Rozdział 20
Perspektywa: Thomas
-Za dwadzieścia minut zaczynamy!-krzyczał szczurowaty biegając pomiędzy „aktorami" niczym nakręcony. Przewróciłem oczami próbując wstać. Syknąłem cicho nadal czując ból w dolnej części pleców. Brad rzucił mi badawcze spojrzenie a następnie uśmiechnął się niczym oczarowany.
-Naprawdę?
-Jeśli myślimy o tym samym to tak, naprawdę.-odpowiedziałem, kierując się do przebieralni. Ze zdziwieniem ujrzałem tam Dylana zakładającego strój Romea.
Przyjrzałem mu się zestresowany.
-Nie denerwuj się, Tommy..-podszedł do mnie kładąc mi rękę na policzku. -Ćwiczyliśmy to wczoraj przecież.-uśmiechnął się zawadiacko na wspomnienie ostatnio spędzonej, wspólnej nocy. Ja za to spłonąłem rumieńcem.
-Chyba zapomniałem..-szepnąłem przybliżając nasze usta do siebie. Dylan westchnął rozbawiony łącząc nasze usta w stęsknionym, zachłannym pocałunku.
•••
-Thomas, wchodzisz!-syknął Pan Jason popychając mnie za kotarę. Opanowałem odruch potarcia potu z czoła. Przede mną siedziała publika stworzona z nauczycieli, uczniów i rodziców. Gdzieś w tłumie wypatrzyłem uśmiechniętą mamę a potem zwróciłem swój wzrok na Dylana.
Gra się zaczęła. A z każdym wypowiedzianym zdaniem moja pewność siebie wzrastała coraz bardziej. Widownia jak zaczarowana wpatrywała się w niekonwecjonalną sztukę co tylko mi pomagało. O'brien nie odrywał ode mnie wzroku.
W końcu nadszedł wyczekiwany przes wszystkich moment.
-Niewzruszonymi pozostają święci,
Choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci.- powiedziałem czując zimną strugę potu na plecach. Przybliżyłem się do Dylana splatając naszę dłonie.
-Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie.
I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.
Po chwili poczułem jego miękkie wargi na moich. Przez chwilę nie ruszałem się, spanikowany gdy cała widownia wzięła głęboki wdech. Gdzieś w tle usłyszałem dwa oburzone okrzyki jakiś chłopaków ale nie otworzyłem oczu.
Trwaliśmy w pocałunku jeszcze kilka sekund po których oderwałem się od Dylana.
Wziąłem głęboki wdech.
-Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty.
-Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!
Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!
Pozwól.-dodał Dylan starając się powstrzymać chichot. Skarciłem go wzrokiem jednak sam ledwo powstrzymywałem śmiech.
-Jak z książki całujesz pielgrzymie.-powiedziałem odrywając się od niego ponownie. Oczy bruneta iskrzyły w świetle nakierowanych na nas lamp.
•••
-Nie wiem jakim cudem udało się zagrać tak wiarygodnie ale wróże Wam wspaniałą karierę aktorską!-krzyknął podekscytowany szczurawaty, przytulając nas. Ledwo opanowałem odruch wymiotny i chęć odepchnięcie go.
-Taa..ja też nie wiem.-rzekł Dylan patrząc się kątem oka w moim kierunku.
-Idę się przewietrzyć.-odpowiedziałem szybko. -Minho, Brett, Scott, Dylan, Brad, Liam. Chodźcie ze mną.
•••
-Coś się stało?-zapytał Minho gdy w siódemkę stanęliśmy przed budynkiem. Brett wyciągnął paczkę papierosów, wyciągając jednego.
-Nie, po prostu chciałem się stamtąd wyrwać.-odpowiedziałem zgodnie z prawdą. -Idziemy na pizzę?
Gdy chłopaki się zgodzili, ruszyliśmy w stronę pizzerii. Minho i Brett się przekomarzali, Brad cicho rozmawiał ze Scottem, Liam uśmiechał się dziwnie tajemniczo do telefonu, a Dylan patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem jak na ósmy cud świata. Nigdy nie sądziłem, że się pogodzimy. Mimo tego że jest teraz moją alfą i w sumie to nawet się kochaliśmy, postanowiliśmy być na razie przyjaciółmi. To zdecydowanie za wcześnie na związek.
Kiedy doszliśmy do restauracji, usiedliśmy przy dużym stoliku. Każdy nadal zajmował się sobą, aż do przybycia naszej pizzy z serem i szynką, a na niej plastry ogórka.
-Więc..uhm.- odchrząknąłem -Wiecie już, gdzie idziecie po liceum?- zapytałem lekko zmieszany.
-Ja tam, gdzie ty, TommyZ Oczywiście w granicach rozsądku hahah.- Dylan zaśmiał się z nie wiadomo czego. Przysięgam, że kiedyś mu przywale, wtedy dopiero się uspokoi!
Minho spojrzał na Brada. Nagle się zarumienił. A to ciekawe, zaraz przemówi pewnie coś w stylu: "Muszę wam coś powiedzieć. Ja... Brad, kocham cię. A Brad odwzajemni uczucia i się pocałują"
Boże Brad by nam tu chyba zszedł na zawał.
-Muszę wam coś powiedzieć... Trzymałem to w sobie od połowy roku. Brad, ja... Kocham cię. Od momentu, gdy zrozumiałem, że jesteś dla mnie całym światem.- Wypowiedział to zdanie na jednym tchu, a ja znieruchomiałem w szoku.
-Minho. Ja ciebie też kocham. Od zawsze!- pocałował go.
-Na żabie nóżki, Tom, widzisz to?!
Autentycznie zamarłem. Chyba powinienem brać lekcje wróżbiarstwa. Stop! Autentycznie za dużo Harry'ego Pottera. Zerknąłem kątem oka na resztę. Dylan pozieleniał, Scott uniósł tylko kciuki w górę. Brett pocałował Liama. Wróć! Co?! Brett całujący Liama?!
-Liam! Brett! Gdzie wasze maniery?!- zapiął Brad niczym kogut -Jeśli chcecie się całować, to nie przy jedzeniu!- naburmuszył się.
Spojrzeliśmy po sobie z Dylanem i Minho w niemym szoku. Co tu się odpierdala, do jasnej cholery?!
Postanowiłem jednak zostawić tę rozmowę na kiedy indziej, nie chce zepsuć nastroju.
Po kilku wspólnie spędzonych godzinach wróciliśmy wszyscy do swoich domów.
NOTATKA:
Większość rozdziału została napisana przez yami146 , dziękuje bardzo❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro