Chapter 18
Pozostało kilka minut do rozpoczęcia koncertu, a Tommy'ego w dalszym ciągu nie było. Nie odpowiedział na SMS-a, który wysłał mu przed 10 minutami. Siedząc w swojej garderobie, wystukując nerwowy rytm palcami o wierzch stolika od toaletki, Adam oczekiwał z narastającą niecierpliwością i złością, aż gitarzysta i jego najlepszy dotąd przyjaciel nadejdzie. Na koncert nigdy się nie spóźniał, wiedział gdzie jego miejsce i jak ważna jest punktualność dla niego. Ale teraz wszystko się zmieniło. Dosłownie. Siedząc już w scenicznym stroju, wystylizowanych włosach i mocnym makijażu rozmyślał o dalszej przyszłości. Powoli kompletował piosenki na swój następny album, z którego nie chciał wykluczać Tommy'ego. Chciał, żeby stał się częścią jego kolejnego, drugiego "dziecka", jak określał swoje płyty. Z oddali słyszał znajomy odgłos stojących przy scenie fanów, którzy zaczęli wykrzykiwać jego imię. Mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Oddanie jego fanów, pieszczotliwie nazywanych Glamberts, przyprawiało go o szczere, głębokie wzruszenie. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że zdobędzie takie grono lubiących i ceniących jego muzykę ludzi. Jego rozmyślania przerwało wejście, a raczej wtargnięcie zdyszanego gitarzysty. Jego włosy stały we wszystkich kierunkach świata, najwidoczniej rozwiane przez wiatr w biegu. Drobny blondyn usiłował złapać oddech, opierając dłonie o swoje uda. Adam wstał i stanął tuż przed nim.
- Gdzie ty do cholery byłeś?! Masz świadomość, że przez Ciebie koncert się opóźnia?! - podniósł głos, zaciskając dłonie w pięści. Zachowanie Tommy'ego momentami doprowadzało go do szału. Przy nim przechodził istną huśtawkę emocjonalną. Zazwyczaj opanowany i uśmiechnięty, teraz znerwicowany, zmęczony i doprowadzony do granic możliwości wokalista miał ochotę wyć, krzyczeć i rzucać przedmiotami. Ale zależało mu na nim. Nieważne jaki Tommy był.
- Przepraszam. Straciłem poczucie czasu...- Tommy zaczął się gorączkowo tłumaczyć, kuląc się w sobie. Zły Adam zawsze go przerażał. Rzadko oglądał go w takim stanie i dlatego się tak czuł.
- Nie obchodzą mnie Twoje głupie tłumaczenia! Masz być dyspozycyjny! Czy ty wiesz co to oznacza?! - huknął na niego Lambert, czując jak wściekłość buzuje w nim, chcąc znaleźć ujście, by wybuchnąć.
- Nie musisz na mnie krzyczeć! Dobrze wiem, że zawaliłem! Nie musisz mi tego uświadamiać! - Ratliffowi udzieliło się zdenerwowanie przyjaciela i również podniósł głos. W oczach blondyna zalśnił gniew. Nigdy nie krzyczeli na siebie, co najwyżej któryś z nich podnosił głos, a drugi starał się załagodzić sytuację i znaleźć rozwiązanie.
- Hej! Może tak zamiast kłócić się, pospieszycie się, co? Fani czekają. - w drzwiach pojawiła się głowa Montego, który słysząc krzyki dobiegające z garderoby Adama, postanowił zainterweniować.
- I tak miałem zamiar już wychodzić. - mruknął Tommy, wychodząc w pośpiechu z garderoby Adama, brutalnie szturchając ramieniem starszego gitarzystę. Ani razu nie spojrzał w stronę przyjaciela. Po jego odejściu Pittman zerknął na młodszego, ale nie mniej utalentowanego Lamberta. Wyglądał na zdruzgotanego i wściekłego jednocześnie.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Tak, tak. Wychodzimy. Nie chcę o tym myśleć. - Adam zmarszczył brwi, po czym opuścił pomieszczenie, kierując się w stronę sceny i oczekujących go fanów. Kłótnia z Tommym zabolała go i zraniła. Nie wiedział, czy ich stosunki wrócą do pierwotnego stanu. Dlaczego wszystko musiało się pieprzyć akurat teraz?
~~
Koncert przebiegł według planu - czyli pomyślnie. Żaden fan nie dostrzegł napięcia między Adamem, a Tommym, którzy zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Gitarzysta przybierał wymuszony uśmiech, a wokalista adorował go przy byle okazji. Nie chcieli, aby ich kłótnia wyszła na jaw i stała się pożywką dla wszędobylskich mediów. Adam zrezygnował z pomysłu zaskoczenia przyjaciela. I tak by nic z tego nie wyszło. Po ostatniej piosence, jaką okazała się "Mad World" Adam zbiegł ze sceny spocony, zmęczony, acz bardzo zadowolony. Kolejny koncert z trasy Glam Nation Tour okazał się satysfakcjonujący. Cała ekipa przybijała sobie piątki, krzycząc coś radośnie. Energia, która im się udzieliła teraz przybrała na sile.
- Chodźmy do jakiegoś baru, zabawmy się! - rzuciła pomysł Sasha, najbardziej zabawowa dziewczyna w zespole. Kilka osób kiwnęło głowami na znak, że się zgadzają. Jedynie Tommy przemknął się pomiędzy nimi, znikając za zakrętem jednego z korytarzy. Nie umknęło to uwadze Adama, który po wymienieniu się kilkoma uwagami z Terrancem i Monte, udał się w ślad za blondynem. Chciał wiedzieć dokąd się wybiera i co zamierza. Nigdy nie pochwalał śledzenia ani grzebania w czyiś rzeczach, lecz nie miał wyboru. Relacje z blondynem stały się tak napięte jak nigdy dotąd. Nie wiedział nawet, co Tommy planuje i z kim się spotyka.
Na to ostatnie nie musiał już szukać odpowiedzi.
Sam widok mu wystarczył. Czarnowłosy zatrzymał się gwałtownie, obserwując to, co się działo przed jego oczami. Tommy przywitał się ciepło z mężczyzną, znanym mu pod imieniem Sauli. Objęli się, Fin powiedział mu coś na ucho, a Ratliff się zaśmiał, szturchając go ramieniem w bok. Ten widok zabolał Adama mocniej niż by przypuszczał. Zatkał usta dłonią, aby nie usłyszeli jego wstrzymywanego szlochu. A więc to tak. Tracił go na rzecz jakiegoś wymuskanego Fina ze Skandynawii. Sauli objął go i tak wyszli z hali nie niepokojeni przez nikogo. Po cichym zamknięciu się drzwi, Adam osunął się na podłogę, pozwalając, aby łzy niszczyły jego makijaż i spływały po policzkach. Siedział tak przez dłuższą chwilę, uspokajając się. Nie chciał, by ktokolwiek zadawał mu zbędne pytania. Zwłaszcza, gdy pękało mu serce, a on sam czuł się źle we własnej skórze. Pytania same zaczęły mu się nasuwać.
Czemu przyciągał same beznadziejne przypadki do siebie jak magnes?
I dlaczego wciąż wybierał mężczyzn poszukujących własnej tożsamości seksualnej?
Musiał z tym skończyć. Raz na zawsze. Tylko dlaczego, gdy stawiał to sobie za cel, pojawiał się Tommy i wszystko niszczył niczym domek z kart? Dlaczego miał do niego taką słabość? Przecież niczym szczególnym się nie wyróżniał. Może i tak było dla zwykłych, szarych ludzi, ale dla niego był jego Pretty Kitty, utalentowanym gitarzystą, przyjacielem i miłośnikiem taco, co głośno wyśmiewał widząc ile je. I cholernie mu na nim zależało. Jego filigranowość, prowokacyjne spojrzenia, pełne usta zachęcające do pocałunków...
- Dlaczego mi to robisz, Tommy? - szepnął do siebie, ocierając zaschnięte już łzy i zrujnowany makijaż. - Dlaczego łamiesz mi serce? -
~~
- To gdzie chcesz, żebym Cię zabrał? - rzucił pytanie Sauli, obejmując ramieniem niższego od niego Tommy'ego, który wdychał świeże, helsińskie powietrze. Ciemnoniebieskie niczym atrament niebo pokryte milionami gwiazd wraz z pięknie oświetlonymi budynkami tworzyło magiczną atmosferę.
-"Szkoda tylko, że nie jestem tu z Adamem..." - pomyślał z żalem blondyn, chowając dłonie w kieszenie. Mimo, że świetnie się czuł z fińskim przyjacielem, wolał, aby to Adam był z nim i cieszył się z kolejnego udanego koncertu. Jednak ostatnie nieporozumienia przekreślały szansę, aby romantyczny spacer przerodził się w coś więcej.
- Wolałbym wrócić już do hotelu. A jutro wrócimy do domku, żebym mógł zabrać moje rzeczy. Wracam w trasę i dokończę ją. Potem zobaczę, co zrobię. - Sauli wpatrywał się w niego, gdy ten mówił mu o swoich planach na przyszłość. Żałował jedynie, że wkrótce rozstanie się z nim na niewiadomo jak długo.
- Dobrze. Odprowadzę Cię, a sam wrócę do domku. - westchnął Fin, chwytając go za rękę i prowadząc prosto przed siebie.
- Nie musisz wracać. Zostań. Nie będziesz prowadzić całą noc. To kawał drogi. - zaprotestował Tommy, ściskając jego ciepłą dłoń. Nie chciał, aby przyjaciel ryzykował, prowadząc zmęczony.
- Aleś ty troskliwy. - parsknął Sauli, śmiejąc się. Niebieskie oczy roziskrzyły się, a policzki pokryły się zdrowym, czerwonym rumieńcem.
- Oczywiście, że jestem troskliwy. A co ty sobie myślałeś? Dbam tylko o te osoby, które są tego warte. - odpowiedział szczerze, idąc tuż obok niego, ale duchem będąc w zupełnie innym miejscu. Razem z Adamem. O wilku mówiąc....Komórka gitarzysty zawibrowała, powiadamiając właściciela o wiadomości. Wyjął ją i kliknął 'przeczytaj':
Od: Babyboy
Musimy pogadać. Teraz.
- Muszę wracać. Adam chce ze mną pogadać. - mruknął Tommy, odpisując. Blask ekraniku oświetlił jego skupioną teraz twarz. Domyślał się o czym chciał porozmawiać. Nie chciał tylko tego wymówić na głos.
- Serio? Ech, to w takim razie Cię odprowadzę i mam nadzieję, że spotkamy się jutro. - Sauli posmutniał, lecz schował twarz w swoim ogromnym kraciastym szalu.
- Nie smutaj. Jutro też jest dzień. Fakt, wyjeżdżam, ale od czego jest Skype? - odparł z lekko żartobliwym tonem Tommy, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten zbliżył się do niego i chwycił go delikatnie za podbródek. Wpatrzył się intensywnie w oczy Tommy'ego, które lśniły w świetle świateł ulicy.
- Dla Ciebie może to i nic, ale dla mnie znaczy wszystko. - szepnął, nachylając się ku oszołomionemu gitarzyście. - Nawet nie masz pojęcia co się dzieje w mojej głowie i sercu. - tu zahaczył zębami o dolną wargę Tommy'ego, który znieruchomiał. Serce biło mu jak oszalałe, a umysł wariował. Co się tu do cholery działo?
- Sauli, ja...- zaczął, lecz Koskinen mu przerwał, kładąc palec wskazujący na jego rozchylone wargi.
- Ja rozumiem. Nie musisz nic mówić. - uśmiechnął się smutno, głaszcząc go po policzku. Ten spuścił wzrok. Poczuł się nieco zawstydzony i zażenowany. Zawstydzony - że wcześniej tego niezauważył, a zażenowany - bo czuł, że w ten sposób zdradza Adama. Niby nie byli razem, ale odczucie zawodu jaki mógł mu sprawić był zbyt silny, aby to pokonać.
- Sam wiesz jak jest. - Tommy spojrzał na niego przepraszająco. Ale za co miał przepraszać? Za to, że nie potrafi odwzajemnić jego uczucia? Sauli pokiwał głową, nic nie mówiąc. Żadne słowa by tego nie opisały.
- Chodź, odprowadzę Cię. Robi się zimno. - zmienił temat, chowając zziębnięte dłonie w kieszenie kurtki. Tommy kiwnął głową i udał się za nim w kierunku hotelu, w którym zatrzymał się Adam i reszta zespołu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro