Chapter 32
Niemal godzinę później Tommy z Adamem pakowali walizki, by potem je zanieść na dół do hallu. Nie obyło się bez "przypadkowych" potrąceń, dotknięć dłoni, ukradkowych uśmiechów czy po prostu zwyczajnych pieszczot. Obaj mężczyźni nie mogli i nie potrafili, czy wręcz nie chcieli oderwać od siebie rąk. Usta same znajdowały drogę do siebie, by skradać pocałunki. Oboje wiedzieli, że gdy przekroczą próg pokoju, będą musieli zachowywać się neutralnie, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Dla obojga będzie to ciężkie, zwłaszcza, że atmosfera wokół nich przesycona była od niewypowiedzianych słów, pożądania i namiętności, która trawiła ich jak ogień.
- Jesteś gotowy? - spytał Adam, gdy skończył upychać swoją walizkę pełną ciuchów i butów. Ledwo się zamykała.
- Tak, jeszcze tylko kurtka i możemy iść. - odparł Tommy, zamykając torbę z rzeczami. Wokalista wolnym krokiem podszedł do niego, by przywrzeć całą powierzchnią ciała i skraść parę małych pocałunków. Od małego lubił bliskość i często się przytulał, nawet z fanami, którzy go uwielbiali.
- A Tobie co się tak na przytulanie zebrało? - zamruczał blondyn, obracając się w pełni ku niemu, by momentalnie zostać pocałowanym. Nie miał nic przeciwko temu, nareszcie czując się swobodnie w swojej skórze. Przy Adamie nie musiał udawać.
- Bo potem będę musiał się Tobą dzielić z innymi. - z tonu bruneta gitarzysta wywnioskował, że ten nie jest zadowolony z tego faktu. Pokręcił głową z uśmiech. Jego chłopak potrafił się zachowywać jak małe dziecko, któremu odebrano lizaka.
- Ale za to w czasie wolnym po koncertach i w nocy jestem cały Twój. - Tommy zarumienił się lekko, wiedząc o dwuznaczności swojej wypowiedzi. Nie uszło to uwadze Adama, który przyciągnął go do siebie, cmokając w usta.
- I tego oczekiwałem usłyszeć. - skomentował z leniwym uśmiechem. Lambert wpatrywał się w niego jak w ósmy cud świata. Dłonie leniwie wiodły po biodrach niższego z nich, powodując u niego rumieńce.
- Chodźmy już, bo nigdy stąd nie wyjdziemy. - ofuknął go delikatnie blondyn, odrywając się od wokalisty. Ten skwitował to głośnym westchnięciem. Czasami marzył, aby porwać swojego chłopaka i wyjechać gdzieś na bezludną wyspę na długie wakacje. Tylko oni, bez niczyjego towarzystwa ani oślepiających fleszów aparatów paparazzich.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Adam. - i w tym momencie do pokoju wszedł, a raczej wbiegł Terrance wraz z Sashą przy boku.
- Czy ktoś tu wspominał o dziecku? - tancerka parsknęła śmiechem, słysząc pytanie kolegi. Spencer czasami nie potrafił się pohamować i przemilczeć pewnych spraw. Adam i Tommy spojrzeli na niego jednocześnie z tym samym wyrazem twarzy.
- O jakim dziecku do ciężkiej cholery ty mówisz? - Ratliff skrzyżował ręce na torsie, wpatrując się w tancerza z uniesionymi brwiami. Ten jakby się zdziwił.
- No jak to jakim? Ty przecież mówiłeś coś o dziecku, więc nie rozumiem. Będziesz ojcem? Puknąłeś jakąś dziewczynę na trasie? - tu Terrance uniósł sugestywnie brwi. Towarzysząca mu Sasha natychmiast zainterweniowała, widząc, że atmosfera szybko się podnosi:
- Hej, hej, chłopaki. Przyszliśmy tu tylko po to, by pospieszyć wasze dupska, bo autokar czeka już tylko na Was. - Tommy wywrócił oczami, chwytając za ramiączka torby i walizki. - Jesteśmy gotowi. Chodźmy.- dziewczyna natychmiast wypchnęła czarnoskórego za drzwi, by niczego już nie palnął.
- Tommy? -
- Hm? - blondyn obrócił się ku Adamowi, który wyglądał jakby bił się z myślami. Intensywnie przygryzał dolną wargę, przypatrując się gitarzyście. Wiedział, że jako zdeklarowany gej nie ma szans na posiadanie dziecka, nawet adopcja była poza jego zasięgiem. Niestety prawo było przeciwko niemu. Póki co był u początków swojej kariery i na dziecko jeszcze przyjdzie czas, ale co by było gdyby...
- Adam? - gitarzysta podszedł bliżej do mężczyzny, machając mu dłonią przed twarzą. Wokalista jakby się zawiesił i przebywał w innym świecie. Czarnowłosy otrząsnął się z myśli, powracając do świata realnego. Zmarszczył delikatnie brwi.
- Mówiłeś coś? - Tommy westchnął ciężko, chwytając Adama za ręce.
- Nic. Po prostu zamyśliłeś się, a my musimy już wychodzić. Chodź. - pociągnął go w stronę drzwi, jednocześnie chwytając plecak i zakładając go na plecy. Brunet zrobił to samo i po kilku minutach wyszli z pomieszczenia, zamykając go na klucz. W drodze do hallu, idąc przez korytarz, Tommy co jakiś czas zerkał na swojego chłopaka, zastanawiając się, co go wprowadziło w taki stan zamyślenia. A może to on za dużo myślał? Potrząsnął głową, pozwalając, by blond grzywka opadła mu na czoło, zakrywając połowę twarzy. Musiał w końcu udać się do fryzjera, bo odrosty robiły mu się coraz większe. Zeszli na dół trzymając się za ręce. Jednakże Ratliff poczuł się dziwnie idąc z Adamem za rękę i go puścił. Ten jedynie na niego spojrzał pytająco, lecz gitarzysta to zignorował. Spuścił wzrok na swoje znoszone buty.
- Jesteście gotowi? Nareszcie nasze gołąbeczki już przyszły. - zawołał radośnie Terrance przy akompaniamencie chichotów i śmiechu reszty zespołu. Gitarzysta jedynie uśmiechnął się blado i dał się wciągnąć między Sashę i Brooke, które o czymś nawijały, śmiejąc się. Adam pozostał z tyłu, wpatrując się w Tommy'ego, który zdążył już wyjść z hotelu w towarzystwie tancerek. Chciał, by w końcu zaakceptował swoją orientację i nie wstydził się tego, że jest z nim. Ale nie mógł mieć wszystkiego. Żwawym krokiem doszedł do autokaru, który stał przed budynkiem. Z niektórych stron otoczyły go jego fanki, wykrzykując: "Kochamy Cię Adam!", "Jesteś wspaniały!". Piosenkarz uśmiechnął się do siebie, chowając rzeczy w luku bagażowym. Postanowił podejść do nich, dać parę autografów, zrobić kilka zdjęć W końcu to im zawdzięczał "wybuch" jego kariery. Uwielbiał ich, z wzajemnością.
Z boku przypatrywali się temu Tommy, Brooke, Sasha i Taylor, gdy reszta lokowała się w autokarze, który miał zawieść ich do następnego miasta, w którym odbędzie się kolejny koncert z trasy koncertowej. Blondyn obserwował to z dziwnym ukłuciem w sercu. Adam Lambert - sławny piosenkarz i aktor, normalny człowiek o niesamowitym talencie zwrócił swoją uwagę właśnie na niego. Na zwykłego człowieczka, przygrywającego w podrzędnych barach. Oddał swe serce i zakochał się, nie bacząc na innych.
Tylko dlaczego on? Dlaczego nie kto inny, ktoś bardziej wartościowy bez problemów osobistych?
Tyle pytań, a zero odpowiedzi. Kochał go mocno i nie chciał, aby ktokolwiek się do niego zbliżał. To uczucie zazdrości wypalającej mu wnętrzności, a zwłaszcza serce, przepełniało go za każdym razem, gdy jakiś koleś patrzył się na Adama z maślanymi oczami. Teraz Lambert był jego, tylko jego. Westchnąwszy, nie zwracając uwagi na nawoływania ze strony członków ekipy i zarówno jego przyjaciół, wszedł do autobusu. Nie był w nastroju na głupie potakiwania i odpowiadania na pytania dotyczące jego związku z Adamem. Póki co, chcieli to zachować w tajemnicy przed mediami. Nawet ich rodzice nie wiedzieli co jest między nimi.
Tommy, wszedłszy do pojazdu, zaszył się w kabinie, gdzie położył się na swoim łóżku. Skulił się w pozycję embrionalną, zamykając powieki. Chciał zostać sam ze swoimi myślami. Czuł się ...sam nawet nie wiedział jak. Z jednej strony czuł euforię, że Adam odwzajemnia jego uczucia, z drugiej zaś nie czuł się godzien bycia jego chłopakiem.
Skąd wiesz, czy jak zaczniecie się spotykać, to Cię nie zdradzi? Po jakimś czasie znudzi się Tobą i rzuci.
Głos Sauliego odezwał się cichym szeptem. Blondyn potrząsnął głową, by wyrzucić z głowy słowa byłego przyjaciela. Nie potrafił uwierzyć, że Adam byłby w stanie coś takiego zrobić. Nie z nim. W końcu przyjaźnili się od pewnego czasu i poznali się jako tako. Byli nierozłączni.
- Tommy? - rozmyślania gitarzysty przerwało wejście Brooke, która stała w progu, patrząc się z troską prosto na niego.
- Tak? - odchrząknął, starając się, by jego głos nie załamał się przy wypowiadaniu zdań. Kobieta podeszła do niego i usiadła na krańcu posłania.
- Coś się dzieje. I nie zaprzeczaj temu. - rudowłosa wbiła w niego jednoznaczne spojrzenie. Nie chciała, by atmosfera w zespole kompletnie się zepsuła. A ostatnie wydarzenia zdawały się potwierdzać jej przypuszczenia.
- Niby co się miało stać? - Tommy udał, że nie wie o co chodzi, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przeczesał palcami włosy, unikając wzrokiem spojrzenia przyjaciółki. Nie mógł jej powiedzieć o swoich wątpliwościach. Jeszcze nie. A może nigdy?
- Spotykasz się z Adamem? - mężczyzna znienacka uniósł głowę, wbijając wzrok w kobietę, która zdawała się być nieporuszona dziwnym zachowaniem gitarzysty.
- Co...jak...niee....- zaczął się jąkać, a na policzkach wykwitły dwa rumieńce zakłopotania. Tylko nie to. Uczucie paniki zaczynało ogarniać jego ciało. Płuca zapadały się, a tlen przestał do nich docierać. Blondyn wytrzeszczył oczy i otworzył usta jakby chcąc złapać powietrze.
- Tommy? Tommy, Matko Boska! Adam! Terrance! - dziewczyna krzyknęła głośno, przysiadając się do Ratliffa, który kurczowo się jej uchwycił. Skrzywiła się nieco z bólu, gdy wbił paznokcie w jej przedramię. - Chłopie, oddychaj! Wdech! Wydech! - Brooke starała się nie okazywać, że również zaczynała panikować. Rzadko zdarzały się napady paniki u Tommy'ego i zazwyczaj to Adam z nim był, gdy się wydarzały. - Szybciej! - dorzuciła głośno, gdy usłyszała kroki w saloniku. Wpierw do pomieszczenia wpadł czarnoskóry tancerz, a za nim Monte. Natychmiast do nich przypadli, na tyle, ile pozwalał im rozmiar kabiny.
- Tom, Tom, skup się na moim głosie. Oddychaj głęboko. - Terrance chwycił Tommy'ego za dłonie, kciukiem głaszcząc wierzch jego rąk.
- Co tu się dzieje? Słyszałem jakieś krzyki...- w drzwiach pojawiła się głowa Adama, który skończył podpisywać płyty i inne rzeczy. - Tommy! -
Jego oczy rozszerzyły się, widząc ukochanego w takim stanie.
- Wypad! Wszyscy! Muszę zostać z nim sam. - zadecydował i po chwili zespół wycofał się do innego pomieszczenia, zostawiając ich samych. Blondyn otoczył ramionami swoje kolana, bujając się do przodu i do tyłu z rozszerzonymi oczami. Wyglądał jak dziecko po nocnym koszmarze.
- Już spokojnie, Tom. Jestem przy Tobie, skarbie. - wokalista wdrapał się na łóżko, by objął ukochanego ramionami. Przygarnął go do siebie, całując w skroń. - Oddychaj. Jestem tutaj. - szepnął mu do ucha, głaszcząc go po dłoniach. Blondyn mógł się poczuć przy nim bezpiecznie, nic nie mogło mu się stać. Tylko jak wytłumaczyć fakt, że za każdym wspomnieniem, że spotyka się z Adamem, dostawał ataku paniki?
- Nie zostawiaj mnie, proszę...- wydusił z siebie, wtulając się w ciepłe ramiona Lamberta. Ten jedynie wzmocnił uścisk.
- Nie zostawię Cię. - powiedział cicho. Tommy uniósł głowę, wpatrując się w niego z zaczerwienionymi oczami. Adam przygryzł wargę, czując jak jego serce przyspiesza bicie. To była ta chwila. Postanowił zaryzykować. Pochylił się delikatnie, by złożyć czuły pocałunek na ustach Ratliffa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro