Chapter 34
Link, który podałam w mediach był moją mocną inspiracją w pisaniu tego rozdziału. Plus ostatnie wydarzenie - koncert Queen + Adam Lambert w Łodzi. omsdfmsdnfj *-*
Ktoś był? Napiszcie w komentarzu ;)
---------------------------------------------------------------------------
- Tommy? Co się dzieje? - Adam puścił swoje bagaże, wpatrując się z niepokojem w blondyna, który nieco pobladł. Ten chrząknął.
- Moja matka dzwoni. - odparł drżącym głosem, wpatrując się w komórkę jak w coś, co dopiero pierwszy raz widzi.
- I? To chyba nic strasznego. - wokalista podszedł do swojego chłopaka, obejmując go w pasie. To nieco uspokoiło Tommy'ego, lecz nie do końca.
- Nie rozmawialiśmy ze sobą od czasu mojego zniknięcia z trasy. - mruknął, wciąż nie odbierając. Komórka uporczywie dzwoniła, a mężczyzna nic z tym nie robił. Stał i głupio się w to wpatrywał. - I jakoś nie mam ochoty z nią rozmawiać. - dodał, chowając przedmiot do kieszeni spodni. Adam spojrzał na niego z niepokojem.
- Może ja mam z nią pogadać, co? Pewnie się niepokoi o Ciebie. - zaproponował brunet, wyciągając dłoń po komórkę gitarzysty. Ten pokręcił przecząco głową.
- Nie ma takiej potrzeby. Jutro do niej zadzwonię. - skrzywił się w parodii uśmiechu, po czym chwycił własne bagaże. - Chodźmy, bo zaraz padnę z nóg.
Adam kiwnął głową, odwrócił się i podszedł do drewnianych drzwi, by je otworzyć. Przekręcił klucz w zamku i po usłyszeniu cichego kliknięcia, otworzył je. Po przekroczeniu puścił walizki i wszedł głębiej by się rozejrzeć. Pomieszczenie znacznie się różniło od tego, co widział w Szwecji czy Finlandii. Było zdecydowanie mniejsze, utrzymane w rustykalnym stylu. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Bardzo mu się tu spodobało i zaczął się zastanawiać, czy w przyszłym roku nie przyjechać tutaj na wakacje. Może weźmie ze sobą również Tommy'ego. Wydął wargę w zamyśleniu.
- Nad czym tak myślisz? Już na korytarzu czułem jak mózgownica Ci pracuje. - odezwał się blondyn zamykając za sobą cicho drzwi. Machinalnie odgarnął dłonią przydługą grzywkę i wpatrzył się w stojącego przed nim Adama.
- Zastanawiam się nad tym, gdzie spędzę przyszłoroczne wakacje. O ile w ogóle je będę mieć. - mężczyzna klapnął na łóżko, nieco się garbiąc.
- Napewno gdzieś je spędzisz. Przecież nie możesz pracować non stop, chociaż znając Ciebie to odpoczniesz tydzień i jazda dalej do studia. - Tommy ściągnął z siebie kurtkę i rzucił ją na stojące obok krzesło - proste z drewnianym obiciem. Wolnym krokiem podszedł do wciąż zamyślonego bruneta. Położył dłoń na jego ramieniu.
- Nie martw się. Trasa się niedługo kończy i sobie odpoczniesz. - pocieszył go, delikatnie uciskając jego ramię. Ten uśmiechnął się delikatnie, unosząc głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. W tym świetle Tommy wyglądał jeszcze bardziej zjawiskowo niż normalnie. Nie, żeby narzekał, ale dla niego blondyn był uosobieniem nieperfekcyjnej perfekcji. Był jego totalnym przeciwieństwem: niski, szczupły, niemal wychudzony, gra świetnie na gitarze, czego on sam nie potrafi oraz przede wszystkim mieści się w jego ramionach niczym zagubiony puzel. Przygryzł wargę, wpatrując się w tak ukochane przez niego brązowe oczy, które zmieniały barwę pod wpływem różnych emocji: niemal czarne, gdy ogarniała go furia lub był zwyczajnie zdenerwowany, lśniące i o barwie roztopionej czekolady, gdy odczuwał podniecenie lub był szczęśliwy. Przygarnął ukochanego jeszcze bliżej tak, że stał między jego nogami. Wokalista objął go w pasie i westchnął z zadowoleniem. Ułożył głowę na brzuchu ukochanego i wziął głęboki wdech, upajając się jego zapachem.
- Szczęśliwy? - spytał żartobliwym tonem Tommy, palcami przeczesując jego miękkie czarne włosy. Z fascynacją obserwował jak czarne kosmyki przemykają między palcami. Wokalista mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi. - Uznam to za odpowiedź twierdzącą. - roześmiał się cicho, całując go w czubek głowy. Gdy byli sami, Ratliff stawał się bardziej pewny siebie jeśli chodzi o swoją orientację. Nie musiał udawać kogoś, kim nie był i nie będzie. Lecz gdy wychodził na scenę to odczuwał jak żołądek zaciska się w supeł. Czuł, że ludzie na niego patrzą i osądzają. Tego nie znosił. Rozmyślając, przejechał czubkami palców po policzku Adama, który ponownie na niego spojrzał lecz tym razem intensywniej. Blondyn przygryzł dolną wargę odwzajemniając spojrzenie. Błękit tęczówek wokalisty elektryzował i powodował, że przyjemne dreszcze przebiegały mu wzdłuż kręgosłupa. Rozchylił wargi, nie będąc pewnym co chce powiedzieć. Żadne słowo nie wydostało się z jego ust jakby natknęły się na przeszkodę. Adam widząc to uniósł dłoń i pogłaskał nią delikatnie policzek Tommy'ego, który przymknął powieki, ciesząc się tą atmosferą intymności i prywatności. Westchnął cicho, nie chcąc psuć tego nastroju, który mimowolnie wytworzył się między nimi.
- Jesteś taki piękny...- dopiegł go cichy szept Adama, który powstał z łóżka, stając naprzeciwko niego. Bardzo blisko. Serce Ratliffa zabiło mocniej jakby wiedziało, co miało się nastąpić za chwilę. Niższy z nich zadrżał pod wpływem dotyku drugiego. Wokalista zbliżył się jeszcze bardziej tak, że blondyn musiał unieść głowę, by na niego popatrzeć. Często to go wkurzało, ta różnica wzrostu. Adam śmiał się, że jest jak eteryczny elf lub jego laleczka. Dla niego akurat to nie było śmieszne, lecz darował mu w momencie, gdy słyszał jego dźwięczny śmiech, który stawał się zaraźliwy dla tych, którzy z nim przebywali. Tom chwycił go delikatnie za nadgarstek, gdy ten czule gładził go po policzku. Takie chwile jak ta były niezwykle ulotne i oboje z nich usiłowali złapać je choćby na parę minut. Westchnął z zadowoleniem,, wtulając się mocniej w dłoń Adama.
Dłonie.
Jak on je uwielbiał. Był duże, ciepłe i lekko chropowate. Blondyn często marzył o tym, aby je ująć i trzymać i nigdy nie puszczać. Ale przecież oficjalnie utrzymywał, że jest hetero, by zapobiec plotkom o tym, co jest między nimi. Teraz to już i tak nie miało znaczenia. Liczyło się tylko, że byli tak blisko siebie. Że mógł wyczuć zapach jego perfum, dotknąć, pocałować. Uśmiech wypłynął mu na usta.
- Pocałuj mnie.
Adam nie zaoponował, pochylając się i czule całując go. Ich wargi zetknęły się w delikatnym, niemal łamiącym serce pocałunku. Blondyn objął go za szyję, przyciągając jeszcze bliżej. Wyczuł jak wokalista otacza go ramionami. Serce biło mu szybciej niż normalnie, a dłonie zaczęły się nieznacznie trząść. Zawsze tak reagował, gdy brunet znajdował się blisko niego. Usta ponownie znalazły drogę do siebie i mężczyźni znów się całowali. Powoli i z uczuciem. Tommy'emu chciało się płakać, a w oczach zebrały się łzy. Kochał Adama tak mocno, że czuł fizyczny ból. Ale dzięki temu wiedział, że żyje i że to co się wydarza między nimi jest realne, prawdziwe.
- Nie płacz, kiciu. Jestem przy Tobie i nie zamierzam Cię zostawiać. - szepnął mu do ucha Adam, dostrzegając łzy cieknące po policzkach ukochanego. Ten jedynie pokręcił głową, nie ufając swojemu głosowi. Nie mógł uwierzyć, że w końcu ktoś go pokochał za to kim był. Zacisnął palce na krańcu bluzki Adama.
- A co jeśli coś Ci się stanie? Co jeśli będziesz miał mnie dość? - głos blondyna załamał się przy ostatniej kwestii, powodując nowy potok łez. Lambert szybko je scałował, głaszcząc go jednocześnie po policzku.
- Nie mów tak. Nic się nie stanie. Będę zawsze przy Tobie, słyszysz? Kocham Cię i jesteś dla mnie najważniejszy. - odpowiedział z mocą brunet, chwytając Tommy'ego za dłonie i całując czule ich wierzch. Blondyn wpatrywał się w niego z zaszklonymi, lekko zaczerwienionymi oczami.
- Ja Ciebie też kocham. - wyszeptał, przygryzając dolną wargę niemal do krwi.
~~~~
Księżyc powoli pojawił się na niebie, które ściemniało i teraz przypominało barwą atrament z malutkimi błyszczącymi punkcikami. Tancerze wraz z Monte i Camilą powoli udawali się na spoczynek. Dziewczyny dyskutowały na temat nowej choreografii i ustawienia na scenie, która miała się nieco różnić od tych do tej pory. Minęła dłuższa chwila nim całkowicie usnęły, szykując się na dzień pełen wrażeń. Natomiast Monte wraz z Terrancem i Taylorem siedzieli na własnych posłaniach, rozmawiając o jednym.
O Adamie i Tommym.
- Co wy o tym sądzicie? Czy oni są razem czy nie? Bo ostatnio to oboje zafundowali nam porządną huśtawkę emocjonalną. Lepszą od "Mody na sukces". - Terrance półleżał na łóżku z telefonem w ręku, czytając o czymś ciekawym na jednym z portali społecznościowych. Marszczył delikatnie brwi. Monte parsknął śmiechem.
- A cholera ich wie? Od początku wiedziałem, że coś między nimi będzie. Jak pierwszy raz Tommy przyszedł na przesłuchanie to już sama reakcja Adama dała mi dużo do myślenia. Natychmiast się nim zainteresował. - Monte podrapał się po brodzie, wracając myślami do wydarzeń sprzed ponad roku.
- Nic dziwnego. Tom jest w jego typie. - Terrance wyłączył telefon i odłożył go na bok. - A Adam jak się na coś uprze, to musi to zdobyć. Nigdy się nie poddaje.
- I nam to mówisz? Znam dłużej Adama i wiem jaki jest. - Pittman wywrócił oczami. Jako jedyny zdołał poznać wokalistę zanim ten nawet pomyślał o udziale w talent show "American Idol", więc wiedział o czym mówi.
- Och, już nie wymądrzaj się jak kwoka, Pittman. Wszyscy już to słyszeliśmy. - Taylor pokręcił głową, zastanawiając się co jeszcze tu robi. Spencer parsknął śmiechem, ignorując oburzone spojrzenie starszego gitarzysty. Czasami robili sobie z niego jaja i obserwowali z rozbawieniem jego reakcje.
- Bardzo zabawne, Green. Całkiem zniżasz się do poziomu Spencera. - na te słowa tancerze ryknęli śmiechem, tarzając się po swoich posłaniach.
- Jak dzieci...- dodał, nie mając już słów na skomentowanie zachowania młodszych mężczyzn. Ci, nie mogąc przestać, chichotali i parskali w swoje poduszki, usiłując się uspokoić. Lecz to było trudne to opanowania.
- Wyobrażasz sobie, Terry, Pittmana jako kwokę? Kwa kwa kwa. - Taylor zawył z uciechy, przez co oberwał poduszką w głowę.
- Nie zadzieraj z Monte Pittmanem, bo pożałujesz. - zanucił Terrance, odwracając się od nich, zamykając oczy.
Po jego słowach zapadło milczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro