedzią. Bo i co miał powiedzieć? "A tak po prostu wolę jak to Adam zwraca się do mnie pełnym imieniem, zwłaszcza jak dochodziłby z krzykiem"?
- Tak? - Sauli zbliżył się jeszcze bardziej tak, że teraz niemal stykali się nosami. Jego gorący oddech mieszał się z oddechem Ratliffa powodując drobną falę dreszczy przechodzących wzdłuż kręgosłupa.
- Po prostu życzę Ci dobrej nocy. - szepnął Tommy, klepiąc go niepewnie po ramieniu. Cofnął się, po czym zniknął w pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.
- "Niech to szlag." - zaklął w myślach blondyn, wciąż wgapiając się w drzwi, za którymi przebywał Ratliff. - Było tak blisko...- mruknął sam do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro