Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 28

Wkrótce po przybyciu Adama na miejsce, zespół rozpoczął intensywną próbę tuż przed koncertem. Wszyscy dawali z siebie wszystko, aby kolejny koncert okazał się spektakularnym sukcesem i żeby nie zawieść wiernych fanów wokalisty. Tym razem miał się odbyć meet&greet dla tych, którzy wykupili ten pakiet. Czarnowłosy, praktycznie niemal od razu musiał przebrać się i jakoś ogarnąć przed spotkaniem z fanami. Rzadko zdarzały się takie pakiety, ale mężczyzna lubił dzielić się wrażeniami i odczuciami z ludźmi, którzy zaakceptowali go w 100 % i chcieli słuchać jego muzyki oraz przekazu, który dzięki temu niósł. Nie każdy go jednak akceptował i czasami wylewał tony jadu w Internecie, ale Adam to rozumiał. Nikt nie był doskonały. Nikogo nie zmusi przecież to lubienia jego i tworzonej przez niego muzyki.

- To co, dziesięć minut przerwy, co? - z tylniej części sceny odezwał się Isaac, który odstawił pałki na bok, przeciągając się. Wzorem Longineu nie włożył koszulki, tłumacząc to tym, że w trakcie koncertu intensywnie "wali w gary" i mocno się poci. Tommy wolał nie wnikać w ten temat.

- Dziesięć minut i wracamy. - kiwnął głową Adam, umieszczając pokryty tysiącami maleńkich diamencików mikrofon w statywie stojącym pośrodku sceny. Tommy z ulgą odłożył ciężką gitarę basową na bok, rozciągając się. Gdy tylko ostatni z tancerzy opuścił salę koncertową, aby coś zjeść i napić się, wokalista podszedł do gitarzysty, który oparł się o podest, na którym stała perkusja Carpentera. Zerknął spod grzywki na zbliżającego się Adama z niewzruszoną miną. Nie chciał pokazać, że w jego umyśle dział się mały "huragan", a serce przyspieszyło bicie.

- Tommy...musimy w końcu porozmawiać. - wokalista zbliżył się do kumpla, który zdawał się tym nie przejmować. Czyżby?

- Niby o czym? - mruknął Tommy, odwracając wzrok. Bliskość Adama powodowała w nim kumulację uczuć, które niekoniecznie mu się podobały.

- Ty wiesz o czym. Odkładamy tą rozmowę w nieskończoność, a kiedyś musimy o tym pogadać. Lepiej teraz niż wogóle. - zauważył przytomnie Lambert, osaczając blondyna z obu stron kładąc dłonie na podeście tak, że gitarzysta znalazł się w pułapce. Odsunął się na tyle, ile się tylko dało, mrużąc oczy.

- W niecałe dziesięć minut nie zdążymy pogadać o tym, co się dzieje. - stwierdził przytomnie Tommy, zdmuchując grzywkę z oczu. - Za dużo się wydarzyło. - dodał ciszej, spuszczając wzrok. Adam powoli pokiwał głową.

- Tak, ale chyba możemy choć trochę rzeczy sobie wyjaśnić. Na przykład to, gdzie byłeś po swojej ucieczce. Możesz mi to powiedzieć? - wokalista jeszcze bardziej się do niego zbliżył, ignorując przyspieszone bicie serca.

- Zatrzymałem się u Sauliego. Nie musisz wiedzieć dokładnie gdzie. Chciałem po prostu...- tu Tommy zawahał się, biorąc głęboki wdech. -...po prostu musiałem zastanowić się nad tym, co do Ciebie czuję. Miałem mętlik w głowie. I nadal mam, ale już nie taki duży. - na te słowa w sercu Adama zrodziła się nadzieja, że być może mężczyzna odwzajemnia jego uczucia. Rozpromienił się, patrząc na przybierającą kolory twarz Tommy'ego. Ten natychmiast odwrócił wzrok, czując się niespodziewanie zawstydzony swoim wyznaniem.

- Nie musisz się tego wstydzić, Tommy. - tu Adam odsunął jego grzywkę na bok. - Lubię na Ciebie patrzeć. Nie ukrywaj się przede mną. Proszę. - słowo 'proszę' niemal wyszeptał niczym obietnica dawana kochance przez ukochanego. - Jesteś piękny. Uwielbiam patrzeć w Twoje oczy, które ciemnieją, gdy jesteś zły lub podniecony lub jaśnieją, gdy jesteś szczęśliwy. Twoja osobowość jest złożona niczym...- wokalista zmarszczył brwi, próbując znaleźć odpowiednie porównanie. - ...niczym Twoja gitara. - blondyn milczał w trakcie krótkiej przemowy Adama, lecz jego kąciki ust powoli unosiły się ku górze, jakby ich właściciel walczył wewnętrznie z rozbawieniem. W końcu nie wytrzymał i po chwili ciszy wybuchł głośnym radosnym śmiechem, który niósł się echem po hali. Lambert uśmiechnął się delikatnie, rumieniąc się. Jego porównanie raczej nie było trafione, ale przynajmniej poprawił kumplowi nastrój.

- Cieszę się, że chociaż poprawiłem Ci humor. - kiwnął głową, patrząc na wciąż śmiejącego się blondyna. Ten otarł łzy z oczu, wtulając się w Adama.

- Tylko ty i Twoje pokręcone poczucie humoru sprawiają, że się uśmiecham. Dzięki. - czarnowłosy objął go mocniej, chowając twarz w jego szyi. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Pragnął trzymać go w swoich ramionach, chronić przed złem tego świata i przede wszystkim - kochać go. Jak nikogo na świecie. To właśnie Tommy wzbudzał w nim nieznane mu do tej pory uczucia i instynkty najwyraźniej siedzące głęboko wewnątrz niego.

- Polecam się na przyszłość. - wokalista pocałował go w policzek, powoli się prostując, jednakże nadal pozostając bardzo blisko niego. Gitarzyście najwyraźniej to odpowiadało, gdyż nie zaprotestował. Blondyn kurczowo chwycił się kurtki przyjaciela, przytrzymując go.

- Ja...chciałem przeprosić. Wiesz za to co...- słowa mężczyzny zostały przerwane przez hałaśliwy powrót tancerzy i reszty ekipy z Glamily. Tommy gwatłownie odsunął się od Adama, ponownie zasłaniając zaczerwienioną twarz grzywką. Chwycił gitarę i zaczął bawić się strunami, nie patrząc już w stronę wokalisty. Ten z początku wyglądał na zagubionego, lecz szybko odzyskał rezon i klasnął w dłonie.

- Koniec obijania i zaczynamy próbę! -

Prawie dwie godziny później po zakończeniu próby, Adam wraz z zespołem szykowali się do występu. Brunet robił ostatnie poprawki w makijażu. Przejechał pędzelkiem po powiece nanosząc nieco ciemnego cienia. Mężczyzna uwielbiał swoje sceniczne wcielenia, choć niektóre z jego kostiumów ważyły chyba z tonę (i jeszcze musiał w nich tańczyć!) i wyglądały naprawdę dziwnie to nie zmieniało to faktu, że fani byli zachwyceni jego transformacjami na scenie. W końcu odrobina teatralności na scenie jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

- Addy, jesteś gotowy? - do pomieszczenia wślizgnął się Tommy, już gotowy do wyjścia na scenę. Czarna koszula z czerwonym żabotem, czarne obcisłe spodnie podkreślały jego idealną sylwetkę, a creepersy dodawały mu kilka tak upragnionionych centymetrów. A makijaż? Tylko uwidaczniał delikatne rysy jego twarzy, a czarny cień podbijał czekoladowy odcień tęczówek. Lambert uśmiechnął się na jego widok, odkładając przybory do makijażu na bok.

- Jeszcze tylko wskoczę w kostium i możemy iść. - odpowiedział, wstając, by wziąć ciężki żakiet z wieszaka. Nie był to byle jaki żakiet. Powstał bowiem według projektu samego Valentino i kosztował co najmniej 15 tysięcy dolarów. Tommy pomógł mu go założyć, gdyż włożenie go samemu sprawiało trochę kłopotu.

- Nienawidzę tego cholerstwa. - stęknął wokalista w końcu ubrany w ciężki, ograniczający ruchy żakiet. Uwielbiał go za wygląd, za to jak połyskuje przy każdym wykonanym ruchu. Jego jedyną wadą była waga. Absurdalnie duża waga.

- To po co to zakładasz? Mógłbyś wziąć coś o wiele lżejszego. - skwitował z niezadowoleniem Ratliff, zapinając diamentowe, a przynajmniej stylizowane na diamenty guziki.

- Lubię sposób w jaki ludzie na mnie patrzą, gdy mam to na sobie. Lubię imponować i zachwycać. - odparł z niemal niewidocznym wzruszeniem ramion Lambert, teraz przeglądając się w stojącym obok lustrze. Gitarzysta niemal westchnął, wywracając oczami. No tak - Adam i jego potrzeba zachwycania świata.

- Pomyśl raz o sobie i załóż coś mniej imponującego. Możesz nadal bulwersować i zachwycać, ale w czymś o wiele wygodniejszym. I nie próbuj zaprzeczać, że tak nie jest. - dodał głośno, widząc, że brunet chce mu przerwać. Adam zacisnął usta w cienką linię, wiedząc, że ma rację.

- Następnym razem włożę to co mi wskażesz, Versace. - odparował Adam z łobuzerskim uśmiechem igrającym mu na ustach.

- Mogłeś sobie darować ten komentarz, Lambert. - odpłacił mu się pięknym za nadobne, opuszczając pomieszczenie po uprzednim wymienieniu się uprzejmościami. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Nawet tak pozornie błaha rozmowa poprawiła mu humor.

- A ty co się tak uśmiechasz? Adam Cię pocałował czy co? - Tommy obrócił się na pięcie i stanął oko w oko ze szczerzącym się Isaakiem.

- "On nie jest Twoim przyjacielem." - głosik w głowie blondyna dawał mu alarmujące znaki. Postanowił to zignorować.

- Czemu nie możesz sobie odpuścić? Lubisz dożerać innym? - wysyczał gitarzysta, zakładając ręce w geście zlekceważenia i pogardy.

- Ja nie dożeram, tylko stwierdzam fakty. Powoli ta sytuacja między Wami działa mi na nerwy i to kwestia czasu, aż wybuchnę. Dobrze Wam radzę...- nie dokończył, gdyż Tommy brutalnie go popchnął w pierś.

- To nie Twoja pierdolona sprawa co jest między mną, a Adamem! Radzę Ci się trzymać z daleka ode mnie i od moich spraw, bo inaczej się policzymy. - zagroził, tracąc panowanie nad sobą. Isaac natychmiast zamilkł, najwyraźniej zszokowany wybuchem kumpla. - A jeśli tego nie akceptujesz to możesz wypierdalać! -

- To nie ty będziesz decydować o tym, kto będzie grał w tym zespole! - odpowiedział w tym samym tonie Carpenter, zaciskając dłonie w pięści. Tommy warknął, a gniew zalśnił w jego oczach. Ten gościu zdecydowanie przeginał. Nikt nie prosił go o wtrącanie się w nieswoje sprawy.

- Co tu się dzieje? - z pomieszczenia wyszedł Adam, już w kompletnym scenicznym outficie. Jarzył się niczym kula dyskotekowa. Zmarszczył brwi. Oczywiście, że słyszał całą wymianę zdań i nie podobało mu się, że jego najbliżsi przyjaciele awanturują się tuż przed koncertem. Nie wpływało to za dobrze na atmosferę w zespole. - Możecie się nie kłócić? Proszę Was. -

Tommy wziął głęboki wdech, po czym odszedł na bok, całkowicie ignorując obu mężczyzn. Brunet ze smutkiem patrzył na poczynania ukochanego. Musieli to wyjaśnić między sobą jak najszybciej.

- Mówcie co chcecie, ale jak tego między sobą nie wyjaśnicie, to ten zespół się rozpadnie, czy tego chcesz, czy nie. - stwierdził perkusista, idąc w stronę sceny. Lambert czuł się kompletnie bezradny widząc zachowanie blondyna, który zdawał się przestawać kontrolować to co robi.

Chciał coś zrobić. Tylko co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro