Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 13

- I on tak po prostu obściskiwał się z jakimś gogusiem?! - okrzyk zaskoczenia przeszył małą kawiarenkę na Starym Mieście. Nieliczni klienci obejrzeli się za źródłem hałasu, lecz niczego nie wypatrzywszy wrócili do swoich czynności. Panowała tu niczym niezmącona senna cisza przerywana jedynie dźwiękiem uruchomionego ekspresu do kawy. Przy jednym z małych stoliczków siedziało dwóch mężczyzn. Jeden wyglądał jakby dopiero wyszedł z Disneylandu, a drugi - jakby wyciągnięto go z meliny.

- Nie krzycz tak. Wystarczająco najadłem się wstydu i upokorzenia, gdy ich razem zobaczyłem. Wystarczy, że połowa galerii o tym wie. - syknął na przyjaciela Adam, mieszając bezmyślnie łyżeczką w filiżance gorącej parującej kawy, którą zamówił przed chwilą. Rozmazany makijaż na policzkach mężczyzny dobitnie świadczył o tym, że nie był w najlepszym nastroju. Siedzący naprzeciwko Sutan odchrząknął i pokiwał głową.

- Przepraszam, ale po prostu nie mogę uwierzyć w to co mówisz. Tommy i inny facet? Nie nasz Tommy...To niemożliwe. - pokręcił przecząco głową Sutan, upijając łyk swojej karmelowej docukrzonej aż do granic możliwości kawy. Skrzywił się lekko, po czym zaczął energicznie mieszać brązowawy płyn.

- A jednak. Też nie mogłem w to uwierzyć. - Lambert wyjrzał przez okno na otaczający ich świat. Jak mogło tu być tak spokojnie, jeśli w jego wnętrzu działa się taka burza? Dlaczego nikt nie słyszał jak jego serce pęka na milion drobnych kawałeczków? Chciało mu się wyć i krzyczeć.

- I zrobiłeś mu awanturę? - dalej dopytywał się mężczyzna, oblizując łyżeczkę z bitej śmietany. Wciąż był pod wrażeniem tego jak wokalista poradził sobie z konkurentem do serca blondyna. Kibicował mu, jak i Tommy'emu. Byli stworzeni, żeby być razem.

- Tak, zapewne paparazzi już o tym wie i jutro będzie o tym głośno w prasie. - mruknął wokalista, odstawiając łyżeczkę na bok. Nie mógł się na niczym skupić. W głowie wciąż miał obraz przerażonej twarzy Ratliffa. Jego reakcja również i jego samego mocno zaszokowała. Czyżby posiadał aż tak silne uczucia względem gitarzysty, a zarazem najlepszego przyjaciela?

- Jedno jest pewne: ty go kochasz, a on Ciebie. Czy ty tego nie widzisz? - Sutan uniósł ręce w powietrze, wydając z siebie bliżej nieokreślony ekstatyczny dźwięk. Brunet uniósł brew na tą dziwną ekpresję mężczyzny.

- Czego nie widzę? - Adam dalej nie rozumiał o co chodziło Sutanowi.

- Kiedy między dwiema osobami zachodzi chemia, ale tak mocna, że nic nie jest w stanie tego rozerwać to wiadome jest, że są sobie przeznaczeni. Jak dwa plus dwa. - podsumował Sutan tonem nauczyciela tlumaczącego coś dziecku. Jakoś trzeba było to wtłoczyć Adamowi do rozumu. Tommy był nieobecny, ale jak tylko dostanie się w jego ręce...Nic z niego nie zostanie.

- Od zawsze między nami była chemia. Początkowo nie chciałem się w nim zakochiwać, bo wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Miał dziewczynę i wogóle...I teraz ta trasa...Sutan, ja nie wiem co robić. Jestem bezradny. Gubię się w swoich uczuciach. Znasz moich byłych i znasz mnie. Kochałem mocno, ale nie na długo. Coś zawsze wygasało. A Tommy...jest jedyny w swoim rodzaju. Nie chcę niczego spieprzyć. Nie chcę go stracić. - wyznał szczerze Adam, bawiąc się uchem od filiżanki. Sutan uśmiechnął się wyrozumiale. To się nazywała prawdziwa miłość.

- I nie stracisz. Ja Ci to gwarantuję. Tommy jest dorosłym mężczyzną. Wie co robi. Zaufaj mi, zaufaj własnemu sercu i instynktowi, a wszystko się ułoży. - stylista poklepał go pocieszająco po dłoni. W końcu i jemu zależało na szczęściu Adama.

- On nie wróci. Nie po tym co mu powiedziałem. - powiedział cicho wokalista, dokańczając własną kawę. Poczuł jak wyrzuty sumienia ponownie do niego wracają.

On nie wróci.

Nie wróci.

Jego własne słowa obiły mu się głuchym echem w głowie. A jeśli tak się stanie? On go potrzebował. Natychmiast.

- Nie myśl o tym tak dużo. Zmarszczka Ci się robi na czole. - ofuknął go Sutan, zbierając filiżanki ze stolika. - Jeszcze Ci to zostanie. - dodał, odnosząc je do miłej kelnerki. Lambert nic nie odpowiedział, jedynie wstał, zebrał własne rzeczy i ubrał się. Dni w Finlandii robiły się coraz chłodniejsze. Po chwili dołączył do niego stylista i wyszli z kawiarenki. Wokalista umówił się z resztą ekipy na miejscu, czyli w Kaapelitehdas, największym centrum kulturalnym w Finlandii, należącego do sieci niezależnych centrów kulturalnych w Europie "Trans Europe Halls".

- To co teraz robimy? Przejdziemy się? - zaproponował Sutan, delikatnie biorąc go pod rękę.

- O, tak. Muszę przewietrzyć głowę i umysł. - kiwnął głową Adam, pozwalając się prowadzić swojemu przyjacielowi.

~~

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Tommy zdążył się nieco zdrzemnąć, lecz to nie przyniosło mu zbytniej ulgi. Wpatrywał się tępo prosto przed siebie, starając się ignorować monotonny krajobraz za oknem. W tle leciała jakaś fińska piosenka o nieznanym mu tytule. Ciche nucenie Sauliego sprawiało, że jego powieki stawały się coraz bardziej ociężałe. Ziewnął nieznacznie, wygodniej usadawiając się w fotelu pasażera. Fin kątem oka obserwował sennego przyjaciela, usiłując skoncentrować się na drodze. Uśmiech igrał na jego wargach. Tommy był taki uroczy.

- "Szkoda, że nie jest mój. Zadbałbym odpowiednio o niego. Nie to co ten Adam, pożal się Boże gwiazda muzyki pop." - rozmyślał Koskinen, zaciskając palce na kierownicy. - "Myśli, że jak jest sławny to może mieć wszystkich. Niedoczekanie jego. Tommy będzie mój." - jego myśli stawały się coraz bardziej zawistne wobec postaci wokalisty, który zawadzał mu na drodze do szczęścia. Dostrzegł, że dłoń gitarzysty leży bezwładnie tuż obok gałki zmiany biegów. Z lekkim wahaniem dotknął jej, a upewniwszy się, że Ratliff go nie odepchnie ścisnął ją mocniej.

- C-co...? - Tommy zwrócił głowę w stronę blondwłosego przyjaciela, marszcząc brwi. Gdy zobaczył ich złączone dłonie, nie wiedział co powiedzieć. Był skonfundowany. Czuł się źle widząc, że trzyma go za rękę Sauli, a nie Adam. Ale było już za późno. Jego działania odniosły przeciwny skutek od zamierzonego. Lambert go znienawidził i pewnie nigdy mu nie wybaczy.

- Śpij, jeszcze kilka godzin drogi zostało przed nami. - szepnął Fin, dociskając pedał gazu. Chciał jak najszybciej się znaleźć w domku, w którym obaj się zatrzymali. Myśl, że Lambert znajdował się blisko nich, doprowadzała go niemal do szaleństwa. Lecz fakt, że zobaczył ich razem w tej galerii działał tylko na jego korzyść. Miał szansę, aby zdobyć kogoś, kogo kochał i pragnął już od dłuższego czasu. Potrzebował tylko czasu. Chęci miał aż zanadto.

- Mhm...- wymruczał w odpowiedzi Tommy, opierając głowę o szybę, zamykając oczy. Zazwyczaj nie potrafił zasnąć w pojeździe, lecz teraz było inaczej. Kłótnia z Adamem nadwyrężyła jego siły i psychikę. Beznadziejność tej sytuacji go przerastała i frustrowała. Myślami wracał do tego, co mu wykrzyczał czarnowłosy. Czyżby rzeczywiście znaleźli już zastępstwo za niego? Tak szybko? Sądził, że Adam bardziej będzie o niego walczyć, a on tak po prostu się poddał. Nie zależało mu na nim? Pod powiekami gorące łzy zaczęły dopominać się o uwolnienie. Jedna, pojedyncza łza spłynęła mu po policzku.

- Zatrzymaj się. - Sauli uniósł brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Czy dobrze słyszał?

- Co? Dlaczego? - Fin wciąż nic nie rozumiał, kompletnie zdezorientowany. Tommy ścisnął jego ramię. Musiał działać.

- Zawracaj. Wracamy do Helsinek. - stanowczość w głosie Ratliffa poraziła go.

- Dlaczego? Pomyśl tylko: za kilka godzin będziemy na miejscu, wygrzewając się przed kominkiem. Może wyciągniemy wódkę albo rum. - Sauli zaczął roztaczać przed nim miłą wizję spędzenia reszty dnia. Świadomość, że chciał wrócić do Adama, do zespołu, nie podobała mu się. Tommy pokręcił przecząco głową.

- Nie, i to jest moja ostateczna decyzja. Zagram ostatni koncert i wymówię kontrakt. Muszę pogadać o tym z Lane, ale to nie będzie problem. W końcu się od nich uwolnię. Wrócę do Stanów. - odgarnął blond grzywkę z oczu. Nie chciał nic mówić, ale dostał kilka ofert od paru zespołów i zastanawiał się nad przyjęciem jednej z nich. Ale czy rzeczywiście chciał się uwolnić od zespołu, który tyle mu dał? Wspaniałych przyjaciół i akceptację samego siebie i własnej seksualności? Oraz miłość, nieodwzajemnioną, ale zawsze?

- Nie chcesz tutaj zostać? Znalazłbyś pracę. - smutek zionął z błękitnych oczu Fina, który patrzył się na niego z żalem.

- Wiem, że chcesz mnie tu zatrzymać, ale ja nie wytrzymałbym tu. Moje miejsce jest w Stanach. Znajdę jakąś robotę i się ustawię. Nie martw się. Nadal będziemy w kontakcie. - pocieszył go Tommy, szturchając lekko w ramię. Nie lubił, gdy ktoś się o niego martwił. Sam potrafił się o siebie zatroszczyć.

- O to się nie martwię, bo bym Cię chyba zabił, gdybyś przestał się do mnie odzywać. - zażartował gorzko Koskinen, dodając: - Chodzi mi bardziej o to, że będzie mi brakować Twojej bliskości, Twoich żartów, śmiechu. Po prostu będę tęsknić.-

- Oj nie przesadzaj, aż tak źle to nie będzie. - Ratliff wywrócił oczami, uśmiechając się. Sauli czasami za dużo dramatyzował i przesadzał. No, ale taka była emocjonalna natura człowieka pochodzącego z Finlandii.

- Dla mnie to już tragedia. Ledwo co przyjechałeś, a już musisz wyjeżdżać. Jesteś panem własnego losu. Możesz robić co chcesz, a nie że musisz. - skrzyżował palce z palcami gitarzysty, który w miły dla oka sposób kontrastowały z jego własnymi.

- Wiem. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. A może ty byś się przeniósł do Stanów? Zaaklimatyzowałbyś się tam. Praca też się znajdzie w Twoim zawodzie. - Tommy wbił spojrzenie swoich brązowych oczu w przystojną twarz Fina. Wyglądał tak niewinnie z błękitnymi jak u małego dziecka oczami oraz blond czupryną.

- Ja już mam tutaj zobowiązania. Nie dałbym rady. - żal wyraźnie było słychać w głosie blondyna. Naprawdę zrobiłby wszystko dla przyjaciela, przeprowadziłby się nawet do Stanów czy poszedłby za nim na drugi koniec świata, byleby tylko z nim być.

- Wracajmy w takim razie. - zakończył temat, zrezygnowany Tommy, odwracając się w stronę okna. Czemu jego życie musiało się tak pieprzyć? Równo, na łeb, na szyję. Z tymi myślami odjechali w stronę Helsinek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro