Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 8

Od kilku godzin autobus wraz z Adamem i jego zespołem pruł do przodu połykając kolejne kilometry dzielące ich od celu przeznaczenia. Chcąc zabić czas, Terrance wraz z Sashą, Brooke, Monte i Camilą grali w karty na prowizorycznie rozłożonym stoliczku. Taylor spał smacznie na kanapie, cicho pochrapując. Adam nie wyszedł ze swojej kabiny ani razu mimo usilnych starań Pittmana i Wendle. Również się nie odezwał. Po prawie godzinie prób poddali się. Teraz siedzieli z ponurymi minami, rzucając co jakiś czas kartą. Sytuacja między ich szefem i przyjacielem, a gitarzystą, który również był dla nich bliski wpływała też w pewnym sensie na nich. Czuli się podle i smutno widząc jak złe stosunki panują między nimi.

- Ja tak nie mogę. Dosyć. - Terrance rzucił wszystkie karty na stoliczek, wstając. Napięcie źle na niego wpływało. Powoli miał tego dosyć: tego nerwowego napięcia i ponurej atmosfery. Sasha i Brooke uniósły głowy, patrząc na niego ze zrozumieniem. Ta sytuacja też im kompletnie nie odpowiadała. Nigdy nie dochodziło do poważniejszych konfliktów między nimi, a jak już się kłócili to godzili się po 15 minutach. Czarnoskóry tancerz zaszył się w kącie, zakładając słuchawki na uszy i zamykając oczy. Totalnie się odciął od tego smutku i przygnębienia.

- Ja chyba też nie mam do tego głowy. - odezwała się cicho Camila, kładąc ostrożnie karty na płaską powierzchnię stolika.

- Nie dajmy się zwariować. Tommy w końcu pójdzie po rozum do głowy i wróci. A wtedy skopię mu dupsko. Jeśli uda mi się to przed Adamem. - Monte zmarszczył brwi, zbierając karty i układając je w równy stosik. Jego pedantyzm uwidaczniał się zwłaszcza w stresujących sytuacjach.

- Miejmy nadzieję, że wszystko się wyjaśni. A teraz się prześpijmy. Na zmęczone głowy nic nie wymyślimy. - Brooke wstała z nieco wysłużonej kanapy i udała się do odrębnej kabiny przeznaczonej dla żeńskiej części zespołu. Sasha i Camila również się pożegnały i poszły spać, zostawiając Montego sam na sam z własnymi myślami.

W tym samym czasie tuż za zamkniętymi drzwiami kabiny Adam siedział z podkulonymi nogami na łóżku, obserwując zmieniający się za oknem krajobraz. Siedział tak od początku podróży i nie zamierzał tego zmieniać. Dziura w jego sercu pozostawała zbyt wielka. Dlaczego fakt, że ukochana osoba Cię już nie chce docierała do niego w tak powolnym tempie? Już wolał, aby to uderzyło z całą siłą i przestało tak cholernie boleć. A tak to przeżywał potworne katusze, myśląc o blondwłosym gitarzyście. Ta męka zdawała się nie mieć końca.

Co robi?

Gdzie jest?

I z kim przebywa?

Jak się czuje?

Martwił się o niego. Nie, to za mało powiedziane. Strach i niepokój zżerały go od środka mimo, że minęło dopiero kilkanaście godzin od zniknięcia Tommy'ego. Aż robiło mu się niedobrze od tego uczucia. Żołądek skręcił się w słupeł i nie chciał się rozplątać.

- Tommy, gdzie ty jesteś? Daj chociaż znak, że z Tobą jest wszystko okej. - mruknął sam do siebie z obrazem uśmiechniętego blondyna w głowie. Po kolei odtwarzał w głowie ich wspólne momenty: ich bliskość podczas wspólnych seansów, chwile, gdy chwytał go za dłoń, bo zobaczył straszną scenę na ekranie, jego śmiech, pocałunki na scenie. Wszystko ukazywało mu się w szczątkowych wersjach coraz szybciej i szybciej aż zlały się w jedną plamę. Zamrugał powiekami. Wspomnienia zniknęły. Przeczesał palcami włosy, wydymając wargi. Chyba zaczynał wariować.

-"Czy to miłość czy zwyczajne zadurzenie?" - z tą myślą opadł na łóżko, zamykając ponownie oczy. A przecież obiecał sobie, że nie zakocha się/zadurzy w hetero. A takim z pewnością był Tommy. Ale czy napewno? Sam przyznał, że jest zmęczony twierdzeniem, że jest hetero i preferowaniem dziewczyn. Ale mógł to też powiedzieć pod presją, prawda? Albo by pobawić się jego uczuciami. Przecież tak łatwo zbałamucić geja, który ma wyraźną słabość do obiektu swych uczuć.

- To jakaś chora gra. Muszę Cię odnaleźć, Tommy. Za wszelką cenę. - szepnął sam do siebie, rozmyślając nad tym przez resztę wieczoru.

~~

Po godzinnym spacerze, na który Sauli wyciągnął Tommy'ego siłą, mężczyźni wzięli gorący prysznic, po czym zalegli na kanapie z kubkami gorącej herbaty w rękach. Było jeszcze względnie wcześnie, żeby pójść spać, więc puścili telewizję. Leciał jakiś horror, więc blondyn przekonał kumpla, aby z nim go obejrzał.

- Jesteś pewien? Dobrze wiesz, że nie lubię horrorów. - Sauli siedział z ręką założoną nonszalancko o oparcie kanapy, gdy Tommy nachylił się ku stoliczkowi, aby położyć na nim w połowie pełny kubek.

- Choć ten jeden raz, Sauli. Potem zrobię co zechcesz. - Ratliff zrobił oczy szczeniaczka. Wiedział, że Fin mu nie odmówi. I miał rację. Koskinen wywrócił oczami.

- No dobrze, już dobrze. Tylko nie patrz się już tak na mnie. - pokręcił głową z uśmiechem patrząc jak gitarzysta bierze w posiadanie pilot i włącza horror. Lecz potem dotarło do niego to co powiedział Tommy. - Dosłownie wszystko? - Blondyn obrócił się do niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Co dosłownie wszystko? - nie rozumiał tego, co rzekł do niego Sauli.

- Zrobisz wszystko o co Cię poproszę? - blondyn uniósł brew, lekko rozbawiony. Gitarzysta nieco pobladł. I po co to mówił?

- Prawie wszystko. A to jest różnica. - mruknął, opierając się plecami o miękko-twarde oparcie kanapy. Czuł się jeszcze bardziej niezręcznie niż przed paroma minutami.

- Wiem, co słyszałem. Może w najbliższym czasie to wykorzystam...- głośno zastanawiał się Fin, popijając herbatę.

- Już wolę nie pytać w jaki sposób to zrobisz. - potrząsnął głową Tommy, próbując skupić się na fabule filmu. Ta rozmowa była kompletnie do niczego. Nic sensownego nie wniosła.

- I dobrze. Może Cię zaskoczę. - odpowiedział Koskinen, uśmiechając się do siebie. Gitarzysta tego nie skomentował, patrząc na ekran, lecz nie rozumiejąc nic z tego co się działo. Myślami dryfował w zupełnie innym kierunku. Co porabiał Adam? Czy martwił się o niego? Może się wściekał? Mimo, że nie było go z nim kilka godzin to zdążył się stęsknić. Ociupinkę. Tęsknił za jego czarnymi miękkimi włosami, za przenikliwymi niebieskimi oczami, pełnymi piegowatymi ustami oraz bosko wyginającym się ciałem. W głowie nadal tkwił mu obraz poruszających się sugestywnie w rytm muzyki bioder. Przez cały czas myślał o wokaliście, o ich wzajemnych relacjach. Jak to możliwe, że wszystko się zepsuło przez jego głupie wyznanie? Ale z drugiej strony mógł swobodnie odetchnąć. Kumulowanie emocji w sobie nie było dobrym pomysłem i mogło się skończyć niekontrolowanym wybuchem.

- Uff, nareszcie. Nienawidzę horrorów. Po raz ostatni dałem się przekonać. - głos Sauliego dobiegł do niego jak spod wody. Okazało się, że film się skończył i na ekranie wyświetlały się napisy końcowe.

- Ale spędziłeś ten czas ze mną. Coś za coś, Koskinen. - Tommy odpędził niepotrzebne myśli, uśmiechając się blado do przyjaciela.

- No fakt. Opłacało się przemęczyć. W takim towarzystwie...- Fin ziewnął szeroko, przeciągając się. Powoli zmęczenie ogarniało jego ciało i umysł. - Nie wiem jak ty, ale ja zaraz padnę.-

- Awww, ktoś tu się zmęczył? - Tommy zaczął się z nim droczyć, śmiejąc się.

- Ty potrafisz wykończyć nawet najbardziej odpornego Fina. - Sauli wywrócił oczami, uśmiechając się. Dobrze, że był chociaż w dobrym humorze i nie myślał za dużo o Lambercie. Z jednej strony był zły na wokalistę za to, że doprowadził jego kumpla do takiego stanu, a z drugiej szansa na zdobycie blondyna stała dla niego otworem.

- Dzięki za komplement. Na dzisiaj chyba starczy słodzenia. - Ratliff jednym kliknięciem wyłączył telewizor. W pomieszczeniu zapadła ciemność.

- Powiedz mi, dlaczego tak nie lubisz komplementów? To normalna rzecz. - lśniące błękitne oczy Fina lustrowały postać gitarzysty. Nie było w nich żadnej zimnej nuty, teraz zdawały się roztapiać pod wpływem ciepła.

- Jakoś mnie krępują. Nie jestem przyzwyczajony do słuchania takich rzeczy. No dobra, czas iść spać. Jutro też jest dzień to pogadamy o moich wadach. - po tych słowach wstał z kanapy i udał się po schodach na górę gdzie zapewne znajdowała się sypialnia Sauliego i pokój gościnny. I miał rację. Za barierką oddzielającą schody od przestrzeni między pokojami znajdowały się drzwi. Jedne do jednego pokoju, drugie do drugiego.

- Powinieneś się przyzwyczaić. Jesteś tego wart. - Tommy niespodziewał się, że usłyszy głos Fina tuż przy uchu. Podskoczył, obracając się gwałtownie.

- Musisz się skradać? I z czego cieszysz japę? - warknął, słysząc w ciemnościach chichot.

- Bo z pewnością musisz wyglądać słodko kiedy jesteś wystraszony jak mały kociak. - Tommy po omacku uderzył go w brzuch. Koskinen jęknął cicho.

- Nie jestem wystraszonym małym kociakiem. - burknął, chowając zaciśnięte dłonie w pięści do kieszeni obcisłych jak druga skóra dżinsów. Ugh, jak on nienawidził Sauliego w tym momencie.

- No nie denerwuj się, Thomas. - imię Tommy'ego wypowiedział z wyraźnie wyczuwalnym fińskim akcentem, co w pewien sposób się podobało gitarzyście.

- Nie gniewam się. Po prostu...- zawahał się z odpowiedzią. Bo i co miał powiedzieć? "A tak po prostu wolę jak to Adam zwraca się do mnie pełnym imieniem, zwłaszcza jak dochodziłby z krzykiem"?

- Tak? - Sauli zbliżył się jeszcze bardziej tak, że teraz niemal stykali się nosami. Jego gorący oddech mieszał się z oddechem Ratliffa powodując drobną falę dreszczy przechodzących wzdłuż kręgosłupa.

- Po prostu życzę Ci dobrej nocy. - szepnął Tommy, klepiąc go niepewnie po ramieniu. Cofnął się, po czym zniknął w pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.

- "Niech to szlag." - zaklął w myślach blondyn, wciąż wgapiając się w drzwi, za którymi przebywał Ratliff. - Było tak blisko...- mruknął sam do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro