Chapter 17
Kilkanaście minut po wyjściu Tommy'ego, Adam postanowił zakończyć próbę i przegonił zespół za kulisy, aby mogli się przebrać i przeczekać ten czas, który został im przed rozpoczęciem wielkiego show, jakim znów miał się okazać kolejny koncert z trasy Glam Nation Tour. Dla wokalisty jednak ten wieczór zapowiadał się wyjątkowo szczególnie. Chciał, aby jego Pretty Kitty zapamiętał to wydarzenie i dowiedział się jak ważny jest dla niego. Dlatego teraz, stojąc samotnie na opustoszałej scenie, myślał intensywnie nad tym co zamierzał zrobić.
Zaśpiewać jakąś piosenkę?
Dać mu kwiaty?
A może pocałować?
Wszystkie pomysły, które wpadały mu do głowy zdawały się być dla niego zbyt banalne. Tommy'ego nie tak łatwo zaskoczyć. Ostatni pomysł natychmiast wywiał mu z głowy. Nie będzie go całował wbrew jego woli. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio między nimi wydarzyło. Minęła zaledwie doba, a ich stosunki ograniczyły sie do tych, gdy dopiero się poznali. A nawet gorszych. Jak się poznali, nie zachowywali się tak wobec siebie....
Półtora roku wcześniej:
Przez wielkie audytorium, w którym siedzieli Adam i Monte przewinęło się wielu gitarzystów i basistów, ale żaden z nich nie mógł lub nie potrafił sprostać narzuconym z góry wymaganiom wokalisty, który zaczął odczuwać coraz większą frustrację i zniechęcenie. Siedział już tu prawie cały dzień, a nikogo odpowiedniego nie znalazł. Czuł, że za niedługo się podda i rzuci to w cholerę. Formułka, którą powtarzał jak mantra: "Skontaktujemy się z Tobą w najbliższym czasie" zaczęła go denerwować i przyprawiać o ból głowy oraz wysuszone gardło, zwilżane co jakiś czas wodą z plastikowego przezroczystego kubka.
- Czy ty, aby nie przesadzasz? Przesłuchaliśmy całą masę gitarzystów i niektórzy z nich byli naprawdę nieźli. Nierozumiem, czego ty naprawdę chcesz...- odezwał się Monte zmęczonym głosem, tuż po wyjściu małej rudowłosej gitarzystki, którą tak jak i innych odprawił Lambert. Ten jedynie rzucił mu ponure spojrzenie.
- Ja muszę czuć chemię z zespołem. To musi być jak...jak grom z jasnego nieba. Rozumiesz o co mi chodzi? - starszy z mężczyzn pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Rozumiem, ale w takim tempie to nie znajdziesz gitarzysty. AMA zbliża się wielkimi krokami...- Adam machnął niecierpliwie dłonią.
- Dobrze o tym wiem. Nie musisz mi przypominać. - mruknął, bawiąc się pustym kubkiem po wodzie.
- I dobrze, że masz tego świadomość. A chemię to poczujesz na scenie, niekoniecznie teraz. - skomentował Pittman, patrząc na listę oczekujących na audyt u Adama na stanowisko basisty, gdyż gitara była już zajęta przez siedzącego obok czarnowłosego, gitarzysty Madonny. - Następny. -
Po tych słowach, drzwi do audytorium otworzyły się i do środka wszedł szczupły, niskiego wzrostu chłopak z blond włosami ściętymi z lewej strony, a długa grzywka z czarnymi refleksami opadała mu na połowę twarzy osłaniając ją przed wzrokiem ciekawskich. Ubrany w obcisłe dżinsy, czarną koszulką z motywem Metalliki oraz dodające wzrosty creepersy sprawiał wrażenie typowego 'bad boy'a': wyszczekany, umiejący zająć się własnymi sprawami jak i skory do bójek. Początkowo śmiertelnie znudzony Adam nie zauważył tego lekko zestresowanego niepozornego chłopaka. Siedział oparty o fotel, z odrzuconą do tyłu głową i zamkniętymi oczami. Zapewne przewidywał, że przyszedł kolejny, nudny gitarzysta z "talentem od Boga". Sranie w banie.
- Adam? - wokalista ocknął się z otępienia, w który wpadł po raz któryś z kolei. Zamrugał powiekami i oniemiał. Przed nim stał najprzystojniejszy mężczyzna jakiegokolwiek widział. Drobny,niski, idealny...
- "Idealnie by pasował, gdybym go do siebie przytulił..." - pomyślał wokalista z lekko rozchylonymi wargami. O czym on wogóle myślał?! Ledwo rozstał się z Drakiem. Nie w głowie mu chłopacy. Narazie.
- Przedstaw się nam. - dobiegł go głos Montego jakby zza ściany. Wciąż wlepiał spojrzenie w mężczyznę stojącego przed nimi. Zdążył zaobserwować, że jest zdenerwowany. Świadczyły o tym mocno zaciśnięte dłonie.
- Thomas Ratliff, ale wolę jak się do mnie mówi Tommy Joe. - odezwał się blondyn lekko drżącym głosem. Chyba wokalista zrobił na nim wrażenie. Monte kiwnął głową ze zrozumieniem i zanotował coś na kartce leżącej przed nim.
- Co nam zagrasz? -
- "Enter Sandman" Metalliki. - brzmiała odpowiedź. Po zachęceniu go przez Pittmana, nieznajomy blondyn zaczął grać. A grał nie byle jak. Szczupłe, utalentowane palce śmigały po strunach, dając z gitary wszystko co fabryka wyprodukowała. Adam kiwał głową w rytm melodii, czując, że to jest właśnie to. Gdy tylko Tommy skończył, uśmiechnął się do niego zachęcająco. I zanim coś Monte zdołał powiedzieć, rzucił:
- Jesteś z nami. Witam na kosmicznym pokładzie. -
Uśmiech Tommy'ego wynagrodził mu wiele godzin przesłuchiwań.
Adam uśmiechnął się do swoich wspomnień. Od początku miał dziwne przeczucie, że to właśnie Tommy stanie się członkiem jego wymarzonego od dzieciństwa zespołu. Ścisnął mocniej dłoń na statywie, na którym spoczywał mikrofon. Musiał odzyskać blondyna za wszelką cenę. Zanim ktokolwiek go ukradnie. A pod pojęciem 'ktokolwiek' miał na myśli tego blondyna kręcącego się wokół jego przyjaciela. Jak mu tam? Sauli...? Zmarszczył brwi, czując jak zazdrość zaczyna palić go od środka na samą myśl o rywalu. Może i Tommy tego nie dostrzegał, ale Adam zdążył się poznać na męskiej naturze i widział spojrzenia i gesty Fina w stosunku co do Ratliffa. Tak postępowała zakochana, ewentualnie zadurzona osoba.
- Nie dam go sobie odebrać. Nikt mi go nie odbierze. - mruknął, obmyślając plan na nadchodzący koncert. Musiał go jakoś zaskoczyć.
~~
- Wiesz, że romantyczne klimaty to nie moja bajka? - Tommy wraz z Saulim siedzieli w środku małej, klimatycznej kawiarenki, prawie stykając się kolanami. Gitarzysta bezmyślnie mieszał łyżeczką w swojej czarnej, mocnej kawie, myślami błądząc gdzieś ponadto. Niektóre z nich dotyczyły Adama.
- To już nigdzie nie mogę Cię zabrać? Tylko na koncerty heavy metalowe? - rozbawiony Sauli uniósł brew. Blondyn wywrócił oczami, uśmiechając się.
- Niekoniecznie, ale ckliwość i romantyczność...brrr. - tu Tommy wstrząsnął się z obrzydzeniem. Miał kilka dziewczyn, to fakt, lecz nie bawił się z nimi w kwiatki i czekoladki. Chodziło mu bardziej o fizyczną bliskość. Jego partnerkom to nie przeszkadzało, do czasu.
- Czemu od razu myślisz, że jesteśmy na randce? Już nie mogę zabrać mojego najlepszego kumpla do mojej ulubionej kawiarenki? - Sauli upił łyk gorącej, parującej czekolady, nie odrywając od niego wzroku.
- Oj no dobra. Nieważne. - mruknął, upijając kawę. Nie chciał dalej drążyć tego tematu. Obecnie był singlem i nie chciał tego zmieniać przez najbliższy czas. ("Czy aby napewno?" odezwał się złośliwy głosik w głowie.)
- Zamyślony jesteś. - stwierdził poważnie Koskinen, spoglądając na niego. Zastanawiał się, co siedzi mu w głowie.
- Myślę nad przyszłością. Ta trasa kiedyś się skończy i muszę coś po niej robić. - odparł cicho Tommy, bawiąc się łyżeczką. I tak było. Trasa prawdopodobnie kończyła się w połowie grudnia i potem zespół wracał do Stanów, do swoich zajęć.
- Czyli jednak będziesz grać do końca? - dalej dopytywał Fin, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Nie chciał się z nim rozstawać, ale wiedział, że jego miejsce jest w Burbanku, mieście, gdzie się urodził.
- Jeszcze nie wiem. Oh, Sauli. Mam taki mętlik w głowie. Z jednej strony pragnę być blisko Adama, robić to co kocham, ale z drugiej....- Tommy zawahał się. - ...ale z drugiej strony nienawidzę tego jak Adam na mnie działa. Jakbym kompletnie tracił zmysły. Nigdy żaden mężczyzna nie pociągał mnie w takim stopniu jak on. - po słowach gitarzysty zapadło milczenie, przerywane cichą pracą ekspresu do kawy. Sauli nie odpowiedział. Bo i co miałby mu powiedzieć? Że nie warto? Co to byłby za argumenty?
- Wiedziałem. Jestem popierdolony. Mężczyzna, który nie wie czy jest bi czy hetero. - Tommy jakby zgarbił się pod ciężarem problemów, a twarz zszarzała. Sauli natychmiast do niego przypadł i chwycił jego dłonie w swoje.
- Nie jesteś popierdolony. To normalne, że poszukujesz własnej seksualności. Ja miałem tak samo. Zajęło mi to, co prawda, mniej czasu niż Tobie, ale przeżywałem podobne męki. - Sauli starał się pocieszyć przyjaciela najlepiej jak potrafił. Trzymając go za ręce, pocieszając słowem, czy po prostu będąc blisko niego.
- Ale przynajmniej jakoś się określiłeś. - stwierdził ponuro Tommy, odwzajemniając uścisk ciepłych dłoni przyjaciela. Koskinen uśmiechnął się nieznacznie na te słowa.
- Mogę Ci w tym pomóc. Będziemy potrzebować czasu, ale to nie szkodzi. - Fin usiadł jeszcze bliżej niego, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie, nie, nie. Poradzę sobię z tym sam. Ale dziękuję za chęć pomocy. - Ratliff odmówił grzecznie, odsuwając się nieznacznie. Zapadła między nimi niezręczna cisza, która została przerwana dźwiękiem przychodzącego SMS-a. Tommy wyciągnął swojego iphone'a i na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Adama.
Od: Babyboy
Gdzie ty jesteś?! Za 10 minut zaczyna się koncert. Chyba, że się rozmyśliłeś.
- Och, to Adam. Muszę już iść. Cholera jasna! - zaklął gitarzysta, rzucając zwitek pieniędzy na stolik, po czym wypadł z pomieszczenia, zostawiając osłupiałego Sauliego za sobą. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak zagadać i wciągnąć w głupie zabawy, że zapomniał o koncercie. Nigdy nie zapominał o obowiązkach, a przy Saulim zdarzało mu się to coraz częściej.
-"Zabiję go, po prostu zabiję." - wściekał się w myślach Tommy, biegnąc jak oszalały przez helsiński rynek. Mógł się założyć o to, że Adam był zły. Bardzo zły. Znany z perfekcjonizmu wokalista nie znosił jak ktoś się spóźniał lub wogóle nie przychodził bez podania przyczyny. A on, po spektakularnej ucieczce był na wylocie. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Każdy jego krok, każda decyzja mogła spowodować, że Adam mógł go zwolnić.
Może da się to jakoś wyjaśnić?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro