Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 20

Nie wiedząc kiedy ciemna, pełna gwiazd noc ustąpiła porankowi. Słoneczny blask pojawił się na horyzoncie oświetlając dachy budynków uśpionego jeszcze miasta. W jednym z droższych hoteli w Helsinkach, w pokoju numer 303 leżał Adam Lambert, który nie mogąc zasnąć, czuwał nad Tommym, który zasnął w trakcie ich nocnej konwersacji. Blondyn spał snem spokojnym, nie niepokojony przez koszmary. Czarnowłosy mimowolnie gładził palcem odkryte ramię blondyna, rozmyślając o różnych sprawach. W tym i o ewentualnym ujawnieniu się przez Ratliffa. Będzie to dla niego ogromne i niezwykle ważne przeżycie. Nie na codzień się oznajmia publiczności, że jest się gejem/lesbijką. Znał to z własnego doświadczenia. Wciąż czuł te obezwładniające nerwy, gdy oznajmiał dziennikarzowi, że jest osobą homoseksualną. Wywiad wyszedł naturalnie i na luzie, lecz jego żołądek zawiązał się w supeł. Fajnie, że jego fani odebrali to dobrze, choć i nie obyło się bez chamskich i raniących komentarzy. Adam doskonale wiedział, że nie będzie miał samych fanów, ale i antyfanów. Tak działał show biznes - na wozie albo pod wozem. Wszystkich nie dało się zadowolić. Trzeba było się na to uodpornić. Tak rozmyślając, wpatrzył się w uśpioną twarz przyjaciela. Odgarnął z niej blond włosy, uśmiechając się łagodnie. Nawet nie miał pojęcia jak atrakcyjny i przystojny był ten szczupły, drobny blondyn, który stał się mu bliższy niż własny brat, z którym ostatnio drogi się mu rozeszły. Nie miał mu tego za złe, takie były cienie sławy - mniej czasu dla własnej rodziny, aby kariera jako tako się toczyła. Potrzebował więcej czasu, aby to rozgryźć, a potem może i trochę odpocznie w gronie najbliższych. Adam przeciągnął się, odrywając się od Tommy'ego i spojrzał na stojących na stoliczku nocnym zegarek. 6:03.

- Tak wcześnie? - mruknął do siebie, ponownie opadając na miękkie poduszki. Nic nie mogło zakłócić mu spokoju. Za niedługo trzeba było się pakować i ruszać dalej w drogę. Następnym przystankiem, ostatnim w Skandynawii było norweskie Oslo. Ale teraz pozwoli się Tommy'emu wyspać. Ostatnio wyglądał jak siedem nieszczęść. Może powinien dać mu odpocząć? Może powinien wrócić do Stanów, aby odsapnąć? Z milionami pytań w głowie, obserwował jak za oknem wstaje dzień, a ulice Helsinek budzą się do życia. Lubił to miasto. Nie raziło aż taką żywotnością jak niektóre miasta w Stanach. Nie żeby narzekał. Lubił intensywność, lecz czasami przychodziła ochota na wyciszenie się. Taka jak teraz. Tylko on, łóżko, Tommy i święty spokój. To wszystko na co miał teraz ochotę. A takich chwil było wyjątkowo mało. Ale nie marudził. Cieszył się tym, co miał. Spełniał marzenia. Rzucił aktorstwo, aby zostać gwiazdą. Rodzice go wspierali, grono fanów stale się powiększało. Czego chcieć więcej?

- Adam? Nie śpisz? - z boku rozległ się zaspany głos Tommy'ego, który powoli się budził. Wokalista zerknął na niego i omal nie wydał z siebie jęku. Blondyn wyglądał tak uroczo cały rozespany, z sennymi oczami oraz bałaganem na głowie. Zupełnie jak mała bezbronna kicia.

- Obudziłem się wcześnie i nie mogłem zasnąć. - odpowiedział, układając się przodem do blondyna, nie stykając się ani jednym centymetrem ciała. Ułożył dłonie pod poduszkę i patrzył się wprost na przyjaciela, który położył się w tej samej pozycji. Przez chwilę obserwowali siebie nawzajem, rozkoszując się upajającą ciszą.

- Dlatego postanowiłeś się na mnie pogapić? To jest trochę straszne. - mruknął blondyn, ziewając. Nie ukrywał, że chciałby jeszcze pospać. Choćby godzinkę.

- Nie straszne, tylko romantyczne. - skomentował Adam, któremu szeroki uśmiech nie schodził z twarzy. Tommy potrafił być czasami straszną marudą.

- Romantyczne? Proszę Cię. Tylko psychopata potrafi się tak gapić. - Tommy przewrócił się na plecy, a wzrok utkwił w suficie. Lambert prychnął.

- Za grosz romantyczności w Tobie nie ma. Nie umiesz się wczuć. -

- A ty za to romantyczności masz za dwóch. Wystarczy na nas oboje. - zaśmiał się chrapliwie, odgarniając grzywkę z twarzy. Czuł się wyjątkowo rozleniwiony, leżąc w ciepłym łóżku z Adamem. Nie chciał się stąd ruszać. Wokalista zaśmiał się razem z nim, czując się wyjątkowo spokojny i zrelaksowany. Niedawne napięcia odeszły w niepamięć. Teraz trzeba było patrzeć w przyszłość z optymizmem.

- Może i masz rację. Któryś z nas musi być romantyczny. - Lambert zbliżył się do niego i ułożył głowę tuż obok ramienia gitarzysty.

- Och, zamknij się już. Cały czas gadasz i gadasz. - burknął Tommy, oczywiście w żartobliwym tonie. Lubił głos przyjaciela. Był wyjątkowo ciepły, od razu mężczyzna wzbudzał zaufanie. I dodatkowo wypływał z niego niesamowity talent.

- Co mi zrobisz jak nie przestanę? - zaczął się z nim droczyć, obejmując go w pasie. Tommy westchnął cicho. Adam potrafił być straszną przylepą. Przytulał się lub całował przy byle okazji. Taki już jego urok.

- Zabiję. - odpowiedział, udając powagę Ratliff, w środku dusząc się ze śmiechu. Jedną z zalet bycia blisko Adama to to, że wokalista dawał się łatwo wkręcać w różne rzeczy. Często więc padał ofiarą żartów Tommy'ego i Terrance'a, którzy wiedzieli jak go wmiksować w żenujące sytuacje.

- Zabijesz? - spytał, zbity z tropu, podnosząc się na łokciu.

- Z zimną krwią. - kiwnął głową Tommy, obracając głowę ku Adamowi. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy w milczeniu, po czym Ratliff nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem. Śmiał się tak bardzo, że łzy zaczęły cieknąć mu po policzkach. Mina Adama - bezcenna. To zagubienie i przerażenie w oczach. Wokalista zmrużył niebezpiecznie oczy, patrząc na zwijającego się ze śmiechu gitarzystę.

- Ty mały przebrzydły...-

- Jak mnie nazwałeś?! - Tommy oburzył się, słysząc słowo 'mały'. Od zawsze miał kompleksy na punkcie własnego wzrostu i dlatego wciąż ubierał creepersy. Lepiej było go nie drażnić. - Pożałujesz tego! - po tych słowach rzucił się całym ciałem na Adama i zaczął okładać go pięściami oraz leżącą w pobliżu poduszką. Wokalista początkowo zaskoczony, pozwalał się okładać, lecz gdy dotarł do niego ten fakt, że właśnie jest bity przez swojego gitarzystę, wziął odwet i chwycił go za nadgarstki. W mgnieniu oka zmienił pozycję i przyszpilił blondyna do materaca, kładąc jego dłonie nad głową.

- I co teraz, MAŁY cwaniaku? Będziesz dalej fikał? - na ustach Adama pojawił się uśmiech satysfakcji, widząc jak Tommy wije się pod nim usiłując uwolnić się od ciężaru mężczyzny. Niestety, skazany był na porażkę. On - szczupły, z niewielką ilością mięśni kontra dobrze zbudowany i wysoki wokalista. Nie miał najmniejszych szans. Mógł jedynie bezsilnie szamotać się i mruczeć przekleństwa.

- Przestań. Złaź ze mnie. - jęknął Ratliff, udając, że brakuje mu tchu. Adam nie należał do najlżejszych, ale bardzo ciężki też nie był. - A czemuż to? Wygodnie mi tu. - wokalista nie zamierzał z niego schodzić, a wręcz przeciwnie. Rozłożył się bardziej, kręcąc się, by znaleźć wygodną pozycję. Towarzyszyły temu pomruki z pozoru niezadowolonego Tommy'ego. Kto byłby niezadowolony, gdyby leżał na nim sam Adam Lambert? Wystające włosy z czupryny przyjaciela podrażniły nos blondyna, który ledwo się powstrzymał od kichnięcia.

- Nie za wygodnie Ci? - spytał, po chwili milczenia, przerywanego od czasu do czasu przymilnym mruczeniem obydwóch mężczyzn.

- Hmmm...niech pomyślę. - na czole Adama pojawiła się pionowa zmarszczka na znak, że myśli. A raczej udawał. - Nie. - po tym stwierdzeniu, twarz piosenkarza rozświetlił szeroki uśmiech pełen satysfakcji.

- Ugh. - Tommy w końcu się poddał i objął ramionami wokalistę, który wtulił się w niego jeszcze bardziej (o ile było to możliwe). Byli sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Ostatnie nieporozumienia tylko to potwierdziły. Żaden z nich nie potrafił ułożyć sobie życia bez tego drugiego. Przyjaźń, wzajemne zrozumienie i to "coś" czyniło z tych dwójki niezniszczalne duo, które zdawało się przetrwać wszystko.

- Nie mam ochoty wstawać. Ani stąd wyjeżdżać. Jestem taaaki zmęczony. - ziewnął Adam, obejmując Tommy'ego w pasie. Blondyn uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc go po ramieniu. On również nie chciał stąd wyjeżdżać. Błogie lenistwo i poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że zapomniał o całym Bożym świecie. Liczyła się tylko ta chwila spędzana z przyjacielem. Przesunął dłoń na włosy Lamberta i zaczął je delikatnie głaskać, co zostało nagrodzone cichym westchnięciem.

- Ale musimy, wiesz? Trasa kończy się za półtora miesiąca i wtedy sobie odpoczniesz. Niedługo Święta. Pomyśl, znów zobaczysz swoją rodzinę. Napewno się za Tobą stęsknili. - kusił go Tommy, jednocześnie starając się nie myśleć o tym, że znów Święta spędzi sam. Nie zamierzał wracać do domu rodzinnego, w którym mieszkali jego rodzice. Wciąż przeżywali śmierć córki, a siostry chłopaka. Nie chciał znów patrzeć na ich ponure twarze. Czuć tej przesyconej żałobą i żalem atmosfery. To było ponad jego siły. Przed oczami stanęli mu oboje rodziców stojących nad grobem własnego dziecka. Matka cicho łkała wtulona w ojca, który podtrzymywał ją, przybierając sztywno wyprostowaną pozycję. Nigdy nie okazywał słabości ani uczuć, bo uważał, że to niegodne mężczyzny. Dlatego tak szybko Tommy wyniósł się z domu, szukając własnej drogi w życiu.

- Tommy? Kiciu, co się dzieje? - Ratliff nawet nie zauważył jak Adam zmienił pozycję, uważnie się mu przypatrując. Ani to, że łzy ciekły mu po policzkach. Otarł je szybko wierzchem dłoni. - Nic się nie dzieje. Po prostu przeszłość wróciła. -

- Przeszłość wróciła? Co masz na myśli? - Lambert zmarszczył brwi, martwiąc się o niego jeszcze bardziej. Blondyn nigdy przy nim nie płakał, co najwyżej zamykał się w sobie i nie miał ochoty na rozmowę z nikim. Brzdąkał tylko na gitarze, zamyślony.

- Nic, nic. Przepraszam. - Tommy zepchnął go delikatnie z siebie, podnosząc się do pozycji siedzącej. - I tak już długo się tu zasiedziałem. - powiedział, wstając z łóżka, unikając jego wzroku. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy po tym, jak się rozpłakał, jak okazał się słaby. Totalny emocjonalny roller-coaster. - Do zobaczenia później. - i zanim Adam zdołał cokolwiek zrobić, Tommy zniknął.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro