Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W mieście pełnym wspomnień

W pociągach zawsze było zimo. Przynajmniej w tych, którymi jeździł Shirou. Nie żeby kursował nimi dzień w dzień, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się porządnie nie zmarznąć kiedy to wybierał się do Northern Ridge. W lecie zimne powietrze dmuchało jak w chłodni, co było grubą przesadą patrząc na stałe temperatury w Hokkaido w okresie wakacyjnym. Do tego w zimie zdawało się, że wszyscy zapominali co znaczy słowo „ogrzewanie". Choć w sumie niezbyt zwracał uwagę na takie drobiazgi kiedy to przyszło mu siedzieć w jednym z przedziałów. Zazwyczaj już wtedy trudno mu było zebrać myśli i nie mógł się skupić.

Cichy zgrzyt hamulców przywołał go do rzeczywistości. Spojrzał na zegarek, który wskazywał równo godzinę 17:45. Punktualnie jak co roku. Zarzucił plecak na ramię i cicho wyszedł wraz z paroma innymi osobami na peron. Ludzie rozeszli się nie bez pośpiechu, brnąc przez śnieg, zapewne spragnieni spotkania z rodzinami przy kolacji. Chłopak został sam. Z ust wydobył mu się obłoczek pary i sam niespiesznie ruszył w stronę rynku. Większość sklepów była już zamknięta, ciemne witryny i wygasłe napisy nadawałyby miasteczku ponury nastrój, gdyby nie były obwieszone wdzięcznymi, migoczącymi łańcuchami lampek.

Shirou wpatrywał się w wąskie uliczki, krzywe domki i filigranowe latarnie nie mogąc uwierzyć, że co roku wszystko wygląda dokładnie tak samo. Te same nieodśnieżone, wydeptane jednak przez przechodniów drogi, ten sam zapach pieczonych ciastek i ciepłego kakao, które wydobywało się z uroczej, stylizowanej na XIX wiek kawiarni. Te same pęknięcia w chodniku i wiecznie różowe firanki w domu przy skrzyżowaniu siódmej i ósmej. W końcu przedarł się przez rzednące już tłumy i zgarnął śnieg z jednej z wielu wolnych ławek tuż przy ogromnej choince w środku rynku. Pamiętał jak wiele lat wcześniej Lila- dziewczyna mieszkająca wzdłuż głównej drogi zbierała podpisy na zakupienie nowych ozdób, bo drzewko stało wtedy właściwie puste i raczej przyprawiało o depresje, niż powodowało radosny nastrój. Postawiła na swoim i dzisiaj- dobre dziesięć lat później- świerk nadal wyglądał naprawdę cudownie, rozświetlając noc. Choć słyszał, że we wrześniu wyjechała na wymianę do Kanady i właśnie tam spędzała tegoroczne święta.

Poprawił jasnobrązowe rękawiczki i przeniósł wzrok na ludzi. Rozpoznał profesora Fredrica, nauczyciela historii z wyższych szczebli jego starej szkoły, który kiedyś rzucił w Atsuye teczką, kiedy ten połamał krzesło na egzaminie wstępnym. Zobaczył też Minore- ładną, kilka lat starszą od niego dziewczynę, która dawnej sprzedawała gazety, żeby dorobić sobie na czesne. Szła rękę w rękę z nieznanym mu brunetem, a kiedy go zobaczyła pomachała mu na powitanie. Zauważył jeszcze Jesa, z którym dawniej chodzili na sanki, ale na całe szczęcie nie został zauważony. Obok szedł jego ojciec, który od pewnego incydentu kończącego się złamaniem przez Jesa nogi nie pałał do niego specjalną sympatią.

W końcu kiedy zrobiło się już naprawdę zimno strzepnął śnieg z włosów i ruszył powoli do starszej części wioski. Wstąpił jeszcze do kwiaciarni prowadzonej przez nieco zrzędliwą panią Amano, którą- swoją drogą- często zapraszali do domu na kolację. Pamiętał, że przez jakiś czas po śmierci swojego męża nie mogła się pozbierać, ale dzisiaj- jak co święta- uśmiechnęła się zawiązując wstążkę. Teraz już nic nie powstrzymywało go od wyjścia ze strefy zamurowań i udania się utartym szlakiem w stronę wolnych pól przed lasem. Kwitnąca latem ogromna wiśnia nadal stała w tym samym miejscu i chłopak nie mógł oprzeć się pokusie sprawdzenia czy na jednej z górnych gałęzi nadal widnieją te same, wycięte ślady. Zdjął więc plecak i razem z pakunkiem z kwiaciarni położył na ziemi, a sam podciągnął się na najniższej gałęzi i wspiął samą górę. Oczywiście znak nadal tam był, może troszkę płytszy niż przed laty, ale linie bez wątpienia były te same. Szybko zeskoczył na dół, pozbierał swoje rzeczy i ruszył dalej.

W końcu dotarł do bramy oddzielającej niskim, żelaznym ogrodzeniem ten dość mały kawałek ziemi od reszty świata. Cmentarz jarzył się od zniczy poustawianych na co bardziej zaniedbanych grobach. Większość z nich poprzykrywana była warstewką białego puchu, a śladów stóp na ścieżce było naprawdę niewiele. Shirou przeszło przez myśl, że mało kto chce być smutnym w Wigilię, więc siłą rzeczy cmentarz jest omijany szerokim łukiem. Lawirował między grobami aż dotarł na obrzeża. Nawet nie musiał liczyć rzędów. Choć nie bywał tu zbyt często, nogi doskonale wiedziały gdzie mają iść. W końcu przystanął przed niewyróżniającą się prostokątną płytą z marmuru bez zbędnych ozdobników. Przez chwilę po prostu patrzył na mogiłę pozwalając by wiatr znad znajdującego się kilkadziesiąt dalej metrów urwiska wiał mu w twarz.

-Wróciłem- szepnął cicho.

Zdjął rękawiczki i delikatnie strzepnął białą czapę z płyty odsłaniając wyryte napisy. Przejechał palcem po linijkach tekstu. Imiona jego rodziców i Atsuyi razem z datą ich śmierci. I tyle. Żadnych cytatów, zdjęć, nawet jednego słowa od niego. Nie miał siły nic znaleźć przed pogrzebem, a i teraz cytaty wydawały mu się strasznie płytkie. Zwykłe nic nieznaczące zdania, które kiedyś ktoś wypowiedział.

Powoli rozwiązał wstążkę i odwijając brązowy papier ukazał wieniec bożonarodzeniowy. Pięknie przystrojony, ale nie duży. Zielone gałęzie delikatnie lśniły w mroku barwione czerwonymi i złotymi światełkami. I kiedy już położył wiązankę poczuł, że nie da rady dłużej stać. Przygarbił się, i usiadł naprzeciwko, na ziemi. Białe płatki kleiły mu się do rzęs, a ręce już trzęsły się z zima, choć on wcale go nie czuł. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić. Mówić o wszystkim. O ostatnim wygranym meczu, kiedy to Kazemaru strzelił gola w ostatniej minucie, o obozie treningowym nad jeziorem, o testach półrocznych i jak złapała go ulewa po wyjściu z biblioteki na drugim końcu miasta. O nowej płycie ulubionego zespołu Kinako, na którą czekali całą noc przed sklepem. O tym jak Gouenji i Hiroto zapraszali go na Wigilię do siebie, ale on odmówił. I nawet nie zauważył jak po zaczerwienionych policzkach zaczęły spływać mu łzy.

- Tak bardzo za wami tęsknie- głos drżał mu kiedy obejmował się ramionami- nie daję już rady, naprawdę. Staram się żyć, ale nie jestem w stanie zapomnieć. Nie wiem już co mam robić.

Oparł plecy o zimny marmur i przymknął powieki.

- Atsuya, pewnie nieźle byś teraz mną potrząsnął, prawda? Kto to widział żeby mieć brata, który się tak marze- zaśmiał się cicho- Tylko kiedy pomyślę, że już nigdy cię nie zobaczę, że nigdy mnie nie przytulisz, że ciebie już nie ma, jakoś nie widzę sensu w tym, że mogę teraz oddychać.

Odchylił głowę do tyłu, a ręce opadły mu po bokach. Popatrzył w górę. Mimo, że chmury przysłaniały nieco niebo, gwiazdy świeciły nadwyraz mocno.

-Wiesz, cieszę się, że dołączyłem do Raimon- dodał niespodziewanie - Takich wspaniałych przyjaciół jak ja nie ma chyba nikt inny. Są najlepsi na świecie.

Odpowiedziała mu przenikliwa cisza zakłócana jedynie szeleszczącymi gałęziami drzew. Z kapliczki znajdującej się kilka kroków od cmentarnej bramy rozlegał się lekki pogłos śpiewanych kolęd. Delikatne śnieżynki wirowały w powietrzu otulając wszystko wokoło pudrowym uściskiem, tuląc do siebie szare kamienie i skuloną, kruszącą się duszę. Zagubioną w swojej samotności, niepotrafiącą dostrzec nawet złudnego cienia tych, których kochał całym sobą. A oni tam byli. Tak blisko, a jednocześnie oddaleni o setki, tysiące mil. Cienki woal oddzielał brutalnie ich światy, nie pozwalając na choćby jedno słowo, jedno muśnięcie wargami w zziębnięty policzek. Przegniła cisza wyciągnęła swoje macki tłamsząc widmowe pragnienie zamknięcia go w uścisku niczym nieskalany, miękki śnieg.





Bardzo dziękuję Ci za przeczytanie tego shota ♡

Jeśli rzucił Ci się w oczy jakiś błąd, nieważnie jaki, proszę napisz mi o tym.

Wiem, że ogólny nastrój był raczej depresyjny, a ja sama kiedy to pisałam, czułam się jakbym dopychała się własnymi kolanami do dołu, ale mimo to życzę Wam wesołych i miło spędzonych świąt razem z tymi, których Wy kochacie najbardziej na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro