Chapter 28
Wkrótce po przybyciu Adama na miejsce, zespół rozpoczął intensywną próbę tuż przed koncertem. Wszyscy dawali z siebie wszystko, aby kolejny koncert okazał się spektakularnym sukcesem i żeby nie zawieść wiernych fanów wokalisty. Tym razem miał się odbyć meet&greet dla tych, którzy wykupili ten pakiet. Czarnowłosy, praktycznie niemal od razu musiał przebrać się i jakoś ogarnąć przed spotkaniem z fanami. Rzadko zdarzały się takie pakiety, ale mężczyzna lubił dzielić się wrażeniami i odczuciami z ludźmi, którzy zaakceptowali go w 100 % i chcieli słuchać jego muzyki oraz przekazu, który dzięki temu niósł. Nie każdy go jednak akceptował i czasami wylewał tony jadu w Internecie, ale Adam to rozumiał. Nikt nie był doskonały. Nikogo nie zmusi przecież to lubienia jego i tworzonej przez niego muzyki.
- To co, dziesięć minut przerwy, co? - z tylniej części sceny odezwał się Isaac, który odstawił pałki na bok, przeciągając się. Wzorem Longineu nie włożył koszulki, tłumacząc to tym, że w trakcie koncertu intensywnie "wali w gary" i mocno się poci. Tommy wolał nie wnikać w ten temat.
- Dziesięć minut i wracamy. - kiwnął głową Adam, umieszczając pokryty tysiącami maleńkich diamencików mikrofon w statywie stojącym pośrodku sceny. Tommy z ulgą odłożył ciężką gitarę basową na bok, rozciągając się. Gdy tylko ostatni z tancerzy opuścił salę koncertową, aby coś zjeść i napić się, wokalista podszedł do gitarzysty, który oparł się o podest, na którym stała perkusja Carpentera. Zerknął spod grzywki na zbliżającego się Adama z niewzruszoną miną. Nie chciał pokazać, że w jego umyśle dział się mały "huragan", a serce przyspieszyło bicie.
- Tommy...musimy w końcu porozmawiać. - wokalista zbliżył się do kumpla, który zdawał się tym nie przejmować. Czyżby?
- Niby o czym? - mruknął Tommy, odwracając wzrok. Bliskość Adama powodowała w nim kumulację uczuć, które niekoniecznie mu się podobały.
- Ty wiesz o czym. Odkładamy tą rozmowę w nieskończoność, a kiedyś musimy o tym pogadać. Lepiej teraz niż wogóle. - zauważył przytomnie Lambert, osaczając blondyna z obu stron kładąc dłonie na podeście tak, że gitarzysta znalazł się w pułapce. Odsunął się na tyle, ile się tylko dało, mrużąc oczy.
- W niecałe dziesięć minut nie zdążymy pogadać o tym, co się dzieje. - stwierdził przytomnie Tommy, zdmuchując grzywkę z oczu. - Za dużo się wydarzyło. - dodał ciszej, spuszczając wzrok. Adam powoli pokiwał głową.
- Tak, ale chyba możemy choć trochę rzeczy sobie wyjaśnić. Na przykład to, gdzie byłeś po swojej ucieczce. Możesz mi to powiedzieć? - wokalista jeszcze bardziej się do niego zbliżył, ignorując przyspieszone bicie serca.
- Zatrzymałem się u Sauliego. Nie musisz wiedzieć dokładnie gdzie. Chciałem po prostu...- tu Tommy zawahał się, biorąc głęboki wdech. -...po prostu musiałem zastanowić się nad tym, co do Ciebie czuję. Miałem mętlik w głowie. I nadal mam, ale już nie taki duży. - na te słowa w sercu Adama zrodziła się nadzieja, że być może mężczyzna odwzajemnia jego uczucia. Rozpromienił się, patrząc na przybierającą kolory twarz Tommy'ego. Ten natychmiast odwrócił wzrok, czując się niespodziewanie zawstydzony swoim wyznaniem.
- Nie musisz się tego wstydzić, Tommy. - tu Adam odsunął jego grzywkę na bok. - Lubię na Ciebie patrzeć. Nie ukrywaj się przede mną. Proszę. - słowo 'proszę' niemal wyszeptał niczym obietnica dawana kochance przez ukochanego. - Jesteś piękny. Uwielbiam patrzeć w Twoje oczy, które ciemnieją, gdy jesteś zły lub podniecony lub jaśnieją, gdy jesteś szczęśliwy. Twoja osobowość jest złożona niczym...- wokalista zmarszczył brwi, próbując znaleźć odpowiednie porównanie. - ...niczym Twoja gitara. - blondyn milczał w trakcie krótkiej przemowy Adama, lecz jego kąciki ust powoli unosiły się ku górze, jakby ich właściciel walczył wewnętrznie z rozbawieniem. W końcu nie wytrzymał i po chwili ciszy wybuchł głośnym radosnym śmiechem, który niósł się echem po hali. Lambert uśmiechnął się delikatnie, rumieniąc się. Jego porównanie raczej nie było trafione, ale przynajmniej poprawił kumplowi nastrój.
- Cieszę się, że chociaż poprawiłem Ci humor. - kiwnął głową, patrząc na wciąż śmiejącego się blondyna. Ten otarł łzy z oczu, wtulając się w Adama.
- Tylko ty i Twoje pokręcone poczucie humoru sprawiają, że się uśmiecham. Dzięki. - czarnowłosy objął go mocniej, chowając twarz w jego szyi. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Pragnął trzymać go w swoich ramionach, chronić przed złem tego świata i przede wszystkim - kochać go. Jak nikogo na świecie. To właśnie Tommy wzbudzał w nim nieznane mu do tej pory uczucia i instynkty najwyraźniej siedzące głęboko wewnątrz niego.
- Polecam się na przyszłość. - wokalista pocałował go w policzek, powoli się prostując, jednakże nadal pozostając bardzo blisko niego. Gitarzyście najwyraźniej to odpowiadało, gdyż nie zaprotestował. Blondyn kurczowo chwycił się kurtki przyjaciela, przytrzymując go.
- Ja...chciałem przeprosić. Wiesz za to co...- słowa mężczyzny zostały przerwane przez hałaśliwy powrót tancerzy i reszty ekipy z Glamily. Tommy gwatłownie odsunął się od Adama, ponownie zasłaniając zaczerwienioną twarz grzywką. Chwycił gitarę i zaczął bawić się strunami, nie patrząc już w stronę wokalisty. Ten z początku wyglądał na zagubionego, lecz szybko odzyskał rezon i klasnął w dłonie.
- Koniec obijania i zaczynamy próbę! -
Prawie dwie godziny później po zakończeniu próby, Adam wraz z zespołem szykowali się do występu. Brunet robił ostatnie poprawki w makijażu. Przejechał pędzelkiem po powiece nanosząc nieco ciemnego cienia. Mężczyzna uwielbiał swoje sceniczne wcielenia, choć niektóre z jego kostiumów ważyły chyba z tonę (i jeszcze musiał w nich tańczyć!) i wyglądały naprawdę dziwnie to nie zmieniało to faktu, że fani byli zachwyceni jego transformacjami na scenie. W końcu odrobina teatralności na scenie jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Addy, jesteś gotowy? - do pomieszczenia wślizgnął się Tommy, już gotowy do wyjścia na scenę. Czarna koszula z czerwonym żabotem, czarne obcisłe spodnie podkreślały jego idealną sylwetkę, a creepersy dodawały mu kilka tak upragnionionych centymetrów. A makijaż? Tylko uwidaczniał delikatne rysy jego twarzy, a czarny cień podbijał czekoladowy odcień tęczówek. Lambert uśmiechnął się na jego widok, odkładając przybory do makijażu na bok.
- Jeszcze tylko wskoczę w kostium i możemy iść. - odpowiedział, wstając, by wziąć ciężki żakiet z wieszaka. Nie był to byle jaki żakiet. Powstał bowiem według projektu samego Valentino i kosztował co najmniej 15 tysięcy dolarów. Tommy pomógł mu go założyć, gdyż włożenie go samemu sprawiało trochę kłopotu.
- Nienawidzę tego cholerstwa. - stęknął wokalista w końcu ubrany w ciężki, ograniczający ruchy żakiet. Uwielbiał go za wygląd, za to jak połyskuje przy każdym wykonanym ruchu. Jego jedyną wadą była waga. Absurdalnie duża waga.
- To po co to zakładasz? Mógłbyś wziąć coś o wiele lżejszego. - skwitował z niezadowoleniem Ratliff, zapinając diamentowe, a przynajmniej stylizowane na diamenty guziki.
- Lubię sposób w jaki ludzie na mnie patrzą, gdy mam to na sobie. Lubię imponować i zachwycać. - odparł z niemal niewidocznym wzruszeniem ramion Lambert, teraz przeglądając się w stojącym obok lustrze. Gitarzysta niemal westchnął, wywracając oczami. No tak - Adam i jego potrzeba zachwycania świata.
- Pomyśl raz o sobie i załóż coś mniej imponującego. Możesz nadal bulwersować i zachwycać, ale w czymś o wiele wygodniejszym. I nie próbuj zaprzeczać, że tak nie jest. - dodał głośno, widząc, że brunet chce mu przerwać. Adam zacisnął usta w cienką linię, wiedząc, że ma rację.
- Następnym razem włożę to co mi wskażesz, Versace. - odparował Adam z łobuzerskim uśmiechem igrającym mu na ustach.
- Mogłeś sobie darować ten komentarz, Lambert. - odpłacił mu się pięknym za nadobne, opuszczając pomieszczenie po uprzednim wymienieniu się uprzejmościami. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Nawet tak pozornie błaha rozmowa poprawiła mu humor.
- A ty co się tak uśmiechasz? Adam Cię pocałował czy co? - Tommy obrócił się na pięcie i stanął oko w oko ze szczerzącym się Isaakiem.
- "On nie jest Twoim przyjacielem." - głosik w głowie blondyna dawał mu alarmujące znaki. Postanowił to zignorować.
- Czemu nie możesz sobie odpuścić? Lubisz dożerać innym? - wysyczał gitarzysta, zakładając ręce w geście zlekceważenia i pogardy.
- Ja nie dożeram, tylko stwierdzam fakty. Powoli ta sytuacja między Wami działa mi na nerwy i to kwestia czasu, aż wybuchnę. Dobrze Wam radzę...- nie dokończył, gdyż Tommy brutalnie go popchnął w pierś.
- To nie Twoja pierdolona sprawa co jest między mną, a Adamem! Radzę Ci się trzymać z daleka ode mnie i od moich spraw, bo inaczej się policzymy. - zagroził, tracąc panowanie nad sobą. Isaac natychmiast zamilkł, najwyraźniej zszokowany wybuchem kumpla. - A jeśli tego nie akceptujesz to możesz wypierdalać! -
- To nie ty będziesz decydować o tym, kto będzie grał w tym zespole! - odpowiedział w tym samym tonie Carpenter, zaciskając dłonie w pięści. Tommy warknął, a gniew zalśnił w jego oczach. Ten gościu zdecydowanie przeginał. Nikt nie prosił go o wtrącanie się w nieswoje sprawy.
- Co tu się dzieje? - z pomieszczenia wyszedł Adam, już w kompletnym scenicznym outficie. Jarzył się niczym kula dyskotekowa. Zmarszczył brwi. Oczywiście, że słyszał całą wymianę zdań i nie podobało mu się, że jego najbliżsi przyjaciele awanturują się tuż przed koncertem. Nie wpływało to za dobrze na atmosferę w zespole. - Możecie się nie kłócić? Proszę Was. -
Tommy wziął głęboki wdech, po czym odszedł na bok, całkowicie ignorując obu mężczyzn. Brunet ze smutkiem patrzył na poczynania ukochanego. Musieli to wyjaśnić między sobą jak najszybciej.
- Mówcie co chcecie, ale jak tego między sobą nie wyjaśnicie, to ten zespół się rozpadnie, czy tego chcesz, czy nie. - stwierdził perkusista, idąc w stronę sceny. Lambert czuł się kompletnie bezradny widząc zachowanie blondyna, który zdawał się przestawać kontrolować to co robi.
Chciał coś zrobić. Tylko co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro