Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 4

Po dotarciu do hotelu Adam i Tommy przemknęli się pustymi korytarzami hotelu, w którym akurat byli zakwaterowani. Koncert dał się im mocno we znaki i teraz nie marzyli o niczym innym jak o łóżku i odpoczynku. Zatrzymali się tuż przy drzwiach do swoich pokoi i spojrzeli na siebie.

- Chyba powinienem życzyć Ci dobrej nocy. - odezwał się Tommy, przerywając dłużącą się od pewnego czasu ciszę. Adam kiwnął głową, jednocześnie nie chcąc rozstawać się z blondynem.

- Tommy...może wejdziesz do mnie? - wypalił, patrząc mu prosto w oczy z nadzieją. Tak bardzo pragnął znów wziąć go w ramiona i całować aż by zabrakło im tchu. Pragnął widzieć jak blade policzki gitarzysty przybierają różowy kolor, a kuszące, idealnie wykrojone w łuk Kupidyna usta puchną pod wpływem pocałunków. Nie mógł się oprzeć tej wizji, która pojawiła się w jego głowie. Ale z drugiej strony nie chciał wystraszyć przyjaciela. Za bardzo mu zależało na tej przyjaźni, aby ją zepsuć przez coś, co mogło sprawić, że Tommy odsunąłby się od niego.

Blondyn stał wpatrując się w Adama, bijąc się z własnymi myślami. To, co wydarzyło się w garderobie zmieniło jego pogląd na ich stosunki. Od samego początku było między nimi coś, czego się nie dało wytłumaczyć racjonalnie. Dopiero teraz uświadomił sobie jak wielkim był ignorantem. Nie dostrzegał tego, że coś wspaniałego czeka go tuż pod nosem. To właśnie Adam przebił się przez ten mur niedostępności i chłodu jaki zdążył wybudować przez ten czas. Mężczyzna bał się, że w oczach przyjaciela może okazać się słaby, za słaby, aby stać się kimś więcej dla niego. Ale mylił się. Adam nigdy go nie oceniał. Był, gdy tylko go potrzebował. Wysłuchiwał, gdy Tommy miał coś do powiedzenia i to niekoniecznie miłego lub po prostu siedział i milczał, wiedząc, że gitarzysta nie ma ochoty na rozmowę, lecz potrzebuje towarzystwa. Tolerował jego fochy, złe humory lub alkoholowe ekscesy, za które z pewnością ktoś inny by wyleciał.

- Tommy? - Adam zaniepokoił się zauważając, że blondyn wyłączył się i błądził gdzieś myślami. Patrzył się na niego, ale niezbyt przytomnie. Wokalista dałby milion dolców za to, aby dowiedzieć się co siedziało w głowie gitarzysty.

- Przepraszam, zamyśliłem się. To chyba ze zmęczenia. - potrząsnął głową Tommy sprawiając, że blond grzywka ponownie opadła mu na twarz. I tak już ledwo stał na nogach. - Z chęcią wejdę do Ciebie. - dodał cicho, po czym wślizgnął się do ciemnego pokoju. Lambert podążył za nim, zamykając za nimi drzwi. Blondyn zdążył się już za to rozgościć. Leżał na całej szerokości łóżka z twarzą zwróconą w stronę okna, przez które było widać przepiękną panoramę miasta. Adam stanął w miejscu obserwując swojego przyjaciela (Czyżby? - odezwał się cichy głosik w jego głowie, lecz natychmiast go uciszył.). W życiu nie widział niczego piękniejszego: blask Księżyca wpadał do środka oblewając łagodnym blaskiem twarz blondyna, który wyglądał teraz na istotę nie z tej Ziemi. Klatka piersiowa łagodnie się unosiła pod wpływem oddychania, a powieki pokryte ciemnym cieniem teraz jakby migotały. Adam wstrzymał oddech. Czas jakby stanął w miejscu.

- Będziesz tam tak stał i się gapił? Właź. - mruknął Tommy, klepiąc puste miejsce obok siebie. Czuł wyraźnie intensywny wzrok Adama, który go mroził, a jednocześnie przyprawiał o dreszcze. Serce automatycznie przyspieszyło bicie, gdy poczuł jak posłanie ugina się pod ciężarem wokalisty. Po chwili oboje leżeli tuż obok siebie, nie odważając się dotknąć. Napięcie gęstniało w powietrzu, a oni sami nie wiedzieli jak sobie z tym poradzić, który z nich powinien zrobić pierwszy krok. Tommy obrócił się twarzą do przyjaciela. Zetknął się z niesamowicie niebieskimi, elektryzującymi oczami wpatrzonymi prosto w niego. Gdyby tylko było jasno, z pewnością Adam by zauważył jego wściekle czerwone policzki. Leżeli tak, patrząc sobie prosto w oczy, nic nie mówiąc. Bo słowa nie były im w zupełności potrzebne. Wystarczyło im tylko, że są razem. Nie w związku czy czymś podobnym, broń Boże, lecz fakt, że się przyjaźnili i spędzali wspólnie czas im wystarczał. Ale czy aby napewno?

- Adam? - zaczął ostrożnie Tommy, przygryzając wargę.

- Tak? - odszepnął wokalista, przybliżając się do niego jeszcze bardziej. Ratliff znieruchomiał. Zapach i bliskość Adama znów zaczęły na niego i dolną część ciała działać. Zaklął w myślach. Jak do cholery miał się skoncetrować przy tym człowieku?! (Jakoś dawałeś sobie wcześniej radę. - odezwał się głosik w jego głowie.)

- Ja...- Tommy zerknął w dół na ich dłonie spoczywające tuż obok siebie. Jedna - usiana drobnymi piegami z pomalowanymi na czarno paznokciami, druga - mlecznobiała, szczupła z wyjątkowo długimi palcami również z kolorowymi paznokciami. Po chwili ta mniejsza z pewnym wahaniem dotknęła tej większej. Wokalista obrócił ją delikatnie i chwycił dłoń Tommy'ego. Ten niewielki dotyk spowodował u Adama lekki dreszcz. Zresztą wszystko co dotyczyło tego drobnego blondyna powodowało u niego multum emocji: od szybszego bicia serca do myśli co by było gdyby Tommy znalazł się u niego w łóżku.

- Ja...przepraszam Cię za to jak się zachowywałem w ostatnim czasie. Po prostu nie umiem sobie poradzić z tym co czuję i z tym kim jestem. - wyznał szczerze Tommy, mocniej ściskając dłoń Adama jakby szukając wsparcia i pocieszenia.

- Zaniepokoiłeś mnie. Nie wiedziałem co się z Tobą dzieje, Glitterbaby. Chciałem Ci jakoś pomóc, ale odsunąłeś się od mnie, od zespołu. Myślałem, że chcesz odejść, ale nie wiedziałeś jak to mi powiedzieć. - smutek bijący z głosu wokalisty dotknął gitarzystę. Niespodziewał się, że to może aż tak wpłynąć na niego.

- Odejść? Z tak zajebistego zespołu? - Tommy podniósł się do pozycji siedzącej, zasłaniając Adamowi widok na miasto oraz ochraniając go od światła Księżyca. - Musiałbym być co najmniej głupi. Albo palnięty. -

Lambert zaśmiał się cicho przy ostatnich słowach przyjaciela. Miał rację. Musiałby być głupi i nierozsądny. Ale on taki nie był. Zadziorny, charakterny - tak, ale głupi - nie.

- I z czego rżysz, Lambert? - Tommy uniósł brwi, uśmiechając się nieznacznie. Cieszył się z tego, że może spędzić choć trochę czasu sam na sam w spokoju.

- Z Ciebie, Ratliff. - Adam pokazał mu język, na co blondyn zaśmiał się, kręcąc głową.

- Z Tobą jest jak z dzieckiem. Ogarnij się, dzieciuchu. - tu poczochrał włosy Adama, rozwalając misterną fryzurę. Wokalista gwałtownie podniósł się i spojrzał z udawanym oburzeniem na gitarzystę, który prawie turlał się ze śmiechu.

- Dzieciuchu? Dzieciuchu? Ty...patrz co zrobiłeś! Ta zniewaga krwi wymaga! - Tommy nie zdążył zareagować, gdy cięższy od niego wokalista rzucił się na niego, przewracając go na plecy. Adam przyblokował dłonie Tommy'ego, chwytając go za nadgarstki i przez chwilę się z nim szamocząc.

- Adam, weź przestań. Żartowałem z tym dzieciuchem! - blondyn usiłował się wydostać z uścisku bruneta, lecz ten był silniejszy od niego i przygniótł go do łóżka swoim ciężarem. Wokalista uniósł jego ręce i umieścił je tuż nad głową blondyna, który przestał się wyrywać. To i tak nie miało sensu. Tommy patrzył się jak zaklęty w oczy Adama, który również się mu przyglądał z wyrazem fascynacji na twarzy.

- Taki piękny...taki...nieosiągalny. - oczy Lamberta zamgliły się, gdy wypowiadał te słowa. Opuszkiem palca przejechał po wypukłości kości policzkowej mężczyzny, przejeżdżając przez wargi, a kończąc na podbródku. Tommy nic nie powiedział, jedynie drżał nieznacznie pod dotykiem. Nie chciał zepsuć tej magicznej chwili. Gitarzysta rozchylił wargi, gdy te napotkały na leciutki jak mgiełka dotyk palców Adama. Ta chwila zdawała się nie mieć końca, a czas stał się łaskawszy dla nich. Ratliff nawet nie zauważył kiedy ich twarze zbliżyły się na odległość zaledwie kilku centymetrów. Wstrzymał oddech. Nie wiedział czego się spodziewać, jaki ruch mógł brunet wykonać.

- Nawet nie masz pojęcia jak ty na mnie działasz...- ten szept, niemal erotyczny szept spowodował, że Tommy cicho jęknął. Działania wokalisty już przynosiły pierwsze efekty. Przymknął powieki, delektując się tym momentem. Adam powoli poruszył swoje biodra, przez co ich twarde już erekcje otarły się przez materiał spodni, powodując u nich dość głośny jęk.

- Chyba mam pojęcie. - wydukał Tommy, zażenowany przez reakcję własnego ciała. Adam jedynie się uśmiechnął, kołysząc łagodnie biodrami. Jęki oraz westchnięcia słychać było w całym pomieszczeniu. Gitarzysta przygryzł dolną wargę tak mocno, aż pojawiły się na nich pierwsze krople krwi. Młodszy z nich pochylił się nad nim kąsając i całując jego szyję. Ratliff odchylił się jeszcze bardziej, ułatwiając mu dostęp. Czując gorący język na szyi, zadrżał mocniej, wczepiając palce w ramiona Adama. Doznania, które opanowały jego ciało sprawiały, że samokontrola chwiała się w posadach. Lambert, skończywszy z szyją, uniósł się nieco i spojrzał na rozchylone, zakrwawione wargi ukochanego.

- Spójrz na mnie. - zwrócił się do niego lekko ochrypłym głosem. Tommy ponownie rozchylił powieki i obrócił głowę w jego stronę. W oczach Adama rysowały się i to dość wyraźnie namiętność, pragnienie i ten głód. Głód wejścia w posiadanie ciała drobnego blondyna, zasmakowanie go.

- A-adam, nie sądzę, aby to był dobry pomysł. - wydukał cicho blondyn, opuszczając dłonie na tors bruneta. Błysk rozczarowania pojawił się w oczach wokalisty, lecz ten skrzętnie to ukrył. Kiwnął głową i zczołgał się z Tommy'ego, kładąc się tuż obok. Westchnął ciężko, zamykając oczy.

- Myślę, że czas spać. Jutro pogadamy. Dobranoc, Babyboy. - po tych słowach Tommy wstał i wyszedł z pokoju. Adam został sam. Sfrustrowany. Psychicznie i fizycznie. Dotknął dość sporej wypukłości w spodniach.

- Och, Tommy...dlaczego ty? -

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro