Rozdział 15
Perspektywa: Brad
Minho wyszedł z mojego pokoju
uprzednio uśmiechając się do mnie czule.
Gdy tylko drzwi się zamknęły podbiegłem szyko do lustra znajdującego się tuż obok szafy. Spojrzałem na odbicie. Moje przedramienie płonęło czerwienią a pośrodku niej znajdowały się ślady po zębach. Westchnąłem.
-Chce do mamy..-szepnąłem cicho i po chwili mnie oświeciło. Ubrałem na siebie pierwszy lepszy swetr jaki wpadł mi pod rękę i wybiegłem w kierunku sali, gdzie wczoraj znajdowaliśmy się z Panem Dee...znaczy Jeffem.
Gdy tylko otworzyłem szerokie drzwi do pomieszczenia moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Jeff stał obok widocznie wkurzonego Scotta.
Czarnowłosy mężczyzna jednak nie sprawiał wrażenia jakoby specjalnie mu na tym zależało.
-Witam śpiocha!-zironizował wilkołak a mi nadal ciężko było pojąć to, że Tom mówił prawdę.
Znaczy, to nie tak że nie wierze przyjacielowi. Po prostu to wydawało się aż nazbyt nieprawdopodobne.
-Dzień D-dobry, Jeff..-odpowiedziałem niepewnie.-Słuchaj, bo ja mam pytanie...
-Brad, słuchaj. Musisz coś zrozumieć.-westchnął mężczyzna.-Nie musisz się mnie bać. Teraz jesteś w moim stadzie a my tutaj o swoich dbamy.
-Oh..-wyrwało mi się. Szczerze mówiąc nawet w najśmielszych snach bym nie pomyślała że Jeff coś takiego powie. Nie po tym co zrobił wczoraj. -Znaczy, ja n-nie mam nic do tego że teraz jestem w waszym stadzie. Po prostu chciałem zapytać jak to będzie wyglądało dalej. Chciałbym wrócić do domu i chodzić do szkoły.
Jeff wyglądał jakby właśnie przypomniał sobie o czymś ważnym. -Cholera! Brad masz racje.-zaśmiał się mężczyzna.-Zapomniałem wam powiedzieć że oczywiście będziecie mieszkali jeszcze w swoich domach i chodzić normalnie do szkoły.
Uśmiechnąłem się uszczęśliwiony odpowiedzią.
-Brad! Zwołaj wszystkich aby jak najszybciej przyszli tutaj.
-Oczywiście!-pisnąłem i pobiegłem przed siebie do pokoju obok mojego, czyli tego Minhosia. Zapukałem rytmicznie trzy razy a dosłownie po kilku sekundach drzwi roztwarły się, ukazując niewyspaną postać azjaty.
-Brad, coś się stało?-zapytał śpiącym głosem przez co kolana pode mną się ugieły a do moich nosdrzy dotarł zapach morskiej bryzy i orzechów włoskich.
-Och..ja...-rozpłynąłem się.-Znaczy..Jeff, on woła nas. Wszystkich..
-Wszystko w porządku?-zapytał się zmartwiony piwnooki w ostatniej chwili łapiąc mnie i chroniąc przed upadkiem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć chłopakowi bo Minho w jednej chwili stracił równowagę przez co obydwoje straciliśmy równowagę.
Perspektywa: Minho
Złapałem Brada w ostatniej chwili. Chłopak był zdecydowanie za bardzo rozkojarzony dzisiaj. Może ma to związek z wczorajszą sytuacją. W sumie nadal jej do końca nie rozumie... o kurwa.
Nagle straciłem równowagę. Razem z niebieskookim upadliśmy na ziemie a ja nie mogłem opanował odruchu przytulenia młodszego.
Cholera, Minho! Ty masz chłopaka!
Ale ten zapach czekolady i cukierków...
Mimowolnie moje twarz przysunęła się do tej przyjaciela powoli skracając dystans. Już prawie nasze usta się złączyły lecz zza zakrętu usłyszałem dźwięk szybkiego wciągania powietrza. Oderwałem się od Brada i spojrzałem w kierunku odgłosu. Stał tam Thomas z święcącymi oczami, ledwo powstrzymujący pisk.
-O mój boże! Ja wam już nie przeszkadzam!-pisnął uszczęśliwiony jak nigdy dotąd i momentalnie zniknął mi z pola widzenia. Skierowałem zdezorientowany wzrok na zarumienionego aż po uszy przyjaciela i szybko odskoczyłem od niego gdy zdałem sobie sprawę z tego, co prawie tu zaszło.
-Przepraszam, Brad.-powiedziałem zanim poszedłem zawstydzony i zły na siebie w kierunku holu gdzie czekał na nas Jeff.
Perspektywa: Thomas
Wyszedłem z pokoju po cichu starając się nie obudzić jebanego O'briena, śpiącego na dywanie w moim pokoju. Kretyn zasnął wczoraj po naszej kłótni a ja nie miałem zamiaru się trudzić budzeniem go.
Stanąłem na korytarzu i po omacku zacząłem szukać łazienki. I tak wędrując korytarzami usłyszałem zza zakrętu głos Minho a po chwili głośny huk upadku. Pospieszyłem więc biegiem w tamtym kierunku zastanawiając się co się tam odpierdoliło. Jednak tego, co zastałem się nie spodziewałem. Wciągnąłem ze świstem powietrze co było, kurwa wielkim błędem bo zaalarmowało to czarnowłosego.
-O mój boże!-pisnąłem nie mogą się powstrzymać.-To ja wam nie przeszkadzam!
Uciekłem jak najszybciej tylko umiałem starając się nie przeszkadzać przyjacielowi w tak ważnym dla niego momencie.
Jakimś cudem po chwili znalazłem się w tym samym holu co wczoraj i drżące wspomnienia wczorajszego wydarzenia i wczorajszej rozmowy powróciły do mojej głowy.
Nie myśl o tym. To nie jest prawdą.
O dziwo na tym holu czekali już wkurwieni Liam i Brett którzy łypali na siebie co drugie słowo. Był tam również Pierdolony Jeff oraz Scott który wyglądał jakby planował zbrodnie stulecia.
-O! Witam i złośnika! Już prawie jesteśmy w komplecie.-powiedział gdy za mną rozległy się szybkie kroki. Odwróciłem się a moim oczom ukazał się roztrzęsiony Minho.
Usiadł obok Bretta szeptając mu coś do ucha przez co Talbot zatrząsł się ze śmiechu.
-Opanuj downa, kretynie zasrany.-krzyknął na niego Liam a widząc że wysoki blondyn nie zwraca na niego uwagi zwrócił głowę w moim kierunku, wołając mnie kiwnięciem. Niechętnie do niego podszedłem.
-Teraz to mnie wołasz a wcześniej zapomniałeś o mnie i Bradzie, co?-zapytałem z wyrzutem.
-Przepraszam, Thomas ja nie wiem co we mnie wstąpiło.-odpowiedział skruszony.-Musimy się teraz trzymać razem.-dodał a następnie przysunął się szeptając.-Nie możemy im ufać, nie znamy ich.
Pokiwałem głową zgadzając się z jego słowami a po chwili Liam wyciągnął do mnie rękę na znak zgody. Po dłuższym namyśle jednak zgarnąłem przyjaciela w objęcia.
-Jak uroczo.-skwitował ironicznie Jeff przyglądający się tej sytuacji.
-Scott! Chodź do nas.-zawołaliśmy chłopaka widząc że chce z nami porozmawiać. W tym momencie do pomieszczenia wpadł czerwony jak pomidor Brad ciągnący za sobą Dylana-kretyna. Młodszy Talbot od razu podbiegł do nas siadając po mojej prawej. A miejsce obok Liama zajął Scott.
-Skoro jesteśmy już wszyscy w komplecie.-zaczął Jeff z przebiegłą iskrą w oku.-Chciałbym wam zakomunikować kilka spraw. Po pierwsze chciałbym wam wytłumaczyć na czym polega oznaczenie i o co chodzi w hierarhii wilkołaków.-przerwał na chwile biorąc łyk wody.
-W naszej hierarhii odróżnia się trzy podstawowe rasy. Alfy, bety i omegi.
Po ugryzieniu dowiadujemy się do jakiej od teraz należycie.
-Więc ja jestem Alfą, prawda?!-zapytałem zdenerwowany.
-Przykro mi, złośniku ale nie. Jesteś betą.
Brad jest omegą, Drugi złośnik też jest betą. Dylan jest jakąś marną alfą, Talbot wielki i Chińczyk też.
Kurwa mać! Skoro jestem betą oznacza to że...
-A ja?-odezwał się ponurym głosem przepełnionym nienawiścią Scott.
-Och, Scotty..ty jesteś omegą. I to moją omegą.-zaśmiał się okrutnie Jeff.
Scott spojrzał zszokowany na mężczyznę ale o dziwo nic nie odpowiedział. Czy to ten Scott którego ja znam czy ktoś go podmienił?
-Wracając do tematu. Alfy mogą oznaczać omegi i bety. Oznaczenie oznacza połączenie się do końca życia. Nie można zerwać połączenia ani przenieść je na inną osobę.-dopowiedział a w pomieszczeniu wybuchła wrzawa.
-Ja nie mogę być do końca życia połączony z tym ścierwem!-krzyknął O'brien a ja spojrzałem na niego z urazą i nienawiścią.
-Uważaj kogo ścierwą nazywasz szmaciarzu jebany! Żebyś kurwa zdechł!-krzyknąłem a Dylan gwałtownie wstał podchodząc do mnie. Złapal mnie za czarną koszulke, jedną ręką podnosząc mnie do góry.
-Odszczekaj to, dziwko.-powiedział a następnie zamachnął i uderzył otwartą ręką w twarz. Zaskomlałem ale nie poddałem. Brad próbował odsunąć tego pojeba ode mnie ale odsunął się gdy został gwałtownie kopnięty w twarz.
Minho i Brett zerwali się ze swoich miejsc krzycząc. Wspólnymi siłami Bretta, Minho, Liama i Scotta udało się odsunąć O'briena ode mnie.
-Co to było, pojebie?!-krzyknął na chłopaka Brett ale odsunął się gdy tylko spojrzał na Minho. Oczy Azjaty niebezpiecznie pociemniały a sam Minho zrobił się biały niczym ściana. Rzucił się na bruneta uderzając go pięściami prosto w twarz. Dylan nie miał szans się obronić.
-Jeff, zrób coś do kurwy nędzy!-krzyknął Scott biegnąc do rozbawionego mężczyzny. -Minho go zaraz zabije!
Jeff w końcu uspokoił się, i podszedł do bijących się nastolatków. Jedną ręką odciągnął Minho od ledwo oddychającego Dylana. Lee od razu rzucił się do Brada który trzymając się za twarz cicho łkał zgarniając go w mocny uścisk.
Ja zaś wyrwałem się od przytulającego mnie Liama idąc szybkim krokiem do Jeffa, Dylana i Bretta. Jeff zszedł mi z drogi robiąc mi tym samym przejście do O'briena.
Stanąłem nad nim patrząc na niego z wyższością. -I kto teraz jest dziwką, Dylanku?-zapytałem ironicznie a następnie zamachnąłem i zadałem ostatni cios prosto w krocze przez co brązowooki zwinął się z bólu. Poszedłem za wychodzącymi z pomieszczenia Bradem i Minho a obok mnie pojawili się od razu Liam i Scott.
-Czekajcie!-usłyszeliśmy za sobą zdyszanego Bretta. -Mogę iść z wami?
NOTATKA:
Tak, From a Child wraca na anteny prosze państwa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro