Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 24

Nowy rozdział po dość długim czasie nieobecności. Wybaczcie mi kochani, ale studia trochę mnie pochłonęły oraz wenę, której ostatnio mam coraz mniej. Staram się coś dopisywać, ale licho mi to idzie. Teraz jestem przeziębiona i nie mam siły na nic poza leżeniem i spaniem. Mam nadzieję, że ten rozdział wynagrodzi Wam tak długi czas nieobecności.

Enjoy!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po niecałych dwóch godzinach tourbus z Glamily na pokładzie dotarł do Oslo, na którego ulicach widać było pierwsze ślady zimy mimo, że był dopiero październik. Mokra i szarawa breja pokrywała ulice miasta sprawiając, że wyglądało to jeszcze bardziej ponuro niż w rzeczywistości.

-"Zupełnie jakby odzwierciedlało moje myśli i nastrój." - pomyślał Tommy, patrząc przez okno na mijające po drodze budynki oraz ludzi. Tak zupełnie zwyczajni, tak bezbarwni. Żadnego koloru. Zetknął czoło z chłodną warstwą szklanej powierzchni, wzdychając cicho. Powieki same się przymknęły, a obrazy napłynęły do wolnego umysłu gitarzysty, który pozwolił im swobodnie płynąć. Nawet nie zauważył jak ponownie usnął. W takiej pozycji zastał go Adam, który zdążył przebrać się w świeże ciuchy i jako tako się ogarnąć. Widok skulonego, pogrążonego we śnie mężczyzny przyklejonego do szyby rozczulił wokalistę. Od samego początku czuł coś niezwykłego, jakby iskrę między nimi, która z czasem tylko się rozjarzała, aby eksplodować. Z pewnym ociąganiem podszedł do przyjaciela, sadowiąc się naprzeciwko niego. Chciał go obudzić, najlepiej pocałunkiem, ale nie wiedział jak zostanie odebrany. Ostatnio tyle się wydarzyło między nimi: ataki niespodziewanej namiętności z obu stron, ucieczka Tommy'ego, nieporozumienia na tle jego znajomości z Saulim, któremu brunet nie ufał. Czuł, że będzie mu chciał odebrać Ratliffa, a na to on nie mógł pozwolić. Będzie o niego i jego serce walczyć do upadłego. Nie chciał tego robić, ale z ciężkim sercem musiał obudzić Tommy'ego.

- Tommy...obudź się. Jesteśmy na miejscu. - poklepał go kilkakrotnie po policzku, aż w końcu ujrzał czekoladowe oczy ukochanego. Ten ziewnął i przeciągnął się jak mała kicia. Adam patrzył na niego zafascynowany, a uśmiech igrał mu na ustach. Blondyn to zauważył i uniósł brew.

- Coś mam na twarzy? - spytał ostrożnie, wbijając wzrok w obserwującego go wokalistę. Ten jedynie pokręcił głową z uśmiechem.

- Uroczo wyglądasz taki cały rozespany. - odparł Adam, z lekkim rozbawieniem patrząc jak rumieniec wstępuje na policzki Tommy'ego. Ten spuścił głowę, pozwalając, aby grzywka zasłoniła jego oczy przed świdrującym spojrzeniem Lamberta, który zdawał się robić to bezwstydnie. Jakby chciał mu coś powiedzieć. Że co? Że go pragnie? Że chce się z nim przespać i przekonać się jak to jest z biseksualnym mężczyzną, który nie wie czego chce?

- Przestań. - Tommy obrócił się bokiem do Adama, starając się na niego nie patrzeć. Wciąż czuł to palące spojrzenie na swoich plecach.

- Ale ja nic nie robię. - odpowiedział niewinnie brunet, przeczesując palcami swoje włosy. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z obiektem swoich domniemanych uczuć nie było łatwe. W każdej chwili mógł się na niego rzucić

- Wystarczy, że się gapisz jakbyś chciał mnie do łóżka zaciągnąć. - mruknął Ratliff, rumieniąc się jeszcze bardziej. Nigdy nie był tak nieśmiały jak przy Adamie.

- Dlaczego tak myślisz? Seks nie jest najważniejszy. Emocje, uczucia - tak, a seks jest jedynie scementowaniem i ukoronowaniem związku. Nie zmuszę Cię do czegoś, czego nie chcesz. - Adam wyprostował się, nie odrywając wzroku od kulącego się Tommy'ego, który najwidoczniej unikał jego wzroku. Dawno nie przeprowadzili tak szczerej i otwartej rozmowy jak teraz. Tommy ześlizgnął się z oparcia kanapy, na której siedział i stanął plecami do Adama z zamiarem udania się do własnego pokoiku, który dzielił z Monte, Taylorem, Terrancem i Isaakiem. Nie potrafił spojrzeć mu prosto w oczy po tym co się zdarzyło. Zwłaszcza, że zaczynał coś do niego czuć i potwornie się bał, że zniszczy tym ich przyjaźń, a tego by nie chciał utracić. Lambert był takim promyczkiem w jego życiu. A teraz okazało się, że powoli zakochiwał się w nim mimowoli.

- Tommy...popatrz na mnie, proszę. Wiem, że masz atrakcyjny tył, ale wolę patrzeć Ci prosto w oczy.- usłyszał cichą prośbę bruneta i obrócił się powoli, niespodziewając się, że zastanie Adama stojącego tuż za nim. Bardzo blisko, stanowczo za blisko. Nic z tym jednak nie zrobił. Patrzył się jedynie w błękitne oczy wokalisty, tonąc w ich głębi. Czas jakby się dla nich zatrzymał. Blondyn automatycznie przeskakiwał wzrokiem z oczu to na usta przyjaciela, chłonąc jego obecność jak gąbka. Pragnął jego bliskości, a jednocześnie nienawidził sam siebie. Adam zbliżył się jeszcze bardziej, dotykając jego biodra, by po chwili owinąć ją wokół talii przyciągając go do siebie. Kciukiem gładził fragment jego pleców, uspokajając w ten sposób blondyna, który mu się niesprzeciwił. Drugą dłoń ułożył na bladym policzku Tommy'ego, a ten mimowolnie się w nią wtulił.

- Jesteś taki piękny...- szepnął Lambert, obserwując go w zafascynowaniu. To spojrzenie brązowych oczu, które zmieniały barwę pod wpływem nastroju: ze złotymi refleksami - gdy był szczęśliwy, niemal czarna - gdy był podniecony albo zły, ciepły brąz - gdy był zadowolony. Tysiąc odcieni, a ta sama osoba. Nikogo takiego nie spotkał na swojej drodze. Nawet Brad nie dorastał mu do pięt, a to był nie byle kto. Barwny ptak. Wolna dusza. Nieograniczany przez nic i nikogo. Miał szczęście, że się z nim spotykał.

- J-ja nie jestem p-piękny...-wyjąkał Ratliff, stojąc jak sparaliżowany. Serce biło mu mocno, a nierówny rytm bicia tylko wprawiał go w nerwowy nastrój. Adam jedynie uśmiechnął się tajemniczo i pochylił się ku niemu. Tommy zamknął oczy jakby wiedząc co go czeka. I to się stało. Poczuł na swoich wargach lekki napór ust wokalisty, który powoli i czule badał jego reakcje. Ten z wahaniem odpowiedział na pocałunek, owijajac ręce wokół szyi, przylegając całym ciałem do ciała Adama. To była chwila, aby iskra wybuchła i zamieniła w trawiący ich ogień, wypalający wszystko co stało mu na drodze. Atmosfera intymności, która nagle wytworzyła się między dwoma mężczyznami sprzyjała wyznaniu uczucia, lecz żaden z nich narazie się na to nie zdobył. Za wcześnie na wyznawanie sobie czegokolwiek. Adam oplótł ramionami szczupłą sylwetkę swojego gitarzysty, zatracając się w tym pocałunku. Zupełnie nie przypominał tego ze sceny podczas "Fever". Ten zawierał o wiele więcej czułości i miłości niż ten agresywny, aczkolwiek seksowny i namiętny pocałunek. Ten wyrażał więcej niż by słowa mogły określić. Mogli tak stać i obcałowywać się w nieskończoność, ale nie było im dane. Nagle ich tourbus zahamował gwałtownie i Adam wraz z Tommym polecieli na podłogę, upadając jeden na drugiego poprzedzone głośnym okrzykiem wokalisty. Gdy już tak leżeli na podłodze, Ratliff spojrzał na Lamberta i parsknął śmiechem.

- I czego rżysz? To nie jest śmieszne. Moje plecy ucierpiały. Będziesz je masował! - Adam wygiął usta w podkówkę wciąż leżąc pod Tommym. To jedynie sprowokowało blondyna do dalszego histerycznego śmiechu. Mina przyjaciela była godna pozazdroszczenia i Tommy żałował, że nie zrobił mu zdjęcia. Ta chwila musiała zostać uwieczniona.

- Śmieję się, bo mogę. A Twoja mina...bezcenna. - chichotał mężczyzna, wstając z podłogi i pomagając podnieść się Adamowi, który zrobił to z głośnym jękiem. Nic mu się nie stało, ale chciał pokazać Tommy'emu jak bardzo go to boli i żeby się nim zajął. A odniósł inny skutek od zamierzonego.

- Co tu się dzieje?! - do saloniku wszedł wciąż półnagi Terrance z colą w dłoni. Tommy i Adam natychmiast zwrócili wzrok ku tancerzowi.

- A z Tobą co się dzieje? Powinieneś już być ubrany. - Lambert znacząco uniósł brew, patrząc na odzienie kumpla. Ten nic sobie z tego nie zrobił, skupiając się na nich.

- A Wy, co? Będzie wokół siebie skakać jak dwa napalone koguty? Czemu się ze sobą nie prześpicie, a testosteron i hormony wam się uspokoją? - czarnoskóry upił łyk napoju, świdrując ich wzrokiem. Nie mógł zrozumieć tej ich "gry". Raz się do siebie zbliżali, potem oddalali. Jak oni to wytrzymywali? Tommy odwrócił wzrok, rumieniąc się, za to Adam spojrzał znacząco na Spencera. Ten odwzajemnił wzrok, mrugnął, po czym skrył się w zaciszu pokoiku, który dzielił z pozostałymi chłopakami.

- Może i Terr ma rację...- zamyślił się wokalista, drapiąc się po brodzie. Blondyn spojrzał na niego wielkimi oczami. On i Adam...razem...w łóżku? Nie był pewien czy jest na to gotowy.

- Adam...to chyba nie jest jednak dobry pomysł...Nie chcę psuć naszej przyjaźni przez coś urojonego. To nie wyjdzie. - pokręcił zrezygnowany głową, czując ból i pustkę wewnątrz siebie, jakby coś rozwalało go od środka. Świadomość, że kochał przyjaciela niszczyła go kawałek po kawałku. Ich przyjaźń była dla niego czymś ważnym, czymś czego nie chciał zniszczyć.

- Urojonego? - czarnowłosy patrzył się na niego z niedowierzaniem. - A to co się zdarzyło przed kilkoma minutami to co? Nic dla Ciebie nie znaczyło? -

- To nie tak...- Tommy zaprzeczył głośno, lecz nie dane mu było skończyć. Adam się dopiero nakręcał.

- A jak? Lubisz bawić się czyimiś uczuciami? Lubisz patrzeć jak się męczą, są niepewni tego, co czują? - Adam chwycił go za przedramiona i zacisnął mocno na nich dłonie. - Lubisz patrzeć jak ja wariuję? Nie wiem jak długo wytrzymam. - przygryzł wargę, patrząc prosto w oczy ukochanego (który jeszcze o tym nie wiedział).

- To nie tak...Ja...- tu Ratliff zamilkł, nagle nie wiedząc co powiedzieć. Jego serce krzyczało 'kocham Cię', ale rozum skutecznie to blokował przed ujawnieniem. Nie potrafił przebić się przez mur strachu i niepewności przed przyszłością.

- To już nie jest śmieszne ani zabawne. Lubię wyzwania, ale nie takie, w których nie mam szans i ktoś się bawi moimi uczuciami. Dajmy sobie z tym spokój. - Adam uśmiechnął się smutno, opuszczając pomieszczenie, aby zabrać kurtkę i najpotrzebniejsze rzeczy. Tommy został sam.

Po raz kolejny.

I to na własne życzenie.

Adam go zostawił.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro