Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 36

No i powracam! W zamierzeniu miałam napisać kilka rozdziałów naprzód póki mam wenę, lecz w wyniku naicików pewnej dziecinki postanowiłam go wstawić. (Oby to ktoś przeczytał) i odwieszam opowiadanie ^^ Endżoj. A, i w następnym rozdziale skończy się fluff i zacznie się prawdziwy dramat <3
-----------------------------------------------------------------------------------------


Tommy wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, by dać Adamowi choć chwilę prywatności i moment na ogarnięcie się, tj. wysuszenie włosów, makijaż i odpowiednie ubranie się. Oparł się biodrem o drewniany parapet okna, z którego mógł podziwiać widok na miasto. Niewidzącym wzrokiem spoglądał na panoramę tuż przed nim, pozwalając by myśli biegły swoim swobodnym naturalnym torem. Niezauważył, gdy podeszła do niego Sasha z szerokim uśmiechem na twarzy. Dotknęła jego ramienia i dopiero to sprawiło, że ocknął się z głębokiej zadumy.

- O, cześć, Sasha. Co tam? - blondyn uśmiechnął się delikatnie, odgarniając wpadającą mu non stop do oczu grzywkę. Chyba czas na wizytę u fryzjera.

- Nieźle. Reszta się już szykuje do wyjścia. A wy? Nasza naczelna diva nadal się szykuje? - dziewczyna zaśmiała się cicho, wywracając oczami do góry. Uwielbiała Adama oraz cały zespół, który stał się dla niej drugą rodziną, z którą spędzała większość swojego czasu.

- Ledwo przekonałem go by wstał w łóżka i poszedł ze mną na spacer po mieście. - odpowiedział Tommy, chowając dłonie w kieszenie. Lubił spędzać czas z Sashą, która mimo, że na pozór wyglądała na wariatkę (i tak się zachowywała na scenie), to poza światłem reflektorów była normalną dziewczyną o zdroworozsądkowym myśleniu. Jej ciemnobrązowe oczy z uwagą i skupieniem wpatrywały się w mężczyznę, który jakby na chwilę oderwał się od rzeczywistości, o czymś intensywnie myśląc.

- Planujesz coś? - spytała, zapinając kurtkę pod samą szyję. Wzruszył ramionami.

- Nigdy wcześniej nie byłem w Kopenhadze. Coś się wymyśli jak już będziemy chodzić. - odparł, a cień uśmiechu zabłąkał się na jego twarzy. Gdy tak rozmawiali, drzwi od pokoju, w którym nocowali Tommy i Adam, otworzyły się, ukazując wysoką sylwetkę wspomnianego wcześniej piosenkarza. Ten uniósł brwi, spoglądając na stojącą dwójkę, która zrobiła niewinne miny.

- Czy mnie coś nie ominęło? - Adam poprawił szalik, który zwisał mu z szyi. Zamknął drzwi na klucz.

- A nic nic. Tylko tak sobie rozmawialiśmy. No nic, ja lecę. Brooke pewnie na mnie czeka. Do zobaczenia! - pomachała dłonią i po chwili pobiegła w stronę wyjścia, gdzie zapewne czekała na nią choreografka. Twarz Tommy'ego rozświetlił uśmiech. Dziewczyna miała na niego dobry wpływ. Przynajmniej nie nawiedzały go ponure myśli.

- O czym żeście rozmawiali? Bo zapewne o mnie, plotkary. - Adam automatycznie sięgnął po dłoń niższego z nich i ścisnął ją delikatnie. Ratliff spojrzał w dół na ich splecione dłonie, rumieniąc się. Widok ich złączonych rąk spowodował, że fala ciepłego uczucia rozlała się po wnętrzu powodując niemrawe ciarki na plecach. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Uśmiechaj się tak częściej. Uwielbiam to. - szepnął konspiracyjnie wokalista, przy okazji całując go w policzek.

- Och, już przestań. - Tommy trzepnął go żartobliwie w ramię, po czym wyszli z hotelu kierując się wolnym krokiem w stronę starówki. W trakcie ich spaceru, blondyn mógł rozmyślać o tym co ich czekało, w jakim kierunku ich związek mógł ewoulować...A przede wszystkim czy podoła presji ze strony otoczenia, które nie zawsze było tolerancyjne wobec związków homoseksualnych. Mężczyzna nigdy nie kochał innego mężczyznę dopóki na horyzoncie pojawił się On.

Adam.

Wraz ze swoją bujną osobowością, szczerością i ciepłem, którego często brakowało w domu Ratliffa. Czuł, że matka i ojciec go kochają, lecz to uczucie rzadko go nawiedzało i dlatego, gdy nadarzyła się okazja - wyprowadził się. Może powinien przestać przejmować się opinią innych i zacząć cieszyć się tym co ma? Pragnienie udowodnienia matce, że jest coś warty, a pragnienie bycia kochanym w jego mniemaniu kłóciły się i powodowały, że dostawał ataków paniki na samą myśl o wyjawieniu matce prawdy o swojej orientacji. Z drugiej strony był Adam i jego otwartość na świat i poglądy. Nie chciał go stracić i zrujnować to, co między nimi było i jest. On sprawił, że Tommy otworzył oczy na masę rzeczy. I był mu za to wdzięczny. Za to że był i go wspierał. Za to, że nie oceniał i wysłuchiwał, gdy ten wyżalał się ze swoich problemów. Ukradkiem zerknął w stronę Adama, który nie będąc świadom, że jest obserwowany, rozglądał się z zachwytem, wzrokiem chłonąc duńskie otoczenie. Serce miękło na ten widok, powodując, że Tommy miał ochotę na coś więcej niż pocałunki skradane między koncertami oraz w garderobach. Chciał, by wszyscy byli świadomi tego, że Lambert do niego należy i jest jego. Tylko czy miał tyle sił, by to okazać? Doskonale wiedział, że wokalista chciałby ujawnić ich jako parę, lecz tego nie zrobił ze względu na niego. Nieoczekiwanie łzy pojawiły się w oczach gitarzysty, który mocno się starał, by nie wypłynęły. Adam by włączył tą swoją nadopiekuńczość i nie mógłby go wogóle uspokoić.

Może otwarcie się i przyznanie do tego, co się czuje nie byłoby takie złe?

Odwrócił wzrok od idącego obok wokalisty i cicho westchnął. Powinien przestać czuć się tak podle myśląc o rodzinie, o matce, która na niego czekała w Stanach i nie miała pojęcia o burzy, która działa się wewnątrz jej jedynego syna. Mimowolnie ścisnął mocniej dłoń Adama, który spojrzał na niego pytająco. Ten jedynie pokręcił głową i wygiął usta w uśmiech.

- Wszystko w porządku, kiciu? Zauważyłem, że od pewnego czasu się mi przyglądasz. - Adam zmarszczył brwi, zaczynając się martwić o swojego blond gitarzystę. Udawał, że nie widzi jego intensywnego spojrzenia, jakby rozważał plusy i minusy ich związku. Jednakże będąc Adamem, nie wytrzymał i musiał spytać. Nie chciał stać na niepewnym gruncie, będąc wykorzystanym w eksperymencie: Czy jestem biseksualny, a może jednak nie?. Nie zniósłby tego. Ich przyjaźń, którą zbudowali przez te kilka miesięcy również by uległa zniszczeniu. - Masz jakieś wąt...

Nie dokończył mówić, gdy Tommy rzucił się na niego, zarzucając ręce na szyję i przyciskając wargi do jego warg. Adam wydobył z siebie dźwięk zaskoczenia. Po krótkiej chwili szoku, mężczyzna przyciągnął Tommy'ego jeszcze bliżej, całując go mocniej i głębiej. Koniuszkiem języka liznął opuchniętą wargę blondyna, który zadrżał, lecz nie oponował i pozwolił mu na eksplorowanie jego jamy ustnej. Przylgnął do niego ciałem tak bardzo, jakby chciał się z nim zespolić i stać się jednością. Jedną dłoń wplótł we włosy wokalisty, lekko je szarpiąc w porywach namiętności. Czuł jak Adam drży i ledwo się kontroluje, by się na niego nie rzucić i nie zerwać z niego ubrań. Uśmiechnął się do siebie, zwalniając tempo i leniwie cmokając bruneta w usta.

- Co cię tak napadło? - szepnął Lambert, wpatrując się w Tommy'ego intensywnie, poszukując odpowiedzi. Blondyn uśmiechnął się uroczo.

- Po prostu Cię kocham. To wszystko. - wzruszył ramionami, spuszczając głowę w dół, pozwalając by grzywka zasłoniła czoło i większość twarzy. Adam wciąż obejmował go w pasie, uśmiechając się szeroko i nie kryjąc się z tym, że gitarzysta po prostu go kręcił. Jednakże po chwili zmarszczył brwi, a spojrzenie przepełniło się niepokojem i troską.

- Ale jesteśmy w miejscu publicznym. Ja Cię nie chcę do niczego zmuszać, żebyś nie czuł się z tym niekomfortowo...- tu Tommy położył palec wskazujący na usta ukochanego skutecznie go uciszając.

- Tak, jestem tego świadomy, ale ja nie chcę, żebyś się ze mną męczył. Wiem, że chcesz, żebyśmy byli razem publicznie, bez żadnego ukrywania się. - blondyn lekko się zająknął przy wypowiadaniu tej kwestii. Dusił to w sobie odkąd się zeszli i po ataku paniki te wątpliwości targały nim od wewnątrz. Adam przytulił go do siebie mocniej i szepnął:

- Nie musisz tego robić. Masz tyle czasu, ile chcesz. Jesteśmy razem zaledwie od kilku dni. - czule pogłaskał go po ramieniu, jednocześnie rozglądając się, czy przypadkiem nie ma jakiego paparazzi. Jeszcze tego by brakowało, by matka Toma dowiedziała się z gazet o ich związku. Powinien zrobić to osobiście lub chociaż przez telefon. Blondyn uniósł głowę, by na niego spojrzeć. Przez dość długą chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, szukając zapewne odpowiedzi na pytania. Czy aby im się uda? W świetle fleszy, przy popularności wokalisty...Tyle przeszkód stało na ich drodze do szczęścia.

- Wiem, ale ciągle mnie to gryzie, że chciałbyś, aby wszyscy wiedzieli, że jesteś zajęty. - Tommy odsunął się od wokalisty, palcami targając swoje blond włosy. - Ja chcę być dla Ciebie idealnym. Takim jakim mnie widzisz, ale nie potrafię. Ja chyba nie dam rady. Mam wady, dużo wad i nie ukrywam tego. Uwielbiam się upijać, robić burdy, a ty z drugiej strony brzydzisz się przemocy. Nie jestem jasnością, o której marzysz. - gitarzysta zaczerpnął powietrza, odchylając głowę do tyłu. Słuchający tego wszystkiego Adam marszczył brwi coraz bardziej z każdym wypowiadanym przez Ratliffa słowem. Czyżby chciał się z nim rozstać?

- Tom...czy...popraw mnie jeśli źle Cię zrozumiałem, ale czy ty ze mną zrywasz? - głos mu się załamał przy ostatniej części pytania. To nie mogła być prawda. Przecież dopiero co wyznali sobie uczucia. Blondyn wybałuszył oczy.

- O mój Boże, nie! Adam, nie! Czemu ty o tym pomyślałeś? - pokręcił gwałtownie głową, czując jak tętno mu przyspiesza.

- Sam powiedziałeś, że nie chcesz być takim jakim ja chciałbym, żebyś było. - tu otworzył ponownie usta, by coś dopowiedzieć. - A ja Cię kocham takim jakim jesteś. Przeciwieństwa się przyciągają, słyszałeś o tym? - kącik ust wygiął się do góry, by końcowo przeistoczyć się w uśmiech.

- Słyszałem, ale... - tu Adam wpił się w jego usta, skutecznie go uciszając. - Cicho bądź, Ratliff. I chodź, bo pewnie nasi niedługo nas dogonią i nie dadzą nam żyć. - chwycił go za dłoń i pewnym krokiem udał się w stronę centrum miasta, ciągnąc za sobą Tommy'ego, któremu zrobiło się jakoś lżej na sercu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro