Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 15

- Więc o czym chciałeś pogadać? -

Adam zatrzymał się tuż przy własnej toaletce z przyborami do makijażu. Oparł się dłońmi o krzesło, stojąc tyłem do Tommy'ego. Nie wiedział czego się spodziewać, gdy ponownie na niego spojrzy. Ujrzy pogardę, współczucie czy może zrozumienie i miłość? Podrapał się po karku, obracając się ku niemu. Nigdy nie ukrywał tego, co myśli ani co czuje. Był jak otwarta księga (według jego mamy). Ale teraz....głos uwiązł mu w gardle, a myśli zmieniły się w jedno wielkie kłębowisko. Sam nie wiedział co powiedzieć. Byli sam na sam.

- Adam? Będziesz tu tak stał i się we mnie wgapiał? Nie mam całego wieczoru. - z rozmyślań ocudził go niczym kubeł zimnej wody głos gitarzysty. Ten chyba nie zamierzał niczego owijać w bawełnę.

- Uhmm...przepraszam. Zagapiłem się. - mruknął Adam, zaciskając dłonie na oparciu krzesła aż mu zbielały knykcie. - Chciałem z Tobą porozmawiać o tym co zaszło między nami. - po odchrząknięciu odważył się spojrzeć w oczy Tommy'ego. Ten wydawał się być nieporuszony wyznaniem wokalisty. Ostatnio zbyt dużo się wydarzyło. Nie chciał niepotrzebnie się znów uzewnętrzniać. Jednak wewnątrz niego szalała burza uczuć i myśli. On również chciał z nim porozmawiać, ale nieporozumienia nie pozwoliły im dojść do konsensusu.

- I co w związku z tym? - blondyn postanowił nadal grać twardziela bez uczuć. Nie chciał się ponownie sparzyć. Lecz na sam widok wokalisty serce biło mu mocniej, a puls przyspieszał. Powinien się bać, że zaczyna czuć coś więcej do niego? Uniósł spojrzenie swoich czekoladowobrązowych oczu na błękitno-szare i zobaczył w nich strach i niepewność. Tego, co go czeka lub tego, co mu odpowie.

- Chciałem Cię przeprosić za tą scenę w galerii. Nie wiem co mnie napadło. - Adam pokręcił głową, nie mówiąc mu całej prawdy. A prawda była taka, że poczuł się zazdrosny. Zazdrosny o to, że ktoś inny dotyka jego kumpla w sposób, w jaki on sam chciał go dotykać i pieścić. Tommy przez chwilę milczał, przetrawiając usłyszane słowa. Był zły na niego, że upokorzył go na oczach Sauliego, ale z drugiej strony nie potrafił się już na niego dłużej gniewać.

- Cieszę się, że tak szybko zrozumiałeś swój błąd. Jeśli to wszystko, to ja już muszę iść. Zobaczymy się przed koncertem. - blondyn odwrócił się na pięcie, aby otworzyć drzwi i wyjść, lecz brunet go ubiegł. - Co jest do cholery? - zmarszczył brwi, czując jak Adam popycha go na ścianę obok. Nie otrzymał odpowiedzi, bo usta wokalisty skutecznie go rozproszyły. Lambert agresywnie wpił się w jego wargi, całując go tak, jakby miał się skończyć świat. Ujął twarz Tommy'ego w dłonie, chłonąc pocałunek jak gąbka. Przelał w niego cały żar, miłość, pożądanie, które trawiły go od środka. Nie obchodziło go w tej chwili nic poza Tommym i łączącym ich pocałunkiem. Przygryzł jego dolną wargę, wydając z siebie głęboki, niski mruk, który spowodował, że gitarzysta zadrżał.

Blondyn z początku był kompletnie zszokowany i stał jak słup podczas, gdy wargi przyjaciela badały ostrożnie jego własne. Czuł jak policzki płoną, a puls i bicie serca przyspieszają. Ten pocałunek w niczym nie przypominał tych ze sceny. Ten coś oznaczał, wręcz przesycony był od emocji i uczuć. W końcu Ratliff ocknął się z niemocy i odwzajemnił go, oplatając dłońmi szyję wokalisty. Zbliżyli się do siebie tak, że nic już ich nie dzieliło poza warstwą ubrań. Stali opleceni jak bluszcz oplatający mur i całowali się powoli, acz namiętnie. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą powodując, że atmosfera między nimi stała się bardziej intymna. Tommy cicho jęknął, gdy Adam ponownie przygryzł jego wargę. Przesunął dłonie w stronę włosów wokalisty i lekko je pociągnął. Nie mógł przypuszczać, że był to jeden ze słabych punktów bruneta. Uwielbiał jak ktoś dotykał jego włosy.

- Nie masz pojęcia jak na mnie działasz, Pretty Kitty. - szepnął Adam, stykając się czołem z gitarzystą, który rozchylił opuchnięte wargi. - Oszaleję kiedyś przez Ciebie. - dodał cicho, śmiejąc się chrapliwie. Tommy przekrzywił głowę, uśmiechając się zawiadiacko. Przygryzł mimowolnie dolną wargę.

- Właśnie widzę jak na Ciebie działam. - tu znacząco spojrzał w dół na pokaźne wybrzuszenie w spodniach Lamberta. Chciało mu się śmiać, lecz powstrzymał się ostatkiem sił. Jeszcze by tego brakowało, a zacząłby się turlać po podłodze chichrając się z miny Adama. Wokalista podążył za jego spojrzeniem i również się uśmiechnął.

- Może pomożesz mi się jakoś...rozładować? - niski, uwodzący, lekko ochrypły ton głosu spowodował falę dreszczy i niepokojący błysk w oczach Tommy'ego. Czy on mówił serio?

- Sam nie potrafisz? - wydukał, opierając się o ścianę, by nie upaść. Sama bliskość Adama sprawiała, że miękły mu kolana. A myśl, że mógłby widzieć go nagiego od pasa w dół...ponowna fala gorąca ogarnęła ciało Tommy'ego, który głośno odchrząknął.

- Oczywiście, że potrafię, ale myślę, że moglibyśmy zrobić użytek z Twoich palców. Takie szczupłe, takie piękne. - mówiąc to, Adam składał czuły pocałunek na każdym opuszku palców. Tommy patrzył na to jak zaczarowany. Nie chciał kończyć tej chwili. Najchętniej zostałby w tym pokoju na zawsze, tuląc i całując Adama, trzymając go w ramionach. - Takie utalentowane. - po tych słowach, wokalista ponownie czule pocałował gitarzystę, któremu ugięły się kolana. Ten zaśmiał się cicho, podtrzymując go.

- Aż takie wrażenie na Tobie robię? No, no... - tu Lambert zagwizdał, patrząc się lśniącymi z radości oczami na szczupłego, niskiego blondyna, który opierał się o ścianę, jednocześnie prawie na nim wisząc.

- Zamknij się, Lambert i przestań się cieszyć. Powinniśmy już iść. Reszta się pewnie zastanawia co my robimy. - mruknął Tommy z mocno czerwonymi polikami.

- To nie ich sprawa co robimy. Możemy tu siedzieć nawet wieczność. - palcem wskazującym uniósł go za podbródek, aby Ratliff na niego spojrzał. Chciał patrzeć bez końca w te czekoladowobrązowe, momentami niemal czarne oczy, które tak go urzekły.

- Nie, nie. Chodźmy. Skończmy próbę. - odchrząknął Tommy, schylając się pod ramieniem Adama, odsuwając się od niego. Nagle cała sytuacja, która się między nimi wydarzyła uderzyła w niego, przyprawiając o szybsze bicie serca. Czuł się niezręcznie wobec przyjaciela. - I tak już jestem umówiony. Spotkamy się na koncercie. - po tych słowach gitarzysta otworzył drzwi i wyszedł nie oglądając się za sobą. Pozostawiony sam sobie wokalista wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w drzwi, za którymi zniknął obiekt jego niejasnych uczuć.

- Boże, daj mi siłę, żeby to przetrwać. - wymamrotał do siebie Adam, ostatni raz poprawiając swoją fryzurę i koszulę, usuwając wszelkie ślady po pocałunku z Tommym.

~~

Podczas nieobecności Adama i Tommy'ego, cały zespół obrzucał co jakiś czas nieprzyjaznym spojrzeniem stojącego pod sceną Sauliego, który stał z założonymi rękoma, czekając na blondyna. Nie zamierzał dać się sprowokować wrogo nastawionej do niego ekipy wokalisty. Nie tracił tu dla nich czas, tylko dla Tommy'ego. Dla niego wyrzekłby się wszystkiego i nadal by mu się to opłacało.

- Skończyliśmy. Możemy dokończyć i ja spadam. - zza kulis pojawiła się sylwetka Ratliffa, który wyraźnie unikał wszelkich spojrzeń. Koskinen uniósł brew. Coś między nimi musiało się wydarzyć. Mężczyzna wziął gitarę do rąk, odgarniając jednocześnie grzywkę z czoła.

- Zostajesz z nami? - spytała Camila, wbijając smutny wzrok w plecy odwróconego do niej Tommy'ego. Ten obrócił się do niej bokiem, odpowiadając:

- Nie. To mój ostatni koncert. - to najwyraźniej się nie spodobało Terrance'owi, który zmrużył oczy.

- To wszystko przez niego, prawda? To on Cię do tego zmusił? - rzucił oskarżycielsko, wskazując na osłupiałego Koskinena. Tommy obrócił się gwałtownie ku tancerzowi, który aż się cofnął widząc jego zabójcze spojrzenie.

- To była i jest wyłącznie MOJA decyzja, do której nikt mnie nie zmusił. I lepiej uważaj jak rzucasz oskarżeniami, Spencer. To się kiedyś może dla Ciebie źle skończyć. - wycedził przez zaciśnięte zęby, mocniej trzymając bas w swoich dłoniach. Nie lubił, nienawidził wręcz jak ktoś oceniał jego przyjaciół. A czarnoskóry najwyraźniej przekroczył tą granicę.

- Grozisz mi? - odważył się mu odpowiedzieć Terrance, stojąc pewnie między Taylorem, a Sashą, którzy położyli dłonie na jego ramionach powstrzymując go od ewentualnego ataku na szczupłego, drobnego blondyna, który patrzył się na nich ponuro.

- Nie grożę. Tylko uświadamiam Ci, że następnym razem może Ci się nie poszczęścić i skończysz w prosektorium. - po złowieszczych słowach gitarzysty, zapadła ogłuszająca cisza. Monte wytrzeszczył oczy. Nigdy w tak zaowalowany, a jednocześnie otwarty sposób Tommy groził któremuś z członków zespołu.

- Zmieniłeś się, Tommy. - odezwała się Brooke, patrząc mu śmiało w oczy.

- Nie zmieniłem się. Poprostu dostrzegam to, co się dzieje i mówię to co myślę. Nie lubię kłamstwa, to po co mam kłamać? I nie pozwolę, aby ktokolwiek obrażał Sauliego w mojej obecności. - oznajmił im dobitnie Tommy, kątem oka zerkając na stojącego Fina.

- Daj spokój, Tommy. Oni mają prawo mnie nie lubić. Uważają, że kradnę Ciebie Adamowi. - tu przeniósł wzrok na zespół, który teraz nie ukrywał się ze swoimi uczuciami.

- O czym ty gadasz, Sauli? - spytał poważnie Ratliff, patrząc na kumpla. Ten wzruszył ramionami, chowając dłonie w kieszeniach dżinsów.

- Ty możesz tego nie widzieć, ale ja widzę i obserwuję, wyciągam wnioski. Nie lubią mnie, bo teraz ty ze mną spędzasz więcej czasu niż z nimi czy Adamem. Nie jestem ślepy. Mam to gdzieś co o mnie sądzą. Gdyby byli Twoimi prawdziwymi przyjaciółmi, nie osądzaliby Cię za to z kim się spotykasz, nie osądzaliby Cię za to jaki jesteś. - skwitował Koskinen, przypatrując się każdemu z nich. Na twarzach członków zespołu odmalowywały się kompletnie inne emocje: złość Terrance'a, zaskoczenie Montego, zdezorientowanie Taylora, smutek Camili, oburzenie Sashy i zrozumienie Brooke.

- Nie masz prawa nas osądzać, ty mały fiński...- głośny protest Spencera przerwało wejście Adama, który podejrzliwie się rozejrzał po obecnych na scenie ludziach.

- Co tu się do cholery dzieje? -

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro