Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 5

Po wyjściu od Adama, Tommy szybko znalazł się w swoim pokoju. Oparł się plecami o drzwi, ciężko dysząc. Ta rozmowa nie tak miała przebiegać. Znów prawie stracił nad sobą kontrolę. Zdał sobie sprawę, że nie będzie to takie proste. Drżącymi palcami przeczesał swoje blond włosy, wchodząc głębiej do pokoju. Klapnął na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Wciąż czuł jak serce bije szybko i niespokojnie. Sam zainicjował rozmowę, lecz to Adam zaprosił go do siebie. Dlaczego to się zdarzyło? Przecież wcześniej normalnie spędzali ze sobą czas: leżeli do późna w łóżku oglądając filmy (najczęściej horrory) i obrzucali się popcornem. A teraz...nawet najlżejszy dotyk przyjaciela powodował u niego wzrost ciśnienia oraz palpitacje serca. Czuł jak się gotuje od środka. Miał mieszane uczucia co do tego, co łączyło go z Adamem. Przyjaźnili się, to fakt, wokalista nawet niewinnie z nim flirtował, ale do niczego nigdy nie doszło. Wielu mężczyzn przeszło przez życie piosenkarza, co Tommy zdążył sprytnie zauważyć. Pojawiali się i znikali. Nie tego chciał dla siebie i Adama. Potrząsnął głową, pozwalając grzywce opaść na twarz. Nie, on tego na trzeźwo nie przetrawi. Gdzie ten cholerny Monte, Terrance? Teraz, gdy byli najbardziej potrzebni. Gitarzysta rozejrzał się w poszukiwaniu za butelką alkoholu. Najlepiej litrowej wódki.

- A niech Cię, Adam...- mruknął do siebie, po kilku minutach poszukiwań. Opadł na posłanie z głośnym westchnieniem frustracji. Nie mógł przestać o nim myśleć. Adam wypełniał każdą wolną przestrzeń w jego mózgu oraz codziennym życiu. Właściwie to jego życie podporządkowało się trasie i Lambertowi, który oficjalnie był jego szefem.

- Dlaczego ty? Co jest w Tobie takiego, że nie mogę się oprzeć? Nie jestem nawet gejem! - Tommy mówił głośno do siebie, patrząc tępo w sufit. Sam siebie nie rozumiał. Ani nowo odkrytych uczuć. Ale cisza nie potrafiła mu odpowiedzieć na to pytanie, pozostawiając mężczyznę z natłokiem myśli.

~~~

W tym samym czasie wokalista leżał w królewskich rozmiarów łóżku, twarzą do okna, obserwując jak światełka migoczą wśród budynków miasta. Sztokholm lśnił milionami odcieni świateł i błyskotek przez co miało swój urok. Adam zdawał się tego nie widzieć. Nieobecnym wzrokiem patrzył na ciemnoniebieskie niebo usiane tysiącami gwiazd, myślami błądząc gdzie indziej. Dzisiejsze zachowanie Tommy'ego uświadomiło mu jedną, ważną rzecz. Zależało mu na nim. I to bardzo. Nie chciał go przelecieć, zaliczyć jak nic nie wartą zabawkę, którą po znudzeniu można oddać.

- A niech Cię, Tommy Joe...przez Ciebie kiedyś oszaleję. - brunet przewrócił się na plecy wydając z siebie głośne westchnięcie. Teraz znał już przyczynę dlaczego blondyn się tak zachowywał przez ostatnie tygodnie. On po prostu przestał być obojętny na jego osobę. Tajemniczy uśmiech wypłynął na pokryte piegami usta Lamberta. Mógłby znów doprowadzić Tommy'ego do szału. Chociaż...Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy. Głupie pomysły zawsze przychodziły mu do głowy, gdy był wykończony po evencie lub koncercie. Zamknął powieki. Warto próbować zasnąć. I nie myśleć o tym co się stało lub prawie miało się stać. Przekręcił się na drugi bok tak, żeby blask Księżyca go nie oślepiał. Dotknął dłonią delikatnej faktury kołdry, na której jeszcze przez kilkunastoma minutami leżał Tommy. Zapach perfum jeszcze się unosił, lecz powoli się zacierał. Ta trasa, fani, występy...dawały mu satysfakcję. Pracował z zespołem, którzy stali się jak jedna rodzina. Był szczęściarzem. Ale jakim kosztem? Jego życie prywatne stało się pożywką dla mediów i magazynów plotkarskich. Kolejni mężczyźni przychodzili i odchodzili nie mogąc poradzić sobie z negatywną stroną sławy słynnego wokalisty. Adam czuł się samotny. Tęsknił za posiadaniem kogoś do kochania, przytulania, obdarowywania prezentami oraz czułym, namiętnym seksem. Ale coś za coś, prawda? Brunet poprawił sobie poduszkę i ułożył na niej wygodnie głowę. Czas na sen. Głupie myśli czas odstawić na bok.

- Tommy...- z imieniem przyjaciela na ustach powoli usnął, dryfując między snem, a jawą.

Następnego dnia Adam obudził się wyjątkowo wcześnie. Słońce powoli pojawiało się na nieboskłonie oblewając go jasnopomarańczowym blaskiem. Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się, ziewając szeroko. Spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej tuż obok łóżka. 6:47. No tak. Siła nawyków. Lambert z racji wykonywania swojego zawodu, przyzwyczaił się do wczesnego wstawania. Prysznic, śniadanie i wyjście na wywiad lub inny zaplanowany event. Dzień jak codzień. Już miał wstawać, aby szybko się obmyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Uniósł brew. Dzisiaj mieli dzień wolny, odlot dopiero wieczorem. Powinni odsypiać nocną balangę (jeśli wogóle na nią się udali, ale znając Terrance'a i Taylora to tak).

- Adam, otwórz. To ja, Monte. - rozległ się głos zza drzwi. To było typowe. Jako jedyny potrafił się oprzeć bandzie młodych tancerzy i wiecznych imprezowiczów i pójść spać. Wokalista podszedł do drzwi i je otworzył. Przed sobą zobaczył mocno zaniepokojonego gitarzystę nerwowo skubiącego swoją bródkę.

- Monte. Czy coś się stało? - spytał Adam, wpuszczając przyjaciela do środka. Nie zamierzał z nim rozmawiać na korytarzu. Gdy ten wszedł, od razu przeszedł do rzeczy.

- Czy coś się wydarzyło między Tobą, a Tommym? Tylko szczerze. - Pittman uważnie patrzył się na swojego szefa, a jednocześnie przyjaciela, któremu mógł się zwierzyć ze wszystkiego. No prawie. Adam wydął wargi, zapowietrzając się. Co mógł mu powiedzieć? Że prawie się ze sobą przespali? Podrapał się po głowie, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- A czy coś miało się stać? - odpowiedział pytaniem, siadając na łóżku. Monte miał dzisiaj szczęście - spał w swoich czarnych bokserkach, a nie jak normalnie - nago.

- No nie wiem. Zwłaszcza, że pukałem do niego, ale mi nie odpowiedział. - gitarzysta skrzyżował ręce na torsie, wciąż patrząc się na wokalistę, który wyraźnie unikał jego wzroku.

- Monte, słuchaj, nic się nie wydarzyło. Po prostu ucięliśmy sobie poważną rozmowę i tyle. A to, że nie odpowiada to znaczy, że jeszcze śpi. Dobrze wiesz, że z niego nie jest taki ranny ptaszek. - tu brunet miał na myśli ich wiecznie spóźnianie się i to z wyłącznej winy Tommy'ego, który lubił pomarudzić przy wczesnym wstawaniu.

- A co ty na to, że on i jego rzeczy samoistnie zniknęły? - Adam zamarł słysząc tą rewelację.

- O czym ty gadasz? Jak to zniknął? Gdzie on jest? - pytania wypadały z ust lidera zespołu jak z katapulty. Jego serce na chwilę przestało bić, by potem rozpocząć szaleńczy galop. Tommy zniknął? Uciekł? Ale dlaczego?

- Adam, oddychaj. - Monte położył dłonie na ramionach wokalisty, który wyglądał jakby zobaczył ducha. Krew odpłynęła z jego twarzy czyniąc go bladym jak ściana. Brunet usłuchał go i wziął głęboki wdech. - Jestem pewien, że miał jakiś powód, że nas opuścił i da znać. - dodał, próbując go nieco uspokoić. Był równie mocno zdziwiony co Adam, lecz nie dawał tego po sobie poznać.

- Ja...muszę z nim porozmawiać. Nie może tak po prostu sobie odpuszczać koncerty. - Adam gwałtownie wstał z łóżka i chwycił swój telefon. Wybrał numer blondyna:

Do: Glitterbaby

Gdzie ty do cholery jesteś? Martwię się.

- Nie wiem czy to cokolwiek pomoże, ale może odpisze. Teraz muszę zobaczyć jego pokój. - Adam narzucił na siebie swój czarny szlafrok, po czym wyszedł wraz z Monte drepczącym mu po piętach. Po kilku krokach znalazł się przed pokojem Tommy'ego. Nacisnął klamkę i o dziwo drzwi ustąpiły, uchylając się. Mężczyźni weszli wgłąb pokoju. Pierwsze co wokalista zauważył to brak walizek. Oraz idealnie pościelone łóżko jakby nikt tu nie nocował. Tommy zniknął.

- Trzeba się dowiedzieć gdzie on jest. Może jego mama będzie wiedzieć. - tu wydobył komórkę z kieszeni szlafroka i wybrał numer Dii, mamy blondyna. Byli ze sobą w kontakcie od czasu rozpoczęcia trasy koncertowej. Kobieta martwiła się o swojego syna, który często wpadał w kłopoty z powodu swojego wybuchowego charakteru. Polubiła Adama od pierwszej chwili, gdy go tylko ujrzała. I było to obopólne odczucie. Mężczyzna również poczuł sympatię do starszej kobiety, do której tak podobny był Tommy.

- Halo? Adam? - ze słuchawki dobiegł go miękki i ciepły głos matki Ratliffa.

- Dia? Tak, z tej strony Adam. - mężczyzna potarł nasadę nosa palcami, przymykając powieki. Musiał się skupić. Zniknięcie blondyna wyprowadziło go nieco z równowagi. Dlaczego uciekł? Przecież wczoraj rozmawiali. Tak jakby. Co go tak wystraszyło?

- Czy coś się stało? Jak się sprawuje Tommy? Nienarobił Ci problemów? - w głosie kobiety wyczuł ledwo skrywany niepokój. Tak to jest jak się ma dorosłego syna z trudną przeszłością. Nigdy nie przestanie się o niego martwić. Adam otworzył usta. Co miał jej powiedzieć?

- Chciałem tylko wiedzieć czy Tommy nie wrócił przypadkiem do domu albo chociaż dał znać gdzie jest. - ból z jakim wymawiał imię przyjaciela był nie do zniesienia. Nie mógł przeboleć tego, że swoim zachowaniem spłoszył blondyna tuż po jego wyznaniu. Ciekawe co o nim teraz myślał? Że traktuje go jako jednonocną przygodę?

- Nie ma go u mnie. Nie dzwonił do mnie od czasu Waszego ostatniego koncertu. Adam, co się dzieje? Gdzie jest Tommy? - panika w głosie Dii narastała. To jeszcze bardziej dobijało Adama, który wystarczająco czuł się winny sytuacji. Śledzący z napięciem mimikę przyjaciela Monte położył dłoń na jego ramieniu dodając mu otuchy.

- Właśnie w tym problem, że nie wiem gdzie on jest. - po tych słowach zapadła głucha cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro