Chapter 10
- No nareszcie na miejscu. - przeciągnął się z wyraźną ulgą i zadowoleniem Terrance, stojąc tuż przed wejściem do hotelu, w którym mieli się zatrzymać. Zaraz za nim powoli i niemrawo wychodzili pozostali członkowie zespołu, przecierając oczy oraz ziewając. To była długa podróż.
- Dzwoniła Lane? - zawołał Monte, drapiąc się po brzuchu. Adam jedynie przecząco pokręcił głową. Dzwonił do niej zanim wyruszyli ze Szwecji i dostał niezły opieprz. I miała rację. Nic nie zrobił, aby zatrzymać Tommy'ego. Pozwolił mu odejść. Tak bez słowa. Otulił się mocniej swoją puchatą, granatową kurtką, naciągnął czapkę niemal na oczy tak, aby nikt go nie rozpoznał. Nie miał ochoty na spotkanie z fanami i rozdawanie autografów. Oraz udawanie, że wszystko jest w porządku. Nie mógłby im spojrzeć w oczy wiedząc, że jeden z członków zespołu tak sobie uciekł.
- To co? Idziemy się zameldować i w miasto? - ktoś z tyłu zawołał, a reszta gromko się zgodziła na ten pomysł. Po zbiorowej aprobacie wnieśli do środka walizki, po czym Adam oddalił się, aby ich zameldować. W między czasie tancerze wraz z Monte i Camilą omawali na gorąco zbliżający się koncert. Musieli coś ustalić, zanim zaatakują ich dziennikarze i paparazzi.
- Co im powiemy? Że Tommy uciekł, bo zakochał się w naszym szefie? - Terrance skrzyżował ręce na torsie, kręcąc ze zniechęceniem głową. Był zły na blondyna, że postawił ich w takiej sytuacji. Gdyby nie on, nie musieliby teraz myśleć co dalej.
- Musimy co wymyśleć. Może powiemy, że się rozchorował i musiał wrócić do domu? - zaproponowała Camila, rozpinając swoją czarną puchową kurtkę.
- W sumie, nie taki zły pomysł. Tylko co powiemy, jeśli spytają na jak długo go nie będzie? - padło pytanie ze strony Brooke, która zdążyła ogarnąć swoje włosy, teraz patrząca na każdego z nich. Czuła się odpowiedzialna za wszystkich. Zwłaszcza za Tommy'ego. Miała do niego słabość i wiedziała, że ma jakieś problemy. Każdy je miał. Była tak jakby matką dla nich. Mogli się jej zwierzyć ze wszystkiego, co ich trapiło. Zaradziłaby. Jednak ta sytuacja przerosła ją, tak jak i innych.
- Nie musicie się o to martwić. Ja się tym zajmę. - zza pleców keyboardzistki odezwał się Adam już bez czapki, ale za to z bałaganem na głowie.
- Ale jesteś pewien? Wiesz, nie jesteś sam. Wszyscy w tym siedzimy. - cicho, jakby nieśmiało zwróciła się do niego czarnowłosa, patrząc wielkimi brązowymi oczami na niego. Wokalista pokręcił głową.
- To jest głównie moja wina. Pozwoliłem mu tak po prostu odejść. Dlatego ja to odkręcę, jeśli będzie trzeba. - Lambert przytulił dziewczynę do siebie, całując ją w czoło. - I nie martw się tym tak bardzo. Nie chcę, żeby coś zawracało Twoją śliczną główkę. - dodał, lekko się uśmiechając. Gray odwzajemniła uśmiech, rumieniąc się.
- Chodźmy. Całe piętro jest dla nas. - zwrócił się do reszty, a ci kiwnęli głowami kierując się w stronę schodów. W hallu został tylko Adam i Camila.
- Adam...ja chciałam z Tobą porozmawiać. O Tommym. - ujęła go pod rękę, ściskając ją lekko. Ten zmarszczył brwi. Nie chciał o nim rozmawiać. Za bardzo go to bolało.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - odparł, ostrożnie dobierając słowa. Dziewczyna posmutniała.
- Wiem, ale chcę wiedzieć. Może mogłabym jakoś pomóc? - Adam nawet nie zauważył kiedy znaleźli się w windzie wiozącej ich na 6 piętro.
- Nie sądzę, aby ktokolwiek mógłby mi i Tommy'emu pomóc. To była jego decyzja. Sam wybrał. Musimy się tylko z tym pogodzić i ruszyć dalej. - włożył dłonie w kieszenie, opierając się o złoconą ścianę windy. Dziewczyna nie odpowiedziała, milczała. Sytuacja wyglądała na patową.
- Nie podejrzewasz, gdzie mógł się udać? - spytała po raz kolejny, nie tracąc resztki nadziei. Wokalista wzruszył ramionami.
- Dzwoniłem do jego matki. Ona nic nie wie o jego powrocie do Stanów. Tam go nie ma. To można wykluczyć. Z jego znajomych to znam jedynie Mię i Isaaca. - tu jego oczy rozbłysły, gdy uświadomił sobie, że jeszcze do nich nie dzwonił. - Zadzwoniłbym do nich, ale nie mam numerów. - spuścił głowę, markotniejąc. Fakt, że nie wiedział gdzie jest Tommy, czy jest bezpieczny, doprowadzał go do szału i niepokoju. Zrobiłby wszystko, poruszyłby niebo i ziemię, byleby tylko blondyn był bezpieczny. Przy nim.
- A jego mama? Może ona wie? - Camila położyła dłoń na jego ramieniu, starając się jakoś pocieszyć, pomóc.
- Wątpię. Chodź, odpoczniemy i pójdziemy w miasto. Może choć na moment zapomnę o nim. - westchnął. Nawet obecność dziewczyny mu nie pomogła.
~~
- KOSKINEN! Mówiłem Ci coś! - głośny krzyk przeciął zacisze sklepu, w którym obecnie przebywali. Sprzedawczyni uniosła głowę znad gazety w sennym otumanieniu jakby nie wiedziała co się dzieje w jej sklepie. Tommy wpatrywał się z zaciśniętymi pięściami w stronę przymierzalni, skąd dobiegł go czysty i zupełnie naturalny śmiech Fina. To rozdrażniło go jeszcze bardziej, lecz zacisnął usta w cienką linię. W pomieszczeniu słychać było "Run to you" w wykonaniu Roxette, który niedawno ponownie reaktywowany, wracał do scenicznej działalności.
- I'm gonna run to you, I'm gonna come to you, I wanna find you in everything that I do. - zanucił Fin, przymierzając kolejne ciuszki. Uwielbiał się droczyć z Tommym. Jego reakcje trudno było przewidzieć i to w nim go urzekło.
- Przestań tak fałszować, bo aż uszy puchną...- burknął gitarzysta, rozglądając się po sklepie odzieżowym, do którego zaciągnął go Sauli.
- Ja i fałszowanie? Uważaj, bo jeszcze się obrażę. - w końcu Fin wyszedł z maleńkiego pomieszczenia z naręczem ubrań w dłoniach. Na jego ustach igrał uśmiech. Nie gniewał się na niego. Nie potrafił.
- W porównaniu z ....kurwa. - zaklął Ratliff, zamykając oczy. I ponownie to zrobił. Porównał Sauliego z Adamem. Ale to było silniejsze od niego.
- Z Adamem? To chciałeś powiedzieć? - z oczu Fina zionął ledwo skrywany smutek. Zdobycie blondyna nie wydawało mu się już tak proste. Rywalizował w końcu z samym Adamem Lambertem, bożyszczem nastolatek i nastolatków.
- Przepraszam Cię. Nie chciałem. To jest po prostu silniejsze ode mnie...zapomnij, to co powiedziałem. Chodź, wybierzemy coś dla mnie. - blondyn odwrócił się od Koskinena, aby ten nie zobaczył wyrazu twarzy, gdy wspomniał imię wokalisty. To bolało. Znów przed oczami pojawił się obraz sylwetki i smutnej twarzy Adama. Przygryzł mocno wargę. Ten smutek, rozpacz i niepokój go dobijał. Otrząsnął się z niepotrzebnych myśli, dotykając palcami wieszaków z ubraniami. Nie chciał o nim myśleć. Choć raz. - Jestem pewien, że mi pomożesz coś wybrać. - dodał na zachętę. Fin ponownie się rozpromienił i rozpoczął ponowne buszowanie wśród miliona wieszaków. Tommy podążał za nim niczym wierny szczeniak. Nie chciał psuć nastroju między nimi. I tak już wystarczająco nabroił.
- Co myślisz o tym? - w dłoni Koskinena pojawiła bluzka w kolorze białym, lecz na końcu przechodząca w czerń. Napis na niej był po fińsku, więc mężczyzna tego nie zrozumiał. Zmarszczył brwi.
- A co jest na niej napisane? - spytał, wskazując na wytłoczony czarny napis. Fin jedynie poruszył sugestywnie brwiami. Ratliff wywrócił oczami.
- Napewno mnie na to nie namówisz. Z pewnością jest to coś zboczonego. Nie, nie i jeszcze raz nie. - głośno zaprotestował, odwracając się do Fina plecami. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił, bo objął go od tyłu, kładąc brodę na jego ramieniu.
- A czemu myślisz, że to od razu musi być coś zboczonego? - szepnął mu do ucha Sauli, zaciskając palce na biodrach gitarzysty. Ten burknął coś niewyraźnie w odpowiedzi. - Możesz powtórzyć? Bo nie usłyszałem. - uśmiechnął się, czując jak napięcie schodzi z mężczyzny.
- Bo Cię znam. To powiedziałem, staruchu. - Tommy szturchnął go delikatnie w żebra, śmiejąc się.
- Staruchu? Staruchu? Ja Ci dam! - po tych słowach Sauli rozpoczął pościg za Ratliffem, który uciekał przed nim ze śmiechem między alejkami z ubraniami.
- Owszem, jesteś stary jak ten świat! - zawołał blondyn, chowając się za półką z butami. Fin roześmiał się głośno, w końcu łapiąc drobnego gitarzystę w ramiona.
- Puść mnie! Natychmiast! - wrzasnął Tommy, wierzgając nogami. To co teraz wyprawiali to była istna komedia. Sprzedawczyni patrzyła na nich z naganą i zdegustowaniem w oczach, lecz nic nie powiedziała.
- Nigdy! - odpowiedział Fin, całując go w policzek. Pozwolił mu stanąć na nogach, lecz wciąż obejmował go w pasie. Tommy nie miał nic przeciwko temu, wręcz przeciwnie. Wtulił się mocniej, zaciskając palce na bluzie przyjaciela.
- Dzięki. - szepnął mu do ucha, uśmiechając się. Przy nim zapominał o wszystkich smutkach, które go dręczyły.
- Za co? - Sauli uniósł jego podbródek, aby spojrzeć mu w oczy. Błękitne spotkały się z brązowymi.
- Za to, że jesteś. I jakoś ogarniasz moje humory i mój wredny charakter. Takiego przyjaciela to tylko ze świecą szukać. - słowa prawdy wypłynęły z ust jak woda. Koskinen spojrzał na niego łagodnie, dłonią dotykając policzka wiecznie zbuntowanego gitarzysty.
- Zawsze przy Tobie będę. Nieważne co. Nigdy Cię nie zawiodę. - obiecał mu, zbliżając swoją twarz do jego. Ich oddechy zmieszały się, a serce Tommy'ego na pewien czas przestało bić. To co robili zdecydownie przekraczało przyjacielskie relacje, lecz blondyn wpatrywał się w niego jak urzeczony. Nie powinno tak być.
- Sauli...ja...- zaczął, lecz Fin położył palec na jego ustach skutecznie go uciszając.
- Ja wiem. Nie możesz. Tak, wiem. I przepraszam Cię. Wyobraziłem sobie niewiadomo co. - powiedział, odsuwając się od niego. Ratliff kiwnął głową.
- Widzę, że świetnie się bawisz, Thomas. - słysząc te słowa, mężczyźni odskoczyli od siebie mocno zaskoczeni. Tommy zrobił duże oczy. Był w kłopotach.
I to dużych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro