Chapter 3
Tuż po skończonym występie, gdy już światła zgasły Tommy zbiegł ze sceny, pospiesznie zostawiając swoją czerwoną gitarę. W biegu przeczesał palcami rozwichrzone włosy powodując, że stały się jeszcze bardziej nieogarnięte. Nie zwrócił uwagi na nawołujące go z tyłu głosy ekipy oraz Adama. Chciał się znaleźć jak najdalej, jak najdalej od Adama. Od jego ciepła, zapachu perfum, które doprowadzały go do szału oraz wszędobylskiej obecności brokatu, który wokalista tak uwielbiał. Wpadł jak burza do garderoby i zamknął się na klucz. Oparł się plecami o drzwi i przymknął powieki. Serce wciąż biło mu szybciej niż normalnie, co mogło być spowodowane biegiem lub reakcją na gesty przyjaciela. Albo jedno i drugie naraz. Nieważne. Tommy zdał sobie sprawę, że ma wielki mętlik w głowie. Jedna myśl goniła drugą. Obrazy wyświetlały się jednym ciągiem przez co wyglądały jak jedna zlana plama. Podszedł do toaletki i włączył światło. Ciepła, żółta poświata oblała jego twarz pokrytą kropelkami potu. Otarł je wierzchem dłoni i klapnął na krzesło. Ukrył twarz w trzęsących się dłoniach i zamarł. Nie miał siły już z tym walczyć. Z tym całym byciem hetero czy nie. Męczyła go presja, pod którą musiał żyć i tworzyć. Ponownie spojrzał w lustro. W nim dostrzegł zmęczonego życiem, bardzo zeszczuplałego mężczyznę z mocnym makijażem i bladą twarzą. Rozpacz kryjąca się w jego oczach była wyraźnie dostrzegalna nawet w promieniu kilometra. Zagryzł wargę pomalowaną czarną pomadką.
- Tommy! Tommy! Co się dzieje!? Otwórz, proszę. - drgnął, usłyszawszy głos Adama po drugiej stronie drzwi. Blondyn nie wiedział jak zareagować. Siedział w milczeniu, słuchając natarczywego pukania do drzwi garderoby, w której się ukrył. Niepokój w głosie wokalisty wbijał miliony igiełek w jego serce.
- Glitterbaby...nie wiem co się dzieje, chciałbym jakoś Ci pomóc, ale nie wiem jak, bo nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć. Widzę, że coś Cię zżera od środka. Proszę, pozwól sobie pomóc...- błagalny ton wokalisty sprawił, że Tommy skulił się w sobie, zamykając kurczowo powieki. Ciężar, który nosił w sobie od dość dawna teraz pociągał go na dno.
- Tak...zamknął się w garderobie i nie chce wyjść. Sam sobie z tym poradzę. Dzięki. - zza drzwi Adam spławił Montego. Ratliff usłyszał jak drugi z mężczyzn odchodzi i zostawia go samego z Adamem. Zadrżał.
- Tommy...jesteśmy sami. Wpuść mnie i wyjaśnimy sobie wszystko. - po tych słowach Lambert dotknął dłonią klamki i z napięciem oczekiwał dźwięku przewracanego klucza w zamku. Nastąpiło ciche kliknięcie i w szparze drzwi ukazała się blada twarz gitarzysty. To jeszcze bardziej zaniepokoiło wokalistę.
- Wchodź. - szepnął blondyn, odwracając się od niego. Nie chciał widzieć litości ani niepokoju w oczach najbliżego przyjaciela. A może kogoś więcej? Adam wszedł bezszelestnie do garderoby i zamknął drzwi. Z Tommym działo się coś niedobrego.Unikał wszelkich czułości, a wspólne oglądanie telewizji do późna stało się tak rzadkim wydarzeniem, że czarnowłosy zaczął za tym tęsknić. Oraz za towarzystwem blondyna, do którego zaczynał czuć coś więcej niż przyjaźń. A jeszcze przed trasą obiecywał sobie, że nie zakocha się w hetero. To za każdym razem bolało, gdy okazywało się, że jego uczucie jest nieodwzajemnione. Wielokrotnie wypłakiwał się w ramię Neila lub Brada, z którym nadal utrzymywał przyjacielskie stosunki. Podszedł wolno do stojącego do niego plecami Tommy'ego. Z pewnym wahaniem położył dłonie na ramionach przyjaciela. Powietrze zgęstniało od nienaturalnego napięcia między nimi.
- Adam...- głos Tommyego zadrżał i załamał się od ledwo powstrzymywanego płaczu. Oparł dłonie o oparcie krzesła i zacisnął mocniej palce aż zbielały.
- Tak? - szepnął Adam tuż przy uchu basisty. Objął go w pasie i ułożył brodę na ramieniu blondyna. Ten nie zareagował. Jedynie wpatrzył się pustym wzrokiem w ich odbicie w lustrze. Czas jakby zatrzymał się w miejscu.
- Ja...- tu zawahał się. Mówienie o uczuciach sprawiało mu trudność. Nie to co Adam. Jemu przychodziło to tak naturalnie jak oddychanie. Dla niego wszystko było łatwe. Miał oddanych fanów, mnóstwo sprzedanych płyt i był obrzydliwie bogaty. Jak na uczestnika American Idol. - Nie wiem jak Ci to powiedzieć...Zaczynam tracić kontrolę nad moim życiem. Nie wiem co się dzieje. - wyznał szczerze, nie patrząc w oczy stojącego za nim Adama. Nie zniósłby potępienia lub wyszydzenia.
- Właśnie zauważyłem, że coś się dzieje. Tommy...- Adam delikatnie, acz stanowczo obrócił go twarzą do niego. Palcem wskazującym uniósł jego podbródek zmuszając Tommy'ego do spojrzenia prosto w jego oczy. -...ja również cierpię widząc Cię w takim stanie. Nienawidzę widzieć Ciebie smutnego. A teraz powiedz mi co się dzieje, że tracisz kontrolę nad swoim życiem? - to pytanie spowodowało, że blondyn zamknął oczy i cicho westchnął.
- Właśnie to. - wypowiedziawszy te słowa Tommy wziął głęboki wdech i pocałował Adama. Wlał w ten pocałunek wszystkie emocje, które nim targały od kilku miesięcy: żal, rozgoryczenie, miłość, namiętność, pragnienie bliskości i głęboki smutek. Chciał pokazać Lambertowi, co czuł i jakie katusze przeżywał widząc go z coraz to kolejnym męczyzną. Adama zaskoczył gest Ratliffa. Nigdy się nie spodziewał, że to właśnie on zainicjuje pocałunek, o którym marzył od dawna. Serce zabiło mu szybciej, gdy dłonie blondyna zjechały na jego szyję, a potem na plecy. Gdy pierwszy szok minął, wokalista odwzajemnił pocałunek pogłębiając go. Chwycił blondyna za włosy i wpił się w usta, o których tyle śnił. Tommy jęknął cicho. Intensywność pocałunku uderzyła w niego z całą mocą. Widział tylko Adama. Cały świat przestał istnieć. Istnieli tylko oni. Poczuł jak zostaje popchnięty na toaletkę, z której zleciało parę kosmetyków. Adam atakował go niczym wygłodniałe zwierzę. Jego dłonie były wszędzie: na plecach, szyi, włosach, twarzy. Wybrzuszenie w spodniach znacznie się powiększyło. Tommy zauważył również, że i Adam jest mocno podniecony. Oblizał swoje opuchnięte wargi. Pożądanie oraz huć, która nim zawładnęły były nie do opanowania. Były jak ogień trawiący wszystko co spotka na swej drodze. Opuszkami palców przejechał po policzkach Adama. Ten zamruczał niczym kot i zamknął oczy. - Właśnie to chciałem Ci powiedzieć, Adam. Że widzę Ciebie jako kogoś więcej niż przyjaciela. Chrzanić tą moją heteroseksualność. Nie umiem z tym walczyć. Próbowałem, ale było jeszcze gorzej. Ale zrozumiem jeśli mnie odrzucisz. - tu uśmiechnął się smutno, głaszcząc dłoń wokalisty. Ten wpatrywał się jak zauroczony w szczupłą sylwetkę swojego przyjaciela z lekko rozchylonymi ustami. Niedowierzał temu co usłyszał. Tommy przyznał się, że ciągnie go do mężczyzn. A konkretnie do niego.
- Adam? Jesteś ze mną? - Tommy pomachał dłonią przed jego twarzą. Mina przyjaciela go rozbawiła. Wyglądał jakby myślami był bardzo, bardzo daleko.
- Tak, tak. Mówiłeś coś? - spytał nieprzytomnie Adam, pocierając palcami powieki. Dopiero teraz zeszło z niego całe podniecenie i adrenalina, ustępując miejsca zmęczeniu.
- Chyba powinniśmy iść spać. Tą rozmowę przełożymy na jutro, dobra? - Tommy spojrzał z nadzieją na przyjaciela, który zaczął przysypiać na stojąco. Ten kiwnął głową i obaj wyszli z garderoby, uprzednio gasząc światło. Idąc korytarzem, palce blondyna otarły się delikatnie o dłoń Adama. Zacisnął dłoń w pięść i zarumienił się. Każde dotknięcie, nawet to najlżejsze, powodowało u niego palpitacje serca. Kątem oka przyjrzał się swojemu do niedawna najlepszemu przyjacielowi. Uwielbiał w nim praktycznie wszystko: jego kruczoczarne włosy, niebieskie przenikające na wskroś oczy, usta pokryte piegami, co uważał za urocze, choć wokalista tego nienawidził, dłonie, które dotykały go w najmniej spodziewanych momentach i poruszające się w rytm biodra doprowadzające go czasami do szału (oczywiście tego pozytywnego i bardzo roznamiętnionego).
- Nie musisz się na mnie tak patrzeć. Wiem, że jestem przystojny i ogólnie zajebisty. - odezwał się nieco przytomnym tonem Adam i uśmiechnął się zawiadacko. Tommy szturchnął go ramieniem i wywrócił oczami.
- I w dodatku jaki skromny. - zironizował, wychodząc na zewnątrz hali. Na szczęście ulica była pusta i nie spotkali żadnych fanów w drodze do hotelu. Tancerze oraz Camila i Monte dawno już pojechali albo do jakiegoś baru albo prosto do hotelu, aby odespać męczący koncert.
- Jak zawsze. - odpowiedział wokalista, po czym obydwoje się roześmiali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro