Chapter 35
Noc minęła szybko, ustępując miejsca rankowi. Nad Kopenhagą pojawiły się pierwsze promienie Słońca na lekko zachmurzonym niebie. Bladożółte mazy dziwnie kontrastowały z szarością chmur, która przechodziła w czerń. Ludzie powoli budzili się do życia, by wstać i udać się do pracy, do szkoły. W tym samym czasie w jednym z przytulnych hotelików, w pokoju, w którym obecnie znajdowali się Tommy i Adam panowała kompletna cisza. Nic nie przeszkadzało mężczyznom w zasłużonym odpoczynku. Pościel częściowo rozkopana przez wokalistę, ubrania z wczorajszego dnia porozrzucane po podłodze razem z niedbale rzuconymi butami - wszystko leżało na podłodze. Na rozmemłanym posłaniu pośród poduszek leżeli Adam i Tommy, który smacznie spał wtulony w szeroką klatkę piersiową ukochanego. Cicho posapywał, a powieki nieznacznie drgały. Ułożył dłoń na torsie bruneta, jakby chcąc chronić jego serce przed zranieniem. Adam uśmiechnął się czule, tuląc do siebie szczupłe ciało mężczyzny. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie miał jakiekolwiek szanse u Tommy'ego, który od początku twardo upierał się, że jest heteroseksualny. Jednakże w życiu nic nie jest ani czarne, ani białe. Tylko szare - nic nie jest oczywiste tak do końca. Przykład Tommy'ego był tego doskonałym odzwierciedleniem. Lambert spojrzał w dół na wciąż śpiącego gitarzystę i palcami przeczesał jego miękkie blond włosy. Każde dotknięcie, uśmiech, pocałunek sprawiało, że serce chciało wyskoczyć mu z piersi. Opuszkami palców przejechał po nagim wytatuowanym ramieniu Tommy'ego, któremu zdawało się to nie przeszkadzać. Adam z ciekawością badał fakturę skóry, wszystkie krzywizny i blizny, których nie brakowało. Wędrówkę palcami kończył nad krawędzią bokserek, starając się zbytnio nie zagalopowywać. Nie chciał wyjść przecież na zboczeńca obmacującego ludzi, gdy ci śpią. Przygryzł wargę, by nie roześmiać się na głos. Ta myśl wyjątkowo go rozbawiła. Rozmyślając o przyszłości, związkach i Tommym spędził większość poranka, wzmacniając uścisk.
- Ściśnij mocniej to mnie udusisz. - mruknął znienacka sennie Tommy, ziewając i przecierając oczy. Już od dobrych kilku minut czuł jak Adam o czymś intensywnie myśli, obejmując go mocno. Podobało mu się, więc starał się nie poruszać zbyt gwałtownie i nie oddychać zbyt szybko, by się nie zorientował, że już nie śpi. I udało mu się. Blondyn uśmiechnął się mimowolnie, przypominając sobie jak łatwo było wyprowadzić Adama w pole.
- Nie mogę się powstrzymać. - odparł brunet, śmiejąc się. Ucałował go w czubek głowy, na co Ratliff zamruczał niczym kicia, która dostała miskę ze śmietanką. - I jak tu nie porównywać Cię do kici? - dodał, za co zarobił słabego kuksańca w bok. To rozśmieszyło go jeszcze bardziej.
- I z czego się śmiejesz, Lambert? To nie jest śmieszne. - Tommy podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Z ust wydobyło mu się ciche mruknięcie.
- To już nie mogę się śmiać, Ratliff? - odparował wokalista, rozkładając nogi. Blondyn starał się nie patrzeć w jego kierunku, bo to doprowadziłoby do bardzo niegrzecznych i wyuzdanych myśli. - Co jest kiciu? Popatrz na mnie. - zażądał, z rozbawieniem patrząc jak rumieniec pojawia się na policzkach i karku gitarzysty.
- Zamknij się i wstawaj. Nie będziemy leżeć cały dzień. - ofuknął go Tommy, wstając z łóżka i przeciągiając się. Odgarnął kołdrę na bok i wstał z posłania, zbierając spodnie z podłogi. Wokalista zaś nie zamierzał się nigdzie ruszać, tylko wygłodniałym spojrzeniem obserwował sylwetkę ukochanego. Większość jego ramion i brzucha pokryta była w czarnych tatuażach o różnej tematyce. Oblizał przesuszone wargi. Nie mógł się powstrzymać i zaczął fantazjować o stojącym przed nim ucieleśnieniu nieidealnego człowieka, który jednocześnie był idealny. Przynajmniej w jego oczach.
- Skończyłeś się już gapić? Chciałbym się przejść po mieście i coś zjeść. Nie wiem jak ty, Lambert, ale umieram z głodu. - Tommy wciągnął na siebie koszulkę i spojrzał znacząco na leżącego mężczyznę.
- No nie dziwię się, że jesteś głodny. Chudzina z Ciebie. - mruknął brunet, dźwigając się z łóżka. Tommy w duchu zdziwił się, że nie zajęczało pod jego ciężarem.
- Przynajmniej nie muszę być na wiecznej diecie. - podroczył się z nim blondyn, ubierając swoje obcisłe czarne spodnie, przetarte nieco na kolanach. Wcisnął dłoń w tylnią kieszeń, poszukując wymiętej paczki papierosów. No żesz jasny szlag. Skończyły się. - I muszę kupić fajki. To jak? Idziesz, babyboy?
- No idę, idę. Daj mi się tylko umyć. - Adam chwycił świeże ubrania i w drodze do łazienki, musnął wargami czoło ukochanego. Kącik jego ust wygiął się do góry, a on sam zniknął we wnętrzu maleńkiego pomieszczenia z kabiną prysznicową, toaletą i umywalką.
Tommy jeszcze przez chwilę patrzył na drzwi za którymi zniknął wokalista i westchnął cicho, siadając na niepościelonym posłaniu. Pogładził dłonią pokrytą mini bliznami i ranami od grania na gitarze i nie tylko śnieżnobiałą pościel, uśmiechając się sam do siebie. On i Adam byli parą. Co prawda nikt o tym jeszcze nie wiedział, ale to była tylko kwestia czasu aż fani i ich najbliżsi odkryją prawdę. Przygryzł delikatnie dolną wargę, myśląc o nadchodzących koncertach i o tym, co się stanie, gdy trasa się skończy. Myśli przepływały przez jego głowę swobodnie, nie kolidując się ze sobą. Jednak co dobre, niestety się szybko kończy. Dźwięk przychodzącej wiadomości przerwał chwilę ciszy. Z cichym jęknięciem ułożył się wygodnie na łóżku, biorąc do ręki telefon podłączony do ładowania. To, co zobaczył, natychmiast go zmroziło.
Od: Koskinen.
Tommy, nie chciałem, żeby to tak wyszło. Ja tylko chcę dla ciebie wszystko co najlepsze. Nie chcę, żeby on cię zranił. Tylko tyle. Przepraszam.
Gitarzysta zacisnął usta w cienką linię, nie wiedząc, czy odpowiedzieć na wiadomość od przyjaciela, który ostatnio stanowczo za bardzo przekroczył granicę między przyjaźnią, a czymś więcej. Doskonale wiedział co Tommy czuje do Adama i perfidnie chciał to wykorzystać.
Do: Koskinen.
Nie mam ci nic do powiedzenia. Lepiej jak przez pewien czas nie będziemy ze sobą rozmawiać.
Akurat w chwili, gdy odpisywał na sms-a od Sauliego, z łazienki wyszedł półnagi Adam, wycierający ręcznikiem włosy. Drugi, kremowobiały ledwo zwisał mu z bioder, pozostawiając niewiele do wyobrażenia.
- Kto napisał? - spytał, widząc zafrasowaną minę blondyna. Ten, bojąc się mu spojrzeć w oczy, odparł: - Sauli. - po czym głośno chrząknął, w duchu modląc się, by jednak wokalista tego nie usłyszał. Przeliczył się. Brunet zmarszczył brwi, a w oczach pojawiły się dziwne ogniki. Usta wykrzywił grymas.
- Wciąż do Ciebie pisze? Nie podoba mi się to. - mruknął, zakładając wysłużoną szarą koszulkę. Czarne włosy opadały mu prawie do ramion w mokrych strąkach. Ratliff zmienił pozycję, odrzucając telefon na bok.
- Sauli jest moim kumplem. Nie mogę tak go po prostu skreślić. Znamy się już dobre kilka lat i wyratował mnie z wielu sytuacji. - Lambert pokręcił przecząco głową, niedowierzając temu, co powiedział właśnie gitarzysta.
- Czy ty słyszysz co ty mówisz? On próbował nas rozdzielić! On nie dba o nikogo, oprócz siebie! - wokalista podniósł głos, a z oczy ciskały gromy. Tommy gwałtownie powstał w łóżka, czując jak nieznana mu energia go zaczyna roznosić.
- Nie mów tak! Nie znasz go! Popełnił błąd, ale jestem pewien, że żałuje i go nie zrobi ponownie! - wykrzyknął, stając naprzeciwko mężczyzny, zaciskając dłonie w pięści. - Wiesz co, teraz żałuję, że powiedziałem Ci o tym, co się stało w Norwegii! Nic nie rozumiesz! Nie możesz również zrozumieć, że mam kogoś innego poza Tobą! - w czekoladowych oczach blondyna pojawiły się pierwsze łzy z wściekłości na siebie i na Adama. Ten wpatrywał się w niego ze złością i rozczarowaniem. Nie tego spodziewał się po chłopaku.
- Nie jestem jakąś pieprzoną zabawką, którą możesz mieć na własność. - dodał szeptem Tommy, ocierając ściekające po policzkach łzy. Nienawidził okazywać słabości przy drugiej osobie. Nawet jeśli to był Adam. Przy nim nie musiał się z niczym ukrywać.
- Ale ja Ciebie tak nie traktuję. - Lambert wyciągnął dłonie w kierunku Tommy'ego, lecz ten się odsunął, patrząc gdzieś w bok. Nieporadnie chwycił dłonią swój łokieć, unikając kontaktu wzrokowego ze swoim chłopakiem. Ten patrzył się na niego zrezygnowany i w pewien sposób podłamany. Był o niego zazdrosny, temu nie zaprzeczał. Ale dlaczego do cholery nie zauważał, że z tym blond gogusiem jest coś nie tak?
- Właśnie to zrobiłeś. To, że jestem członkiem Twojego zespołu nieupoważnia Cię do traktowania mnie w sposób przedmiotowy. Przestałem już czegokolwiek od Ciebie oczekiwać. - Tommy odwrócił się od niego, nieco się garbiąc. Nie chciał patrzeć mu w oczy, które zapewne przepełnione były goryczą i smutkiem. Nie był w stanie znieść myśli, że to przez niego i jego głupie decyzje Adam przestawał się uśmiechać.
- Tommy, skarbie...- wyszeptał brunet, wolno do niego podchodząc, obawiając się czy blondyn znów go nie odtrąci. Jednak tak się nie stało. Ułożył dłonie na szczupłych ramionach i delikatnie zacisnął na nich palce. Mężczyzna zadrżał. Zawsze tak reagował na bliskość Lamberta. - Przepraszam, jeśli za bardzo naciskałem. - dodał cicho, całując go w potylicę.
- Ja też przepraszam. Nie powinienem tak gwałtownie reagować. - Tom wtulił się plecami w szeroką klatkę piersiową i brzuch Adama, przymykając powieki. Po kilku minutach krzyków i uniesień, cisza dziwnie naciskała na zmysł słuchu. Większy z nich objął go ramionami, ukrywając twarz między swoim i ukochanego ramieniem.
- Nienawidzę się z Tobą kłócić. - usłyszał Tommy, uśmiechając się lekko do siebie. On również nie lubił krzyczeć na Adama i chodzić przez resztę dnia struty i nie do życia.
- To mamy coś ze sobą wspólnego. - zachichotał cicho Adam, całując go w blady policzek. Blondyn czule pogłaskał go po dłoni i westchnął.
- Chodźmy się przejść i nie wracajmy już do tego. - Tommy wyswobodził się z objęć wokalisty, chwytając kurtkę i zakładając ją.
- O nie nie. Nie ubierzesz tego. Ściągaj to! - zaprotestował mężczyzna, ściągając z ramion mniejszego z nich znoszoną ramoneskę.
- Adammmm....- blondyn wywrócił oczami do góry, marudząc, że nie potrzebuje innej kurtki.
- Założysz moją i koniec dyskusji! - zadecydował wokalista, grzebiąc wśród własnych walizek.
- Nie traktuj mnie jak dziecko, Adam! - to nie zadziałało na Lamberta, który rzucił w jego stronę grubą czarną kurtką. - Ubieraj to i wychodzimy!
Tommy nie miał wyjścia i wślizgnął się w za duży na niego ciuch. Z łatwością mógł schować ręce w rękawach, unikając mroźnego powietrza.
- Wyglądasz uroczo. - Ratliff nawet się nie zorientował kiedy Adam zdążył się przebrać. Wygiął wargi w podkówkę. Nie komentując, wyszedł z pomieszczenia, nakładając kaptur na głowę.
Nikt go tak nie potraktował. Nikt poza Adamem 'Jestem Wielką Diwą' Lambertem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro