Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 31

Po ponad dwumiesięcznej absencji powracam z nowym rozdziałem i mam nadzieję, że będę je już wstawiać regularnie. Obecnie słucham "Heavy Fire" i trzymam kciuki za Isaiaha <3

----------------------------------------------------------------------------------------

Adam spędził pół nocy wpatrując się w śpiące oblicze swojego ukochanego.

Ukochany.

Jak to świetnie brzmiało. W końcu zdobył mężczyznę, który spowodował, że cały jego świat runął w gruzach. Nie w negatywnym sensie, lecz w jak najbardziej pozytywnym. Palcami gładził nagie ramię Tommy'ego, który zdawał się być nieprzytomny, śniąc o czymś. Wokalista uśmiechnął się, obserwując jak blondyn marszczy brwi i nos przez sen. Za niedługo kończyła się jego pierwsza poważna trasa koncertowa i chciał, aby jego rodzice poznali Tommy'ego jako jego oficjalnego chłopaka. Na razie nie chcieli się upubliczniać, bo blondyn nie czuł się jeszcze z tym komfortowo. Adam ułożył się wygodnie tuż obok mężczyzny, wtulając twarz w jego włosy. Tommy pachniał jak mieszanka dobrego whisky, perfum oraz tego czegoś, co go wyróżniało z tłumu.

- Nie możesz spać? - usłyszał ciche mruknięcie z boku, czując jak gitarzysta zmienia pozycję.

- Jakoś nie mogę usnąć. - przyznał wokalista, leżąc na plecach i gapiąc się w sufit. Tommy podniósł się na łokciu do pozycji półleżącej. Jego blond włosy, teraz zmierzwione, odstawały na wszystkie strony świata, a zaspane oczy przypominały dwie roztopione gwiazdki z Milky Waya. Na jego ustach igrał uśmiech.

- Czyżbym to ja był powodem Twojej bezsenności? - w jego głosie można było usłyszeć chęć dokuczenia wokaliście, jak i lekkie rozbawienie.

- Oczywiście, że ty, skarbie. - kąciki ust uniosły się, gdy ponownie spojrzał na swojego chłopaka. Blondyn wpatrywał się w niego z rumieńcem na policzkach. Wokalista pogłaskał go delikatnie po poliku, podziwiając jego oblicze. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że jesteśmy razem. - dodał po chwili, w zamyśleniu. Tommy uśmiechnął się, przybliżając się do niego, by pocałować go w policzek.

- No widzisz. Ale lepiej śpij, bo nie będziesz w stanie czegokolwiek na scenie zaśpiewać, a Glamberts liczą na Ciebie. - wyszeptał, wtulając się w niego, jednocześnie gładząc jego ramię.

- Najwyżej zrozumieją, że nie jestem w stanie zaśpiewać, bo oszalałem z miłości. - odszepnął z uśmiechem na ustach, przytulając szczupłe ciało Tommy'ego do swojego. Ten prychnął cicho, przylegając każdym centymetrem ciała do Adama.

- Lepiej spożytkuj to miłosne szaleństwo w bardziej pożyteczny sposób. - blondyn przymknął powieki, ponownie odlatując w objęcia Morfeusza.

- Co sugerujesz? - ton wokalisty zmienił się w bardziej filuteryjny i jednoznaczny. Mężczyzna uderzył go w ramię. - Nie w ten sposób, zboku. -

- No i wszystko zepsułeś. - brunet westchnął ciężko, zamykając oczy.

- Niby co zepsułem? -

- Atmosferę. - Adam wywrócił oczami, wiedząc, że zachowuje się jak obrażone dziecko. Tommy jedynie parsknął, śmiejąc się cicho.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Nie samym seksem człowiek żyje. - gitarzysta złożył czuły pocałunek na nagim torsie ukochanego.

- To fakt, ale...- wokalista raz jeszcze westchnął, przecierając dłonią twarz. Trudno mu było trzymać dłonie z dala od Tommy'ego, który kręcił go od samego początku, ale dopiero teraz zdecydował się wyznać, co do niego czuje. Miłość rozpierała go od środka i był szczęśliwy, że blondyn również odwzajemnia to uczucie.

- Nie ma żadnego 'ale'. Nie jestem jeszcze na to gotowy, Ad. Zrozum mnie. - brązowooki otworzył oczy, by spojrzeć na lekko sfrustrowanego Adama. Ten kiwnął głową.

- Nie będę Cię do niczego zmuszał. Poczekam tyle, ile trzeba. - wyszeptał, gładząc go delikatnie po policzku. Ukochany wtulił się w jego dłoń, mrucząc cicho. Tego właśnie potrzebował. Odrobinę czułości i zainteresowania. A to dostawał od Adama. Nigdy się na nim nie zawiódł i mógł na niego liczyć w każdej sytuacji. W końcu załapali to zrozumienie od chwili, gdy Tommy przyszedł na przesłuchanie do zespołu Lamberta.

- Dzięki. - blondyn uśmiechnął się do niego łagodnie, wtulając się mocniej w jego ramiona. - A teraz śpij. Nie chcę, by Twoi fani mnie zabili za to, że ich idol jest wiecznie nieprzytomny. - obydwoje po tych słowach zaśmiali się cicho, rozluźniając atmosferę.

- Jesteś boski. - mruknął Adam, całując go w czoło i zamykając powieki.

- Wiem. - blondyn niemal natychmiast zasnął, nie budząc się już tej nocy. Koniec dnia przyniósł tak wiele dla obu mężczyzn, którzy teraz spali z nadzieją na lepsze jutro.

~~~

Następnego dnia jako pierwszy zbudził się Adam. Podobnie jak Tommy nie był porannym ptaszkiem, lecz tym razem rozpierała go energia. Spojrzał w bok i momentalnie uśmiech wystąpił na jego pełnych wargach. Obok niego smacznie spał blondyn, zatopiony w biel poduszek. Leżał na brzuchu z włożonymi pod poduszkę rękami. Czerń jego tatuaży odcinała się kontrastem od bieli pościeli i bladej skóry. Wokalista niemal z uwielbieniem patrzył na te różnice między nimi. Zachwycała go każda, nawet najmniejsza, rzecz. Delikatnie, by nie zbudzić mężczyzny, odgarnął palcem blond włosy z czoła gitarzysty. Od teraz jego rutyną stanie się przyglądanie ukochanemu, który nagle stał się dla niego najważniejszy. Niby od początku Adam czuł, że blondyn nigdy nie będzie mu obojętny to jednak właśnie teraz uczucia wróciły i to ze zdwojoną siłą. A może od zawsze był w nim zakochany tylko do teraz sobie wmawiał, że to przyjaźń? Brunet wydął wargi w zamyśleniu, obserwując jak powieki Tommy'ego lekko drżą, a wargi wykrzywiają się. Zapewne o czymś śnił. Każda zmarszczka, każda żyłka sprawiała, że wokalista coraz bardziej uwielbiał i kochał blondyna, który mimo swoich niedoskonałości w oczach Adama był idealny. Chociaż w jego mniemaniu sylwetka Ratliffa pozostawiała stanowczo za wiele do życzenia. Musiał się zabrać za właściwie odżywianie mężczyzny, by ten kiedyś nie zemdlał mu na scenie.

- Nie śpisz już? - znienacka Tommy otworzył powieki, spoglądając sennie na Adama, który oparł się na łokciu, by patrzeć się na ukochanego. Ten jedynie mruknął potakująco, wędrując opuszkiem palca po nierównościach i krzywiznach ciała gitarzysty, podziwiając czarne rysunki tworzące osobowość blondyna, który ziewnął i przewrócił się na plecy, przeciągając się.

- Nie chce mi się wstawać. - westchnął, przeczesując palcami włosy. Adam odwrócił się, by sprawdzić godzinę.

- Jeszcze mamy trochę czasu. Możemy poleniuchować. - na te słowa gitarzysta owinął dłonie wokół szyi wokalisty i przyciągnął go do siebie, by złożyć czuły pocałunek na jego ustach, który natychmiast przeistoczył się w namiętną sesję całowania i przytulania. Obydwoje pieścili własne ciała, obcałowując się. Adam łapczywie wyłapywał nawet najdrobniejszy gest czułości ze strony, na codzień niezbyt skorego do okazywania uczuć, gitarzysty, który niemal się do niego teraz przylepił. Przywarł całym ciałem do wokalisty, chichocząc, gdy ten zahaczył zębami o wrażliwy punkt na ciele. Nareszcie mógł poczuć się szczęśliwy, tu w ramionach Adama, który był jego najlepszym przyjacielem, a teraz nawet kimś więcej. Kciukiem pogłaskał go po policzku pozbawionym wszelkich kosmetyków. Mógł zobaczyć jak naprawdę wygląda bez tony pudrów, podkładów i cieni. Uśmiechnął się do siebie, wzrokiem omiatając wokalistę. Miliony drobnych rudych punkcików zdobiło skórę bruneta, co osobiście Tommy uważał za urocze. Przejechał po nich opuszkiem palca, ciesząc się ciepłem oraz miłością bijącą od niego.

- Och, przestań. - Adam dostrzegł, że blondyn wgapia się w jego pokryte piegami ciało. Był to jeden z jego wielu kompleksów, który starał się ukrywać pod kilkoma warstwami pudru i podkładu.

- Nie przestanę. Jesteś piękny taki jaki jesteś. Nie powinieneś się przejmować opinią innych. - zauważył Tommy, całując go w ramię. Lambert spojrzał na niego z pewnym wahaniem.

- No nie przejmuję się, ale wiesz jak jest...- blondyn pokiwał ze zrozumieniem głową, zakopując się pomiędzy ramieniem Adama, a pościelą. Było mu zbyt dobrze, by wstać i rozpocząć dzień, który od kilku godzin gościł w Norwegii. A czekało ich jeszcze wiele pracy przed wylotem na kolejne koncerty w Szwecji, Niemczech, Francji, Holandii, Austrii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Włoch.

- Jeszcze półtora miesiąca zostało do końca trasy i odpoczniesz sobie. Twoi rodzice na pewno się za Tobą stęsknili. - pocieszył go Tom, pocierając delikatnie jego ramię.

- Chciałbym, żebyś ze mną do nich pojechał. - wypalił znienacka Adam, patrząc się z obawą na blondyna, który znieruchomiał. Czyżby się przesłyszał? Chciał go przedstawić swoim rodzicom?

- Ale...czy nie jest to za wcześnie? Dopiero wczoraj się zeszliśmy...- zająknął się, lecz nie dokończył, gdyż wokalista mu przerwał.

- Wiem, Tom, co robię. Uwierz mi i zaufaj. A moi rodzice od dawna męczą mnie kiedy zobaczą moją połówkę. - przy ostatnim zdaniu mrugnął okiem, uśmiechając się zachęcająco. - Nie daj się prosić. Nie będzie tak źle. -

- No nie wiem...- blondyn podniósł się do pozycji siedzącej, owijając ramionami swoje nogi. Podbródek oparł na kolanach, a wzrok utkwił w stojącej naprzeciwko plazmie. W czarnej tafli telewizora mógł dostrzec ich oboje, siedzących w łóżku: Adam rozłożony w królewskiej pozie na plecach, a on sam skulony niczym mały chomik. Blond grzywka opadła mu na twarz, zasłaniając jej połowę.

- Czego się obawiasz? Że Cię nie zaakceptują? Spójrz na mnie, zaakceptowali mnie w stu procentach. Chcą, żebym był szczęśliwy. A jestem szczęśliwy z Tobą. - brunet podniósł się, by objąć posmutniałego Tommy'ego i ucałować czule w skroń.

- Moja mama nie wie, że jestem biseksualny. Ja nie mam tyle szczęścia, co ty. - skomentował ponuro blondyn, przygryzając dolną wargę.

- Jestem pewien, że jak jej o tym powiesz, to Cię zaakceptuje. - Adam przejechał czubkiem nosa po policzku Tommy'ego w geście pocieszenia. Ten zadrżał nieznacznie pod wpływem czułości wokalisty. Jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić, że będzie tak traktowany na co dzień. Do tej pory przytulali się jedynie po przyjacielsku, lecz to miało się zmienić.

- Jesteś tego bardziej pewien ode mnie. - Tommy wywrócił oczami do góry, a na ustach ponownie zagościł nieśmiały uśmiech. Adam wprawiał go w dobry nastrój, z dala od mrocznych i depresyjnych myśli. Był jak Słońce, które oświetla mu drogę, która prowadzi go przez życie. Mężczyzna sięgnął po dłoń wokalisty i ją uścisnął. Wpatrzył się w nie z dziwnym ukłuciem w sercu. Jego blada ręka, z długimi szczupłymi palcami kontrastowała z dłonią Adama: całą w delikatnych piegach, bardziej opaloną i muskularną. Oczywiście, oboje mieli paznokcie pomalowane na czarno, ich wspólny ulubiony kolor.

- Oczywiście, skarbie. - Lambert pocałował go w kark, śmiejąc się.

Lepiej być nie mogło.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro