Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 30

- A ty w ogóle wiesz, czy on Cię kocha? A może się tylko Tobą bawi? - Sauli i Tommy siedzieli w jednej z norweskich knajp popijając whiskey. Dookoła nich panował gwar, a oni ledwo znaleźli miejsce, by usiąść i we względnym spokoju wypić whiskey. Wewnątrz knajpy dało się słyszeć głośne śmiechy oraz rozmowy w języku norweskim i podobnych temu językowi dialektach i odmianach. Ratliff wzruszył ramionami, bawiąc się pustą szklanką.

- Nie wiem. I nie sądzę, żeby się mną bawił. On taki nie jest. - odparł z lekką rezygnacją w głosie, prosząc barmana, by nalał mu jeszcze raz.

- Jesteś tego pewien? Ja widzę co robi Lambert i mi się to nie podoba. Chcesz zostać kolejną jego zabaweczką? - Sauli położył dłoń na dłoni gitarzysty, patrząc się w niego intensywnie. Martwił się o przyjaciela i za wszelką cenę chciał uchronić go przed złamanym sercem. Widział już jak płakał przez wokalistę, przez co znienawidził sławnego piosenkarza.

- Ty nie masz pojęcia o czym mówisz! Nie znasz Adama tak jak ja go znam! Nie wiesz jaki jest na prawdę! Nie osądzaj go po tym jakiego widzisz w mediach! - warknął Tommy z błyskiem w oczach. Zacisnął dłoń w pięść, a rumieńce pojawiły się mu na policzkach. Nie lubił, gdy ktoś go pouczał lub uważał, co jest dla niego najlepsze. - Jako mój przyjaciel powinieneś mnie wspierać, a nie oceniać! Żałuję, że zgodziłem się na to spotkanie...- po tych słowach zeskoczył ze stołka, by udać się do wyjścia. Koskinen natychmiast zareagował i chwycił go za ramię.

- Przepraszam, Tom, na prawdę. Ja tylko chcę dla Ciebie dobrze. - spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, ignorując spojrzenia rzucane przez obcych ludzi, klientów knajpy.

- Dobrze?! Dobrze?! Wiesz co ja czuję względem Adama i nadal go oceniasz?! Dzięki bardzo za takie wsparcie. Nie potrzebuje tego. Ani Twojej łaski. - prychnął z ironią gitarzysta, wyrywając ramię z uścisku Fina.

- No dobra, może przesadziłem, ale sam widzisz jaki on jest. Skąd wiesz, czy jak zaczniecie się spotykać, to Cię nie zdradzi? Po jakimś czasie znudzi się Tobą i rzuci. - Sauli coraz bardziej się pogrążał w oczach Tommy'ego, który z niedowierzaniem patrzył się na przyjaciela, który często go pocieszał i był wsparciem. Teraz do niego dotarło jaki on jest i jaka jest jego prawdziwa twarz.

- Dość. Jeszcze jedno słowo, a przywalę Ci. Przysięgam. - syknął blondyn, po czym odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z knajpy, zostawiając kumpla, a raczej teraz byłego kumpla za sobą. Popchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz. Świeże powietrze zadziałało na niego kojąco. Powoli się uspokajał, biorąc głęboki wdech i wydech. Kłótnia z przyjacielem mocno wytrąciła go z równowagi. Przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, by zimne powietrze ochłodziło jego gorącą z nerwów twarz. Chciał najszybciej udać się do hotelu, w którym się zakwaterowali, więc szybkim krokiem ruszył przed siebie. Na szczęście nie wypił za dużo i posiadał dobrą orientację w terenie i po ponad godzinie dotarł na miejsce.

Wiedział co chce zrobić. Powiedzieć Adamowi co czuje. Był już zmęczony tym jak obchodzili się nawzajem i nie mówili wprost co ich męczy. Koniec z tym. Czas wyłożyć kawę na ławę. Z tymi myślami wkroczył do hotelu i przeskakując co drugi stopień dotarł na piętro, na którym się zakwaterowali. Podszedł do drzwi prowadzących do pokoju Adama i pięścią zaczął w nie walić. Nie było już odwrotu ani wycofania się. Tommy przygryzł swoją wargę niemal do krwi, czując jak determinacja płynie mu w żyłach. Po chwili w drzwiach pojawiła się zaspana głowa wokalisty, którego włosy, teraz nie naszpicowane lakierami innymi produktami do włosów, opadały łagodnie falami otaczając przystojną twarz czystą od wszelkich kosmetyków.

- Tommy? - gitarzysta niemal się rozczulił widząc zaspanego Adama, otoczonego białą pościelą, z której widać było nagi tors i ramiona pokryte tysiącami piegów. Przygryzając wargę, wpatrywał się w ten niezwykły widok tuż przed nim. - Tommy, wszystko okej? - kolejne pytanie przyjaciela dobiegło do niego jak zza ściany.

- Ja...och, pieprzyć to. - po tych słowach blondyn rzucił się na bruneta, całując go prosto w usta. Ramionami otoczył szyję ukochanego, zbliżając się do niego jak najbliżej. Czuł jak gorące usta Adama roztapiają się pod wpływem pocałunku, a pierwszy szok minął. Pościel zsunęła się mu z ramion, gdy ten objął Tommy'ego w pasie, przyciągając do siebie. Z początku nie mógł uwierzyć w to, że obiekt jego westchnień, osoba, która sprawiła, że oszalał na jej punkcie, rzuciła się wręcz na niego obcałowując. Blondyn oderwał się na chwilę od niego, by spojrzeć mu w oczy. Lekko opuchnięte, częściowo rozwarte usta, błyszczące z podniecenia brązowe, w tym świetle wyglądające na niemal czarne, bezdenne oczy wyrażające tysiące emocji.

- Nie mogłem już tego w sobie dłużej trzymać. Musisz o czymś wiedzieć. - Tom przełknął ślinę, bawiąc się końcówkami włosów Adama, by ukryć to, że trzęsły mu się z nerwów dłonie. Wokalista zaczął go gładzić uspokajająco po plecach. Delikatny uśmiech igrał mu na ustach, widząc jak zdenerwowany był Tommy.

- Ja też mam Ci coś do powiedzenia. - odszepnął brunet, stykając ich czoła, czując drżący, ciepły oddech na swojej twarzy. Serce biło mu niewiarygodnie szybko, a ciśnienie skoczyło do góry. Wiedział, a raczej przeczuwał co zaraz się stanie. Napięcie powoli rosło między nimi, by znaleźć ujście w namiętnych, wręcz rozpaczliwych pocałunkach. Oboje nie mogli już dłużej tego ukrywać. Było za późno na jakiekolwiek reakcje, by zapobiec miłości, która rozwinęła się niczym płatki krwistoczerwonej róży - barwa ich uczucia.

- Kocham Cię. Kocham Cię tak bardzo jak jeszcze nikogo nie kochałem. - wyszeptał Tommy, czepiając się palcami nagich ramion Adama, który jeszcze mocniej go przytrzymał, by ten nie upadł. Wszechogarniająca miłość i seksualne napięcie eksplodowało i można było to wyczuć wszędzie: w powietrzu, na białej pościeli, na meblach, nawet na ich ubraniach. Gitarzysta czuł się jakby ktoś przywalił mu czymś ciężkim w głowę. Wszystko wokół niego wirowało, jedynie Adam był w centrum jego uwagi i constansem w tym szalonym świecie. Lambert ponownie go pocałował, delikatnie zahaczając zębami o górną wargę ukochanego.

- Ja Ciebie też kocham. Kocham bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. Nie spodziewałem się, że zakocham się na swojej pierwszej trasie koncertowej. Musiałem urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą. - zaśmiał się cicho, stykając ich czoła razem i przymykając powieki, trzymając w ramionach największy skarb w jego życiu.

- Takie z nas stare dupy i gadamy te romantyczne obrzydliwości. Zaraz się porzygam z tej słodkości. - skomentował Tommy, co spowodowało falę śmiechu u Adama, który ucałował czubek nosa, ignorując wściekłe prychnięcie mężczyzny.

- Moja śliczna kicia...- mruknął, przytulając blondyna jeszcze bardziej. Ten jedynie cicho westchnął, nie komentując zachowania bruneta. Wtulił się w ciepłą klatkę piersiową swojego chłopaka (?), słysząc nieco przyspieszone bicie serca. Uśmiechnął się do siebie, składając czuły i delikatny pocałunek pośrodku torsu Adama, tam gdzie wyczuwał bicie serca. Tak intymny gest poruszył wokalistę do głębi, który zadrżał, przygryzając wargę. Chwycił więc Tommy'ego za rękę i poprowadził go głębiej w pokój, do sypialni.

- No pięknie musiałeś się kokosić. - blondyn parsknął śmiechem, patrząc na walające się po podłodze poduszki. Adam jedynie wzruszył ramionami, poprawiając kołdrę na ramionach. - Jedynie na co mam ochotę to na spanie. Na długi sen. Jestem cholernie zmęczony. - ziewnął Tommy, ściągając kurtkę z ramion, by rzucić ją na stojący obok fotel. Po chwili koszulka i spodnie wylądowały w ślad za czarną skórzaną ramoneską. Lambert stał tuż przy łóżku wpatrując się w blade, nieco wychudzone ciało ukochanego. Tommy nigdy nie był przesadnie napakowany. Był w sam raz, by go objąć, a ten wpasowałby się w jego silne ramiona. Sam widok gitarzysty sprawiał, że chciał się nim zaopiekować i ochronić przed całym światem. A teraz stał tuż przed nim w prawie całej okazałości. Blask Księżyca padał na blade szczupłe ciało Tommy'ego, który na sobie miał jedynie czarne bokserki. Mięśnie ledwo zarysowywały się na brzuchu oraz rękach gitarzysty. Wbrew pozorom nie był takim chucherkiem na jakiego wyglądał. Potrafił się obronić.

- Pogapiłeś się już czy będziesz stał tak całą noc? - Ratliff patrzył się na niego rozbawiony, leżąc na łóżku. Adam potrząsnął głową, pozwalając by włosy opadły kruczoczarną kaskadą na twarz. Wspiął się na posłanie, by opaść ciężko tuż obok przyjaciela, a teraz kogoś więcej. Cisza, która zapadła w końcu była wolna od niedomówień i ciężkiej atmosfery. Obaj mężczyźni złączyli swoje dłonie, które leżały między nimi. Wokalista delikatnie gładził kciukiem wierzch dłoni Toma, który wpatrywał się w niego tajemniczo.

- Jak się z tym czujesz? - Ratliff uniósł brwi pytająco. Brunet natychmiast się zreflektował. - No wiesz...z nami. Jako parą. Wiem, że to dla Ciebie nowe, więc postaram się zapanować nad moimi popędami. - blondyn zarumienił się nieco na myśl o nim i Adamie w sytuacji intymnej. Wiedział, że kiedyś do tego dojdzie i Lambert nie będzie wiecznie czekał aż Tommy się w końcu zdecyduje. Przygryzł wargę.

- Nie jestem jeszcze na to gotowy, Ad. Może kiedyś, ale nie teraz. - Adam pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam był w takiej sytuacji i rozumiał obawy chłopaka. Wzmocnił uścisk.

- Rozumiem. Zaczekam tyle, ile potrzebujesz. - wokalista uśmiechnął się do niego krzepiąco. Tommy był dla niego zbyt ważny, by stracić go przez jakieś głupie żądze.

- Dzięki. - wyszeptał blondyn, układając się wygodnie tuż obok swojego chłopaka (och, jak to wspaniale brzmiało). Adam ponownie zbliżył się do niego, podnosząc się na łokciu, by złączyć ich usta w czułym pocałunku.

Ten dzień nie mógł skończyć się lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro