Chapter 7
Kilka godzin później Słońce chyliło się ku horyzontowi. Dni w Szwecji były wyjątkowo krótkie. W końcu zbliżała się zima i robiło się coraz chłodniej. Adam wraz z zespołem stali przed hotelem i patrzyli jak ekipa techniczna pakuje ich rzeczy do autobusu. Sprzęt i nagłośnienie było już dawno w drodze do Helsinek.
- Tommy się nie odezwał? - spytał cicho Monte stojącego obok Adama, który niewidzącym wzrokiem wpatrywał się we wzorki na autobusie. Nic nie odpowiedział. To było jasne, że jego gitarzysta się nie odezwał. Nie zadzwonił, nie napisał SMS-a, nic. Mimo, że nagrał mu się wielokrotnie, wysłał niezliczoną ilość wiadomości to odpowiadała mu jedynie głucha cisza. Minęło kilka godzin od zniknięcia Tommy'ego i ta wiadomość zdążyła już obiegnąć cały zespół. Ponura atmosfera ciążyła nad nimi jak burzowe chmury. Tancerze zbili się w jedną grupę, szepcząc między sobą. Camila stała na uboczu, popijając parującą kawę. Była smutna. Zdążyła się zżyć z Tommym przez te kilka miesięcy. Był dla niej jak starszy brat.
- Nie, nie odezwał się. I chyba nie zamierza się odezwać. - odpowiedział pustym głosem Lambert, chowając dłonie w kieszenie kurtki. Brakowało mu blondyna. Miał ochotę go przytulić i nigdy nie puszczać. Tylko, gdyby wiedział gdzie on jest...
- Nie zamierzasz z tym nic zrobić? - dalej dopytywał się Monte, patrząc jak klapa od luku bagażowego się zamyka.
- A co mam niby zrobić? Tommy jest dorosłym i wolnym człowiekiem. Ma prawo robić co chce. - obojętność i chłód w głosie wokalisty zmroził Pittmana. Zdał sobie sprawę, że jemu naprawdę na Tommym zależało.
-"Zabiję go, jak tylko się pojawi. Utopię, poćwiartuję, ukatrupię." - myśli basisty i gitarzysty stały się bardziej mordercze wobec drobnej postaci Ratliffa. Nie pozwoli mu dalej krzywdzić Adama. - Dzwoń do niego. On w końcu musi kiedyś odebrać. - Monte nie wypowiedział na głos swoich myśli. Nie chciał go ranić jeszcze bardziej.
- Nadal to robię. Mam tylko nadzieję, że w końcu odbierze i spokojnie porozmawiamy. - Adam wyciągnął z kieszeni swoją komórkę wybierając numer blondyna, który wyrył mu się w mózgu. Nie sądził, że z nim porozmawia, ale miał nadzieję. Nadzieję, że zobaczy swojego przyjaciela i powie mu co czuje.
Biiip, biiip, biiip....
I nic. Odezwała się automatyczna sekretarka. Wyglądało na to, że mężczyzna nie chce się z nim kontaktować.
- Nadal nic. Muszę zawiadomić Lane, że Tommy się nie pojawił i potrzebujemy zastępstwa. - mruknął Lambert kierując kroki w stronę autobusu. Monte patrzył na oddalającą się sylwetką, która w końcu zniknęła we wnętrzu pojazdu. Wciąż nie mógł uwierzyć w to jak głupi i ślepi byli Adam z Tommym. Czy nie widzieli ile ich łączy?
- Idziemy. - potrząsnął głową, odsuwając od siebie niepotrzebne myśli. Reszta ekipy go usłuchała i po kilku minutach siedzieli w środku autobusu, który miał ich zawieźć do Helsinek. Adam zamknął się w swojej kabinie, odcinając się od reszty ekipy. Nie zniósłby współczujących spojrzeń tancerzy, Camili i Montego.
- Ciekawe co się stało. Tommy nigdy nie znikał na tak długo. - odezwała się Sasha, leżąca na podłużnej kanapie z laptopem na kolanach. Niedługo miała nawiązać połączenie Skype ze swoją dziewczyną, którą zostawiła w Stanach. Siedzący na podłodze tuż przy kanapie Terrance wzruszył ramionami.
- Może stwierdził, że ma dość? Nikt nie mówił, że będzie lekko. - tancerz był jednym z bliższych przyjaciół Adama i znał go dość dobrze. Polubił Tommy'ego, był w końcu częścią zespołu, ale też i dobrym kumplem. Mogli powiedzieć sobie wszystko, dosłownie.
- Mówisz o tej trasie jakby to było niewiadomo co. Jakby to była próba zdobycia Mont Everestu. - siedząca obok Pittmana Brooke odgarnęła włosy z czoła, patrząc prosto na ciemnoskórego tancerza. - Dobrze znasz i Adama i Tommy'ego. Pewnie się o coś pokłócili. Tommy wróci. Zobaczysz. - dodała z pewnością w głosie, choć w głębi duszy czuła, że być może nie zobaczą już Ratliffa.
- Jesteś tego absolutnie pewna? Tommy ma swój honor i dumę. - Terrance spojrzał znacząco na choreografkę, która na te słowa jedynie wzruszyła ramionami nie kontynuując tego tematu. Zapadło milczenie przerywane jedynie stukaniem palców Taylora o klawiaturę laptopa. Bo i co mieli mówić? Nie wiedzieli co się stało, to nie mieli o czym się wypowiadać. Lecz czuli jedno: zespół powoli się rozpadał.
~~
Minęło kilka godzin i przez ten czas Tommy wraz z Saulim pogadali o najprzeróżniejszych tematach: od problemów w pracy Fina do kłopotów uczuciowych gitarzysty. Od jakieś godziny leżeli na kanapie milcząc i wpatrując się w dogasający kominek. Iskierki tliły się coraz bardziej niewyraźnym blaskiem pozostawiając jednak miłe ciepełko w salonie, w którym się obecnie znajdowali. Leżące butelki po wódce walały się po podłodze.
- Tommy, śpisz? - mruknął sennie Sauli, opuszkami palców wędrując po ramieniu leżącego przed nim Ratliffa. Nie chciało mu się teraz wstawiać.
- Nie, bo co? - wymamrotał blondyn, leżąc nieruchomo z ramieniem Fina owiniętym dookoła jego szyi. Tak samo jak Koskinen, lenistwo wygrało i nie zamierzał nigdzie się wybierać. Obecność przyjaciela oraz świadomość, że ktoś chce dzielić z nim troski i obawy dodawała mu otuchy.
- Myślałem o tym, że moglibyśmy się wybrać na spacer albo coś. - blondyn zacisnął uścisk na szyi przyjaciela, który zdawał się dryfować gdzieś między snem, a jawą.
- Tobie chce się łazić w taki mróz? A, no tak. Jesteś Finem. Dla Ciebie mróz to gorący klimat. - Tommy zmienił pozycję i ułożył się przodem do swojego blond przyjaciela, którego oczy były utkwione w nim.
- Powinieniem się przyzwyczaić, że jesteś zwyczajnie leniwym Amerykaninem i jesteś wrażliwy na mróz jak księżniczka. - tu Sauli parsknął śmiechem, gdy udający oburzenie Tommy walnął go w ramię.
- Ja Ci dam księżniczkę. - Ratliff usiłował zmusić się do przybrania pozycji siedzącej, jak najdalej od wyciągniętych ramion Koskinena, który zaśmiewał się teraz do rozpuku.
- No już nie obrażaj się. Żartowałem. - szepnął mu do ucha żartobliwym tonem, gdy ten wpadł mu z powrotem w ramiona. Tommy dołączył do niego i również się zaśmiał. Czasami trudno było mu zachować powagę przy Saulim, który potrafił go rozbawić. (Podobnie jak Adam - głosik w jego głowie ponownie się odezwał.)
- Wiem, że żartujesz, ćwoku. - Tommy szturchnął go lekko w bok.
- Ćwoku? Pożałujesz, że wogóle tak mnie nazwałeś. - Sauli chwycił go mocno w pasie przez co zaczęli się kotłować na kanapie.
- Sauli, przestań! - blondyn usiłował odepchnąć dłonie Fina ze swoich bioder, lecz w konsekwencji wylądował na podłodze pośród butelek po wódce. To spodowało nową salwę śmiechu u Sauliego.
- Ty niezdaro! Wstawaj. - wyciągnął dłoń w stronę leżącego na podłodze Tommy'ego. Ten skorzystał z okazji i zemścił się na przyjacielu. Pociągnął go za rękę tak, że i ten spadł z kanapy wprost na niego i butelki.
- I kto tu jest niezdarą? - Tommy uniósł brew w rozbawieniu.
- Uważaj, bo to się jeszcze może na Tobie zemścić. - Sauli poruszył sugestywnie biodrami. I nie obeszło się to bez reakcji zwrotnej. Gitarzysta wybałuszył oczy.
- C-co ty r-robisz? - wybąkał, zamierając w bezruchu.
- Pomagam Ci w uświadomieniu tego, że lubienie tej samej płci nie jest złe ani nie jest żadną zbrodnią. - szepnął Koskinen do jego ucha, jedną dłonią sięgając do biodra mężczyzny, a drugą przytrzymując rękę nad głową gitarzysty.
- To mi wcale nie pomaga. Jestem praktycznie molestowany przez Ciebie. - nerwowo zażartował Ratliff, usiłując wydostać się z uścisku. Czuł wyraźną ciasnotę w spodniach i to mu się niezbyt spodobało.
- To uderz mnie. Wal śmiało jeśli Ci się nie podoba. - och, Sauli nie wiedział na co się naraża.
- Dlaczego to robisz? Dobrze wiesz, że nie czuję do Ciebie nic poza przyjaźnią. Jesteś dla mnie jak brat. - Tommy spojrzał mu prosto w oczy próbując coś wyczytać.
- Właśnie dlatego. Żebyś sobie uświadomił, że bycie bi nie jest złe. - po tych słowach Fin zszedł z niego, aby pozbierać butelki.
- Ale ja nawet nie wiem co czuję do Adama! Wiem tylko, że mam do niego ogromną słabość i nie potrafię mu odmówić. - głośno zaprotestował, obserwując jak Sauli chwiejnym krokiem idzie w stronę kuchni, aby wyrzucić śmieci.
- Czy ty tego nie widzisz? Wszyscy to zauważyli, a ty nie. Kochacie się. To widać na kilometr. - zawołał Sauli, opierając się o blat. Chciał pomóc Tommy'emu. Bardzo. Ale sam niepotrzebnie angażował się w to uczuciowo. Raz się sparzył, a teraz prawdopodobnie kolejny raz się miał w to wpakować. Tommy poczłapał za nim, po czym oparł się o ścianę dla zachowania równowagi.
- Ja sam nie wiem. Ciągnie mnie do niego, jego chyba do mnie też. I nie chcę być też jego zabawką, którą się znudzi po paru miesiącach i odrzuci. - przymknął powieki. W głowie pojawił się obraz śmiejącego się Adama, w którego oczach błyszczało autentyczne szczęście. Bardzo chciałby go uszczęśliwić, ale wątpliwości i strach mieszały się w nim tworząc niebezpieczną mieszankę.
- Zawsze jestem ja. Z chęcią Cię przygarnę. - mrugnął do niego filuteryjnie, powodując u Tommy'ego delikatny rumieniec.
- Nie galopuj tyle, Koskinen. Bo jeszcze pomyślę, że ty tak na serio. - Ratliff opuścił pomieszczenie słaniając się na nogach.
-"Nie wiesz jeszcze jak poważnie mówiłem." - pomyślał ze smutkiem Fin, wiedząc, że może przegrać walkę o niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro