Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 22

Kilka godzin później cały zespół wkładał walizki, szykując się do wyjazdu do Norwegii. Sasha wraz z Brooke i Camilą szeptały o czymś między sobą, szturchając się co jakiś czas. Można było jedynie przypuszczać o czym rozmawiały. Stojący nieopodal Monte stał z kanapką w dłoni, przyglądając się ostatnim przygotowaniom do podróży. Wolno przeżuwał najwyraźniej nad czymś myśląc. Jedynie Terrance i Taylor nie poddali się ponuremu nastrojowi, wygłupiając się i trącając łokciami, gdy zobaczyli coś śmiesznego według ich wyobrażeń. Chichot i śmiech dziwnie kontrastował z grobowym humorem Adama, który co jakiś czas rzucał mroczne spojrzenia w kierunku Tommy'ego i Sauliego, którzy stali bardzo blisko siebie, niemal stykali się dłońmi, lecz nic nie mówili, tylko wpatrywali się w autobus, który wywiezie blondyna na drugi koniec Skandynawii. Lambert nigdy nie stosował przemocy, gdy ta nie była konieczna, lecz teraz poczuł niemożną chęć do rzucenia się na Fina i obicia jego ślicznej twarzy. Wystarczyło za to, że stał za blisko JEGO Tommy'ego, który najwyraźniej unikał spojrzeń wokalisty. Zimny wiatr spowodował u niego urocze lekko czerwone rumieńce, które odcinały się kontrastem od bieli cery Ratliffa. Ten doskonale zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany i nie ośmielił się spojrzeć w oczy Adama. Zwłaszcza po ostatniej nocy, która mogła doprowadzić do czegoś, co mogli żałować dnia następnego. Nic sobie nie zadeklarowali, byli wolnymi ludźmi. Ale z drugiej strony mocno czuł, że w ten sposób coś przyjacielowi obiecał. Mimo, że nic nie powiedział. Same czyny popchnęły go do takiego stanu w jakim się obecnie znajdował. Nikogo za to nie winił. To była wyłącznie jego wina. To on sam wyszedł z inicjatywą i to jego porwał wir uczuć, którym najwidoczniej nie umiał sprostać. Jeszcze.

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. - mruknął Sauli, patrząc prosto na niego z nieznacznie zmarszczonymi brwiami. Pustka, która ogarniała jego serce powoli pochłaniała go i popychała w kierunku tęsknoty. Nie chciał się z nim rozstawać.

- Mam kontrakt podpisany na całą trasę. Nie mogę tak sobie odejść. Postaram się jak najszybciej wrócić. Może nawet w grudniu, po skończeniu trasy. - odpowiedział Tommy, patrząc jak ostatnia walizka ląduje w luku bagażowym. Przyszedł czas na rozstanie. Nie lubił zbyt długich i wylewnych pożegnań, ale dla Sauliego zrobił wyjątek. Objął go i szepnął do ucha: - Nie wyjeżdżam na koniec świata. Zobaczymy się i skopię Ci dupsko, Koskinen. - po tych słowach uśmiech zagościł na twarzach obu mężczyzn, którzy wpatrywali się w siebie jak dwójka wariatów wypuszczonych z psychiatryka.

- Może starczy tych czułości? Musimy już jechać. - wtrącił się oschle Adam, patrząc na dwóch mężczyzn spod przymrużonych powiek. Zazdrość i złość trawiły go od środka niczym ogień, nie mógł i nie chciał nad tym zapanować. One zawładnęły nim całkowicie, oślepiając go. Widział tylko Tommy'ego i zalecającego się do niego blondaska, którego chciał odsunąć od JEGO gitarzysty. Ratliff natychmiast odskoczył od Fina z większymi rumieńcami, tym razem z zażenowania. Podał jeszcze rękę kumplowi, po czym minąwszy złego i najwyraźniej nie w sosie Adama, zniknął we wnętrzu autobusu. Na razie nie chciał mieć z nim do czynienia. Wściekły i zły wokalista zawsze go przerażał i wolał schodzić mu wtedy z drogi. Rzadko się to na szczęście zdarzało. Po odejściu Tommy'ego, Adam podszedł do Fina i zagroził mu:

- Jeszcze raz się do niego zbliżysz, a z bliska poznasz jak wygląda moja pięść. - Lambert odwrócił się na pięcie i odszedł, szykując się do starcia z blondynem. Tak dłużej nie mogło być. Wystarczająco go drażnił na scenie, nie potrzebował takich wrażeń na codzień. A ten jakby specjalnie mu ich dostarczał, sprawiając, że gotowała się w nim krew, a ciśnienie rosło. Nie obejrzał się za siebie, wiedział, że Sauli stoi jak słup soli z wybałuszonymi oczami. Nigdy, przenigdy nikomu nie groził. Wręcz przeciwnie. Brzydził się tym. Dlaczego teraz to zrobił? Nie wiedział. Zmienił się nieodwracalnie w pewien sposób i nie potrafił tego zatrzymać. Do czego mógł być jeszcze zdolny w imię miłości? Do zabicia człowieka?

- Thomas! Jeszcze nie skończyliśmy! - zawołał za Tommym, udając się na tyły autobusu, gdzie znajdowała się jego prywatna sypialnia. Blondyn udał, że go ignoruje, sadowiąc się na łóżku wokalisty. - I co ty właściwie robisz na moim łóżku? -

- To, co widzisz. Zamierzam się zdrzemnąć. - tu gitarzysta ostentacyjnie ziewnął, przeciągając się jak kot na posłaniu. Świadomie drażnił przyjaciela, będąc ciekawym jego reakcji.

- Musimy porozmawiać. Nie pozwolę, aby ten cały Sauli się do Ciebie zbliżał. - burknął Adam, mając świadomość, że zachowuje się dziecinnie. Tommy jedynie wywrócił oczami.

- Jest moim przyjacielem. Poza tym, on już tak ma, że przytula kogo popadnie. - odpowiedział, poprawiając poduszkę pod głową.

- Kogo popadnie? Nie lubię, gdy to z Tobą robi. - Adam przysiadł na łóżku, zabawnie marszcząc brwi. Ratliff podniósł się do pozycji siedzącej.

- Mówisz to, jakbym zrobił coś strasznego. Nie rozumiem tej Twojej zazdrości. Jesteś moim kumplem, moim szefem. Ja...nie powinienem Cię wtedy całować. Namieszałem Ci zapewne w głowie. Przepraszam. - blondyn ześlizgnął się z łóżka, chcąc udać się do saloniku, w którym siedziała reszta zespołu, lecz Adam mu to uniemożliwił, blokując przejście. - Nigdzie nie pójdziesz, póki nie wyjaśnimy sobie co się między nami dzieje. Bo to, co się dzieje nie jest normalne. - z każdym słowem wokalista popychał blondyna w kierunku łóżka, w rezultacie powodując, że Tommy upadł na miękkie posłanie wciąż się na niego patrząc niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Nie do końca wiedział, co jego Babyboy dla niego planuje, więc postanowił czekać.

- Nie jest normalne? - zapytał piskliwym głosem blondyn, podciągając się na łokciach, nie odrywając wzroku od czającego się na niego Lamberta. Dzikość w jego ruchach była widoczna dla Ratliffa, któremu serce przyspieszyło bicie. Wokalista oblizał wysuszone wargi, obserwując gitarzystę.

- Nie, nie jest normalne. Bo którzy przyjaciele całowaliby się przy byle okazji? - odpowiedział pozornie łagodnym tonem Adam, zakładając dłonie na torsie. Wewnątrz jego samego trwała walka między rozsądnością, a totalnym szaleństwem.

- A kto powiedział, że jesteśmy normalni? Jesteśmy totalnie popieprzeni. - Tommy usiadł po turecku na łóżku, wciąż nie odrywając wzroku od czekającego na coś Adama. Ten przysiadł koło niego i z pewnym wahaniem dotknął jego policzka. Gitarzysta momentalnie wtulił polik w zagłębienie dłoni wokalisty i pozwolił, aby ten delikatnie go głaskał.

- Tak, jesteśmy. - odparł cicho Lambert, zbliżając twarz do twarzy Tommy'ego. Ten uchylił powieki, ukazując niesamowicie czekoladowe tęczówki, które zalśniły pod wpływem ledwo tłumionych emocji. Z bliska mógł się przyjrzeć usianej piegami twarzy przyjaciela, lecz to jego oczy, jego błękitno-szare niczym wzburzony ocean tuż przed burzą oczy przykuwały uwagę. Nie było w nich nic nieszczerego. Cały Adam. Szczery do bólu, pogodny, a przy okazji zarażający optymizmem i entuzjazmem. Blondyn przełknął głośno ślinę, przekrzywiając głowę. Spod przymrużonych powiek dostrzegł, że Adam bacznie mu się przygląda, a wyraz spojrzenia zmienił się na łagodniejszy.

- Zrobisz to w końcu w tym stuleciu czy nie? - wymamrotał, lekko zniecierpliwiony opieszałością przyjaciela. Kąciki ust Adama wygięły się do góry, słysząc marudzenie gitarzysty.

- Kicia się niecierpliwi? Możemy to naprawić. - tu uśmiechnął się zawadacko, po czym złączył własne wargi z Ratliffa. Powoli zaczął wpijać się w nie jak pijawka, badając reakcje Tommy'ego. Ten nie pozostał mu dłużny. Z początku łagodnie i delikatnie, z czasem coraz bardziej odważniej spijając każdy pocałunek z ust ukochanego. Nie chciał tracić ani jednej chwili i zbliżył się jeszcze bardziej, przylegając ciałem do Adama.

- Tak bardzo pragnę pokazać Ci jak zależy mi na Tobie, ale muszę się powstrzymywać. - wyszeptał wokalista, całując policzki, nos i czoło przyjaciela. Ten jedynie rozchylił wargi, chłonąc każde słowo niczym gąbka.

- Dlaczego? Liczy się tu i teraz. Jestem cały Twój. - i zanim zdołał powstrzymać się, słowa wypłynęły z ust niczym strumień czystej wody. Źrenice w oczach Adama rozszerzyły, a on sam wpatrywał się w siedzącego przed nim Ratliffa jak w ósmy cud świata. Lecz chwilę później naszły go wątpliwości.

- Naprawdę chcesz tego? Nie chcę Cię do niczego zmuszać...- tu został uciszony przez szczupły palec Tommy'ego, który uśmiechnął się łagodnie, a oczy błyszczały z ledwo tłumionych emocji.

- Musisz tyle gadać? - zachichotał cicho, głaszcząc Adama po policzku, który wydał mu się gładki niczym jedwab. Wokalista przyłączył się do niego, chichocząc niczym zakochana nastolatka. Blondyn zawsze wprowadzał go w dobry nastrój bez względu na okoliczności. A teraz byli sami. Przynajmniej w tym pomieszczeniu.

- Przepraszam. - gdy skończył się chichotać, przygryzł wargę nie wiedząc co powiedzieć. Zapadło milczenie. Nie takie z rodzaju niespokojnych czy zwiastujących ciszę przed burzą, ale spokojną, bez niedomówień czy niewypowiedzianych słów.

- Chodź, kładź się. Zdrzemniemy się choć na chwilę. - mruknął Tommy, opadając na posłanie. Włosy nieco mu się roztrzepały, ale nie przejmował się tym. Adam ostrożnie ułożył się obok blondyna, nie stykając się z nim ani na centymetr. Ułożył dłonie pod głowę i patrzył się na przyjaciela lekko nie dowierzając. Jak to możliwe, że ich stosunki aż tak się zmieniły w ciągu kilku dni? Tommy stał się centrum jego własnego wszechświata. Od początku widział się jako jego przyjaciel, a teraz stała się możliwość, aby tą znajomość podnieść o poziom wyżej. A co jeśli im się nie uda? Przecież to może zniszczyć ich przyjaźń i nic nie będzie już takie same.

- Nie myśl tyle, bo zmarszczek sobie narobisz. Śpij już. - ofuknął go lekko śpiącym głosem Ratliff, popychając go na plecy, a po chwili wygodnie się na nim układając. Z ust wydobył się cichy mruk. - Możesz coś mi zaśpiewać skoro już tu jesteś. - po tych słowach Lambert zaśmiał się cicho, mierzwiąc mu włosy.

- No dobrze. - odparł, głaszcząc go po włosach. - Cokolwiek sobie życzysz. - po tych słowach zaczął cicho śpiewać:

Too hot to handle

Too hard to lose

Fallin' in love with you

is a perfect excuse

I z tymi słowami Tommy powoli udał się w ramiona Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro