Chapter 21
Tommy, po wyjściu z hotelu rzucił się biegiem prosto przed siebie. Jak najdalej od Adama, jak najdalej od jego uczuć, które plątały mu się i sprawiały, że czuł jak panika zaczyna ściskać mu gardło. Nie to powinien czuć do własnego przyjaciela. Nie zauroczenie, nie miłość....
Miłość?
Blondyn zatrzymał się gwałtownie kilka przecznic dalej, ponownie zamyślając się. To szybsze bicie serca, to pożądanie, gdy się tylko całowali, smutek, gdy Adam znikał mu z horyzontu czy to poczucie bezpieczeństwa, gdy się przytulali. Tyle emocji w stosunku co do jednej osoby. Pokręcił głową, cicho przeklinając. Wbił dłonie w kieszenie spodni, idąc już spokojniejszym krokiem w stronę hotelu, w którym zatrzymał się Sauli. Musiał przemyśleć parę spraw. Może Fin pomoże mu spojrzeć na to z innej strony. Wyciągnął komórkę i wystukał lakoniczną wiadomość:
Do: Koskinen
Spotkajmy się pod Twoim hotelem.
Nie dbał o to, że jest bardzo wczesna pora. Musiał z kimś pogadać. I po raz pierwszy to nie był Adam. Jego podświadomość i wyrzuty sumienia kłuły go od środka, lecz on starał się je zwalczać. Nie powinien teraz o nim myśleć. To za dużo. Myśl o czarnowłosym sprawiała mu tylko ból. Bolało go to, że zawiódł Adama. Na prawie wszystkich płaszczyznach. Jako przyjaciel, jako członek zespołu. Ból psychiczny był o wiele gorszy od fizycznego. Fizyczny można było uśmierzyć, a psychiczny zostawał na całe życie mniej lub bardziej dając się we znaki. Gdy tak rozmyślał, dotarła do niego wiadomość:
Od: Koskinen
Ok. :)
Ta emotka sprawiła, że wywrócił oczami, uśmiechając się nieznacznie. Sauli nieświadomie poprawiał mu humor. Nigdy się nie gniewał, nie chował urazy. Pozytywną osobowością i optymizmem zarażał wszystkich wokół siebie. I za to go cenił i lubił. Był jednym z nielicznych ludzi, którym pozwalał się zbliżyć do siebie. Schował komórkę do kieszeni spodni, wolnym krokiem kierując się w stronę hotelu. To, co zaszło między nim, a Adamem uświadomiło mu, że łączą go silne uczucia z osobą przystojnego wokalisty.
Zaraz...przystojnego?
Zamknął oczy, koncentrując się na oddychaniu. Serce biło miarowo, odprowadzając krew do pozostałych części jego ciała. A właśnie ten organ sprawiał, że oszalał, zadurzając się w najlepszym przyjacielu. To nie tak miało być. Nie, nie, nie! Gwałtownie potrząsnął głową, ignorując spojrzenia przechodniów. Czasami mówił sam do siebie, rozbawiając tym Adama.
Adam.
To imię zmieniło wszystko w jego życiu. Na lepsze, oczywiście. Dzięki niemu poznał wielu wspaniałych ludzi, robił to co kochał, jeździł po świecie z koncertami i czuł się wolny. We wszelkich aspektach życia. I dzięki niemu znów spotkał się z Saulim. Był mu wdzięczny za dobro, które go spotkało. Powoli tracił nadzieję, że kiedykolwiek może być szczęśliwy.
- Tommy! - głośny okrzyk przykuł jego uwagę, odpędzając myśli na dalszy plan. Ku niemu raźnym krokiem zmierzał Sauli z szerokim uśmiechem na twarzy jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Ratliff automatycznie odwzajemnił gest, czekając aż podejdzie bliżej. Gdy to już się stało, spuścił głowę. Jak do cholery miał rozpocząć tą rozmowę? - To o czym chciałeś pogadać? Coś się stało? - blondyn zmusił gitarzystę do spojrzenia mu prosto w oczy. Nie gniewał się na niego. Bo za co? To on stracił nad sobą kontrolę i dał się ponieść czarowi chwili. Tommy był tylko ofiarą jego marnych zalotów.
- Mniej więcej. - odpowiedział cicho blondyn, bawiąc się palcami. Zawsze tak robił, gdy czuł się niezręcznie lub niekomfortowo.
- A dokładniej? - Sauli ujął go pod ramię i pociągnął dalej przez ulicę. Musiał pozwolić wygadać się Tommy'emu, któremu coś leżało na sercu.
- Adam mnie pocałował. - wydusił z siebie w końcu, patrząc twardo prosto przed siebie. Nie chciał okazać słabości ani łez, że ta sytuacja, ten uczuciowy roller-coaster zaczyna go przerastać. Koskinen nie odezwał się, słysząc tą rewelację, która wbiła tysiące szpilek w jego serce. Musiał przyznać, że to go zabolało.
- A ty to odwzajemniłeś? -
- A co miałem zrobić? Odepchnąć go? To było ponad moje siły. Jakbym znalazł się pod jego czarem. Nie umiem mu odmówić. Jak jestem sam, postanawiam sobie: 'Tommy, następnym razem postawisz mu się. Umiesz to.', a jak dochodzi co do czego to....mięknę. Sam nie wiem. Mam wrażenie, że on ma nademną władzę. Nie ma o tym pojęcia, oczywiście, lecz ja to tak odczuwam. Zrobiłbym dla niego wszystko. Dosłownie. Ale nie wiem czy dla niego jestem tak ważny, czy tylko kolejną zabawką. Zależy mi na nim. Cholernie. - pierwsze łzy pojawiły się w oczach Tommy'ego, który nie potrafił ich powstrzymać. Tamy puściły i słony strumyk łez spłynął mu po policzkach.
- Hej, hej, hej. Thomas, nie płacz. Cholera. - Sauli zatrzymał się i przytulił do siebie, pozwalając, aby mężczyzna się wypłakał. Mimo, że stali na ulicy, na której zaczynało pojawiać się coraz więcej ludzi. Tommy objął go w pasie, cicho siorbiąc nosem. Nie było to w jego intencji rozklejać się w miejscu publicznym, ale to już go przerosło. Te nieoczekiwanie silne uczucia w stosunku do Adama uderzyły w niego, gdy ten najmniej się tego spodziewał.
- Prze-przepraszam. - wyjąkał Tommy, odsuwając się od Fina, który obdarzył go zmartwionym spojrzeniem. Ten niewydarzony wokalista nie wiedział co robi z jego najlepszym przyjacielem. Musiał zainterweniować. Lambert robił z niego znerwicowaną, niepewną siebie kulkę, którą w każdej chwili mógł wyrzucić. Po jego trupie.
- Nie masz za co przepraszać. To raczej ten...Lambert powinien przepraszać za to, co z Tobą robi. Przypominasz cień dawnego siebie. Nie podoba mi się to. - wyrzucił z siebie ostro Koskinen, kładąc mu dłonie na ramionach. Nikt nie będzie ranił Tommy'ego. Kąciki ust gitarzysty powędrowały w dół.
- Nie mów tak o Adamie! On robi to nieświadomie! On nie wie, że...- tu głos mu się załamał, więc schował twarz w dłoniach, nie mogąc znieść tego, że prawdopodobnie dla Adama jest jedynie rozrywką na czas trasy koncertowej.
- On nie wie, że co? Że sprawił, że zadurzyłeś się w nim na amen? Przyznaj się, że to co czujesz to coś więcej niż zwykłe zadurzenie. - sapnął Sauli, mrużąc niebezpiecznie swoje błękitne oczy. Ratliff milczał. Same jego uczucia stanowiły dla niego zagadkę. - Tak myślałem. Ty go kochasz. -
Kochał go?
~~
Pozostawiony sam sobie Adam siedział w kompletnym szoku, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął Tommy.
- Co zrobiłem źle? - westchnął, opadając bezwładnie na poduszki. Sytuacja z Tommy coraz bardziej go trapiła i zajmowała myśli. Przejechał dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Musiał odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: Co czuł do Tommy'ego? Bo to zdecydownie przekraczało ramy ich dotychczasowej przyjaźni. Dotąd obowiązywał zakaz związków w zespole. A czy on by pokusił się o złamanie tej zasady?
Tommy.
Dla niego byłby w stanie nawet góry przenieść byleby tylko był szczęśliwy. Chciał patrzeć jak się śmieje, jak jego oczy w kolorze czekolady rozjaśniają się pod wpływem pozytywnych emocji, jak przytula się do niego, jak zręcznie gra na gitarze, jak wydyma wargi w chwilach zamyślenia i skupienia, gdy czyta nuty. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Adam lubił się na niego patrzeć, gdy ten tego nie widział. Wokalista wiedział, że gdy Tommy kłamał, zawsze wyginał dłonie pod nienaturalnym kątem lub gdy był zmieszany to drapał się w potylicę, spuszczając wzrok. Niby małe, banalne rzeczy, lecz dla czarnowłosego stanowiły ważne szczegóły. Wszystko dotyczące Tommy'ego go obchodziło. Czyżby zauroczenie tak go zaślepiło, że nie widział nic poza blondwłosym gitarzystą? To nie tak, że pozwoliłby mu na wszystko. Co to, to nie. Ochroniłby go przed całym złem, lecz nie był w stanie być z nim 24/7, choćby tego chciał. A chciał. Pragnął przebywać tuż obok niego, mieć go w swoich ramionach, tulić go bez końca, całować, patrzeć jak zasypia i budzić się u jego boku, trzymać za rękę, chodzić na randki. Po prostu: uszczęśliwiać go. Tylko jak to zrobić, gdy ten cały czas wymykał mu się z rąk? Może wstydził się swojego wyznania, że pociągają go faceci? Musiał poznać odpowiedź na to pytanie i nigdy więcej nie pozwoli, aby Tommy wyślizgnął mu się. Za bardzo zależało mu na tej znajomości.
- Nie uciekniesz przede mną, Tommy Joe. - mruknął do siebie, zwracając twarz ku oknu, zza którego dochodziły go gwar i śmiechy. Nastał nowy dzień i trzeba było się zbierać. Po leniwym i zaskakującym rozpoczęciu dnia, Adam zsunął się z łóżka i skierował się w stronę łazienki, aby wziąć prysznic i jako tako się ogarnąć przed podróżą do Norwegii. Wybrał ubrania z walizki i poczłapał się do łazienki. Ściągnął koszulkę i bokserki, po czym nagi wskoczył pod prysznic. Gorąca woda rozluźniała jego napięte mięśnie i koiła nerwy. W tym przypadku też tak było. Myjąc włosy, cicho nucił pod nosem, starając się zagłuszyć swoje myśli dotyczące Tommy'ego oraz nadchodzących koncertów. Stał tak, póki nie poczuł, że woda stała się zimna. Wyszedł, ubrał się i wystylizował włosy, żeby wyglądały jako tako. Zadowolony z efektu, opuścił pomieszczenie. Podszedł do walizy i powrzucał brudne ubrania do środka i zamknął ją z pewnym trudem. To nie była jego wina, że wiecznie brakowało miejsca na ciuchy, których miał bardzo, bardzo dużo. Nie lubił się rozstawać z żadną z nich. Gdy już wszystko upchnął, usiadł na walizie, marszcząc czoło. Gdzie podziewały się jego buty? Zaczął rozglądać się po pokoju, poszukując zgub. Dlaczego zawsze znikały, gdy tylko ich najbardziej potrzebował?
- Boże, gdzie wy jesteście, skarby moje? - mruknął, szukając ich gorączkowo. Gdyby tylko Tommy tu był...on potrafił znajdywać jego rzeczy. Zawsze towarzyszył mu, gdy ten był bardzo rozkojarzony i zapominał, gdzie co jest. Uśmiechnął się do swoich myśli. I wtedy wszystko do niego dotarło. Te uczucia radości, smutku czy tęsknoty świadczyły tylko o jednym. On się...
Zakochał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro